Plan ucieczki

Escape Plan (2013 / 115 minut)
reżyseria: Mikael Håfström
scenariusz: Miles Chapman, Arnell Jesko

Wielu jest tzw. gwiazdorów kina akcji, ale dwaj z nich zajmują szczególną pozycję w historii popkultury. Sylvester Stallone i Arnold Schwarzenegger, bo o nich mowa, wykreowali typ bohatera, który nawet z sytuacji bez wyjścia potrafi wyjść zwycięsko i z podniesioną głową. W rzeczywistości obaj aktorzy także byli nieugięci, więc mimo gromów rzucanych przez krytyków, mimo licznych nominacji do Malin, kontynuowali karierę, bo wiedzieli że ludzie nadal chcą ich oglądać. Sly i Arnie znali się już od bardzo dawna, ale dość długo bronili się przed wspólnym występem na ekranie. Dopiero w dylogii Niezniszczalni (2010-12) można ich zobaczyć razem. W przeciwieństwie do tamtej serii Plan ucieczki to film, w którym obaj giganci grają pierwsze skrzypce i wykorzystują każdą minutę, by pokazać swoich bohaterów nie jako bezmyślnych mięśniaków, ale jako ciekawych indywidualistów.

Stallone wcielił się w postać specjalisty od więziennych zabezpieczeń, który z własnej woli decyduje się na pobyt w zakładach karnych, by udowodnić że w systemach zabezpieczeń jest sporo błędów. O swojej pracy napisał książkę (grający tę rolę aktor także jest pisarzem, autorem wielu scenariuszy filmowych). Na skutek intrygi trafia jednak do zakładu, który jest bardzo solidnie zabezpieczony, zgodnie ze wskazówkami zawartymi w książce. Na domiar złego żaden z więźniów nie wie w jakim zakątku świata znajduje się placówka. W takim wypadku pomoc z zewnątrz nie wchodzi w grę. I wtedy do akcji wkracza charyzmatyczny skazaniec, w którego wcielił się Schwarzenegger. Pozbawieni swoich stałych atrybutów (czyli broni palnej) bohaterowie muszą używać sprytu, zręczności, siły fizycznej. Nie raz im się oberwie, parę razy trafią do izolatki, czasem narażą się naczelnikowi, ale wszystko służy jednemu celowi - ucieczce.

Sporo już widziałem filmów o tematyce więziennej i Plan ucieczki trudno mi zaliczyć do najlepszych w tej kategorii, aczkolwiek jest to film przeznaczony do konkretnej grupy odbiorców i przez tą grupę z pewnością zostanie doceniony. Trudno posądzać scenarzystów o wtórność, gdyż jest tu kilka wybornych twistów, które podkręcają napięcie. Można zarzucać brak logiki i nadmierną wyrywność bohaterów (wywoływanie bójek, trafianie do izolatki na własne życzenie), ale to wszystko ma na celu wykreowanie męskiego świata, w którym przetrwają najsilniejsi i najbardziej zdeterminowani. Fabuła jest interesująca i niespełna dwie godziny seansu mijają szybko. Tym bardziej, że nie jest to typowy dramat więzienny, ale również porządne kino akcji. W związku z powyższym zadbano o efektowny finał. Bo Sly i Arnie nie mogli przecież po cichu zniknąć jak bohaterowie Ucieczki z Alcatraz. Oni musieli odejść hucznie, aby każdy ich zapamiętał, aby każdy wiedział że dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. I nawet pobyt w więzieniu nie pozbawi tych 60-latków werwy i godności.


Stallone i Schwarzenegger to ikony popkultury, od których nie oczekuje się wyrafinowanych kreacji aktorskich. Wszelkie nominacje do Malin, jakie im przyznano, są tylko przejawem złośliwości i nie mówią nic na temat wartości filmów, w których wystąpili. W Planie ucieczki Sly dość dobrze pokazał tragizm swojego bohatera, desperacko szukającego wyjścia z porządnie zbudowanej pułapki. Jest jak szczur w klatce - nie może liczyć na szacunek, współczucie ani wsparcie, chyba że spotka innego szczura, który też pragnie wydostać się z pułapki. Arnie całkiem nieźle odnalazł się w roli niezłomnego, zgryźliwego, ale też pełnego zaangażowania więźnia. Austriacki aktor bawi się rolą, a w jednej scenie szprecha po niemiecku. Sylwek, choć też umie się śmiać z siebie i wykreowanego przezeń wizerunku, to w tym filmie tworzy dramatyczną kreację - jego zbolały wyraz twarzy symbolizuje gniew, zagubienie i wielki żal do siebie, że dał się wpuścić w kanał jak totalny amator.

