reżyseria: Jaume Collet-Serra
scenariusz: Oliver Butcher, Stephen Cornwell na podst. powieści Didiera Van Cauwelaerta pt. Out of My Head
Dlaczego nazwisko jest dla człowieka ważne? Czy człowiek, który wiele lat pracował na swoje nazwisko może je utracić? Czy wraz z utratą nazwiska może utracić własną tożsamość? Ciekawy problem tożsamości hiszpański reżyser przedstawia w najbardziej dla widzów przystępny sposób, czyli w formie kina akcji. W głównej roli wystąpił irlandzki aktor Liam Neeson, który w filmie Uprowadzona (link) udowodnił, że świetnie się czuje w roli bohatera zagubionego w obcym kraju, próbującego wydostać się z kłopotów, przy okazji pakując w kłopoty innych.
Kiedy oglądałem ostatnio po raz kolejny Północ, północny zachód Hitchcocka myślałem o tym, że chciałbym obejrzeć w kinie współczesny thriller w hitchcockowskim stylu. I doczekałem się takiego filmu - jest nim recenzowana Tożsamość. W filmie są obecne schematy znane z wielu innych filmów (np. Frantic, Tożsamość Bourne'a), ale zaskakująco umiejętnie je połączono w ciekawą fabułę (na podstawie powieści Van Cauwelaerta). Jest w filmie kilka całkiem udanych i zaskakujących zwrotów akcji oraz sporo tajemnic, które stopniowo są odkrywane przez bohaterów.
Jeśli zaś chodzi o bohaterów, to najbardziej wyraziste są postacie przekonująco zagrane przez Liama Neesona, Diane Kruger i Bruno Ganza, reszta jest tylko tłem dla przedstawionych w szybkim tempie wydarzeń. Liam Neeson idealnie wcielił się w postać hitchcockowskiego everymana, który próbuje wyjaśnić zawikłaną intrygę i ujawnić spisek. Nie używa broni palnej, ale jest wystarczająco inteligentny, sprytny i spostrzegawczy, by poradzić sobie w trudnych sytuacjach. Diane Kruger w sposób oszczędny, ale nie pozbawiony emocji wcieliła się w postać nielegalnej imigrantki - kobiety, która ukrywa się na marginesie społecznym. Ona też nie ma nazwiska, używa tylko imienia Gina, jest więc idealną partnerką dla poszukującego własnej tożsamości bohatera. Mimo własnych problemów potrafi mu pomóc i to w zaskakująco sprawny sposób. Natomiast cały drugi plan zagarnął dla siebie Bruno Ganz. Z wyglądu niepozorny staruszek, ale jako były agent Stasi, który specjalizuje się w znajdywaniu szczegółów, wydaje się niezwykle inteligentnym człowiekiem, dość szybko orientującym się, w jak wielką aferę się wpakował.
Jeśli zaś chodzi o bohaterów, to najbardziej wyraziste są postacie przekonująco zagrane przez Liama Neesona, Diane Kruger i Bruno Ganza, reszta jest tylko tłem dla przedstawionych w szybkim tempie wydarzeń. Liam Neeson idealnie wcielił się w postać hitchcockowskiego everymana, który próbuje wyjaśnić zawikłaną intrygę i ujawnić spisek. Nie używa broni palnej, ale jest wystarczająco inteligentny, sprytny i spostrzegawczy, by poradzić sobie w trudnych sytuacjach. Diane Kruger w sposób oszczędny, ale nie pozbawiony emocji wcieliła się w postać nielegalnej imigrantki - kobiety, która ukrywa się na marginesie społecznym. Ona też nie ma nazwiska, używa tylko imienia Gina, jest więc idealną partnerką dla poszukującego własnej tożsamości bohatera. Mimo własnych problemów potrafi mu pomóc i to w zaskakująco sprawny sposób. Natomiast cały drugi plan zagarnął dla siebie Bruno Ganz. Z wyglądu niepozorny staruszek, ale jako były agent Stasi, który specjalizuje się w znajdywaniu szczegółów, wydaje się niezwykle inteligentnym człowiekiem, dość szybko orientującym się, w jak wielką aferę się wpakował.
Muzyka skomponowana przez dwóch mało popularnych kompozytorów w sposób typowy dla kina akcji podkręca tempo i w sposób typowy dla thrillera sugeruje zbliżające się zagrożenie oraz pomaga utrzymać napięcie. Praca kamery czasem zaskakuje oryginalnością - chociażby w scenie ucieczki po szpitalnych korytarzach można zaobserwować zdeformowane ujęcia, co w filmie rozgrywającym się w Berlinie wydaje się oczywistym nawiązaniem do niemieckiego ekspresjonizmu. Jest to dość nowatorski zabieg jak na współczesne kino akcji.
Ucieczki, pościgi i walki to elementy, które nie zawsze gwarantują dobrą rozrywkę, ale film Tożsamość oferuje coś, co powinno gwarantować widzom rozrywkę na wysokim poziomie. Fabuła jest atrakcyjna i trzyma w niepewności, sceny akcji dynamiczne, przemoc brutalna i uzasadniona, z przewagą pięści nad bronią palną, a przedstawione wydarzenia w sposób intrygujący i atrakcyjny wizualnie prowadzą do zaskakującego finału. Reżyser wraz z montażystą świetnie poskładali te elementy, opowiadając historię w odpowiednim tempie i wspierani przez doświadczonych aktorów sprawili, że widz kibicuje bohaterom, angażuje się w ekranowe wydarzenia i próbuje sam rozwikłać tajemnicę spisku.
