reżyseria: Tung-Shing Yee
scenariusz: Tung-Shing Yee, Tin Nam Chun
Dramat sensacyjny o trudnej sytuacji chińskich imigrantów w Japonii. Jackie Chan w nietypowej dla siebie roli imigranta wplątanego w wojnę japońskich gangów. Przemoc jest bardzo brutalna, dwóch bohaterów traci rękę w wyniku gangsterskich porachunków, zaś sceny walk przypominają realistyczną bandycką nawalankę pozbawioną finezji i humoru typowego dla Jackiego Chana. Incydent w Shinjuku to film, który na pewno podzieli publiczność. Fani Chana mogą być rozczarowani brakiem humoru i efektownych scen walk, ale inni jego wielbiciele mogą docenić tę zmianę wizerunku, która może wynikać z tego, że aktor chciał odpocząć od kung fu i wyczynów kaskaderskich.
Rozgrywający się w Tokio film w reżyserii Tung-Shing Yee jest utrzymaną w ciemnych, ponurych barwach pesymistyczną opowieścią o wysiedleńcach, którzy aby przetrwać i zarobić pieniądze zmuszeni są wykonywać nielegalne zlecenia, uczestniczyć w brudnych interesach, cały czas ukrywając się przed władzami. Ale muszą uważać też na to, by nie prowokować miejscowych gangsterów rządzących tokijskimi dzielnicami. Morderstwa, handel narkotykami, ściąganie haraczy, kontrola hazardu, wykorzystywanie imigrantów jako pionków w celu likwidacji konkurencji i umocnienia władzy to niektóre zajęcia członków japońskiej mafii.
Świat jest zepsuty, pozbawiony moralności, gdzie przemoc jest na porządku dziennym, a widok krwi to najczęściej spotykany obraz na ulicach. I nie ma w tym świecie bohatera, który skopałby tyłki wszystkim gangsterom. Jackie Chan jest tu tylko zwykłym człowiekiem, który chciałby pomóc swoim przyjaciołom, ale sam nie da rady, zaś scena w której roni łzy może oznaczać tylko jedno - bezsilność wynikającą z dramatycznych sytuacji i braku pomysłów na wyjście z kłopotów. Chan ma w filmie ponad 50 lat, ale nadal twórcy filmowi robią z niego amanta, każąc mu flirtować ze znacznie młodszymi kobietami. Na szczęście jednak wątek miłosny nie jest tu zbyt ważny, nie przysłania ważnego problemu jakim jest problem nielegalnych przesiedleńców, obecny przecież nie tylko w Japonii, ale chyba tylko w Japonii jest tak ściśle związany z mafią.
Jackie Chan już nie raz udowadniał, że obok talentu komediowego posiada także talent dramatyczny, ale Incydent w Shinjuku wydaje się jego najbardziej dojrzałym filmem, dającym duże pole do popisu dla aktorów. Jackie nie wykorzystał tego w stu procentach, rola Steelheada jest zagrana poprawnie, ale bez rewelacji, tak jakby aktor nie czuł się za dobrze w mrocznych klimatach yakuzy. Ale jeszcze gorzej wypadł Naoto Takenaka w roli policjanta, którego motywy działania są zupełnie nieprzekonujące, za co ponoszą odpowiedzialność przede wszystkim scenarzyści. Kluczową postać zagrał Daniel Wu - to bohater, który niespodziewanie wplątuje się w gangsterskie porachunki, co pociąga za sobą dalsze konsekwencje. Na jego przykładzie jest pokazane jak bolesne i tragiczne może być spotkanie z mafią. I odniosłem wrażenie, że Daniel Wu najlepiej sobie radzi ze swoją rolą. Jest to dość wiarygodna postać człowieka, który ma proste i mało ambitne marzenie (chciałby sprzedawać kasztany), ale przekonuje się, że spełnienie nawet takich banalnych zachcianek ma ogromną cenę.
Shinjuku Incident to męski film, w którym dwie postaci kobiece są tylko atrakcyjnym dodatkiem. Najważniejsze są tu relacje pomiędzy osadnikami, którzy wzajemnie sobie pomagają, ale są bezsilni wobec gangsterów, którzy bez wahania mogą poderżnąć im gardło. Opowieść o bohaterze pełnym rozterek i wątpliwości, który nie ma dużego wyboru. Aby zarobić na życie i wyjść na prostą musi się podjąć brudnej roboty, która może mu przynieść dużo pieniędzy, ale może też spowodować niebezpieczeństwa, jakie wynikają z pracy dla mafii. Dramat, krew, nieludzkie okrucieństwo - to pesymistyczny obraz życia, pełnego cierpienia i przemocy. Człowiek powoli upada na dno, pojęcia honoru i moralności przestają istnieć, a życie to jedno wielkie bagno, z którego aby wyjść zwycięsko należy pociągnąć na dno drugiego człowieka.
