Wyrok w Norymberdze

Judgment at Nuremberg (1961 / 161 minut)
reżyseria: Stanley Kramer
scenariusz: Abby Mann

Istniejąca od XIII wieku Norymberga była w czasie III Rzeszy jednym z głównych ośrodków nazizmu. Odbywały się tu procesy i egzekucje niewinnych ludzi skazywanych nie za swoje czyny, ale za pochodzenie. Biblijne zdanie „Nie sądźcie, abyście sami nie byli sądzeni” okazało się w tym przypadku prorocze. W tym samym gmachu, w którym zapadły liczne niesprawiedliwe wyroki, faszystowscy sędziowie stanęli na ławie oskarżonych, by zapłacić za swoje błędy. Wyrok w Norymberdze jest kolejnym (po Dwunastu gniewnych ludziach) dowodem na to, że Amerykanie potrafili kręcić nie tylko efektowne widowiska, ale też kino ambitne, koncertowo zagrane i obfitujące w genialne potyczki słowne. To najbardziej wartościowy film Stanleya Kramera - głęboki, pełen emocji, niezmiennie aktualny, dotykający tematów wielkiej wagi.

Stanley Kramer, producent W samo południe (1952) i reżyser Ucieczki w kajdanach (1958), już w latach 50. udowodnił, że dba o wysoki poziom przedsięwzięć, nie interesują go banalne tematy i prosta rozrywka. Taka postawa sprawiła, że wspierali go najzdolniejsi aktorzy tamtej ery, tacy jak Burt Lancaster, który wraz z Haroldem Hechtem i Jamesem Hillem założył firmę wspierającą ambitne projekty. Wyrok w Norymberdze rozlicza się z okresem hitleryzmu i choć na ławie oskarżonych posadzono czterech Niemców to oskarżenia rzucano na wszystkich. Wszystkich tych, którzy udawali, że nie widzą zła, tym samym przyzwalając na czynienie jeszcze większego zła. Wspomina się nawet o Hiroshimie, tak jakby sugerowano, że Amerykanie też są zdolni do ludobójstwa. Bo zło jest wpisane w ludzką naturę. I złem jest nie tylko sama zbrodnia, ale i obojętność na ludzką krzywdę, brak reakcji i sprzeciwu wobec podłości i anarchii.

Jak to w klasycznym dramacie sądowym wśród bohaterów są oskarżyciel, obrońca, sędziowie, świadkowie i pozwani. Każdemu pozwolono dojść do głosu, by przedstawił swój punkt widzenia. Mecenasi, którzy odebrali staranne wykształcenie, zadziwiają elokwencją, spostrzegawczością i logicznym sposobem myślenia. Brutalnie atakują świadków serią pytań, by podważyć ich zeznania. Pojawiają się naciski, aby uniewinnić katów ze względów politycznych. Bo Niemcy mogą być sojusznikiem Amerykanów w walce z Sowietami. Z podobnych powodów sprzedano Polskę Rosjanom, licząc na ich pomoc w wojnie z Japonią. Takie posunięcia i wybieranie mniejszego zła jest logiczne, co nie znaczy że sprawiedliwe. Sędziowie stają przed dylematem: ulec naciskom czy osądzić winowajców subiektywnie, zgodnie z własnym sumieniem? Ocenić logicznie czy sprawiedliwie?

Dużo w tym filmie popisowych kreacji aktorskich. Największe pole do popisu otrzymał austriacki aktor Maximilian Schell. Rolę Hansa Rolfa grał też w telewizyjnym spektaklu Abby'ego Manna (scenarzysty) i George'a Roya Hilla (reżysera). Spektakl nadawano na żywo w 1959 roku w ramach programu cyklicznego Playhouse 90. Oprócz Schella również odtwórca roli Emila Hahna, Werner Klemperer, powtórzył swoją rolę w wersji kinowej. Dzięki powtórzeniu swojej roli Max Schell otrzymał Oscara, pokonując m.in. Paula Newmana (Bilardzista) i Spencera Tracy'ego (Wyrok w Norymberdze). Na pewno zasłużył sobie na takie wyróżnienie. Sam film i mistrzowska reżyseria Kramera też powinny zostać lepiej docenione - wyróżniony wtedy Oscarami West Side Story nie może się równać z tak porywającym i kunsztownym spektaklem.

Parę słów o granej przez Schella postaci, bo ta rola nie tylko jest świetnie zagrana, ale też znakomicie napisana. Broniąc nazistów Hans Rolfe broni swojego kraju, jest zdeklarowanym patriotą, który pragnie by Niemcy nie były postrzegane jako kraj zbrodniarzy. Oskarża więc każdego: Żydów, Sowietów, Amerykanów, Churchilla i innych. Jego słowa są dosadne, bolesne, nie zawsze sprawiedliwe, ale wypowiadane przez aktora z takim przekonaniem, że słucha się go uważnie zastanawiając nad znaczeniem i sensem słów. Czy to możliwe, aby niemiecka ludność nie wiedziała nic o eksterminacji Żydów i Polaków? Czy naprawdę można być tak ślepym i głuchym? Czy ci, którzy zostali w nazistowskich Niemczech są lepszymi patriotami i większymi bohaterami od tych, którzy uciekli z kraju przed nazizmem?

Co może być lepsze od świetnej kreacji pierwszoplanowej? Świetna rola epizodyczna, bo wielką sztuką i wielkim wyzwaniem dla aktora jest stworzenie kreacji wybitnej, gdy ma się do odegrania małą rolę. Montgomery Clift dokonał tej sztuki, jego występ mocno zapada w pamięć. Aktor przekonująco przeobraził się tu w paranoicznego, wyniszczonego psychicznie człowieka, mocno doświadczonego przez los. Postawiony w krzyżowym ogniu pytań musi sobie przypomnieć tragiczną przeszłość, co jest dla niego bolesne - ten ból widoczny jest na twarzy aktora. Podobnie jak Clift również Judy Garland wspięła się na wyżyny i też nie potrzebowała wiele czasu ekranowego, by zabłysnąć talentem.

