„Piekło jest puste. Wszystkie diabły są tutaj” (W. Szekspir The Tempest) |
Tekst opublikowany także w serwisie film.org.pl
Dla miłośnika kina grozy każdy wieczór
jest dobry na oglądanie horroru, ale mimo to zawsze szuka się pretekstu –
jakiegoś znaku, który „mówiłby”, że teraz jest właśnie dobry moment:
np. śmierć kogoś związanego z tym gatunkiem (Christophera Lee, Wesa
Cravena i in.), rocznica śmierci lub urodzin, albo, tak jak teraz,
zbliżająca się Wigilia Wszystkich Świętych (All Hallows’ Eve, czyli Halloween). Dla
wielbiciela opowieści z dreszczykiem – w szczególności takiego, który
zajmuje się pisaniem o filmach – to dobra okazja, by zarekomendować
kilka ciekawych pozycji gatunku.
W robieniu filmów najtrudniejszym wyzwaniem jest wywołanie u odbiorcy
konkretnych emocji. W tym przypadku chodzi o uczucie strachu. Czym
właściwie jest strach? Jeśli na ekranie zostaną pokazane ludzkie
wnętrzności to wiele osób się skrzywi z obrzydzeniem, ale czy o taki
efekt chodzi? Zdaniem znawcy gatunku, Stephena Kinga, tak – uczucie
wstrętu zalicza się jak najbardziej do metod straszenia widza. Ci,
którzy faworyzują The Thing (1982) Carpentera przyznają mu rację.
Jednakże ludzka wrażliwość się zmienia i dzisiejsza publiczność
zapomina o tym, że dawniej straszono klimatem. Do lat sześćdziesiątych
obrońcy moralności dbali o komfort widza i osiągnęli tyle, że filmowcy
nauczyli się budować nastrój grozy za pomocą wizualnych bądź dźwiękowych
efektów, tj. burze z piorunami, skrzypiące drzwi, tajemnicze kroki,
cienie na ścianach, ciemne piwnice, zaułki, złowieszcza muzyka.
Pozostaje jeszcze kwestia przynależności do gatunku. Wielu filmom
odmawia się miana horroru ze względu na brak pierwiastka niesamowitości,
a to w moim przekonaniu błąd. Wampiry, duchy czy demony symbolizują
strach człowieka przed nieznanym i jak najbardziej mogą powodować
niepokój i senne koszmary, ale źródłem strachu są często przyziemne
sprawy: psychopatyczni mordercy, przedwczesne pogrzeby, sceny tortur.
Jeśli to wszystko przedstawione jest z odpowiednim, działającym na
widza, ładunkiem grozy i emocji to można film nazwać horrorem. Bo horror
to nie tylko konkretne fabuły, ale też nastrój. Bywa i tak, że filmy o
podobnej fabule reprezentują odmienne gatunki ze względu na odmienną
atmosferę.
Przedstawiam moje zestawienie dziesięciu europejskich horrorów. Znalazły się wśród nich dwa filmy francuskie i dwa włoskie oraz sześć produkcji z innych krajów Europy. Kolejność chronologiczna.
Przedstawiam moje zestawienie dziesięciu europejskich horrorów. Znalazły się wśród nich dwa filmy francuskie i dwa włoskie oraz sześć produkcji z innych krajów Europy. Kolejność chronologiczna.
1. Oczy bez twarzy (Francja 1960), reż. Georges Franju
a.k.a. Les Yeux sans Visage / Eyes Without a Face
a.k.a. Les Yeux sans Visage / Eyes Without a Face
Gdybym był miłośnikiem współczesnych ekstremalnych horrorów to pewnie wybrałbym któryś film z nurtu New French Extremity, ale gdy spojrzę w przeszłość do swoich ulubionych dekad to okazuje się, że francuskie horrory to rzadkość. Dlatego ten wybór jest oczywisty. Oczy bez twarzy znajdują się w każdym zestawieniu tego typu. Redaktorzy Taste of Cinema umieścili ten film na 12. miejscu najlepszych horrorów lat sześćdziesiątych, serwis Playlist dał go na 1. lokatę wśród horrorów nieanglojęzycznych, natomiast Empire ulokował go na 22. pozycji w rankingu 50 najlepszych horrorów wszech czasów (to jedyny film francuski w tej klasyfikacji). Trochę dziwne, że pomijany jest film H.G. Clouzota Les Diaboliques (1955), który z kinem grozy ma wiele wspólnego, ale prawdą jest, że to dzieło Georgesa Franju wyprzedza swoje czasy i na długo pozostaje w pamięci.
Bardzo łatwo można by z tego tematu zrobić B-klasową ramotę.
Wystarczyłoby sprzedać pomysł amerykańskim producentom, którzy w latach
pięćdziesiątych specjalizowali się w fantastyczno-naukowych obrazach o
szalonych naukowcach. Na przykład Rex Carlton i Joseph Green w 1959
zrealizowali film pt. Mózg, który nie może umrzeć. Jego fabuła z
grubsza wygląda tak: młody chirurg powoduje wypadek samochodowy, w
wyniku którego życie traci jego narzeczona. Facet zabiera jej głowę z
miejsca wypadku i zanosi do laboratorium, gdzie udaje mu się ożywić
mózg. Mózg chce umrzeć, ale uparty naukowiec próbuje znaleźć dla niego
nowe ciało. Film z powodu prawnych i cenzuralnych problemów miał
premierę dopiero w 1962, więc Franju nie mógł go widzieć wcześniej, a
jednak fabuła jest podobna.
