Zwycięzcy i przegrani, czyli o pewnej paradzie gwiazd

2. marca po raz 86. zostaną wręczone Nagrody Akademii, zwane Oscarami. Nie wszyscy przepadają za tą coroczną paradą gwiazd, ale większość osób z branży filmowej pragnie dostać tę nagrodę jako potwierdzenie dobrze wykonanej pracy. Zdobycie statuetki, a czasem także nominacji, powoduje że nagle sypią się liczne propozycje, zaś nazwiska laureatów na plakatach i ulotkach reklamowych zwiększają szanse filmu w box-office'owych rankingach. W tym roku Michael Fassbender otrzymał swoją pierwszą nominację, Leonardo DiCaprio czwartą,  Meryl Streep osiemnastą (!), a John Williams czterdziestą dziewiątą (!!). Dla niektórych to prawdziwa loteria, jak totolotek, np. dla Rogera Deakinsa, który nie zdobył statuetki mimo aż 10 nominacji. W tym roku nominowany jest po raz jedenasty i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że przegra z Emmanuelem Lubezkim (Grawitacja).

Pierwsze Oscary rozdano 16 maja 1929 roku, dwa lata po powstaniu Akademii Filmowej. Zwyciężyły wówczas dwa filmy nieme: Skrzydła Williama Wellmana i Wschód słońca Friedricha Murnaua. W sumie przyznano nagrody w dwunastu kategoriach plus dwie nagrody specjalne. Uhonorowano dwójkę aktorów (Emil Jannings i Janet Gaynor), dwóch scenarzystów (Ben Hecht za oryginalną fabułę i Benjamin Glazer za adaptację) i dwóch reżyserów (Frank Borzage za reżyserię dramatu i Lewis Milestone za komedię). Z dzisiejszego punktu widzenia dość niezwykłą kategorią było "opracowanie napisów filmowych" - nagrodę w tej kategorii dostał niejaki Joseph Farnham, który w okresie kina niemego specjalizował się w projektowaniu plansz z napisami. Dziwne, że ta kategoria nie powróciła w latach 60., gdy coraz więcej filmów rozpoczynało się od efektownych czołówek, a ich specjalistami byli Saul Bass i Maurice Binder.

Od roku 1929 przyznawanie Oscarów stało się tradycją i tak jak Boże Narodzenie lub Dzień Niepodległości jest corocznym świętem. Wojny i kataklizmy (jak powódź w Los Angeles w 1938) mogły przesunąć ceremonię o kilka dni, ale to święto kina musiało się odbyć. Dwie rzeczy na tym świecie są pewne: że każdy kiedyś umrze i że w pierwszym półroczu zostaną wręczone Oscary. Zmieniała się ilość kategorii, różna była ilość nominowanych filmów, zmieniały się także zasady głosowania, a czasem w jednej kategorii nagradzono dwójkę aktorów (tak było w 1932 i 1969). Przez jakiś czas wyróżniano nawet najlepszego asystenta reżysera, a raz trofeum trafiło w ręce twórców czteroczęściowego miniserialu (Wojna i pokój Siergieja Bondarczuka).

Nie każdy lubi ten typ rywalizacji, zdarzało się że niektórzy odmawiali przyjęcia Oscara. Nie przyjęli go dwaj pisarze (Dudley Nichols i George Bernard Shaw) oraz dwaj aktorzy (George C. Scott i Marlon Brando). Woody Allen również nie chciał brać udziału w ceremonii. W obliczu zbliżającej się imprezy oscarowej postanowiłem spojrzeć na historię tej prestiżowej nagrody i wydobyć z niej kilka ciekawych faktów.

Ben-Hur - 11 Oscarów

Scenarzyści wykluczeni

Czasy powojenne w Ameryce kojarzą się wielu filmowcom z nagonką na komunistów. W latach 1947-51 Komisja do Badania Działalności Antyamerykańskiej (HUAC) przeprowadziła wiele przesłuchań, podczas których wielu filmowców przyznało się do sympatii komunistycznych, a także zadenuncjowało kolegów z branży. Podczas pierwszej tury przesłuchań dziesięciu świadków odmówiło zeznań, przez co trafili na czarną listę, w efekcie czego nie mogli znaleźć zatrudnienia w amerykańskich wytwórniach. Aby nie wypaść z łask hollywoodzcy potentaci zobowiązali się podpisać tzw. Waldorf Statement, zgodnie z którym nie mogli zatrudniać osób znajdujących się na czarnej liście. Dotyczyło to przede wszystkim aktorów i reżyserów, gdyż oni byli przecież powszechnie znani i nie mogli się ukrywać za jakimś pseudonimem. Tak więc, Charlie Chaplin, Joseph Losey i Jules Dassin wyjechali za granicę, czarnoskóry aktor i komunista Paul Robeson zakończył karierę, Kim Hunter (laureatka Oscara za Tramwaj zwany pożądaniem) znalazła pracę w teatrze, Sam Jaffe (nominowany za Asfaltową dżunglę) zaczął uczyć matematyki w szkole, a Lionel Stander został maklerem giełdowym.