Obsada to zdecydowanie najmocniejszy punkt tego dramatu. Aby osiągnąć mocny efekt reżyser nie potrzebował dobrych aktorów. Potrzebował aktorów najlepszych. I takich udało mu się zgromadzić na planie filmowym. Wyraziste kreacje stworzyli Richard Widmark jako stanowczy pułkownik-oskarżyciel pragnący rozliczyć Niemców z ich zbrodniczej działalności oraz Marlena Dietrich w roli oschłej, zgorzkniałej wdowy przekonanej, że to Niemcy są największymi ofiarami minionej wojny. Spencer Tracy jest zniuansowany i powściągliwy, ale on ma przede wszystkim obserwować i słuchać, by wysnuć wnioski, dokonać trzeźwej oceny i analizy. Na wysokości zadania stanął też Burt Lancaster, którego aktorski talent był zwykle kwestionowany ze względu na jego upodobanie do westernów. Dlatego Burt grał czasem w ambitniejszych filmach, by udowodnić swoją wszechstronność. W filmie Kramera nie miał dużej roli, ale trudno ją nazwać epizodem, gdyż jako jeden z pozwanych pojawia się w wielu scenach, najczęściej milcząc i rzucając wymowne spojrzenia. Ale gdy dochodzi do głosu widzowie poznają jego punkt widzenia, zaś aktor przejrzyście i wiarygodnie przekazuje emocje.

W czasach obecnych film może wydawać się anachroniczny i zbyt oczywisty. Ale nie jest z pewnością tendencyjny ani nieszczery. W pełnej wersji czas projekcji wynosi 186 minut, bo twórcy nie zamierzali opowiadać tej historii zbyt pobieżnie i bez szczerego przekonania. Doskonały jest scenariusz, bo pełno w nim porywających konwersacji, celnych i mądrych uwag, pytań, monologów, a także świetnie skonstruowanych postaci (ich nazwiska są inne niż u autentycznych uczestników procesu). Zdjęcia Ernesta Laszlo są nieefektowne, chropowate i badawcze, pasujące do mrocznej tematyki. Twórcy odrobili na piątkę lekcję z prawa, komunikacji społecznej i historii II wojny światowej. Przedstawili gorzką diagnozę społeczeństwa, wypunktowali jego wady i ocenili świat jako miejsce, w którym rządzi logika i niesprawiedliwość. Wiele dramatów wojennych nacechowanych brutalnością nie wywołuje takich wrażeń jak ten rzekomo monotematyczny, a w istocie dogłębny, rzeczowy i bogaty w treść dramat sądowy.

6 komentarze:

  1. Widziałem go w Iluzjonie, i to z polskim dubbingiem z lat 60'tych.:) Trzy godziny bez problemu wysiedziałem, wciąż jestem w szoku.

    Dzięki za przypomnienie o nim, dziś kojarzę z niego tylko pracę kamery. Szkoda, że przy okazji powtarzasz odwieczne kłamstwo o tym, że człowiek jest zły z urodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uważam, że to kłamstwo. Zła raczej nie można się nauczyć, ono tkwi w człowieku od początku i w pewnych sytuacjach się ujawnia.

      Słyszałem, że takie filmy niegdyś dubbingowano. "Dwunastu gniewnych ludzi" też ma swoją polską wersję językową.

      Usuń
    2. To nie jest "opinia", to są fakty. Bycie złym to kwestia moralna -> moralność określa się poprzez wybory -> człowiek nie wybiera, że rodzi się człowiekiem -> człowiek nie może być złym z urodzenia.

      Że człowiek jest zły z urodzenia mówią tylko tacy, co chcą być kontrolowani lub chcą kontrolować innych.

      Usuń
  2. @ Garret
    Moim zdaniem masz rację tym, że człowiek nie rodzi się zły ( ani dobry )
    Za to nie masz, mówiąc , że TYLKO tacy, tak mówią ( about kontrola ) . Zło może być narzędziem chaosu, który chcesz świadomie wprowadzać w życie w formie detalicznej, czyli siać gnój z zaskoczenia , wyprowadzając go z zasłony dymnej pozorowanego dobra i helikopterem relatywizmu zabrać się do bazy , ewentualnie zostawić, tak, jak jest. W ten sposób możesz potwornie zniszczyć drugiego człowieka nie kontrolując go ( bo nie masz długofalowego interesu , chodzi tylko o to , by zabić w kimś coś... i uśmiechnąć się ) Możesz nauczyć się wpajania komuś przeciwstawnych wartości z sugestią ich odwrotnych znaczeń moralnych. Jeżeli jesteś prawdziwym nihilistą, widząc pozytywne skutki, znudzony odwracasz się na pięcie i idziesz dalej, do następnej ofiary.
    Nie chodzi o kontrolę, a o zadawanie nie gojących się ran w mikroskali, dla samej przyjemności, im lepiej ci idzie, tym szybciej się nudzisz.

    OdpowiedzUsuń
  3. wspominając 12 gniewnych ludzi niemal automatycznie sprawiłeś, że Wyrok w Norymberdze dopisałem do listy "must see" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. @GarretReza @Simply

    Ja się nad tym kiedyś zastanawiałem. Ogólnie rzecz biorąc, więcej złych/grzeszników urodziło się w hitlerowskich Niemczech niż w Polsce. Przyjmuje to za fakt. Na podstawie tego można stwierdzić, iż już od urodzenia jesteśmy naznaczeni.

    OdpowiedzUsuń