Szanowany chirurg, specjalista od transplantologii, spowodował
wypadek, w którym córka została oszpecona. Gnębiony poczuciem winy
próbuje naprawić błąd i przeszczepić jej twarz innej kobiety. W tym celu
jego wierna asystentka zwabia młode dziewczyny do rezydencji, gdzie
czeka ich niemiłe zaskoczenie. W przeciwieństwie do wspomnianego
amerykańskiego badziewia ten film nie miał problemów z cenzurą, ale nie
obyło się bez kontrowersji. Dość długa scena operacji chirurgicznej (w
której obserwujemy zdejmowanie skóry z twarzy) może przyprawić o gęsią
skórkę i z pewnością budziła największe opory ortodoksyjnych widzów i
krytyków.
Georges Franju został doceniony z upływem czasu, gdy okazało się jak
wielki wpływ wywarł na przyszłe pokolenia reżyserów. I to na całym
świecie, bo i John Woo w Bez twarzy, i Pedro Almodóvar w Skórze, w której żyję,
i wielu twórców kina gore oraz horrorów cielesnych (np. Cronenberg)
kontynuowali i rozwijali pomysły francuskiego Mistrza. Korzystając z
tematów charakterystycznych dla tandetnej fantastyki grozy Franju
stworzył dzieło nowatorskie, ale też zupełnie odmienne od nowofalowych
nurtów, które na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych
zdobywały powodzenie krytyków i w kręgach festiwalowych.
Oczy bez twarzy to właściwie nie film, lecz dzieło poetyckie
– liryczny utwór o miłości i szaleństwie. Główny bohater jest
człowiekiem boleśnie doświadczonym przez los, który przez miłość do
córki staje się potworem. Córka przeciwnie niż ojciec jest potworem na
zewnątrz, zaś w środku to dziewczyna nieszczęśliwa, pragnąca umrzeć
zamiast pełnić rolę królika doświadczalnego (nie mówiąc już o tym, że
szereg niewinnych istot musi stracić twarz, by lekarz zakończył
eksperyment).
Film jest kapitalnie sfotografowany, z wielu ujęć przebija oniryzm, a
muzyka Maurice’a Jarre’a wzmacnia liryczny nastrój opowieści. Temat
główny przypomina utwór Antona Karasa z Trzeciego człowieka
(tym bardziej, że w obu filmach wystąpiła Alida Valli), a motyw
szalonych eksperymentów jednoznacznie kojarzy się z nazistowską
pseudo-medycyną. Przypuszczam, że Georges Van Parys (autor znakomitej
kompozycji do Diaboliques) stworzyłby coś bardziej
konwencjonalnego. Zatrudnienie niedoświadczonego lecz utalentowanego
Maurice’a Jarre’a miało na celu wprowadzenie nowoczesnego brzmienia do
horroru. W późniejszych latach ten kompozytor nieraz udowadniał, że jest
geniuszem i wielokrotnie zdobywał prestiżowe nagrody, ale już w tym
wczesnym filmie widać jego wybitną osobowość i artystyczną wrażliwość.
a.k.a. Et Mourir de Plaisir / Blood and Roses
Wampir to istota mocno zadomowiona w popkulturze, będąca przedmiotem
niezliczonych analiz, książek i filmów. Źródło licznych metafor i
porównań, np. w prasie wampir to często określenie seryjnego mordercy.
Już w epoce kina niemego pojawił się typ kobiety określanej jako wamp.
Chodziło o postać wyrachowanej kusicielki doprowadzającej mężczyzn do
zguby. Postać wampa ma swój pierwowzór w prozie Sheridana Le Fanu –
opowiadaniu Carmilla, które powstało jeszcze przed Draculą Stokera, ale już po Wampirze Polidoriego. Opowiadanie przenosili na ekran Duńczyk Carl Theodor Dreyer (Wampir, 1932), Brytyjczyk Roy Ward Baker (Kochankowie wampira, 1970) i Hiszpan Vicente Aranda (Suknia ślubna splamiona krwią, 1972).
Najsłynniejszy film Rogera Vadima to prowokacyjny debiut I Bóg stworzył kobietę (1956) ze zmysłową rolą Brigitte Bardot, ale prawdopodobnie najlepsza jest swobodna adaptacja Carmilli zatytułowana I umrzeć z rozkoszy (inny tytuł Krew i róże). W roli głównej Vadim obsadził swoją żonę, duńską modelkę Annette Strøyberg (wcześniej u niego w Niebezpiecznych związkach),
którą poślubił po rozwodzie z Brigitte. Niestety, ani o filmie ani o
drugiej żonie Vadima w ogóle się nie słyszy, tak jakby nie istniały.
Gdybym zapytał o francuski horror z 1960 roku to chyba każdy pomyślałby o
filmie Oczy bez twarzy w reż. Georgesa Franju. Ja chciałem
jednak wyróżnić ten nie do końca oszlifowany, ale fantastyczny i
mieniący się kolorami diament.
Korzystając z literackiej klasyki francuski filmowiec opowiedział tak
naprawdę kolejną historię o miłości. Gdy pojawia się to uczucie wraz z
nim przychodzi zazdrość. Wkrótce umysł zostaje opanowany przez nienawiść
i dochodzi do zbrodni. Przez mroki nocy przenika erotyczna atmosfera,
na białej sukni pojawia się krew, a czerwona róża zwiastuje nadciągającą
tragedię. Charakterystyczny dla wampirów głód krwi wiąże się z typowym
dla człowieka cielesnym pożądaniem, ale pocałunek, nawet jeśli jest
pocałunkiem śmierci, okazuje się bardziej rozkoszny niż seks. Francuzi
to romantycy, bo i tutaj z mrocznej tematyki wydobyli poezję (oryginalny
francuski tytuł się nawet rymuje – Et Mourir de Plaisir) i tak jak poezję nie każdy ją zrozumie i doceni.