Inaczej rzecz się miała ze scenarzystami, którzy nadal byli zatrudniani pod warunkiem, że zgodzą się pisać anonimowo lub poprzez figuranta. Wśród Hollywoodzkiej Dziesiątki, czyli tych którzy pierwsi wykazali lojalność, odmawiając złożenia zeznań, znaleźli się tacy scenarzyści, jak: Ring Lardner Jr, Albert Maltz i Dalton Trumbo. Pierwszy z nich może się poszczycić dwoma Oscarami (w 1943 i 1971), ale mógłby ich zdobyć więcej, gdyby Komisja McCarthy'ego nie zahamowała jego działań. Albert Maltz napisał scenariusz Złamanej strzały, ale w czołówce wpisany jest Michael Blankfort i to właśnie on został wymieniony wśród nominowanych do Nagrody Akademii. Dopiero 40 lat później Akademia przyznała, że to Maltz był faktycznym autorem scenariusza Złamanej strzały. Dla wykluczonego scenarzysty nie miało to już najmniejszego znaczenia, gdyż od kilku lat przebywał w grobie.

Jednym z najwybitniejszych autorów hollywoodzkich był Dalton Trumbo, który nie mógł odebrać żadnego ze swoich dwóch Oscarów. Scenariusz Rzymskich wakacji podpisał jako Ian McLellan Hunter, zaś scenariusz do The Brave One - jako Robert Rich. Oba skrypty zostały wyróżnione Nagrodą Akademii, lecz Trumbo został wykluczony z uczestnictwa w ceremonii. Swojego Oscara (za drugi z tych filmów) otrzymał dopiero na krótko przed śmiercią, w 1975 roku. Natomiast jako autor Rzymskich wakacji został doceniony dopiero po śmierci, w latach 90.

Most na rzece Kwai - 7 Oscarów

Pośmiertne nagrody wręczono także rodzinom Michaela Wilsona i Carla Foremana. To ofiary drugiej tury przesłuchań przed Komisją. Odmowa zeznań spowodowała, że ich kariera w amerykańskim przemyśle filmowym stanęła pod znakiem zapytania. Foreman napisał scenariusz Mostu na rzece Kwai, który nie do końca spodobał się reżyserowi, więc poprosił Wilsona o dokonanie poprawek. Gdy scenariusz był już ukończony i zaakceptowany przez reżysera pojawił się problem. Które nazwisko wpisać w czołówce, skoro obaj znajdują się na czarnej liście? Poproszono więc Pierre'a Boulle'a, autora literackiego pierwowzoru, aby zgodził się podpisać tę adaptację. Francuski pisarz wyraził zgodę, ale gdy odbierał nagrodę Brytyjskiej Akademii Filmowej przyznał, że nie jest on autorem nagrodzonego tekstu. Producenci, obawiając się że w ten sposób przekreślił szanse filmu na Oscara, zmusili faktycznych scenarzystów do napisania listu do Akademii, w którym mieli stwierdzić że ze scenariuszem Mostu... nie mają nic wspólnego.

Inny przykład to Nedrick Young, współautor scenariusza Ucieczki w kajdanach. Film nagrodzono statuetką za scenariusz, lecz tylko drugi z autorów, Harold Jacob Smith, mógł odebrać nagrodę. Smith został uwzględniony w czołówce razem z niejakim Nathanem E. Douglasem - pod takim właśnie pseudonimem ukrył się podejrzewany o lewicowe sympatie Nedrick Young. Na przełomie lat 50. i 60. czarna lista przestała już obowiązywać, ale nadal Akademia bała się wyróżniać scenariusze podpisane przez czerwonych. Być może właśnie dlatego Spartakus i Exodus nie zdobyły nominacji za scenariusz, gdyż ich autorem był Dalton Trumbo.

Bardziej przezorni i bardziej chciwi na nagrody byli twórcy Lawrence'a z Arabii, którzy w czołówce uwzględnili nazwisko jednego scenarzysty, Roberta Bolta, lekceważąc wkład Michaela Wilsona (w 1978 Gildia Scenarzystów potwierdziła jego wkład w produkcję, ale Akademia zaakceptowała tę decyzję dopiero w latach 90.). Wilson musiał się wyprzeć także autorstwa Przyjacielskiej perswazji, którą wyróżniono nominacją do Nagrody Akademii. Wszystkie te fakty jednoznacznie wskazują jak wielką paranoją i głupotą było "polowanie na czerwonych", skoro wielu wybitnym twórcom odmawiało się praw do dzieł, które współtworzyli.

Luise Rainer - Oscar za Ziemię błogosławioną

Wpływ Oscara

Jennifer Lawrence po zdobyciu Złotego Globa za American Hustle wyznała: „Trzymałam tę statuetkę i czułam się dziwnie. Mam dopiero 23 lata, za mało by cokolwiek z tego rozumieć. Kolega z planu Igrzysk śmierci, Philip Seymour Hoffman, śmiertelnie przedawkował heroinę. Miał Oscara, a jednak regularnie się niszczył. Obiecałam sobie nigdy nie być na tyle bogatą i sławną, a jednocześnie tak piekielnie zagubioną, by musieć uciekać w nałogi”.

