Opowieść o dwóch siostrach

Sisters (1973 / 93 minuty)
reżyseria: Brian De Palma
scenariusz: Brian De Palma, Louisa Rose

Alfred Hitchcock był twórcą konsekwentnie realizującym swoje kino, miał ulubione tematy, do których chętnie wracał, miał ulubione chwyty, które stosował by podkręcić napięcie, lubił także eksperymentować. Wielu było filmowców, którzy podkradali jego pomysły, ale tylko nielicznym udało się poskładać z nich w miarę sensowną i wciągającą fabułę. Brian De Palma należał do wielbicieli Hitchcocka, więc gdy dostał do ręki kamerę zrealizował kilka filmów czerpiących z dzieł żyjącego jeszcze w latach 70. mistrza suspensu. Siostry to jednak nie jest bezmyślna kopia któregoś z filmów Hitcha. To film diabelnie oryginalny, błyskotliwie opowiedziany i potwornie wciągający. Jak w Psychozie (1960) mamy tu osobowość psychopatyczną, zdolną do morderstwa. Jak w Oknie na podwórze (1954) mamy tu przypadkowego świadka zbrodni, któremu policja nie wierzy. Powstał psychologiczny dreszczowiec o ludziach, którzy świadomie lub nie wpadają w gigantyczne tarapaty.

Film zaczyna się jak komedia, potem zaś reżyser zręcznie lawiruje pomiędzy krwawym horrorem i niepokojącym psychothrillerem. Tytułowe siostry to syjamskie bliźniaczki, które zostały niegdyś rozdzielone, po czym słuch o nich zaginął. Ich historia znajduje jednak dalszy ciąg - jedno brutalne morderstwo plus jeden porządny świadek wystarczą by na wierzch wyszły skrywane sekrety. Grace Collier to odważna reporterka, która jak wpadnie na ciekawy temat to nie wypuści go z rąk. Gardzi policją, którą kiedyś obsmarowała w prasie za bezzasadną brutalność, a teraz znajduje potwierdzenie na bezsilność i ignorancję władz wobec prawdziwych zbrodni. Bierze więc sprawy w swoje ręce, częściowo dlatego by odkryć prawdę i ukarać winnych, ale i pewnie po to, by pokazać gliniarzom środkowy palec. A także by zdobyć materiał na ciekawy artykuł lub nawet książkę.

Drugą ważną postacią jest Danielle, modelka i aktorka biorąca udział w wojerystycznym programie telewizyjnym. W trakcie realizacji programu poznaje faceta, z którym nawiązuje bliższą znajomość. Nie trwa ona jednak długo, w końcu De Palma to nie twórca romansów. Musi więc wydarzyć się coś, co zakończy ten związek i zepchnie historię na inny tor. A także wprowadzi do gry nowych graczy. Podobnie jak w Mrocznym zwierciadle (1946) Roberta Siodmaka do gry wkracza siostra bliźniaczka będąca osobą niezrównoważoną. I wtedy właśnie zaczyna się właściwa intryga - jedni chcą odkryć prawdę, inni ją zataić. Kto okaże się sprytniejszy? Czy w świecie De Palmy, pełnym podglądaczy, szaleńców i kłamców znajdzie się choć jedna osoba, z którą można sympatyzować?


Okrutne morderstwo, zaginione zwłoki, nieustępliwa reporterka i niezaradni policjanci - z tych składników reżyser utkał perfekcyjny dreszczowiec. De Palma po mistrzowsku zwodzi widza, manipuluje faktami, które sam stworzył, daje wskazówki w jakim kierunku może potoczyć się fabuła, sam zaś wybiera inny kierunek, wprawiając widza w dezorientację i zniecierpliwienie. Znakomicie wykorzystał zasadę Hitchcocka, by widz wiedział więcej niż bohaterowie. Dzięki tej zasadzie udało się świetnie rozegrać scenę przeszukiwania lokum Danielle - osoba oglądająca tę scenę wie doskonale, gdzie są ukryte zwłoki, ale policjanci wraz z reporterką nie mają o tym pojęcia. Wtedy napięcie sięga zenitu i już do końca utrzymuje się na takim poziomie. Historia zmierza do nieoczekiwanego finału, często zaskakując odbiorcę. Nie od początku jednak film trzyma w napięciu, gdyż nie zaczyna się od hitchcockowskiego trzęsienia ziemi, ale od subtelnej gry z oczekiwaniami publiczności.

