Przedwczesny pogrzeb

The Premature Burial (1962 / 81 minut)
reżyseria: Roger Corman
scenariusz: Charles Beaumont, Ray Russell na podst. opowiadania Edgara Allana Poe

„Nieznośny ucisk płuc, duszące wyziewy wilgotnej ziemi, wpijanie się rąk w pośmiertne całuny, nieubłagana cieśń szczupłego pomieszczenia, mrok wiekuistej nocy, cisza jak ogłuszające morze, niewidzialna wprawdzie, lecz dająca się wyczuć obecność robaka-zwycięzcy. W XIX wieku w medycynie dokonano wiele przełomów, ale wciąż panowała społeczna trwoga wywołana lękiem przed pochowaniem za życia. Bohater noweli Edgara Allana Poe obawia się paroksyzmu kataleptycznego. To zesztywnienie całego ciała - stan przypominający zgon. Odór gnijącego trupa powoduje, że pogrzeb przygotowywany jest zwykle pospiesznie. Strach ogarnia człowieka na samą myśl, że faktycznie dochodziło wielokrotnie do takich przedwczesnych pochówków.

Scena początkowa, występująca przed czołówką, to osobny majstersztyk. Już na wstępie reżyser kupił widza profesjonalnie wykreowaną atmosferą. Dwóch grabarzy rozkopuje grób, gwiżdżąc irlandzką melodię Molly Malone. Nad ziemią unosi się kurz tworząc złowrogą mgłę. Wyczuwa się obecność niespokojnych duchów próbujących nakarmić strachem umysły żywych ludzi. Do okazałej posiadłości przybywa piękna, elegancka dama, by spotkać się ze swoim ukochanym i pomóc mu pokonać lęki, które go dręczą od długiego czasu. Jego strach pogłębił się jeszcze bardziej, gdy wraz z kilkoma lekarzami obserwował odkopywanie grobu w celu wykorzystania trupa do eksperymentów medycznych. Okazało się wówczas, że nieszczęśnika pochowano żywcem. Świadczyły o tym ślady krwi na wieku trumny i przerażający wyraz twarzy zmarłego.

Bohater filmu tkwi w przekonaniu, że jego ojciec cierpiał na katalepsję. Atak tej choroby miał rzekomo sprawić, że pochowano go, mimo iż nie był martwy. Obsesja nie staje na przeszkodzie jego małżeństwu, a żona próbuje mu pomóc pokonać fobię. Trudno się oprzeć wrażeniu, że w istocie te wszystkie pomocne gesty są lekceważeniem problemu. Swoje opowiadanie Edgar Allan Poe zaczął od przedstawienia faktycznych przypadków pochowania żywcem, sugerując że strach głównego bohatera jest w pełni uzasadniony. Gdy konstruuje dla siebie grobowiec, z którego można wyjść od wewnątrz, jedni uważają to za niebezpieczną obsesję, podczas gdy inni doceniliby pomysłowość. W dobie postępu technologicznego taki wynalazek z pewnością odniósłby sukces.


Ray Milland starał się nadać swojej postaci psychologicznej głębi, co sprawia że nie traktuje się go jak szaleńca tylko zagubionego, nie rozumianego przez bliskich jegomościa. Mimo iż nie jest to film tej rangi co Stracony weekend (1945) Billy'ego Wildera, Ray Milland tworzy porównywalną kreację. Z początku może się wydawać, że tę rolę powinien zagrać Vincent Price, który z Cormanem pracował ośmiokrotnie. Price na pewno by sobie poradził znakomicie, ale Milland reprezentuje właściwie podobny typ postaci - dżentelmena dręczonego przez wewnętrzne demony, znajdującego się na progu szaleństwa. Aktor preferuje jednak (w odróżnieniu od wspomnianego kolegi) bardziej zniuansowane, oparte na psychologicznym realizmie aktorstwo. Poza tym często grywał amantów, co uwiarygodniło wątek miłosny pełniący ważną funkcję w tym filmie. Skoro wspomniałem już o wątku uczuciowym dodam, iż protagoniście partneruje Hazel Court, przepiękna angielska aktorka, którą Corman zapewne wypatrzył w stylowych produkcjach Hammera (Przekleństwo Frankensteina i Człowiek, który oszukał śmierć) i potem jeszcze dwukrotnie obsadził.

Po obejrzeniu sześciu (z ośmiu) filmów cyklu Corman/Poe muszę stwierdzić, że prezentują one bardzo wyrównany poziom. Dom Usherów (1960), Studnia i wahadło (1961), Nawiedzony pałac (1963), Maska czerwonego moru (1964) i Grobowiec Ligei (1965) to kino, które straszy mądrze, bez epatowania perwersją i okrucieństwem, a jednak wywołuje ogromne wrażenie narastającym napięciem, zagęszczającą atmosferą, połączeniem staroangielskiej wytworności i upiornego gotycyzmu. Przedwczesny pogrzeb (1962) wypada wcale nie gorzej od dzieł z udziałem Vincenta Price'a. Stylistyczne wyrafinowanie, precyzyjnie skonstruowana intryga i szereg kapitalnych scen każą zaliczyć tę produkcję do czołówki.


Znakomity efekt końcowy to skutek nie tylko warsztatowej biegłości reżysera, ale i kreatywności scenarzystów, sumienności aktorów i profesjonalizmu speców od wizualnej i technicznej obudowy. Muzyka też współgra harmonijnie z treścią i klimatem filmu. Corman miał to szczęście, że otoczony był wiernymi i zdolnymi przyjaciółmi, których nie przerażał niski budżet. Oszczędność, z jakiej słynął reżyser, nie przeszkadzała im w pracy. Góry pieniędzy, jak dowodziły ówczesne hollywoodzkie blockbustery, prowadzą częściej do spektakularnej klęski niż satysfakcji. Brak funduszy natomiast uruchamia wyobraźnię. Okazuje się wtedy, że kino jest źródłem, z którego można czerpać radość i dumę. Doborową ekipę Cormana uzupełniali: operator Floyd Crosby, scenograf Daniel Haller, kostiumolożka Marge Corso, montażysta Ronald Sinclair i kompozytor Ronald Stein.

Z reguły współcześni widzowie nie mają dobrego zdania o starych horrorach, a swoją opinię potrafią tylko wyrazić słowami: „Film nie straszy. Owszem, strach w horrorach jest ważnym czynnikiem, ale nie tylko odrażające stwory i krwiożerczy psychopaci budzą lęk. Brak wyobraźni przyczynia się do tego, że większość traktuje poważnie tylko dosłowne, ultrabrutalne opowieści, lekceważąc subtelną oldskulową grozę. Jednak gdy spróbujemy wyobrazić sobie taką sytuację: padamy ofiarą katalepsji, lekarz stwierdza zgon, a potem lądujemy w grobie pod ziemią, czując przedostające się do wnętrza trumny robaki - wtedy okaże się, że autentyczną trwogę jest w stanie wywołać także niskonakładowy, pozbawiony krwawych efektów i paskudnych kreatur, staroświecki film grozy.

1 komentarze:

  1. Trudno się nie zgodzić z ostatnim akapitem, choć mam nadzieję, że współczesny widz ma bardziej wyrafinowany gust i bogatą wyobraźnie by docenić takie klasyki. A motyw katalepsji bądź pogrzebania żywcem z innym przyczyn wciąż cieszy się popularnością wśród współczesnych filmowców. Ciekawy film i recenzja.

    OdpowiedzUsuń