Roger Vadim specjalizował się w estetyce kiczu i niektóre jego
pomysły mogą uchodzić za tandetne (jak np. pojawiająca się znikąd krew
na białej sukni), ale są tu także sekwencje będące autentycznym
majstersztykiem. Surrealistyczny sen bohaterki granej przez Elsę
Martinelli to niewątpliwie dzieło prawdziwego artysty. Annette Strøyberg
bardzo dobrze zaprezentowała się w roli Carmilli. Kiedy trzeba potrafi
być lodowata, innym razem przeraźliwie smutna lub pełna namiętności.
Elsa Martinelli też przyciąga uwagę, między tymi dwiema kobietami jest
większe napięcie erotyczne niż między kobietą i mężczyzną. I o to
zapewne chodziło! Natomiast odtwórca głównej roli męskiej, Mel Ferrer,
tylko dzięki zabawnej scenie przy fortepianie zapada w pamięć. Skoro już
wspomniałem o fortepianie to muszę jeszcze dodać, że wydarzenia na
ekranie ilustruje fantastyczna muzyka. Jej autorem jest Jean
Prodromidès, artysta niezbyt dziś znany, ale niegdyś współpracował z
Andrzejem Wajdą (Danton).
3. Krzyk strachu (Wlk. Bryt. 1961), reż. Seth Holta.k.a. Taste of Fear (bryt.) / Scream of Fear (amer.)
Wielka Brytania to od drugiej połowy lat pięćdziesiątych potężna
fabryka strachu, gdzie do lat siedemdziesiątych powstawały rok po roku
liczne stylowe horrory. Filmy wampiryczne Dracula (1958), Dracula: Książę Ciemności (1966) i Dracula powstał z grobu (1968) należą do najlepszych. O Pladze zombie (1966) i Narzeczonej diabła (1968) też zapominać nie należy. Twins of Evil (1971) również zaskakująco udane. Ja wybrałem jednak psychologiczny dreszczowiec Krzyk strachu,
w którym nie ma wampirów, zombie ani demonów, jest za to człowiek –
potwór tym gorszy, że obdarzony rozumem, który służy do wymyślania
perfidnych intryg.
Oczy bez twarzy zaczynają się od wrzucenia ciała martwej kobiety do rzeki. Krzyk strachu
zaczyna się od wyłowienia martwej kobiety z rzeki… Fabularnie film
przypomina klasyczny thriller, ale klimat jaki udało się zbudować
przywodzi na myśl gotycką opowieść o budzących strach nawiedzonych
domostwach. Wytwórnia Hammer specjalizowała się w barwnych filmach o
potworach, więc taki czarno-biały spektakl mógł uchodzić za próbę
wyłamania się z konwencji, próbę stworzenia czegoś ambitniejszego,
kameralnego, bliższego rzeczywistości. I przez to bardziej
przerażającego, bo wskazującego na ludzi jako źródło wszelkiego zła.
Czołowy scenarzysta Hammera Jimmy Sangster stworzył wyrafinowaną,
pełną fabularnych wolt, historię, która wciąga jak narkotyk, sprawia że
chce się oglądać więcej takich zakręconych fabuł. Reżyser Seth Holt
genialnie przełożył tę historię na język kina. Poziom napięcia i
niepokoju osiąga tu gigantyczną wartość, do samego końca historia
absorbuje widza. Film nie kończy się jednak wraz ze sceną finałową – ta
historia i związane z nią przemyślenia powracają jeszcze długo po
seansie. Brytyjscy filmowcy brali przykład od najlepszych – Widmo Clouzota i Psychoza Hitchcocka były dla nich wzorem jak uzyskać suspens, intensywność przekazu i specyficzną tonację.
Autorom filmu udało się chwycić widza nie tylko dzięki historii i jej
atmosferze, ale także (a może przede wszystkim) dzięki zaangażowaniu
wyjątkowo charyzmatycznej aktorki. Ułatwiło to identyfikację widza z
postacią. Susan Strasberg (córka Pauli i Lee Strasbergów, słynnych
nauczycieli aktorstwa) zagrała kobietę wrażliwą i słabą (symbolem jej
słabości jest wózek inwalidzki). Kto nie jest z kamienia ten będzie
odczuwał ogromny niepokój o tę dziewczynę, która jest jak owca wśród
wilków. W obcym środowisku, w obcym kraju, w Nicei… Lazurowe Wybrzeże –
miejsce wymarzone na odpoczynek – okazuje się pułapką. Dodatkowego smaku
dodaje filmowi obecność Christophera Lee w roli dr. Gerarda (tę samą
postać grał w filmie Terence’a Fishera Człowiek, który oszukał śmierć).
4. Długa noc grozy (Włochy 1964), reż. Antonio Margheritia.k.a. Danza Macabra / Castle of Blood
Wiktoriańskie ghost story zrobione przez Włochów. Między
realizacją filmów peplum a spaghetti westernów Sergio Corbucci napisał
scenariusz do gotyckiego filmu grozy inspirując się twórczością Edgara
Allana Poe. Zaczął także reżyserować, ale na skutek konfliktu z
producentem zastąpił go Antonio Margheriti, który miał już na koncie
barwny gothic horror – Dziewica Norymberska (1963,
nawiasem mówiąc – znakomite dzieło). Margheriti zdobył wkrótce opinię
mistrza gatunku, a omawiany obraz bardzo się do tego przyczynił.
W londyńskiej tawernie dochodzi do spotkania trzech mężczyzn: pisarza
Edgara Allana Poe, lorda Blackwooda i sceptycznego dziennikarza Alana
Fostera. Na skutek zakładu reporter ma spędzić noc w nawiedzonym zamku,
należącym do lorda Blackwooda. To będzie wyjątkowo długa i nieprzespana
noc. Noc pełna dziwnych zjawisk, których trzeźwy umysł nie jest w stanie
pojąć. Bohater trafia w pułapkę, w jakiś koszmar senny, z którego nie
może się obudzić. To w co wierzy przestaje się liczyć, gdy okazuje się,
że fikcja literacka jest równie prawdopodobna co dziennikarskie
reportaże.
