Na linii ognia

In the Line of Fire (1993 / 128 minut)
reżyseria: Wolfgang Petersen
scenariusz: Jeff Maguire

Aż dziwne, że ten znakomity film podpisał niemiecki twórca Wolfgang Petersen. Żaden inny jego film nie dostarczył mi takich emocji, jak thriller Na linii ognia, przez co jestem skłonny uwierzyć, że to Clint Eastwood go reżyserował. I podobnie jak w poprzednim filmie Eastwooda, Bez przebaczenia, także i w tym filmie świetnie została rozpisana i zagrana postać czarnego charakteru. Jest nim psychopatyczny zabójca, planujący zamach na prezydenta USA.

Ten film przedstawia pełen napięcia pojedynek dwóch ciekawych osobowości - agenta ochrony rządu, Franka Horrigana i zawodowego zabójcy, Mitcha Leary'ego. Ten pojedynek to nie tylko pokaz ich sprawności i inteligencji, ale także pojedynek psychologiczny, w którym należy się wykazać cierpliwością, uporem i konsekwencją w działaniu. Obaj bohaterowie wykazują się niezwykłą odpornością psychiczną, mimo niepokoju i stresujących sytuacji koncentrują się na swojej pracy i wkładają wiele wysiłku, by doprowadzić rozgrywkę do końca.

Grający przestępcę John Malkovich zagrał tu jedną z najlepszych ról w karierze, co potwierdziła nominacja do Oscara. Grany przez Malkovicha Mitch Leary to człowiek nieprzewidywalny i efektywny w swoich działaniach. Jest mistrzem charakteryzacji, trudno go zidentyfikować i namierzyć. Jest psychopatą i ryzykantem - ostrzega swojego przeciwnika, że dokona zamachu i mimo to wierzy, że mu się uda. Musi więc być albo wyjątkowo inteligentny albo bardzo głupi. Zdaje sobie sprawę, że po zabiciu prezydenta nie ujdzie z życiem, ale jest gotowy zaryzykować. Nie ma żadnych wspólników, sam zaplanował akcję i sam zamierza ją wykonać, na tę okazję samodzielnie zrobił nawet własną broń.

Frank Horrigan w wykonaniu Clinta Eastwooda okazuje się godnym przeciwnikiem dla niego. Chociaż ma swoje słabości, a bieganie jest dla niego męczące to okazuje się zaskakująco bystrym obserwatorem i niezwykle upartym staruszkiem. Eastwood flirtuje z młodszą o 20 lat Rene Russo, ale nie próbuje udawać młodszego niż jest. W scenie, w której biegnie obok samochodu prezydenckiego widać, że jest w nie najlepszej kondycji, a kiedy na dachu budynku spotyka się twarzą w twarz z mordercą, to morderca okazuje się od niego sprawniejszy. Świetna i zabawna jest scena, w której śpiący Frank Horrigan zostaje obudzony z podejrzeniem zawału.

Już od pierwszych scen, kiedy to główny bohater pokazuje, że nie boi się ryzyka i potrafi przewidzieć ruchy swoich przeciwników, aż do scen finałowych, kiedy ma miejsce rozgrywka z wyrafinowanym i szalonym zabójcą film trzyma w nieustającym napięciu. Suspens jest większy niż w klasycznym i trochę podobnym Dniu Szakala (The Day of the Jackal, 1973), w którym zakończenie jest skromne i mało emocjonujące - finałowa rozgrywka u Petersena jest już bardziej przemyślana, chociaż scena, w której Malkovich dźwiga Eastwooda wygląda komicznie.

Znakomity jest scenariusz, który oprócz przedstawienia wciągającej historii współczesnej powraca do tajemniczego zabójstwa prezydenta Kennedy'ego. Świetnie są rozpisane postacie dwóch głównych bohaterów, a u dwóch pierwszoplanowych aktorów widać pełne zaangażowanie. Sprawny jest montaż, dzięki któremu trwający 2 godziny film nie nudzi, zaś muzyka Ennia Morricone jest prawie niesłyszalna, a jednak doskonale buduje klimat osaczenia. Jeden z najlepszych filmów Wolfganga Petersena oraz ostatni film, w którym Clint Eastwood reżyserowany był przez innego reżysera - w późniejszych filmach już sam siebie reżyserował.

3 komentarze:

  1. Oglądałem ten film już kilkakrotnie, jest wciągający, a Malkovich przerażająco psychopatyczny. Zaskoczyłeś mnie, że to film Petersena, bo mówiąc szczerze, nigdy nie zwróciłem uwagi na nazwisko reżysera "Na linii ognia". Film godny polecenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja sam byłem zaskoczony, bo kiedy oglądałem ten film dawniej, to byłem przekonany, że to film Eastwooda. Dopiero kiedy była okazja obejrzeć go ponownie, zwróciłem uwagę na nazwisko reżysera i miałem pewne obawy, gdyż filmy Petersena (nawet "Okręt") dobrze mi się oglądało jeden raz, za drugim razem już przynudzały. "Na linii ognia" jest wyjątkiem, ale trzeba przyznać, że na sukces filmu najbardziej wpłynęły świetnie dobrana obsada i trzymający w napięciu scenariusz, a reżyseria polegała tylko na tym, aby nie zmarnować tego potencjału.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też się wydawało, że reżyserem jest Eastwood. Tak czy owak, fajny film! :)

    OdpowiedzUsuń