Nie dla wszystkich Oscar oznacza nobilitację, dla niektórych jest przekleństwem. Wielu aktorów po zdobyciu statuetki bardzo szybko popadło w zapomnienie. Na przykład Luise Rainer. W styczniu ta aktorka skończyła 104 lata, ale czy ktoś ją kojarzy, czy ktoś potrafi, bez zaglądania do źródeł, podać jej najsłynniejsze role. Nazwisko Luise Rainer powraca tylko wówczas, gdy wymienia się aktorów, którzy zdobyli dwa Oscary z rzędu. Należą do nich Spencer Tracy, Tom Hanks, Jason Robards, Katharine Hepburn i właśnie Luise Rainer, która zdobyła Oscary w latach 30, za role w filmach Wielki Ziegfeld i Ziemia błogosławiona (w pierwszym ta niemiecko-żydowska aktorka zagrała Francuzkę, w drugim Chinkę). Jej buntowniczy charakter, odrzucanie wielu ról i małżeństwo z komunistą Cliffordem Odetsem nie mogły jej przynieść chwały ani uwielbienia publiczności.

Niektóre gwiazdy kina miały jednak tak wielką charyzmę, że Oscar nie był im do niczego potrzebny. Do takich gwiazd należały m.in. Henry Fonda, Paul Newman, Kirk Douglas i John Wayne. Fonda swojego Oscara otrzymał na krótko przed śmiercią, 40 lat po otrzymaniu pierwszej nominacji. Douglas był bardzo cenionym aktorem w latach 50. i 60., ale miał mniej szczęścia niż jego syn Michael. Odsprzedał synowi prawa do Lotu nad kukułczym gniazdem, w wyniku czego Michael Douglas dostał Oscara za produkcję filmu Milosa Formana. A 12 lat później jego pierwsza (i jedyna) aktorska nominacja zamieniła się w statuetkę. Ojciec, mimo iż był żyjącą legendą kina, musiał się zadowolić nagrodą za całokształt.

Paul Newman i Joanne Woodward to długotrwałe małżeństwo, których Oscar nie mógł skłócić. Joanne zdobyła statuetkę już przy pierwszej nominacji, w latach 50., mąż czekał 30 lat na to wyróżnienie - jednak to właśnie on był gwiazdą pierwszej wielkości, jedną z najpopularniejszych i najlepiej zarabiających w Hollywood. To samo można powiedzieć o Johnie Waynie, który prawie pół wieku odgrywał główne role i niepotrzebna mu była do szczęścia Nagroda Akademii. W końcu jednak i jemu trafił się ten zaszczyt, ale po odebraniu statuetki nie spoczął na laurach i grał dotąd, dopóki nie powaliła go choroba.

Audrey Hepburn - Oscar za Rzymskie wakacje

Na niektórych Oscar podziałał bardzo pozytywnie, np. Audrey Hepburn zdobyła statuetkę za swoją pierwszą główną rolę (Rzymskie wakacje) i to ją zmotywowało do dalszych, coraz lepszych, występów ekranowych. Robert De Niro, Jack Nicholson, Gene Hackman, Dustin Hoffman, Daniel Day-Lewis i Meryl Streep także nie zmarnowali swojego Oscara, a nawet go pomnożyli szukając kolejnych aktorskich wyzwań. Na innych Nagroda Akademii nie miała dobrego wpływu, np. Faye Dunaway swój najlepszy okres w karierze kończy zdobyciem Oscara za Network. Potem nie zagrała już żadnej wartościowej roli. Możliwe, że powodem takiego stanu rzeczy była jej wredna osobowość. Roman Polański opowiadał, że znał ją już od dawna, odkąd była modelką i zawsze miała trudny charakter. Jej partner z Chinatown, Jack Nicholson, mimo iż był wielką gwiazdą kina, okazał się lepszym współpracownikiem, bardziej lubianym przez reżyserów. I nie zwariował mimo iż zdobył aż trzy złote statuetki.

Ikoniczne postacie, takie jak Greta Garbo i Marilyn Monroe, nigdy nie zdobyły Nagrody Akademii, a Marilyn nie wyróżniono nawet nominacją. Każdy jednak o nich słyszał, choć nie każdy oglądał filmy z ich udziałem. Z kolei Maggie Smith kojarzona jest najbardziej z cyklem o Harrym Potterze, niewielu kinomanów zdaje sobie sprawę, że zdobyła ona Oscara ponad 40 lat temu - za film Pełnia życia panny Brodie. Mało tego, 10 lat później zdobyła drugiego - za Suitę kalifornijską. Jednak ta nagroda chyba nie wywarła dużego wpływu na jej karierę. Aktorka jest znana, ale na pewno nie dzięki Oscarowi.

Dzięki Nagrodom Akademii tacy reżyserzy jak John Ford, William Wyler i Billy Wilder, zdobyli renomę i niezależność, mogli kręcić takie filmy jakie chcieli. Inni filmowcy, a wśród nich Howard Hawks, Alfred Hitchcock, Otto Preminger i Stanley Kubrick zdobyli zarówno renomę jak i twórczą swobodę bez pomocy Oscara. Także i Martin Scorsese nie potrzebował złotej statuetki, by potwierdzić swoje umiejętności - jego filmy mówiły same za siebie. Sporym niedopatrzeniem jurorów Akademii jest brak reżyserskiej nominacji dla Fritza Langa, Sama Peckinpaha, Briana De Palmy, a także Roubena Mamouliana, który nowatorsko posługiwał się kamerą i dźwiękiem na przełomie lat 20. i 30., a potem także i barwą w połowie lat 30.