W takich filmach liczy się przede wszystkim atmosfera, a nie aktorstwo, jednak nie można przemilczeć faktu, że w filmie tym wystąpiła królowa gotyku – Barbara Steele (Maska szatana, Studnia i wahadło, potem także kolejny film Margheritiego The Long Hair of Death). Rola Elisabeth Blackwood w Castle of Blood należy do jej najlepszych ról. Nie sposób też zapomnieć posągowej, tajemniczej blondynki – Margrete Robsahm. W głównej roli wystąpił Francuz Georges Rivière, znakomicie odgrywając przerażenie. Postać, którą zagrał, Alan Foster, walczy z własnymi lękami i słabościami, nie wierząc własnym oczom, licząc że ten dance macabre okaże się mistyfikacją.
Skrypt, który Corbucci napisał wspólnie z Giovannim Grimaldim, dawał duże pole do popisu zarówno dla reżysera jak i operatora. Jeśli dobrze policzyłem, Riccardo Pallottini pracował z Margheritim aż siedemnaście razy. Castle of Blood jest ich trzecim wspólnym filmem. Głębokie kontrasty czerni i bieli robią piorunujące wrażenie. Nie ma tu Hammerowskiego barwnika, tzw. Kensington gore, ale i tak jest nadzwyczaj upiornie. Efekt niepewności i grozy wzmacniają odpowiednie dźwięki. Nie tylko muzyka Riza Ortolaniego, ale też dziwne odgłosy i szumy, a nawet cisza – piekielnie złowieszcza, działająca na wyobraźnię. Takie filmy, które rozgrywają się w dawno minionych czasach bardziej fascynują, bo przeszłość jest nieodgadniona i frapująca.
5. Palacz zwłok (Czechosłowacja 1969), reż. Juraj HerzW takich filmach liczy się przede wszystkim atmosfera, a nie aktorstwo, jednak nie można przemilczeć faktu, że w filmie tym wystąpiła królowa gotyku – Barbara Steele (Maska szatana, Studnia i wahadło, potem także kolejny film Margheritiego The Long Hair of Death). Rola Elisabeth Blackwood w Castle of Blood należy do jej najlepszych ról. Nie sposób też zapomnieć posągowej, tajemniczej blondynki – Margrete Robsahm. W głównej roli wystąpił Francuz Georges Rivière, znakomicie odgrywając przerażenie. Postać, którą zagrał, Alan Foster, walczy z własnymi lękami i słabościami, nie wierząc własnym oczom, licząc że ten dance macabre okaże się mistyfikacją.
Skrypt, który Corbucci napisał wspólnie z Giovannim Grimaldim, dawał duże pole do popisu zarówno dla reżysera jak i operatora. Jeśli dobrze policzyłem, Riccardo Pallottini pracował z Margheritim aż siedemnaście razy. Castle of Blood jest ich trzecim wspólnym filmem. Głębokie kontrasty czerni i bieli robią piorunujące wrażenie. Nie ma tu Hammerowskiego barwnika, tzw. Kensington gore, ale i tak jest nadzwyczaj upiornie. Efekt niepewności i grozy wzmacniają odpowiednie dźwięki. Nie tylko muzyka Riza Ortolaniego, ale też dziwne odgłosy i szumy, a nawet cisza – piekielnie złowieszcza, działająca na wyobraźnię. Takie filmy, które rozgrywają się w dawno minionych czasach bardziej fascynują, bo przeszłość jest nieodgadniona i frapująca.
a.k.a. Spalovac Mrtvol / The Cremator
Wyrażenie czeski horror brzmi równie zabawnie co czeski film wojenny,
ale filmowcy potrafią zaskakiwać. Czeski film wojenny powstał (choćby Ciemnoniebieski świat), czeski film grozy również. Trzeba jednak przyznać, że Palacz zwłok
to horror transgresyjny, czyli wykraczający daleko poza gatunek. Z
początku może się wydawać czarną komedią, z czasem okazuje się, że nie
ma się z czego śmiać. Juraj Herz w dzieciństwie przebywał w obozie
koncentracyjnym i tamtejszą traumę przeniósł do tej filmowej opowieści,
której bohaterem jest zafascynowany śmiercią pracownik krematorium.
W przeciwieństwie do powyżej omówionych filmów Palacz zwłok
kreuje atmosferę za pomocą dialogów, a właściwie monologów. Film jest
więc przegadany i przez to czasem tak irytujący, że ma się ochotę walnąć
w pysk trajkoczącego pajaca odgrywanego przez Rudolfa Hrusínskiego –
aktora, który kiedyś bawił jako Dobry wojak Szwejk (wersja z
1957). Jest w tym jednak metoda – gadanie osłabia czujność i sprawia, że
łatwiej widza zaskoczyć. Plusem jest także to, że dialog prowadzony
jest z sensem, pomysłem i wyczuciem, czego wynikiem jest film trzymający
w napięciu. Świat, który bohater nazywa świątynią śmierci, naprawdę
wciąga, intryguje, pobudza do zastanowienia nad sprawami ostatecznymi.