Tradycją w hollywoodzkich filmach jest konstruowanie klimatu przy pomocy muzyki. I Brian De Palma też poszedł na łatwiznę, korzystając ze wsparcia wybitnego kompozytora Bernarda Herrmanna, którego rozsławiła współpraca z Alfredem Hitchcockiem. Z De Palmą ów kompozytor pracował także przy Obsesji (1976), nawiązującej poniekąd do Zawrotu głowy (1958) Hitchcocka. Za partyturę do Obsesji Herrmann zdobył nominację do Oscara, ale muzyka w Siostrach również jest genialna i została dopasowana idealnie, tak jakby kompozytor pisał ją pod konkretne sceny. Słuchając tego soundtracku ma się wrażenie, że te utwory słyszało się w innych filmach grozy, ale ta ciemna kolorystyka kompozycji Herrmanna pasuje jak ulał do tego brutalnego kryminału. Artysta znany był z ignorowania poleceń reżysera, nawet Hitchcock zmieniał zdanie pod jego wpływem (czego przykładem „krzyk” instrumentów smyczkowych w scenie prysznicowej z Psychozy) i w Siostrach widać wyraźnie, że kompozytor miał duży wpływ na ostateczny kształt ścieżki dźwiękowej.


Brian De Palma z chirurgiczną precyzją skonstruował ten film, niczym doktor Frankenstein pozszywał fabułę z części pochodzących z innych filmów i ożywił ją w taki sposób, że masakruje każdego kto zobaczy efekt tego eksperymentu. Przykładem geniuszu reżysera jest scena morderstwa oraz fragment, w którym ofiara doczołguje się do okna. Ten dramatyczny fragment widz może obserwować na ekranie podzielonym na dwie części, drugi punkt widzenia pokazuje tę scenę z perspektywy świadka zdarzenia mieszkającego naprzeciwko. Nie jest to zwyczajny popis techniczny, ale chwyt, który służy wprowadzeniu kluczowej postaci i rozpoczęciu właściwej akcji filmu. Dzięki takim innowacyjnym zabiegom zwykłe sceny wyglądają oryginalnie i wzmagają większe zainteresowanie. Nie wspomniałem jeszcze o aktorstwie, a warto, gdyż Margot Kidder i Jennifer Salt idealnie wczuły się w klimat opowieści i odegrały swoje role perfekcyjnie. Ten mało znany film De Palmy, przyćmiony przez jego późniejsze sukcesy to nieprzewidywalny thriller, który można postawić na półce zarówno obok jego najlepszych dzieł jak i najlepszych filmów Hitchcocka.

2 komentarze:

  1. Split screeny to jest chyba jeden z ulubionych filmotwórczych zagrywek De Palmy. Na wiki jest strona poświęcona tej technice razem z listą filmów, które wykorzystują split screeny i właśnie pozycji w reż. De Palmy jest na niej najwięcej. W Passion swoim ostatnim filmie (nie jest to jego najlepsze dzieło, ale idzie obejrzeć) też wykorzystuje split screen. Czasami robił też takie subtelne, niby split screeny wkomponowane w kadr albo kadry z podwójną ogniskową, np. w Body Double jest scena kiedy Craig Wasson zagląda do damskiej toalety, a w lustrze na drzwiach widać jak tańczy Melanie Griffith. Podoba mi się też muzealna sekwencja w Dressed to Kill, gdzie split screen pokazuje to o czym myśli Angie Dickinson.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przejrzałem tę listę, faktycznie wynika z tego, że De Palma dość często stosował tę sztuczkę. Choć widziałem sporo jego filmów to jednak tylko w "Siostrach" zapamiętałem split screen jako w pełni uzasadniony środek językowy, który idealnie sprawdza się nie tylko jako element wizualny, lecz również jako zagrywka podkręcająca napięcie i wprowadzająca dreszcz emocji. A np. w "Aferze Thomasa Crowna" Jewisona podzielony ekran wydawał się raczej zbędny, wprowadzał niepotrzebny chaos i nie pozwalał się skupić na akcji filmu.

    OdpowiedzUsuń