Greta Garbo jako Ninoczka - czwarta nominacja i kolejny zonk

Stronniczość

Utworzenie Akademii Filmowej wraz z przyznawaniem przez nią nagród miało przyczynić się do poprawienia jakości amerykańskiej kinematografii. Nie powinno więc dziwić, że Amerykanie zdobywali nagrody znacznie częściej, a zagranicznych twórców nagradzano przeważnie w jednej kategorii. To nagroda amerykańska i jej zadaniem jest promowanie osiągnięć Hollywoodu - filmy nagrodzone Oscarami są więc sprzedawane do innych krajów, a pieniądze z dystrybucji trafiają w ręce amerykańskich decydentów. Oscarowa rywalizacja spowodowała, że reżyserzy chcieli tworzyć filmy doskonalsze, perfekcyjne, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Ale ważna była również problematyka. Pomysłów szukano w literaturze. Realizowano mistrzowskie adaptacje (Przeminęło z wiatrem, Ben-Hur, Lot nad kukułczym gniazdem). Ulubionymi gatunkami członków Akademii stały się dramaty i melodramaty, filmy o ludziach walczących z przeciwnościami losu, z własnymi słabościami, z chorobą.

Lekceważono westerny, horrory, kryminały, filmy fantastyczne i przygodowe. Z gatunków typowo rozrywkowych preferowano musicale, zapewne dlatego że kojarzyły się z teatrem i operą, czyli tzw. kulturą wyższą. Szczególnie dziwna była przegrana Pianisty z filmem Chicago. Dzieło Polańskiego zdobyło nagrodę za reżyserię, scenariusz i główną rolę, więc zostało uznane za najlepsze. Skąd więc Oscar dla Chicago w kategorii 'najlepszy film roku'? Wcześniej najważniejszego Oscara zdobyły następujące filmy muzyczne: Melodia Broadwayu, Wielki Ziegfeld, Going My Way, Amerykanin w Paryżu, Gigi, West Side Story, My Fair Lady, Oliver! i Dźwięki muzyki. Razem z Chicago - 10 tytułów. Irytująca gatunkowa stronniczość Akademii. Dla porównania - tylko 3 westerny zostały wyróżnione w najważniejszej kategorii (Cimarron, Tańczący z wilkami, Bez przebaczenia).

Wśród oscarowych kreacji aktorskich dominują role w dramatach i biografiach. Nagradza się postacie niepełnosprawne: osoby głuche (Jane Wyman w Johnnym Belindzie, Marlee Matlin w Dzieciach gorszego Boga), niewidome (Al Pacino w Zapachu kobiety), autystyczne (Dustin Hoffman w Rain Manie), sparaliżowane (Jon Voight w Powrocie do domu, Daniel Day-Lewis w Mojej lewej stopie). Od pewnego czasu poważnym aktorskim wyzwaniem jest rola homoseksualisty (William Hurt w Pocałunku kobiety-pająka, Tom Hanks w Filadelfii, Sean Penn w Obywatelu Milku, Christopher Plummer w Debiutantach).

Jane Wyman - Oscar za rolę w filmie Johnny Belinda

Gdyby film Pod Mocnym Aniołem zgłoszono do Oscara to pewnie Robert Więckiewicz za rolę alkoholika miałby większe szanse na nagrodę niż sam film. Bo dobrze zagrane role pijaków są często wyróżniane przez Akademię. Najsłynniejszy przykład to przejmująca kreacja Raya Millanda w Straconym weekendzie. Butelkę whisky w Oscara przemienili także: Lionel Barrymore w Wolnych duszach, Bette Davis w Kusicielce, Thomas Mitchell w Dyliżansie, Van Heflin w Johnnym Eagerze, Frank Sinatra w Stąd do wieczności, Lee Marvin w Kasi Ballou, John Wayne w Prawdziwym męstwie i Nicolas Cage w Zostawić Las Vegas. Bardzo blisko Oscara za rolę alkoholików byli: Paul Newman (Kotka na gorącym blaszanym dachu), Jack Lemmon i Lee Remick (Dni wina i róż) oraz Albert Finney (Pod wulkanem).

Bardzo rzadko wyróżnia się bohaterów kina akcji. Do wyjątków można zaliczyć: Gene'a Hackmana we Francuskim łączniku, Seana Connery'ego w Nietykalnych i Russella Crowe'a w Gladiatorze. Psychopatów z thrillerów też się nie honoruje, a nieliczne wyjątki tylko potwierdzają regułę: Fredric March jako Dr Jekyll i Mr Hyde, Anthony Hopkins jako Hannibal Lecter. Warto zwrócić uwagę na jeden fakt, który dobitnie świadczy o tym, że mężczyźni rządzą Hollywoodem. Reżyseria filmowa w Ameryce to męski zawód i w całej 85 letniej historii Oscara tylko cztery kobiety zdobyły nominację za wyreżyserowanie filmu: Lina Wertmüller, Jane Campion, Sofia Coppola i Kathryn Bigelow - ta ostatnia zdobyła statuetkę.

Ojciec chrzestny - gdzie tu jest pierwszy, a gdzie drugi plan?