Palacz zwłok to kolejny film z serii Nikt nic nie wie,
ale ten cały absurd służy dobitnie przedstawieniu bezsensu wojny i
związanych z nią problemów: faszyzmu, ksenofobii, antysemityzmu,
okrucieństwa i śmierci. Wszyscy jesteśmy ofiarami systemu, wszyscy nie
potrafimy wykorzystać życia tak jak należy. Nieważne jak umrzemy i tak
będzie to bezsensowna śmierć. Ogień nie oczyści naszych dusz. Ogień
strawi tylko resztki nadziei. Zresztą nadzieja na nic się nie zda
przeciwko naturze ludzkiej, która nie zmieniła się od zarania dziejów. W
tę naturę wpisana jest zdolność do przemocy i czynienia zła. Pokojowe
rozwiązywanie konfliktów jest oznaką słabości. A śmierć nie jest
przecież niczym złym skoro i tak wszyscy umrzemy.
6. Rezydencja (Hiszpania 1969), reż. Narciso Ibáñez Serradora.k.a. La Residencia / The House That Screamed
Telewizyjny twórca Chico Serrador stworzył dwa filmy kinowe należące do gatunku horroru. Bardziej znany jest drugi – Czy zabiłbyś dziecko? (1976) na podstawie powieści Juana José Plansa. Jednakże debiutancka Rezydencja
jest warta zapamiętania z kilku powodów. Jeden z nich to źródło
inspiracji dla Dario Argento, który pożyczył z niego fabułę do swojej Suspirii (1977). Inny powód jest taki, że w przeciwieństwie do Suspirii
mamy tu gotycki klimat zamiast bogatej (niemalże barokowej) kompozycji
kadrów. Nie bez znaczenia jest także kontekst polityczny. Akcja rozgrywa
się w dziewiętnastowiecznej Francji, ale widoczne jest drugie dno –
dyrektorka placówki wraz ze swoją imperatywnością przypomina rządzącego
wtedy Hiszpanią generała Franco.
Osiemnastoletnia dziewczyna imieniem Teresa przybywa z Awinionu do
szkoły z internatem prowadzonej przez madame Fourneau. W szkole panuje
napięta atmosfera, dyrektorka dba o dyscyplinę, ale sporo niepokoju w
relacje między dziewczynami wprowadza także bezwzględna Irene,
znajdująca przyjemność w poniżaniu dziewcząt. Film wiele zyskał dzięki
celnym wyborom obsadowym. Wyróżniają się trzy aktorki: Lilli Palmer,
Mary Maude i Cristina Galbó, które nie miały łatwego zadania, ale
wywiązały się doskonale.
Napięte relacje między bohaterkami to jednak temat dobry dla
psychologicznych dramatów. U Serradora ten motyw służy tak jakby
odwróceniu uwagi widza od prawdziwego horroru, który rozgrywa się na
terenie placówki. Otóż bowiem, tak jak w Suspirii i licznych
filmach giallo, grasuje w okolicy morderca, który ostrym narzędziem
zabija uczennice. Atmosfera, jaka panuje w szkole wywołuje klaustrofobię
i sprawia, że jest gorąco nawet przy chłodnej, jesiennej pogodzie. Nic
dziwnego, że dziewczyny próbują uciec. Podczas ucieczki dopada ich
jednak morderca. W finale poznamy nie tylko jego tożsamość, ale i
szokujące motywy postępowania.
7. Znak diabła (Austria/RFN 1970), reż. Michael Armstrong
a.k.a. Hexen bis aufs Blut Gequält / Mark of the Devil
Polowania na czarownice to dobry temat na horror, jednak wiele filmów
zamiast ukazywać prawdziwe wiedźmy (jak w mrocznej baśni braci Grimm)
skupia się na pokazaniu ludzkiej ignorancji panującej w dawnych czasach.
Takie filmy jak Witchfinder General, Znak diabła i Krwawy sędzia
zaliczane są do dramatów historycznych. Myliłby się jednak ten, kto
twierdzi, że to temat przestarzały i nieaktualny. Trudno w to uwierzyć,
ale w XXI wieku setki osób zostały zabite za czary i to w równie okrutny
sposób co dawniej. Do takich okrucieństw dochodzi głównie w Afryce
Środkowej i Indiach, ale nie tylko. W Papui-Nowej Gwinei w roku 2013
spalono żywcem na stosie opon dwudziestoletnią kobietę (to była głośna
sprawa, nagranie z egzekucji trafiło do internetu). Ludzie niczego nie
nauczyli się z historii, głupota i ignorancja wciąż są groźne i
regularnie dają znać o swoim istnieniu.
W czasach inkwizycji najwięcej „czarownic” zgładzono w krajach
niemieckojęzycznych. Z Niemiec pochodzi słynny podręcznik dla
witchfinderów Młot na czarownice. Ciesząca się złą sławą
hiszpańska inkwizycja tępiła głównie heretyków, zaś w Niemczech i
Austrii imadłem i pochodnią walczono ze sługusami diabła. W centrum
historii (umiejscowionej w osiemnastowiecznej Austrii) jest trzech
łowców, dwaj łączą się w relację mistrz-uczeń, dwaj są jak szefowie
konkurencyjnych firm. Herbert Lom, Udo Kier i Reggie Nalder świetnie
odnajdują się w mrocznych czasach ognia i krwi. Szczególnie ostatni z
wymienionych tworzy kapitalną kreację, jedną z najlepszych w swojej
karierze. Jego twarz jest zresztą tak poharatana, że pasował idealnie do
ról czarnych charakterów. Niestety ten potencjał nie został
wykorzystany, mało kto dziś kojarzy Reggiego Naldera.
