scenariusz: Michael Hirst
Historia jest największym spoilerem, potrafi brutalnie
zepsuć przyjemność z oglądania. Dotyczy to serialu Wikingowie, będącego
obecnie największym hitem stacji History. Czy ktoś zadawał sobie
pytanie: Czy Ragnar zginie w dole z wężami, albo czy synowie Ragnara
wytną królowi Elli krwawego orła? Myślę, że fani serialu zastanawiali
się raczej nad tym, kiedy to się stanie, a nie czy w ogóle to nastąpi.
Bo ta historia już została spisana i zainspirowała telewizyjnych
scenarzystów. Właściwie to jednego scenarzystę, bo Michael Hirst nie
pozwolił jeszcze nikomu kierować za niego bohaterami serialu. On ich
powołał do życia i on wydaje się jedyną osobą zdolną poprowadzić ten
okręt do ostatniego portu.
Minęły lata odkąd Ragnar wyruszył na samotnym okręcie w
celu podbicia nowych lądów. Teraz zostały mu już tylko marzenia... oraz
synowie, którzy mogą je spełnić. Żadnej historii nie tworzy jedno
pokolenie, więc musiało dojść do tego, że synowie przejęli wreszcie
kulturowe i duchowe dziedzictwo, przedłużając chwałę rodu i umacniając
imię ojca. Björn i Ivar mają inną matkę, ale czyny ojca łączą ich we
wspólnym celu - zemsty na wspólnym wrogu. Zanim jednak do tego dojdzie
wyruszą na dwie oddzielne wyprawy, w tym jedną mającą na celu odkryć
nieznany ląd - zamieszkiwaną przez muzułmanów Hiszpanię.
To, za co najczęściej krytykuje się tego typu produkcje to
niezgodność z prawdą historyczną. Pytanie: jaka jest ta jedyna słuszna
prawda? Czy jeśli scenariusz więcej czerpałby z Wikipedii to serial
byłby lepszy? Wikingowie byli niepiśmienni, więc to co wiemy o Ragnarze i
jego synach pochodzi albo z tendencyjnych relacji z krajów przez nich
podbijanych albo z XII-wiecznej księgi duńskiego kronikarza Saxo
Gramatyka, który w swojej pracy Gesta Danorum (Dzieje Duńczyków) wymieszał fakty, podania
ludowe i legendy. Innym skandynawskim sagom również bliżej do opowiadań i
powieści niż podręczników do nauki historii. Na legendę Ragnara miały
wpływ życiorysy wielu nordyckich bohaterów, np. Rongvalda, który
zaatakował Nortumbrię, a także Reginherus, który najechał Paryż.
Michael Hirst idzie tym samym tropem. Na bazie starych
przekazów tworzy nowe postacie i wrzuca ich w wydarzenia, które
rzeczywiście miały miejsce. Na przykład wiking imieniem Rollo brał
udział w ataku na Paryż w 885 roku i nie mógł być bratem Ragnara, który
oblegał tę twierdzę czterdzieści lat wcześniej. Autorów nie obchodzi, w
którym roku była bitwa, nie obchodzi ich także, w którym roku konkretny
wiking stracił życie. Tysiąc lat po tych wydarzeniach to jest naprawdę
nieważne. Liczy się tylko to, jak tworzyła się historia - za pomocą
bezlitosnych najazdów, krwawych bitew i czynów ludzi o wyjątkowo twardym
charakterze. Wielu widzom przeszkadza motyw wojowniczych księżniczek,
ale on akurat wydaje się prawdopodobny - silnych i walecznych kobiet w
kraju fiordów na pewno nie brakowało. Inaczej niż w krajach
chrześcijańskich, gdzie kobiety miały ograniczone prawa.
Ciekawie zaprezentowano w tym sezonie motyw wiary. Ragnar w
rozmowie z królem Egbertem zastanawia się nad istnieniem Boga.
Angielski król stwierdza, że gdyby Boga nie było, to nic nie miałoby
znaczenia ani wartości, nic nie byłoby prawdziwe. Z ust Ragnara padają z
kolei następujące słowa: „Sam kuję swój los, kształtuję swe życie i
śmierć”. Ten wielki wojownik chce umrzeć na własnych zasadach, dlatego
sam oddaje się w ręce wroga. Zarówno Walhalla jak i Niebo wydają się
śmiesznymi, zupełnie nierealnymi miejscami. „To człowiek jest panem
swojego losu” - mówi Ragnar - „Bogów stworzył człowiek, by dawali
odpowiedzi, których ludzie boją się udzielić”.
Filmowcom udało się wykreować przekonującą scenografię.