Pierwszy i drugi plan - jedna cholera

Czym różni się pierwszy plan od drugiego? Czy jeśli w obsadzie jest Meryl Streep to znaczy że tylko ona jest aktorką pierwszoplanową, reszta zaś stanowi tło? Chyba tak, gdyż Julię Roberts, partnerującą jej w filmie Sierpień w hrabstwie Osage, nominowano do Oscara za rolę drugoplanową. Sporo jest w historii Oscarów takich przykładów. Al Pacino w Ojcu chrzestnym to zdecydowanie pierwszoplanowa postać, tak jak i Marlon Brando, jednak wyróżniono ich nominacjami w innych kategoriach. Hailee Steinfeld w Prawdziwym męstwie występuje niemal w każdej scenie, a jednak nie jest zbyt znaną aktorką, więc w napisach wyróżniono ją dopiero pod koniec i na Oscarach też była drugoplanową gwiazdą. 

Niesprecyzowane do końca reguły spowodowały, że raz zdarzyło się iż aktor otrzymał dwie nominacje za tę samą rolę. Ten aktor to Barry Fitzgerald, który w 1945 został laureatem Oscara za drugoplanową postać w filmie Going My Way - otrzymał za nią także nominację w kategorii 'rola pierwszoplanowa'. Cofając się jeszcze bardziej warto przypomnieć, że przed rokiem 1937 nie było kategorii 'aktor drugoplanowy', wtedy do jednej kategorii aktorskiej wrzucano czasem kilka gwiazd z obsady jednego filmu. Dzięki temu trzech aktorów z Buntu na Bounty zdobyło nominację w jednej kategorii (Charles Laughton, Clark Gable, Franchot Tone), w efekcie czego żaden z nich Oscara nie dostał.

The Westerner - trzeci Oscar dla Waltera Brennana

Rekordziści

Ben-Hur, Titanic i Władca pierścieni: Powrót króla - te trzy monumentalne i ckliwe produkcje zdobyły rekordową ilość Nagród Akademii - aż 11. Ben-Hur jest fenomenalnym widowiskiem i nie dziwię się, że wzbudził zachwyt, ale nagrody aktorskie dla Hestona i Griffitha to jakaś kpina. Naprawdę nie było lepszych kandydatów? Z pewnością byli - chociażby Jack Lemmon (Pół żartem, pół serio) i Dean Martin (Rio Bravo, w tym przypadku nie było nawet nominacji dla tego aktora, który zagrał tu jedną ze swoich najlepszych ról). Drugi z rekordzistów, Titanic, nie zdobył nagrody aktorskiej, choć powinien (szczególnie Kate Winslet jest rewelacyjna). Oscary w kategoriach technicznych są zrozumiałe, gdyż jest to wizualny majstersztyk. Nagrody główne powinny jednak powędrować do Tajemnic Los Angeles. Natomiast 11 Oscarów dla Powrotu króla wypada pominąć milczeniem. Doceniam fakt, że chcieli nagrodzić film fantasy, co w historii tej nagrody jest niespotykane, ale już bardziej Piraci z Karaibów zasługiwali na wyróżnienie, bo to było coś naprawdę świeżego i zaskakującego.

Tak jak w loterii jedni wygrywają miliony, inni parę złotych lub nic, tak i Oscary rozdawane są często niezbyt sprawiedliwie. John Williams i Ennio Morricone należą do najwybitniejszych na świecie kompozytorów, jeden dostał pięć Oscarów na 49 nominacji, drugi - pięć nominacji i żadnej statuetki (pomijam nagrodę pocieszenia w postaci Oscara za całokształt). Trudno jednak przecenić umiejętności amerykańskiej projektantki kostiumów Edith Head - wywarła ona spory wpływ na modę i wiele filmów zyskało dzięki jej projektom. Ale 35 nominacji i 8 Oscarów może wydawać się jednak przesadą. W ciągu 19 lat (1949-1967) zdobyła 30 nominacji. Dla niej uczestnictwo w ceremonii było sprawą rutynową i nie budziło takich emocji, jak w przypadku aktorów czy reżyserów. Jeszcze więcej wyróżnień spotkało projektanta statuetki Oscara, Cedrica Gibbonsa, który dostał 11 Oscarów na 39 nominacji.

Aktorzy i reżyserzy nie triumfowali aż tak często. Rekord wynosi 4 i wśród reżyserów należy do Johna Forda. Trzy trofea dla reżysera to też rzadko spotykana sprawa - tyle dostał Frank Capra i wszystkie w jednej dekadzie. Jeśli zaś chodzi o nagrody aktorskie to rekordzistką jest Katharine Hepburn (4 nagrody), a tuż za nią, z trzema statuetkami, plasują się Walter Brennan, Jack Nicholson, Daniel Day-Lewis i Meryl Streep, która w tym roku ma szansę wyrównać rekord należący do Katharine Hepburn. Na Oscara za konkretną rolę zasłużyli: Peter O'Toole (8 nominacji), Richard Burton (7), Deborah Kerr (6) i Barbara Stanwyck (4), ale zawsze omijał ich ten zaszczyt. Próbowano naprawić ten błąd przyznając im nagrodę za całokształt, ale Richard Burton niestety już tego nie dożył i nawet honorowy Oscar go ominął.

Peter O'Toole - wielki przegrany (8 nominacji, żadnego konkursowego Oscara)

Postscriptum

Który film najbardziej zasłużył na swojego Oscara? Moim zdaniem Braveheart: Waleczne serce Mela Gibsona, bo to niepowtarzalne, pełne emocji i wzruszeń widowisko, które głęboko zapada w pamięć. Kino ponadczasowe, bo walka o wolność i prawa człowieka to temat ciągle aktualny (czego dowodem jest sytuacja na Ukrainie). A który film zasługiwał na nagrody, a został kompletnie zignorowany? Moim zdaniem Nędzne psy Sama Peckinpaha. Niektórzy nazwą go 'filmem zapomnianym', ale ci którzy go widzieli nie zapomną go nigdy.