Gdybym powiedział, że film został zakazany w 31 krajach to chyba nie
musiałbym dodawać nic więcej – to by wystarczyło, aby zachęcić do
oglądania. Na niektórych plakatach można zobaczyć moment wyrywania
języka młodej kobiecie. Ten plakat nie kłamie – najważniejszą atrakcją
filmu są sceny tortur. Naprawdę ohydne! Ale niesprawiedliwe jest jednak
postrzeganie tego filmu wyłącznie jako próbę zaszokowania widza. Znak diabła
to kino dogłębnie przejmujące, które dosadnie i bez upiększeń pokazuje
pewien wycinek z historii, by przestrzec przed rozprzestrzeniającą się w
czasie i przestrzeni ignorancją, fanatyzmem i nieuzasadnioną
nienawiścią. Diabeł dobrze maskuje się w ludziach, nie można go tak
łatwo zidentyfikować. W całym tym okrutnym świecie znajdzie się coś
pięknego. Cudowna jest muzyka Michaela Holma, piękne są kobiety (na
przekór ogólnemu przekonaniu, że Niemki są brzydkie). Jako reżyser
wpisany jest w czołówce tylko Michael Armstrong, ale duży wpływ na
kształt filmu miał Adrian Hoven – producent, współscenarzysta i aktor –
który kilka lat później wyreżyserował sequel Czarownic dręczonych aż do śmierci (tak brzmi oryg. tytuł).
8. Dzieci nocy (Belgia 1971), reż. Harry Kümela.k.a. Les Lèvres Rouges / Daughters of Darkness
W przeciwieństwie do Draculi Brama Stokera niewiele powstało klasycznych adaptacji Carmilli
Sheridana Le Fanu, ale za to sporo było filmów inspirowanych tym
opowiadaniem. W tym temacie najchętniej celowali Brytyjczycy i
Hiszpanie. Belg Harry Kümel (Malpertuis z Orsonem
Wellesem) zrealizował na początku lat siedemdziesiątych silnie
oddziałujący na widza wampiryczny dramat o próbach zaspokajania swojego
pragnienia i dzikiej namiętności prowadzącej do śmierci. Jest ogień,
który w finale eksploduje.
Film wiele zyskuje dzięki temu, że w kluczowej roli hrabiny Bathory
wystąpiła wybitna francuska aktorka teatralna i filmowa – Delphine
Seyrig. Znana z ról u najwybitniejszych reżyserów-autorów (Resnais,
Truffaut, Buñuel) zawsze przywiązywała wagę do wysokiej jakości
artystycznej. U Harry’ego Kümela znalazła rolę dla siebie, dobrze
wyczuwając intencje reżysera, którego celem była realizacja horroru
salonowego i kusicielskiego. Na ekranie aktorka roztacza czar. Trudno
oderwać od niej wzrok, bo oprócz naturalnego wdzięku i galanterii ma w
sobie tajemniczość. Jest doskonałym medium, potrafiącym manipulować,
uwodzić, wzbudzać pożądanie.
Córy ciemności fascynują od
pierwszych do ostatnich minut. Cechują się bogatą oprawą wizualną. To
kino zmysłowe, trochę krwawe i nieco perwersyjne, lecz eleganckie i
gustowne jak drogi markowy garnitur. Nie każdemu będzie pasował, ale
jakość materiału i wykonanie docenić trzeba. Francuski kompozytor
François de Roubaix (niezwykle płodny, przedwcześnie zmarły artysta)
sformułował niesamowicie hipnotyzującą ścieżkę dźwiękową, która
swobodnie wkomponowuje się w intrygę, idealnie współgra z obrazem. Harry
Kümel przefiltrował miłosną historię przez mroczne zwierciadło – mimo
ładnej, dość krzykliwej kolorystyki zasugerował fatum czekające na
dogodny moment do ataku. Czerwone usta (les lèvres rouges – tytuł
oryginalny) symbolizują niebezpieczeństwo jak znaki ostrzegawcze przy
drodze. Miłość jest egoistyczna i okrutna, ale mimo wszystko
podniecająca.
9. Miasto żywej śmierci (Włochy 1980), reż. Lucio Fulci
a.k.a. Paura nella Città dei Morti Viventi / City of the Living Dead / The Gates of Hell
W latach 1979-82 Lucio Fulci zrealizował
aż osiem filmów, w tym siedem horrorów. Moim zdaniem wszystkie te
produkcje wybijają się ponad przeciętność. Ale na tę chwilę ulubionym
dziełem Fulciego z jego najpłodniejszego etapu kariery jest Miasto żywej śmierci, rozpoczynające tzw. Trylogię Gates of Hell, w skład której wchodzą także Hotel siedmiu bram i Dom przy cmentarzu. Gwiazdą tych filmów była brytyjska aktorka Catriona MacColl, której reżyser nie oszczędzał, a ona dawała z siebie wszystko (w Mieście żywej śmierci zamknięta jest w trumnie na nowojorskim cmentarzu, a także m.in. oblepiona robalami).
Oglądając filmy Fulciego nie opuszcza
widza nieodparte wrażenie, że ów reżyser delektował się strachem. Nie
kręcił horrorów dla celów komercyjnych, uwielbiał to robić, miał z tego
perwersyjną przyjemność. Nie miał litości ani dla współpracowników ani
widzów, dzięki czemu efekt na ekranie jest powalający. To kino zrobione z
pasją i dbałością o realizm. Realizm polegał na tym, że jeśli w
scenariuszu postać miała być zamknięta w trumnie na cmentarzu, to Fulci
postanowił to nakręcić na prawdziwym cmentarzu, gdzie wykopano specjalny
grób. Ale najgorsze i tak było co innego – w trumnę miał uderzyć
potężny kilof! Dla aktorki traumatyczne przeżycie. Dla widza – jedna z
najwspanialszych scen, jakie kiedykolwiek nakręcono.
