Narkotyk

La Horse (1970 / 76 minut)
reżyseria: Pierre Granier-Deferre
scenariusz: Pascal Jardin, Pierre Granier-Deferre na podst. powieści Michela Lambesca

10 stycznia 2015 nastąpił przełomowy moment w historii tenisa - Agnieszka Radwańska (której kibicuję bardziej niż polskiej reprezentacji w piłce nożnej) pokonała po raz pierwszy Serenę Williams. I to w finale australijskiego turnieju, zarówno w singlu jak i w mikście. To wprawdzie nie jest jeszcze Wielki Szlem, ale i tak trzeba przyznać, że początek sezonu zapowiada się obiecująco. Ale zostawmy to... jest weekend, więc czas wrócić do blogosfery.

Jean Gabin przyznawał się do tego, że nie przepada za filmami o miłości, bo są monotonne, pretensjonalne, nieangażujące. Jako aktor unikał więc grania w tego typu filmach. Ale możliwe, że rzadko dostawał takie propozycje, gdyż nie był typem amanta. Jego wygląd można określić jako antyromantyczny, szorstki, patriarchalny. Nadawał się idealnie do ról antybohaterów: gangsterskich bossów, apodyktycznych ojców, despotycznych notabli. Po znakomitej kreacji w filmie Klan Sycylijczyków wcielił się więc w kolejnego nieprzeciętnego bohatera wyciągniętego z kart ekscytujących powieści sensacyjnych. Narkotyk to film bardzo konkretny, niezbyt skomplikowany, lecz wciągający. Czysta rozrywka mająca spełniać oczekiwania. I czyni to z iście francuską gracją.

Protagonistą filmu jest doświadczony przez życie obszarnik Auguste Maroilleur, człowiek starej daty, dla którego liczą się dwie rzeczy: dobre imię, na które ciężko pracował on i jego przodkowie oraz odziedziczona po ojcu wielka posiadłość ziemska z dworkiem i licznymi zwierzętami. Gdy funkcjonariusz policji podczas przesłuchania pyta się go o zawód ten odpowiada: „Posiadacz ziemski”. Gdyby stracił swoje gospodarstwo byłby bez pracy, a dla takiego człowieka czynu jest to perspektywa trudna do zaakceptowania. Tytułowy narkotyk to woreczek heroiny przemycony na farmę przez wnuka Maroilleura. Dziadek jest wściekły, bo w wyniku tego incydentu może stracić swoją ziemię i dobre imię. To optymistyczna opcja. Pesymistyczna jest taka, że gangsterzy będą chcieli upomnieć się o towar wart wiele milionów i wtedy może dojść do masakry. Maroilleur szykuje więc broń na grubego zwierza, by ... powitać nieproszonych gości.

O głównym bohaterze tej opowieści niewiele wiadomo. Być może brał udział w II wojnie światowej albo i nawet w I wojnie indochińskiej. Wiadomo, że jest tradycjonalistą przywiązanym do swojej ziemi, mającym ręce brudne od pracy w gospodarstwie. Na tych rękach wkrótce pojawi się także krew. A wszystko przez bezmyślność wnuka, którego uważa za swojego jedynego spadkobiercę. Swoich zięciów natomiast nie szanuje, bo jak twierdzi nie lubi pracowników, którzy uwodzą jego córki. Ukrywa więc wnuka w piwnicy, by nie spadł mu nawet włos z głowy, a sam wyrusza na wojnę z handlarzami narkotyków, którzy zainwestowali grube miliony w heroinę i na pewno nie mają zamiaru iść na kompromisy z szalonym dziadkiem.