Obaj skazańcy są zamkniętą księgą, którą próbuje otworzyć naczelnik placówki - zagrał go James Caviezel. To też ciekawa postać - facet udaje bystrzaka i twardziela, wydaje mu się że jest gospodarzem i rozdającym karty zawodowym graczem. Ale każdy widz z pewnością przeczuwa, że ten pewny siebie typ zostanie wkrótce wyrolowany przez dziarskich staruszków. Na drugim planie śmiało sobie poczyna Vinnie Jones odgrywający rolę agresywnego strażnika. Jego walka z emerytowanym Rockym to jeden z najbardziej drapieżnych fragmentów filmu. Jones zagrał tu typową dla siebie rolę - bezwzględnego twardziela, który bezmyślnie wykonuje rozkazy, a najchętniej te które dotyczą bicia. Jest jak piłkarz-napastnik, który zamiast atakować bramkę fauluje przeciwnika. To porównanie nie jest przypadkowe, gdyż Jones to były piłkarz angielski znany z ostrej gry - był rekordzistą w ilości otrzymanych czerwonych kartek.


Obsada to bardzo mocny punkt filmu, nawet mimo tego że nikt nie wspina się na wyżyny swoich możliwości. Nowozelandczyk Sam Neill, wcielający się w postać pragmatycznego lekarza, to aktor międzynarodowy, grał u Chabrola, Wendersa, Spielberga, ale też u Zanussiego i Żuławskiego. Jego obecność w obsadzie to gwarancja dobrego kina (oczywiście to trochę naciągana teoria, bo na pewno w jego filmografii można znaleźć słabsze filmy). Dobrze też zobaczyć na ekranie Vincenta D'Onofrio kojarzonego z filmem Kubricka Full Metal Jacket, do którego ten mało popularny aktor przytył 30 kg (rekordowy wynik). Inny członek obsady, Faran Tahir, ze względu na pakistańskie pochodzenie nadaje się idealnie do roli terrorysty, ale w filmie Håfströma okazuje się całkiem porządnym facetem, co jeszcze bardziej podkreśla nieskuteczność i korupcję wymiaru sprawiedliwości, skoro więzienia przepełnione są wyłącznie porządnymi ludźmi.

W filmie spotyka się stara szkoła sprzed 25 lat (Osadzony, Tango i Cash) z nowoczesnością. Nowoczesny jest wystrój więzienia oraz styl wizualny zaprezentowany w kilku scenach. Szwedzki reżyser Mikael Håfström zadbał o to, by film nie był tylko sentymentalnym powrotem do przeszłości, ale przede wszystkim rzemieślniczo sprawną rozrywką i widowiskiem, w którym aspekty wizualne (efektowne zdjęcia i transformacje optyczne) współgrają z treścią - enigmatyczną i mroczną, ale zawierającą optymistyczne przesłanie (z każdej, nawet najtrudniejszej, sytuacji można znaleźć wyjście). W scenariuszu nie brakuje uproszczeń, logika czasem szwankuje, a zachowanie bohaterów nie zawsze jest wiarygodne. Jednak historia napisana jest na tyle ciekawie, że przykuwa uwagę. Filmu nie obejrzałem od razu po premierze, gdyż miałem spore obawy czy ten pomysł wypali. Niepotrzebnie, bo chociaż znajdą się tacy którzy będą narzekać, to ja jestem zadowolony widząc dwóch gigantów kina akcji w znakomitej formie, w bardzo dobrym filmie.

17 komentarze:

  1. całkiem porządny, fajny film ku mojemu zaskoczeniu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście że to obejrzę. Dwóch moich bohaterów z dzieciństwa, w jednym filmie? :) Nie ma takie opcji żeby nie zaliczyć tego filmu. (Musisz dodać etykietę Arnolda, bo jak kiedyś odwiedzi ten blog i zobaczy jej brak ....:)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Obsada to bardzo mocny punkt filmu, nawet mimo tego że nikt nie wspina się na wyżyny swoich możliwości."