W scenariuszu Sacchettiego i Fulciego
jest tyle przeróżnych patentów, że wystarczyłoby na wiele filmów. Co
tutaj mamy? Jest najobrzydliwsza scena w dziejach kina (Daniela Doria
wymiotująca trzewiami), jest przedwczesny pogrzeb jak u Poego, jest
Dunwich jak u Lovecrafta, jest wielkie wiertło, które przedziurawi męską
facjatę. Są larwy, szczury i trupy – martwe i żywe. Wiele osób
(przeważnie fanów Zombi: Pożeraczy mięsa) zarzuca twórcom, że
za mało jest tu scen z żywymi trupami. Należy więc podkreślić, że to nie
jest kolejny film o zombie – one są tylko jedną z wielu atrakcji.
Pasjonaci pikantnej kuchni włoskiej powinni docenić tę produkcję, bo
wielu fachowców zadbało o jej niepowtarzalny charakter i wysoką jakość.
Nawet najwybitniejszy reżyser nie osiągnąłby wiele bez takich
znakomitości jak operator Sergio Salvati, kompozytor Fabio Frizzi i
twórca efektów Gino De Rossi.
10. Wilczyca (Polska 1982), reż. Marek Piestrak
Na palcach jednej ręki można policzyć dobre polskie horrory. Za najwybitniejszy uważany jest film Jacka Koprowicza Medium (1985). Ja wybrałem Wilczycę, bo jest to horror czysty gatunkowo, bez nachalnej psychologii, która zabiła takie filmy z potencjałem jak Lokis. Rękopis profesora Wittembacha (1971) Majewskiego i Diabeł (1972) Żuławskiego. Medium
też miesza różne gatunki, ale tutaj doskonale jednak zapanowano nad
materiałem i powstał film oryginalny, nurtujący i precyzyjny. Wilczyca to również film szczególny – mniej więcej tyle samo osób uznaje go za kultowy i niepowtarzalny, co tandetny i nieprofesjonalny.
Film realizowano w Polsce w 1982, kiedy
obowiązywał stan wojenny. Reżyser musiał walczyć z licznymi problemami,
by ten film ukończyć. Często brakowało czasu na kręcenie dubli. Wpłynęło
to negatywnie na kilka scen i kreacji aktorskich. Ale wbrew temu co
mówią fani „bezbłędnych, do bólu poprawnych” dzieł Mistrzów nie jest
wcale tragicznie. Powiem więcej – jest bardzo dobrze. Jest klimat, jest
chłód, jest księżyc w nowiu i jest wilkołak, którego wygląd i
przeraźliwy skowyt będą się śnić po nocach. Jest nawet tło historyczne
(główny bohater walczył w powstaniu styczniowym).
W warstwie fabularnej można dostrzec inspiracje starymi legendami (np. japońską Opowieścią o duchach z Yotsui),
w których więź między mężem a żoną była tak silna, że nawet śmierć
jednego z małżonków nie mogła jej przerwać. Tutaj żona, która dla męża
była niczym więcej niż suką, powraca po śmierci jako wilczyca.
Nieboszczka za życia praktykowała czarną magię. I oto efekt! Efekt na
ekranie nie jest powalający, ale mnie satysfakcjonuje. Film trzyma w
napięciu, opowiedziany jest sprawnie, ze sprytem i fantazją. Dzięki
odpowiednim miejscówkom i zimowej aurze udało się wykreować klimat
izolacji, osaczenia i niepokoju. Dobrze działa tu także muzyka Jerzego Matuli - jest
dopasowana i nastrojowa. Na chłodne wieczory przy pełni księżyca –
seans w sam raz.
Też uważam pierwszą ,, Wilczycę'' za całkiem udany strzał . Il Grande Marco Piestracco wcale nie odbiega tu stylem od licznych hiszpańskich produkcji z lat 70' . To jest pierwszy autentycznie B klasowy horror w historii kina polskiego , co pasowało podkreślić, jako swoiste wydarzenie historyczne ;)
OdpowiedzUsuńAktorsko , to tu mamy co najmniej jedno objawienie :
kreacja Iwony Bielskiej jest bardziej przerażająca niż cała reszta tego filmu , każde jej wejście to jest 100% czucia konwencji.
BTW, o ile ,, Lokis'' faktycznie jest filmem z wyraźnie asekuranckim podejściem do grozy ( co go może nie zabiło, ale na pewno sporo ujęło z pożądanej siły wyrazu ) to o ,, Diable'' nie można napisać, że ,,natrętna psychologia zabiła czysty horror''. Bo ani Żuławski tu w czysty horror nie celował, ani nawet nie psychologizował za bardzo . Mamy tu treść wyjątkowo złożoną, do tego podaną w rzadko spotykanej kondensacji , a ujawnianą oczami epileptyka z podwyższoną gorączką , którym jest Jakub.
Tak myślałem, że ten fragment jest najbardziej dyskusyjny, sam nie byłem do końca pewien tego co piszę. Zresztą ani Lokisa ani Diabła nie obejrzałem w całości, bo nie wyczułem w nich żadnego horroru, żadnego klimatu grozy. Mimo że o tych filmach mówi się, że to polskie horrory to ja po godzinie seansu wiedziałem, że nie mogę ich brać pod uwagę w tym zestawieniu. Dlatego przerwałem oglądanie i wziąłem się za Wilczycę, spodziewając się, że będzie tak samo, czyli że się zirytuję i jedyny polski horror, jaki będę musiał wziąć pod uwagę to Medium. Na szczęście jednak Wilczyca bardzo mi się spodobała. Jeszcze jak się dowiedziałem, jakie problemy miał Piestrak (śniegu mu nawet zabrakło do kilku scen) to już w ogóle ... szacunek dla reżysera, że wyszło tak dobrze.
Usuń,Diabła' to radzę jednak w całości obejrzeć i to z uwagą. Nie jest to horror sensu stricte , choć jego składowe mamy tu nie raz , do tego użyte w zbliżonym do horrorowego kontekście: gore jako bardziej narzędzie szoku niż świadectwo jakiejś prawdy , a jak już, to tej prawdy symboliczno - emocjonalny wzmacniacz . Do tego rozkład i obłęd otaczającego świata , państwa, rodziny i umysłu bohatera odbijające się w sobie nawzajem. A czysto horrorowa , nie pozostawiająca złudzeń, co do irracjonalnego źródła działających tu sił , jest scena finałowa.