W przeciwieństwie do większości eurocrime'ów zamiast asfaltowej dżungli mamy tu zieloną prowincję kilkanaście kilometrów od Paryża, a konkretnie w Normandii, która przetrwała już wiele bitew. Sukces La Horse zainicjował nurt „wiejskich thrillerów” - po nim powstały podobne w klimacie filmy, takie jak Wdowa Couderc, Sprawa Dominicich i Spalone stodoły. Wśród bohaterów filmu Granier-Deferre'a nie ma cynicznych twardzieli w typie Delona - członkowie rodziny Maroilleur to zwyczajni ludzie, którzy znaleźli się na skraju przepaści i tylko opanowanie seniora może ich uratować przed upadkiem. Senior, choć pozornie nieugięty, stanowczy i trzymający się zasad, przechodzi przemianę. Zdaje sobie sprawę, że sam nie da rady, wciąga więc w rozgrywkę swoich zięciów, którymi wcześniej gardził. Ale grany przez Marca Porela wnuk Henri - ten nieostrożny młokos, który wplątał się w handel narkotykami - też musi przejść metamorfozę pod wpływem działań szalonego, lecz w gruncie rzeczy dobrodusznego dziadka.

To film Jeana Gabina, aktora niezwykle popularnego w kraju nad Sekwaną, lubianego przez widzów i docenianego przez krytyków. Gabin wypowiadał kwestie gardłowym głosem i wzbudzał tym respekt. Wzbogacał postać o szlachetne cechy charakteru: honor, pewność siebie, bezwzględność. W filmie pod tytułem La Horse (tytuł to slangowe określenie heroiny) francuski gwiazdor dominuje na ekranie, nie ma w obsadzie drugiej tak wyrazistej osobowości, która mogłaby go przyćmić. Czasem tylko na pierwszy plan wysuwa się rytmiczna muzyka Serge'a Gainsbourga, ilustrująca m.in. masakryczną scenę rozjeżdżania krów samochodem. Już od prologu widać dobre oko autora zdjęć, Waltera Wottitza, laureata Oscara i Złotego Globu za pracę przy czarno-białej superprodukcji wojennej Najdłuższy dzień. A w dalszej części filmu mamy np. ciekawe przejście od „martwej” fotografii w gazecie do „żywej” sceny w wiosce. Narkotyk to rzecz dla entuzjastów klasycznej sensacji, no i dla sympatyków wielkiego Gabina.

6 komentarze:

  1. Ja właśnie nie przepadam ani za Radwańską ani za Janowiczem. Zdecydowanie bardziej lubię Kubota. Ale sukces naprawdę spory i należą im się gratulacje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też kibicuje Agnieszce, jestem z nią i za nią odkąd wygrała juniorski Wimbledon. W ogóle kocham tenis, bardziej mnie wciąga niż filmy, mogłabym gapić się godzinami na przebijaną piłeczkę. Fajnie, że zaczyna się sezon! I to jeszcze jak. A w kwestii Janowicza to różnie z nim bywa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Entuzjaści Gabina mogą docenić fakt, przynajmniej połowicznie, że film jest na YT. Jedyny problem to kwestia braku napisów polskich albo angielskich. Dostępne są tylko francuskie.

    "Radwańska, Gabin i heroina" - taki tytuł byłby jeszcze bardziej sugestywny ;-) Trzeba gdzieś tam zapisać, żeby nie zapomnieć i obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki temu, że wspomniałem o Radwańskiej to mam nieco więcej komentarzy, bo odezwały się osoby, które filmem nie są zainteresowane :D :D

      Film jest na chomiku z polskimi napisami.

      Usuń
    2. Rzadko tam zaglądam, ale dobrze wiedzieć, że jest.

      Wspomnienie o Radwańskiej to, nawiązując do "Czarnej Żmii", plan tak szczwany, że gdyby przyprawić mu kitę, mógłby udawać lisa ;-)

      Żeby jednak oddać sprawiedliwość, jakimś wielkim fanem tenisa nie jestem, ale zdecydowanie wolę, kiedy polscy tenisiści wygrywają niż przegrywają.

      Usuń
  4. Dobrze że reklamujesz filmy z lat 70 , bo te co sa krecone od 2009 roku to rzadko który mogę oglądać .

    OdpowiedzUsuń