Największa wpadka Akademii miała miejsce według mnie w 1959 roku, gdy wyróżniono pretensjonalne dziwadło o nazwie Gigi, a zignorowano wiele bardzo dobrych filmów z 1958, takich jak Zawrót głowy, Dotyk zła, Wikingowie, Kotka na gorącym blaszanym dachu, Bracia Karamazow, Biały kanion i Człowiek z Zachodu. Najbardziej zasłużone nagrody aktorskie otrzymali według mnie: Kathy Bates za Misery i Natalie Portman za Czarnego łabędzia. Najbardziej niedocenione są zaś w mojej opinii kreacje Humphreya Bogarta w Skarbie Sierra Madre i Steve'a McQueena w filmie Papillon.

Nie powiem, że dziś Oscary już nic nie znaczą, bo tak naprawdę od zawsze zdarzały się błędy i niedopatrzenia Akademii. Filmy przeciętne były nagradzane, zaś arcydzieła pomijane. I Slumdog. Milioner z ulicy nie jest pierwszą i na pewno nie ostatnią wpadką jurorów tej zacnej instytucji. Nie zmienił się także stosunek Amerykanów do polskiego kina. Przegrana Noża w wodzie i Potopu z dziełami Felliniego niezbicie wskazuje, kto tu był pupilkiem Akademii (oprócz tego Fellini otrzymał 12 nominacji za reżyserię lub scenariusz). Mimo wielu nieprzychylnych opinii dotyczących werdyktów Akademii Oscary nadal budzą emocje środowiska filmowego i mediów, a widzowie nadal chodzą do kina na filmy nominowane, aby zabrać głos w dyskusji na temat rozdania tych znamienitych nagród.

22 komentarze:

  1. Dla mnie najbardziej niesłusznie nienagrodzoną , jest Mia Farrow za ,, Rosemary's Baby''.
    Dalej na antypodium Malcolm McDowell ( Clockwork Orange ) i Marlon Brando ( The Chase ). I na pewno jeszcze Harvey Keitel ( The Duelists , Fingers, Bad Lieutnant )
    Jak dla mnie, to ,, Nędzne Psy'' powinne cały garnitur Oscarów wyhaczyc ( dwa główne aktorskie, montaż, reżyseria, najlepszy film, może zdjęcia i dżwięk) ale feministki by chyba im LA Majdan wtedy urządziły.
    Mogłeś jakiś osobny akapit poświecic kategorii ,,film nieanglojęzyczny'' - przecież oprócz Felliniego triumfowali tu Bunuel, Bergmann, Kurosawa, Petri, Kadar & Klos, Michałkow - żeby poprzestac na tych słusznie nagrodzonych.
    No i nie wymieniłeś tego pana, co wyrwał najwięcej statuetek w historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz na myśli Walta Disneya? Nie oglądam animacji, więc może dlatego go zlekceważyłem ;)
      Zgadzam się co do tych niesłusznie pominiętych. Gdy oglądałem "Rosemary's Baby" to byłem pewien, że Mia zdobyła przynajmniej nominację. A tu się okazuje, że jednak nie. Spore niedopatrzenie Akademii. 1 nominacja dla Keitela też nie pokazuje skali możliwości tego aktora, zasłużył zdecydowanie na więcej. A dla takich filmów jak "The Chase" powinno się stworzyć nową kategorię "najlepsza obsada aktorska".

      Usuń
  2. Świetne podsumowanie historii Oscarów. Dla mnie najbardziej przecenionymi filmami zostały "Zakochany Szekspir" i "Poradnik pozytywnego myślenia", zaś za najmniej docenioną uważam Audrey Hepburn tylko z jednym Oscarem, a która wciąż pozostaje ikoną kina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wygrana "Zakochanego Szekspira" w roku, gdy kandydował "Szeregowiec Ryan", wydaje się bardzo dziwną decyzją. Ale "Poradnik" zdobył tylko jednego Oscara, moim zdaniem zasłużonego, więc nie powiem, że jest najbardziej przeceniony.
      Zgadzam się co do Audrey, według mnie jej oscarowa rola nie jest rolą najlepszą, znacznie bardziej podobało mi się jej aktorstwo w "Śniadaniu u Tiffany'ego", "Szaradzie", "Dwojgu na drodze" i "Doczekać zmroku".

      Usuń
  3. Artykul pierwsza klasa, zdecydowanie ciekawszy niz recenzje wciaz tych samych filmow nominowanych do Oscara. A zglebiajac sie w tresc to np. Paul Newman ma na swoim koncie rewelacyjna role "pijaka" w "Kotce"... Tego typu role zdecydowanie naleza do widowiskowych jak innych powiedzmy wariatow, dlatego my wszyscy tak je lubimy i akademia je tak nagradza... I rowniez mam zal, ze "Pianista" nie dostal Oscara, bo mnie ten film zawsze rozwala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, Paul Newman za występ w "Kotce..." był blisko statuetki za rolę pijaka. Dzięki za przypomnienie, chyba nawet dopiszę to do tekstu.