OdpowiedzUsuńPiestrak to hiszpańsko włoski , eksploatacyjny Robinson Cruzoe, którego morze czasu wyrzuciło na polską , bezBklasową wyspę :D
Btw Bardzo udanym, typowo exploiterskim nawiązaniem do ,, Oczu bez Twarzy'' jest ,, Faceless'' Jesusa Franco z Helmutem Bergerem i Caroline Munro , który polecam (dużo świetnego gore, perwersja i wyuzdanie co krok, bardzo łebsko pomyślany i wykonany plot ). Sam natomiast sposobię się do kolejnego z takich nawiązań, totalnie obskurnego ,, Mansion of the Doomed'' Michaela Patakiego z Richardem Basehartem . Linoskoczek z ,, La Strady'' prowadzi klinikę,gdzie pozbawia pacjentów oczu i ociemniałych więzi w katakumbach , skurwensyn.
Ok, do filmu Żuławskiego jeszcze wrócę. Faceless zapisuję, z filmów Jesusa Franco widziałem chyba tylko "Bloody Judge" z Ch.Lee i Marią Rohm (<3), wrażenia bardzo pozytywne (i Nicolai w świetnej formie).
UsuńBTW, zapytam z ciekawości: widziałeś Powrót wilczycy? Co sądzisz? Marcin Z. w tekście Polish Horror Story pisał, że atrakcyjniejszy od pierwowzoru.
Aha, no i przy okazji muszę się zapytać, co z tym Henrym Silvą, dlaczego na TBTS nie ma jeszcze tego tekstu? Zrezygnowałeś?
Silva będzie w przyszłym tygodniu.
UsuńA w , Faceless' z fajnych lasek jest jeszcze gwiazda porno Brigitte Lahaie ( i całkiem git aktorka ) w dużej roli.
,Sędzia..' u mnie jeszcze czeka w kolejce.
,Powrot wilczycy' oczywiście widziałem . Jak dla mnie porażka, która miała wszelkie zadatki na świetny, wysmakowany horror. Bo wizualnie, to jest perełka w najlepszym włoskim stylu, z przepychem wnętrz, scenografią, piękną pracą kamery i kadrowaniem . Nawet serowate efekty transformacji w wilkołaczycę , jak na ówczesne, rodzime możliwości wypadły całkiem znośnie. No i Małgorzata Piorun , jednodniowy motyl polskiej seksploatacji ( jeszcze u Piwowarskiego zagrała ).
Ale historia jest słaba - tj. pomyślana nieźle, ale rozwijana i egzekwowana anemicznie i kulawo , zero gore, a tu się o to prosiło , jak cholera , dramaturgia tego wszystkiego wyjątkowo niezborna. Klimat jest non stop rozmydlany , to jakimiś przypadkowymi scenami wybitnie ,, nie w tempo'' , to chujowym wykonaniem tych istotnych. Atmosfera młodopolskiej rozwiązłości i przybyszewszczyzny więcej obiecuje, niż daje , nie wykorzystane czołowe biusty epoki ( Trybała i Trzepicińska , ta druga dobrze zagrała, niestety jej wcale obiecująca bohaterka została bez sensu zmarginalizowana ). Zelnik jako gł. bohater , poeta, malarz i kokainista gra fatalnie a pod koniec wręcz idiotycznie . Poza tym nie wiem, czy to niechlujstwo montażowe, czy ki ciul, ale ludzka tożsamość wilkołaka ( bo nie wiadomo, kto nim jest ) zostaje w jednym ujęciu ujawniona przed kulminacją, która właśnie miała temu służyć.
Ale obejrzyj , sam sie przekonasz.
A tak jeszcze a propos komentów na KMF
OdpowiedzUsuńJuż myślałem, że ten gatunek krytykantów Fulciego z pozycji posiadania w głowie większego niż w porach ( to ci ohydni Włosi robią kino gore, nie Amerykanie :D:D:D ) już dawno obmuarł i się rozsypał . Ale nie , THEY LIVE !!!
Widzę , ze moja tutaj tyrada w podobnej sytuacji sprzed lat się przydaje ;)
:D :D I to pewnie jeszcze nie koniec kłótni o Fulciego, bo na listopad zobowiązałem się przygotować zestawienie filmów giallo i tak się zastanawiam, który film Fulciego wrzucić. Może "Nowojorskiego rozpruwacza" :D :D
UsuńO nie kolego, Ty to ,, Jaszczurkę...'' masz do przepracowania i wykminienia, że pod tą całą delirią jest precyzja intrygi, jak w ,, Kaczuszce..'' . Bo jest.
UsuńOk. Dobry pomysł :)
UsuńDobra lista, szczególnie polecam Oczy bez twarzy (tu - http://wyzwaniefilmowe1001.blogspot.com/2015/10/69-oczy-bez-twarzyles-yeux-sans-visage.html - moja nieco zakurzona i absolutnie amatorska recenzja, jutro będzie rok od jej publikacji), nieźle mną wstrząsnęły. Ogólnie brakuje mi tutaj czegoś z nurtu giallo, np. jakiegoś klasyka Argento, albo "Torso", które jest w ogóle moim odkryciem października i ukrytą perełką.
OdpowiedzUsuńGiallo to jest temat na oddzielny artykuł, osobne zestawienie, dlatego tu zostało pominięte. Przyznam jednak, że brałem pod uwagę jeden z filmów Argento - "Phenomena", mój ulubiony film tego reżysera.
Usuń