Najpierw myślałam, że piszesz o tym filmie z Johnem Cusackiem i wlazłam przeczytać, czy Tobie podobał się tak, jak mnie :) a tu coś nie tak...
OdpowiedzUsuńAle obejrzałam zwiastun "Unknown" i poza tym, że sam w sobie jest dość kiepski, to w połączeniu z Twoją recenzją nawet nabrałam ochoty na poznanie rozwiązania filmu :)
I chyba gra w tym frank Langella, tak? Lubię tego aktora.
"Tożsamość" z Cusackiem uważam za bardzo dobry, intrygujący thriller, będący krwawą wersją opowieści znanej z mojego ulubionego kryminału Agaty Christie "I nie było już nikogo". Za Frankiem Langellą nie przepadam - nie widziałem go w zbyt wielu dobrych rolach, w "Tożsamości" także niczym nie zachwyca. Zwiastun "Unknown" jest faktycznie kiepski, ale wiele pozytywnych opinii na imdb zachęciło mnie do obejrzenia filmu. I nie żałuję pieniędzy wydanych na bilet do kina. Zwróciłem też uwagę na jeden szczegół - na plakacie Liam Neeson trzyma pistolet, a w filmie ani razu nie używa broni palnej :)
OdpowiedzUsuńJeśli nie jesteś wielbicielką kina akcji to możesz sobie darować ten film. Zakończenie nie jest może jakieś mega zaskakujące, ale nie nazwałbym go przewidywalnym. Jeśli podczas oglądania filmu zamiast emocjonować się scenami akcji będziesz myśleć, to możesz nawet domyślić się rozwiązania :)
Od razu myśleć...! Popcorn jeść i piszczeć w co straszniejszych momentach :)
OdpowiedzUsuńTak naprawdę bardzo mało chodzę do kina, od wielkiego dzwonu, to objawia się u mnie na blogu wyraźnie, że rzadko piszę o tzw. "nowościach", więc i na "Unknonwn" wybiorę się zapewne, jak się złoży. Albo zobaczę później, jak wyjdzie na krążku. Ale też zobaczę prawie na 100%, bo jednak dobrych thrillerów/sensacji wcale na pęczki nie produkują.
A Franka Langellę polubiłam po roli Nixona. Ale wtedy byłam tak porażona "Frostem/Nixonem", że jakby plan zdjęciowy zastawiony był kaktusami, to uznałabym, że to moje ulubione kwiatki przecież... Więc w sumie jest to opinia jednofilmowa :)
I jeszcze co do plakatu, ciekawe czy to z jakichś zdjęć promocyjnych, czy dorobili mu tę łapkę osobno całkiem?
Ja też rzadko piszę o nowościach, do kina chodzę średnio raz na trzy miesiące. A dobrych thrillerów/sensacji faktycznie jest ostatnio mało, planowałem ostatnio zrobić ranking filmów akcji XXI wieku i trudno mi znaleźć dziesiątkę najlepszych.
OdpowiedzUsuńKreacja Nixona to podobno najlepsza kreacja aktorska Franka Langelli, ale ja nie oglądałem jeszcze tego filmu. Pamiętam tego aktora z tytułowej roli w filmie "Dracula" (1979) - film jak i rola niezłe choć bez rewelacji. Widziałem go jeszcze w "Wyspie piratów" (1995), gdzie zagrał przeciwnika głównych bohaterów oraz w telewizyjnej wersji "Znaku Zorro" (1974), gdzie grał tytułowego bohatera. Może nie były to złe role, ale te filmy są raczej przeciętne, więc i kreacje aktorskie też nie zachwycają i popadają w zapomnienie. Oczywiście widziałem go też w innych filmach (np. "Dziewiąte wrota"), ale mimo, że grał ważne role, to nie zapadł mi jakoś szczególnie w pamięć. Moim zdaniem jest on typowym aktorem na zlecenie, bez własnego stylu, bez większych ambicji.
Co do Langelli to może faktycznie, coś jest w tym graniu na zlecenie. Chociaż jego wygląd, tubalny głos, to wszystko już samo w sobie jest charakterystyczne :) Ja go kojarzę głównie z ról czarnych charakterów, którzy latają po planie w prochowcach i straszą pozytywnych bohaterów. No i Nixona, tam zaszalał, był świetny.
OdpowiedzUsuńAkurat w "Dziewiątych wrotach" całkiem mi się nie spodobał, ale książka na podstawie której powstał film jest jedną z moich ulubionych, no a ekranizacje takich ukochanych lektur ciężko docenić, zawsze coś jest nie tak.
Natomiast "Frost/Nixon" to według mnie świetny film, otoczony zdecydowanie zbyt małym rozgłosem. Lepszy powiedziałabym, niż tegoroczny mój faworyt oscarowy, czyli "Social Network". I bardzo polecam :)