      Usuń
  4. Dla mnie krzywdzący jest fakt, że Paul Newman nie dostał Oscara za "Bilardzistę" i "Nieugiętego Luke'a" a dostał za słaby "Kolor Pieniędzy". Podobnie Lee Marvin - za rolę Walkera z "Point Blank" powinna być statuetka i Harvey Keitel za "Złego Porucznika".

    Natomiast uważam za słuszne, że Di Caprio nie dostał żadnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Cool Hand Luke" i "Point Blank" powstały w tym samym roku, więc Newman i Marvin powinni dostać ex aequo statuetkę ;) A DiCaprio pewnie nie dostanie także w tym roku, chyba że w kategorii 'najlepszy film', bo jest współproducentem "Wilka z Wall Street". Jego konkurentem jest Brad Pitt za produkcję "12 Years a Slave" :D

      Usuń
    2. Faktycznie z tego samego roku, nawet nie zauważyłem. Byłem pewien, że "Point Blank" powstał rok później. Ale filmowo dobry rok. W takim wypadku statuetka ex aequo nie byłaby złym rozwiązaniem.

      Usuń
  5. Świetny artykuł. Ah jak bardzo zgadzam się z Postscriptum. Do dziś pamiętam WSZYSTKO z Braveheart'a i z tego seansu w kinie. Dla mnie innym ponadczasowym filmem z zasłużonym Oscarem, który mogę oglądać i oglądać (z przerwami), to Forrest Gump. Cieszy mnie też wygrana "Milczenia Owiec", bardzo lubię jak wygrywa jakikolwiek inny gatunek filmowy niż dramaty :) No i w 83' roku powinien wygrać E.T !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W 1983 powinno wygrać "Coś" Carpentera :D "Forrest Gump" jest świetny, ale w tym samym roku (1994) było sporo świetnych filmów, choćby "Pulp Fiction", "Skazani na Shawshank", "Wichry namiętności", "Królowa Margot", "Quiz Show" (według mnie to właśnie za ten film Redford bardziej zasłużył na Oscara niż za "Zwykłych ludzi").

      Usuń
  6. Świetny artykuł, czyta się Ciebie nadzwyczaj przyjemnie.

    Oscary niby wkurzają, ale i tak wywołują najwięcej emocji. Długo nie mogłam przeboleć, że zamiast "The Social Network" wygrało "Jak zostać królem". Ale w tym temacie to można litanie układać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś o 14:45 na Polsacie będzie "The Social Network". Jeszcze tego nie widziałem, więc za chwilę idę oglądać.
      Dzięki za miłe słowa.

      Usuń
  7. Nekrolog
    1 marca odszedł jeden mistrzów kina autorskiego, wybitny reżyser Alain Resnais ( 91 )
    Jego obrazy wielokrotnie zaskakiwały nowatorskimi pomysłami narracyjnymi, wzbogacając język filmowej wypowiedzi o rozwiązania bliskie awangardowej prozie : ,, Zeszłego Roku w Mariańskich Łażniach'' ,, Hiroszima, Moja Miłośc'' ,, Kocham Cię, Kocham Cię '' ,, Opatrznośc''.
    RIP

    OdpowiedzUsuń
  8. No i po ptokach... W sumie, to choc filmów nie widziałem, cieszę się z wygranych Blanchett i McConaugheya ( to będzie jego rok, imo Emmy ma już w kieszeni )
    Deakins oczywiście nie miał szans, mogli go w ogóle nie nominowac, bo to już zakrawa na złośliwe walenie w chuja :D Z drugiej strony , powinien był dostac tę durną statuetkę za ,,Skyfall'' ( w końcu obejrzałem ) - takiego natłoku zmian tonacji i aury ekspozycji dawno nie widziałem, to było , jak jakiś psychodeliczny tutorial dla sprzętu :D
    A z rzeczy do szybkiego nadrobienia - ,,Her''.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja nie widziałem wiele z nominowanych, ale jestem rozczarowany, że "Kapitan Philips" nic nie zgarnął. I trudno mi uwierzyć, że Cuaron był lepszy od Scorsesego. Zdziwił mnie także Oscar dla aktorki drugoplanowej. Lupita Nyong'o? Kto to w ogóle jest?
    Z Oscara dla Blanchett i McConaugheya też jestem zadowolony. Dla niej jest to doskonałe potwierdzenie, że nadal jest w dobrej formie, dla niego to może być początek nowego etapu w karierze.
    A "Skyfall" Ci się podobał, czy tylko zdjęcia Cię zachwyciły?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cuaron JEST w tym wypadku lepszy od każdego. Tak właśnie myślę i dlatego jestem bardzo zadowolona z werdyktu, bo to najbardziej filmowy film ze wszystkich nominowanych. A Lupita jest odkryciem i jest lepsza od Julie i całej reszty pań. Na Blanchett stawiałam, a Matthew powinien dostać, bo ostatnio jest po prostu genialny - i w tym, za co dostał i w tym, co poza tym zagrał: pięć minut w "Wilku z Wall Street" czy znakomita rola w serialu "True Detective".
      Generalnie jestem z tegorocznych Oscarów zadowolona.
      pozdrawiam
      scoutek