    Ja wiem, moim zdaniem Arnold aktorsko zagrał jedną z najlepszych ról w swojej karierze. Jezus Chrystus był fajnym schwarz charakterem. A pozostali, ogólnie całkiem solidnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze chciałem zobaczyć ich obu razem, gdy byli młodzi. Kiedy już połączyli siły w tych Niezniszczalnych, byłem niestety zawiedziony, po drugą część nawet nie raczyłem sięgnąć. Chcę Ci wierzyć, że teraz będzie lepiej, ale... co z tego, dwóch dziadków to już nie to samo, co dwie tryskające testosteronem i energią machiny do zabijania.

    OdpowiedzUsuń
  5. ,,... Jego walka z emerytowanym Rockym to jeden z najbardziej drapieżnych fragmentów filmu...''
    Jakich?? :D :D Bez jaj, strasznie byle jaka ta bitka ( połowa ujęc to migające zbliżenia z ręki epileptyka ) taka sama nędza , jak fajt Rambo z Vandałnem w Ex2.
    Z tych wszystkich ostatnich zmagań Slaja wręcz, to jeszcze najlepiej wyszło starcie ze Steve'em Austinem w Ex1.

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Pan Szyszek

    Nie masz racji. Dziady są eleganckiej formie, jak na swój wiek. Slaj - tylko pozazdroscic, Arnie się troszkę postarzał, ale i tak jest całkiem o'rajt, narzekac nie ma na co. A taki Lundgren, to japierdole, czas się go nie ima ( Senseja dyplomatycznie pominiemy milczeniem :D )
    Poza tym jakoś nie widac następców...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to się chyba skuszę :D
      Ostatnio widziałem reklamę (chyba Volvo) z Vandamem, to dopiero robi wrażenie, no ale on nigdy nie był tak fajny jak dwaj powyżsi.

      Usuń
  7. Moim zdaniem jednak Arnie się lepiej zestarzał niż Slaj, w "Escape" po prostu lepiej wyglądał. A co do walk to taki jest współczesny styl, że kręci się te sceny w sposób "epileptyczny" (że użyję Twojego sformułowania), zapewne po to, aby ukryć fakt, że aktorzy nie są zawodowymi fighterami. Jednak zarówno ta walka z Vinniem jak ta z VanDammem wyszły moim zdaniem całkiem okej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Za ten ,,współczesny styl'' to im się należy suty wpierdol w dowolnym. Przecież na to się nie da patrzec. Jakoś w latach 80 -tych dawali radę bez problemu i nikt niczego ni musiał ukrywac. A i teraz przecież trafiają się genialne sceny fistfajterskie bez tej całej padaki, gdzie można podziwiac ruch i technikę w całej okazałosci - np. w ,, Only God Forgives'', żeby daleko nie szukac.
    Walka Sly vs JCVD z Ex 2 jest gówniana dla tego, że praktycznie przez cały czas Slaj napierdala Vandałna i nic poza tym. Dla mnie to bez sensu - finałowy pojedynek ma byc wyrównany, hirou musi wyłapac zdrowy nakurw, zanim zwycięży. Zły ma byc godnym przeciwnikiem, a nie lebiegą, krórej można bezkarnie do dupy nakopac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej walce z Ex2 Van Damme wykonuje efektowne kopnięcia z wyskoku, czyli to z czego najbardziej jest znany. Poza tym, nawet jak dostaje solidne lanie to wstaje na równe nogi - jak Rocky chce przegrać z honorem :D Wiadomo że można to było nakręcić lepiej, ale i tak jest nieźle, według mnie.
      Jakieś 10 lat temu taki niedbały styl kręcenia walk mi przeszkadzał, ale przyzwyczaiłem się do tego, szczególnie po obejrzeniu Trylogii Bourne'a, gdzie kamera jest w ciągłym ruchu, co niektórych może drażnić.