Wikińskie osady prezentują się doskonale, podobnie okręty - jest ich
jeszcze więcej niż poprzednio, gdyż sukces wcześniejszych sezonów
pozwolił na zwiększenie budżetu. Dobrą robotę wykonali też specjaliści
od kostiumów - oczywiście żadnych hełmów z rogami tu nie zobaczymy. Ten nieprawdziwy
wizerunek wikinga rozpowszechniły inscenizacje Wagnerowskich oper z XIX
wieku, chociażby wystawiany w 1876 roku Pierścień Nibelungów, gdzie barbarzyńców i łotrów symbolicznie ukazywano w rogatych nakryciach głowy. Badania
archeologiczne już dawno poddały w wątpliwość ten wizerunek normańskiego
najeźdźcy. W serialu zadbano także o profesjonalną charakteryzację, w
tym wymyślne fryzury. W końcu królem Norwegii został niejaki Harald
Pięknowłosy i ponoć nie on jeden dbał o swoją fryzurę. Nie tylko kobiety robili z włosów warkocze. Obecnie panuje
jakieś dziwne przekonanie, że wojownicy z dawnych epok byli niechlujni,
nieuczesani i mieli brudne zęby.
Jest
w tej serii jeden mocno dyskusyjny fragment - boska interwencja,
następująca w momencie kulminacyjnym. Po śmierci Ragnara jego dwaj
synowie, Ivar i Björn, rozdzieleni są setkami mil, więc należało ich
jakoś połączyć, by wspólnie dokonali zemsty. I co w takiej sytuacji robi
Michael Hirst? Wprowadza postać Odyna, który wskazuje im drogę. Gdy
jeszcze dodać mocno naciągany motyw odstawienia kalekiego Ivara do jego
kraju, to już mamy naprawdę wielkie wątpliwości, czy scenarzysta potrafi
jeszcze myśleć trzeźwo, czy może najwyższy czas oddać stery komuś
innemu. Spójrzmy jednak bardziej uważnie, jak ten mitologiczny aspekt
wypada w zestawieniu z punktem zwrotnym serialu, czyli śmiercią Ragnara w
dole z wężami. Po dłuższym zastanowieniu nabiera on głębszego
znaczenia. Bo Ragnar utracił wiarę, odrzucił bogów, uznał że Walhalla
nie istnieje. Nie miał racji, więc jego niehonorowa śmierć jest bez
sensu. Kąsające węże awansują do rangi symbolu - oznaczają ciężki
grzech, który zamyka bramy do krainy wiecznego szczęścia. Synowie
Ragnara swoją zemstą na chrześcijańskich przywódcach mają szansę odkupić
winy ojca.
Poziom
aktorstwa wciąż utrzymuje się dość wysoko. Na szczególne wyróżnienie
zasługuje duński aktor Alex Høgh Andersen wcielający się w postać Ivara.
Doskonale radzi sobie z nieobliczalnym charakterem swojej postaci. Jego
wzrok jest przenikliwy i zabójczy. W jednej chwili potrafi
strategicznie ocenić sytuację, w innej działa pod wpływem impulsu, na
skutek gotujących się w nim emocji. Godny następca nie tyle Ragnara, co
raczej Flokiego. A propos Flokiego, obawiałem się, że scenarzysta może
zepsuć tę arcyciekawą postać. Nic bardziej mylnego. Aby wiele nie
zdradzać powiem tylko, że pod koniec serii ten wiking porównuje siebie
do samotnego okrętu rzuconego przez wiatr na bezkresne morze.
Reasumując, poszczególne sezony w trakcie oglądania potrafią zirytować,
ale całość Wikingów to i tak jedna z najciekawszych
pozycji we współczesnej telewizji. I to jeszcze nie koniec emocji... Już
ostatnie sceny sezonu sugerują, czego możemy się wkrótce spodziewać.
Znany z Dynastii Tudorów (też według scenariusza Michaela Hirsta) Jonathan Rhys Meyers w roli biskupa z mieczem zapowiada nowy rozdział tej pasjonującej opowieści.
Trochę sztucznie zrobili to przejście w dorosłość synów Ragnara w połowie sezonu, jakby nagle scenariusz uległ zmianie. Natomiast, nawiązując do tego, co pisałeś o przewidywalności historycznej, uważam, że to jest jeden z atutów serialu. To jak świetnie w Wikingach wpleciono w fabułę najważniejsze dla średniowiecznej Europy (i w ogóle) kwestie, takie jak powstanie francuskiej Normandii, czy akty nadania ziem, które później stały się podstawą roszczeń w walkach o korony. No i ogólnie scenografia i obyczajowość najwyższych lotów - nie wiem, czy palców w tym wszystkim nie maczał J. Ford :P
OdpowiedzUsuń