      Usuń
  10. Tu raczej nie chodziło o to , ,,kto lepszy a kto gorszy'' , bo niby wg. jakich kryteriów ? Cuaron był pewniakiem w tych ,,sensualnych'' , że tak powiem , kategoriach, kasy natłukł, dzikie tłumy oniemiały na takie spektaklum - słowem, zasłużył :D
    Dodam, że ,,Grawitacji'' ani ,,Wilka...'' nie widziałem, wiec osobistego zdania nie mam.
    Też i na temat Lupity - z resztą ten cały ,,Slave'' to mnie w ciul najbardziej nie interesuje z tych wszystkich filmów, to już wolę powtórkowo ,, Mandinga'' odpalic, albo jakiś kozacki blaxploit :D
    ,,Skyfall'' mi się bardzo podobał - to taki Bond ,,wagnerowski''. Atmosfera zmierzchu imperium, kiedy prawda rozpuszcza się w szumie informacyjnym, rycerzowi królowej zostaje już tylko ostatni bastion - semper fi . Coś fajnie wzniosłego w tym było. No i ogólnie robota czysto filmowa super.
    Jedyny zgrzyt to Bardem ; nie chce mi się nawet rozwijac tej kwestii, niech on wypierdala do cyrku. Albo do paragwajskiego sitcomu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Obejrzałem ,, American Hustle'a '' i dodam, ze imo wielką przegraną jest Jenny L. Tak zajebistej aktorki komediowej nie było od lat. W dodatku znam taką pannę, która niesamowicie przypomina tę postac z filmu, także fizycznie, więc miałem podwójny ubaw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się zgadzam, na pewno nie byłoby przesadą nagrodzenie jej drugim Oscarem z rzędu, bo spisała się znakomicie. Film mnie totalnie rozczarował, ale Jennifer nie zawiodła oczekiwań.
      A jak Ci się podobał film?

      Usuń
  12. Mieszane uczucia. To było takie ,, zróbmy film, jakby Alrman parodiował Scorsesego''. I to częściowo się udało, melodię i ducha Marty'ego uchwycili nawet trafnie, gorzej z Altmanem . Największym minusem jest długośc filmu, jakieś 20 min - do pół godziny trzeba było wyrzucic ( przeciągnięte, nieistotne sceny typu wizyta Bale'a z przeprosinami u Rennera, kiedy on go wywala na zbity ryj, a Amy ciągnie go potem do auta i jeszcze parę innych, upchanych, żeby sobie jeden z drugą mogli więcej ,,poaktorzyc ). No i niewykorzystany imo motyw szejka, który dawał potężne możliwości rozrywkowe.
    Aktorstwo ogólnie bardzo dobre, Bale pokazał, jak się powinno grac na jednej nucie ( a to też sztuka ) , obie panny bardziej, niż wyraziste : fajne zderzenie charakterów . Amy urodzona mistyfikatorka, spełniająca się w życiowych gierkach, Jenny - serce na dłoni, głupia jak wiadro i jednocześnie zaradna i skuteczna właśnie dzięki temu brakowi niuansów, który intuicyjnie i pozornie wbrew logice zawsze obraca na swoją korzyśc. Brawa dla scenarzystów za taką postac.
    Świetna narracja - rozpoczęcie od środka historii i równoległa jazda wstecz i do przodu,
    początek, jak Bale montuje sobie ,,pożyczkę'' na łbie i wchodzi piosenka o bezimiennym koniu mnie powalił, w ogóle przyjemny, przede wszystkim pasujący do całości soundtrack . Wniknięcie w hedonizm kolorowych lat 70 tych ok, z jednym uderzającym absurdem ( nikt nie wciągał kreski ) Ale zabrakło prawdziwie altmanowskiego jadu, to właściwie jest taki strasznie pozytywny film o tym, jak się jeszcze jeden american dream spełnił. Para Bale - Adams , to idealnie dobrany związek, dla nich sama kasa jest jakby tylko środkiem, najbardziej liczy się przeżywanie wyzwań, do jakich są stworzeni : przekręcanie innych ( też przekręciarzy, tu nikt uczciwy nie ucierpiał i dla tego ten film jest bardzo moralny :D )
    Jedyny uczciwy ( przełożony Coopera ) to smutny, brzydki, tępy i zapuszczony dziad, któremu scenarzysta nawet nie dał dokonczyc opowiastki. Może dla tego, że nawet jego opowiastka jest chuja warta. Bale to też zapuszczony, wyliniały do tego komiczny dziad, ale ma w sobie mądrośc, energię, spokój i harmonię z tym światem, w którym żyje.
    Film oparty na faktach, ale nie znam tej historii.
    U mnie minimalnie naciągnięte 4/6

    OdpowiedzUsuń
  13. Mnie się nie podobała narracja, szczególnie "jazda wstecz", wywaliłbym te retrospekcje, w których bohater opowiada o tym jak poznał swoją wspólniczkę.
    Co do tego, kto był uczciwy, to wydaje mi się, że postać grana przez Rennera była w porządku - nabrał się na prowokację, ale chyba nie był oszustem, tak przynajmniej mi się wydaje. Albo po prostu reżyser mnie oszukał i źle odczytałem tę postać :D
    Za soundtrack, stronę wizualną i aktorską daję po dwa punkty, a więc moja ocena to 6/10 (to mniej więcej to samo co 4/6 :D).

    OdpowiedzUsuń