Rozgrywający się w Tokio film w reżyserii Tung-Shing Yee jest utrzymaną w ciemnych, ponurych barwach pesymistyczną opowieścią o wysiedleńcach, którzy aby przetrwać i zarobić pieniądze zmuszeni są wykonywać nielegalne zlecenia, uczestniczyć w brudnych interesach, cały czas ukrywając się przed władzami. Ale muszą uważać też na to, by nie prowokować miejscowych gangsterów rządzących tokijskimi dzielnicami. Morderstwa, handel narkotykami, ściąganie haraczy, kontrola hazardu, wykorzystywanie imigrantów jako pionków w celu likwidacji konkurencji i umocnienia władzy to niektóre zajęcia członków japońskiej mafii.
Świat jest zepsuty, pozbawiony moralności, gdzie przemoc jest na porządku dziennym, a widok krwi to najczęściej spotykany obraz na ulicach. I nie ma w tym świecie bohatera, który skopałby tyłki wszystkim gangsterom. Jackie Chan jest tu tylko zwykłym człowiekiem, który chciałby pomóc swoim przyjaciołom, ale sam nie da rady, zaś scena w której roni łzy może oznaczać tylko jedno - bezsilność wynikającą z dramatycznych sytuacji i braku pomysłów na wyjście z kłopotów. Chan ma w filmie ponad 50 lat, ale nadal twórcy filmowi robią z niego amanta, każąc mu flirtować ze znacznie młodszymi kobietami. Na szczęście jednak wątek miłosny nie jest tu zbyt ważny, nie przysłania ważnego problemu jakim jest problem nielegalnych przesiedleńców, obecny przecież nie tylko w Japonii, ale chyba tylko w Japonii jest tak ściśle związany z mafią.
Jackie Chan już nie raz udowadniał, że obok talentu komediowego posiada także talent dramatyczny, ale Incydent w Shinjuku wydaje się jego najbardziej dojrzałym filmem, dającym duże pole do popisu dla aktorów. Jackie nie wykorzystał tego w stu procentach, rola Steelheada jest zagrana poprawnie, ale bez rewelacji, tak jakby aktor nie czuł się za dobrze w mrocznych klimatach yakuzy. Ale jeszcze gorzej wypadł Naoto Takenaka w roli policjanta, którego motywy działania są zupełnie nieprzekonujące, za co ponoszą odpowiedzialność przede wszystkim scenarzyści. Kluczową postać zagrał Daniel Wu - to bohater, który niespodziewanie wplątuje się w gangsterskie porachunki, co pociąga za sobą dalsze konsekwencje. Na jego przykładzie jest pokazane jak bolesne i tragiczne może być spotkanie z mafią. I odniosłem wrażenie, że Daniel Wu najlepiej sobie radzi ze swoją rolą. Jest to dość wiarygodna postać człowieka, który ma proste i mało ambitne marzenie (chciałby sprzedawać kasztany), ale przekonuje się, że spełnienie nawet takich banalnych zachcianek ma ogromną cenę.
Shinjuku Incident to męski film, w którym dwie postaci kobiece są tylko atrakcyjnym dodatkiem. Najważniejsze są tu relacje pomiędzy osadnikami, którzy wzajemnie sobie pomagają, ale są bezsilni wobec gangsterów, którzy bez wahania mogą poderżnąć im gardło. Opowieść o bohaterze pełnym rozterek i wątpliwości, który nie ma dużego wyboru. Aby zarobić na życie i wyjść na prostą musi się podjąć brudnej roboty, która może mu przynieść dużo pieniędzy, ale może też spowodować niebezpieczeństwa, jakie wynikają z pracy dla mafii. Dramat, krew, nieludzkie okrucieństwo - to pesymistyczny obraz życia, pełnego cierpienia i przemocy. Człowiek powoli upada na dno, pojęcia honoru i moralności przestają istnieć, a życie to jedno wielkie bagno, z którego aby wyjść zwycięsko należy pociągnąć na dno drugiego człowieka.
0 komentarze:
Prześlij komentarz