Wzgórze

The Hill (1965 / 123 minuty)
reżyseria: Sidney Lumet
scenariusz: Ray Rigby na podst. sztuki Raya Rigby'ego i R.S. Allena

Film o silnej wymowie antymilitarnej. Reżyser podaje w wątpliwość nie tylko sens prowadzonych działań zbrojnych, ale także sens istnienia instytucji, której naczelną zasadą jest słuchanie rozkazów i bezgraniczne posłuszeństwo. Jak przekonują twórcy filmu, dramatyczne przeżycia żołnierzy nie muszą mieć miejsca w bezpośredniej walce z wrogiem. Oficerowie swoim postępowaniem, mającym na celu zrobienie z szeregowców prawdziwych żołnierzy, mogą również wyrządzić wiele szkód.

Tytułowe wzgórze to właśnie metoda resocjalizacji żołnierzy, którzy trafili do obozu karnego z różnych powodów (np. kradzieży albo niesubordynacji). Trudno jednak nazwać ich przestępcami - to ludzie, którzy udziału w wojnie nie traktują jako obowiązku, a dowódca nie jest dla nich żadnym autorytetem. Takie postępowanie jest niegodne żołnierza, szczególnie w okresie wojny, więc trafiają oni do obozu, w którym mają poznać twardą wojskową dyscyplinę i mają się nauczyć ślepego posłuszeństwa, co ma im pomóc na froncie.

Akcja rozgrywa się podczas II wojny światowej na Pustyni Libijskiej. Cały czas świeci słońce, co utrudnia zdegradowanym żołnierzom i tak już ciężkie ćwiczenia na wzgórzu. Co z tego, że lekarz uznał, że są zdolni do służby wojskowej, skoro taka służba wykańcza ich fizycznie i psychicznie, że powoli tracą siły i asertywność, popadają w obłęd, przestaje im zależeć na wszystkim, gdyż widzą, że żadne przepisy nie są po ich stronie. Czy w wojskowym regulaminie jest napisane, co robić z nieposłusznymi żołnierzami, czy może dowódcy sami o tym decydują? Czy komendant obozu jest równie skorumpowany jak jego oficerowie, a jeśli nie, to czy jest w stanie coś zrobić w tej sprawie? Czy któryś z żołnierzy odważy się zbuntować przeciwko nieludzkiemu traktowaniu szeregowców, a jeśli tak, to czy inni pójdą za nim? Czy jest jakaś możliwość, by ta historia skończyła się happy endem?

Ci którzy w latach 60-tych oglądali filmy o Jamesie Bondzie musieli na pewno być zaskoczeni, że Sean Connery zagrał w takim filmie. Już po trzech bondowskich filmach aktor szukał jakiejś odmiany i Sidney Lumet dał mu szansę sprawdzenia się w ciekawej, ambitnej roli. Connery to wykorzystał i zaskoczył dojrzałą, wiarygodną kreacją zdegradowanego oficera, Robertsa. Reszta obsady jest także przekonująca, ale wyróżnię tylko Harry'ego Andrewsa w roli okrutnego majora, dla którego zmiana rozkazu oznaczałaby przyznanie się do błędu - jest jednak zbyt dumny, by sobie na to pozwolić.

Czarno-białe zdjęcia Oswalda Morrisa robią wrażenie - operator nie ograniczył się do biernego obserwowania wydarzeń, ale tak jak żołnierze z workami, tak i operator z kamerą wchodzą na wzgórze, by widzowie mogli się wczuć w psychikę bohaterów, zrozumieć ich ból i zaangażować w opowiadaną historię. A kiedy jeden z bohaterów wchodził na wzgórze w masce przeciwgazowej, operator umieścił kamerę wewnątrz tej maski, aby efekt był jeszcze bardziej sugestywny i nie pozostawił nikogo obojętnym.

W paru momentach zastanawiałem się „kiedy wreszcie ten film się skończy”, ale kiedy na ekranie pojawił się napis The End zaniemówiłem i nie mogłem uwierzyć, że to koniec. Sidney Lumet, który przez całe lata 50. pracował dla telewizji, zadbał o to, aby Wzgórze nie przypominało kameralnych spektakli telewizyjnych. Przeniósł się więc z ekipą do Hiszpanii, gdzie znalazł idealne plenery do swojego oskarżycielskiego filmu. Zatrudnił wielu statystów, mających wypełnić obóz karny, wybudowany na potrzeby filmu, zaś w najważniejszych rolach obsadził znakomitych brytyjskich aktorów i jednego amerykańskiego, Ossie'go Davisa. Dzięki współpracy zgranej ekipy powstało wybitne dzieło, które skutecznie przekonuje widzów, że taka historia mogła się wydarzyć i tacy bohaterowie mogli istnieć. W tym filmie góra jest symbolem upadku, zniewolenia, bólu i cierpienia, ale także zjednoczenia się i dążenia do osiągnięcia wspólnego celu.

0 komentarze:

Prześlij komentarz