      Usuń
    2. No, wykonuje.. i ile tych kopnięc ,doszło' ? :D

      To nie polega na tym, że 'kamera jest w ciągłym ruchu' , tylko na kręceniu roztrzęsionymi łapami całej masy zbliżen i detali, a potem zmontowaniu z tego serii króciutkich ujęc w tempie ruchającego krolika .

      Usuń
  9. @Mariusz
    "A co do walk to taki jest współczesny styl, że kręci się te sceny w sposób "epileptyczny" (że użyję Twojego sformułowania), zapewne po to, aby ukryć fakt, że aktorzy nie są zawodowymi fighterami."

    Nie no, stara gwardia napieprzać się (na ekranie) potrafi... Chyba, że chodzi ci o to, że " współcześni" aktorzy nie są zawodowymi fighterami.

    @Simply
    "Poza tym jakoś nie widac następców..."

    Jak się uprzesz, to jakieś jaskółki nadziei się znajdą, np.:

    Scott Adkins i Andrei Arlovski
    http://www.youtube.com/watch?v=t03wigE8GK0
    http://www.youtube.com/watch?v=9jqLYeJPyYI
    http://www.youtube.com/watch?v=zk95q7gLazM

    a w kategorii "Cynthia Rothrock" mamy Ginę Carano
    http://www.youtube.com/watch?v=IMh8oSoWXFc
    http://www.youtube.com/watch?v=DpLErgPHt_o
    (In your face Michael Fassbender.)

    Poza tym, Dwayne The Rock Johnson jest solidny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chodziło mi ogólnie o współczesnych aktorów, którzy są specjalnie do filmu trenowani, ale raczej nie osiągną mistrzostwa, jak ci którzy trenują od wielu lat. Stallone'a można nazwać zawodowym fighterem, bo grając Rocky'ego i herosów kina akcji od bardzo dawna z pewnością jest świetnie wyćwiczony. I w nowych filmach pokazuje że nie stracił tej dawnej formy.
      Ze współczesnych aktorów to świetnie się biją Jason Statham i wspomniany przez Ciebie Scott Adkins. W Ex2 mieliśmy świetną walkę między nimi, ale marzy mi się film, w którym obaj zagraliby głównych antagonistów.

      Usuń
  10. Spoko, ja nie twierdzę wcale, ze teraz nie ma sprawnych fighterów, tylko nikt z nich nie ma nawet szczątkowych zadatków , żeby stac się gwiazdę formatu, powiedzmy Slaja.
    Z takich odkryc zeszłej dekady, to ja tam lubię Zoe Bell. Napierdala się , że oka nie idzie oderwac, jak na amatorkę, gra lepiej, niż przyzwoicie i jest zajebiscie fajną kobitką do tego ( ,, The Raze trzeba obczaic )
    Aktor wcale nie musi byc od razu zawodowym fighterem - od przygotowania do takich scen ma sztab trenerów choreografow, profesjonalnych zawodników, kaskaderów, etc.
    Przecież wielu doszło w swej karierze do świetnej formy i sceny walk z ich udziałem, to czysta przyjemnosc ( Pitt, Dafoe , Rourke, Day Lewis a przed laty Nero, Testi, Belmondo, McQueen, Bronson, czy z innej beczki Nakadai ).

    OdpowiedzUsuń
  11. "Spoko, ja nie twierdzę wcale, ze teraz nie ma sprawnych fighterów, tylko nikt z nich nie ma nawet szczątkowych zadatków , żeby stac się gwiazdę formatu, powiedzmy Slaja."

    Hmm, problemem jest też chyba trochę to, że teraz się klimat wśród widzów zmienił. Każdy jest ę i ą, i nikt nawet nie splunie na filmowe mordobicie poza wąską (albo mało widoczną) grupą odbiorców. W takich warunkach nie da się zajść wyżej niż Jason Statham, Dwayne Johnson, Craig w Bondach, czy Damon w Bournie... no i może jeszcze Vin Diesel.

    Hej, a Rourke to nie był przypadkiem bokserem?

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety, takie frajerskie czasy nastały.
    Tak, Mickey za młodu boksował trochę amatorsko. W latach 90 -tych, jak mu się kariera filmowa zaczęła sypac wócił na ring - efekty tej decyzji ma wypisane na twarzy.

    OdpowiedzUsuń