reżyseria: Marc Forster
scenariusz: David Magee na podst. sztuki Allana Knee pt. The Man Who Was Peter Pan
Doskonały przykład filmu, który potrafi przenieść widza do odległych czasów i niezwykłych miejsc. Dzięki historii opowiedzianej w filmie przenosimy się do 1903 roku do Londynu i razem z bohaterami szukamy Nibylandii - krainy, która, jak zapewnia główny bohater, na pewno istnieje. Ale tak naprawdę Nibylandia to nie kraina, tylko stan psychiczny, dzięki któremu dorosły człowiek może przenieść się do czasów dzieciństwa, by zapomnieć o codziennej rutynie oraz nudnej, a często także bolesnej, rzeczywistości. Głównym bohaterem filmu jest James Matthew Barrie, autor sztuki o przygodach Piotrusia Pana. Film Forstera przedstawia wydarzenia, które doprowadziły do powstania i wystawienia na scenie tej sztuki. Jednak nie jest to typowa biografia, bo oprócz fragmentu z życia dramatopisarza widz wnika także w jego wyobraźnię.
James Barrie ma piękną żonę, ale nie czuje się dobrze w małżeństwie, nie myśli o seksie, zaniedbuje żonę i woli spędzać czas na zabawie, wygłupach lub pisaniu sztuk teatralnych, w szczególności bajek. Posiada niezwykłą wyobraźnię i wrażliwość, a swoją pasją do opowiadania fantastycznych historii potrafi zarazić zarówno dzieci jak i dorosłych. Dość ciekawie i zaskakująco subtelnie pokazane są relacje pomiędzy Jamesem Barrie'em a jego żoną. Żaden ze współmałżonków nie podnosi głosu ani nie próbuje udawać, że jest szczęśliwy i wyczuwalne jest delikatne napięcie, które wkrótce może doprowadzić do rozpadu małżeństwa. Świat pokazany w filmie jest magiczny, jakby istniał tylko w wyobraźni, nie przypomina on nawet świata z bajek, bo nawet w bajkach są czarne charaktery, a w filmie Forstera wszyscy wzbudzają sympatię.
Johnny Depp i Kate Winslet tworzą zgrany duet, który próbuje udawać, że żadne problemy nie przeszkodzą im cieszyć się z życia. Radha Mitchell w roli chłodnej, opanowanej i w głębi duszy nieszczęśliwej żony wiecznego marzyciela, która swojego męża częściej spotyka podczas premiery sztuki niż w domu. Dustin Hoffman, pamiętany z roli okrutnego kapitana Haka, kreuje zaskakująco pozytywną rolę producenta teatralnego, wierzącego cały czas w powodzenie dziwnych pomysłów młodego dramatopisarza. Julie Christie próbuje być stanowcza i twarda, ale także u niej widać wrażliwość i być może tęsknotę za utraconym dzieciństwem. Są także dzieci, które okazują się bardziej dojrzałe od dorosłych. Ale osobą, która najbardziej zapada w pamięć jest Johnny Depp, co jest zasługą nie tylko tego aktora, ale także osoby, która wpadła na pomysł obsadzenia go w roli Jamesa Barriego. Aktor znany jest z odtwarzania przedziwnych, niezwykłych postaci i dlatego wierzymy, że potrafi czerpać radość z zabaw w piratów lub Indian i lubi udawać kogoś kim nie jest.
Zarówno polski tytuł Marzyciel jak i oryginalne Odkrycie Nibylandii to nie są tytuły, które mogą zachęcić dorosłą osobę do seansu. Ale jeśli ktoś już obejrzy ten film to nie powinien żałować straconego czasu, bo film Marca Forstera to kino trzymające bardzo wysoki poziom. Przy pomocy twórców scenografii i kostiumów udało się wykreować barwny spektakl, poruszający, inteligentny, trochę zabawny, trochę dramatyczny i przez to bardzo życiowy. Aktorzy wyrażają swoje uczucia bardzo oszczędnie, bez zbędnych słów i gestów, zaś reżyser wraz ze scenarzystą doskonale wyważyli elementy magiczne, humorystyczne i dramatyczne, dzięki czemu ogląda się z przyjemnością, bez znudzenia. W wydarzenia przedstawione na ekranie znakomicie wpasowała się muzyka, skomponowana przez Jana A.P. Kaczmarka. Jedynego Oscara za ten film zdobył właśnie kompozytor. Trudno powiedzieć, co zachwyciło członków Akademii w tej muzyce, ale tak jak James Matthew Barrie powinniśmy się cieszyć z każdego drobiazgu, nawet z tego, że Polak dostał Oscara, chociaż nikt oprócz Kaczmarka nie skorzystał na tym, że on dostał tego Oscara.
Johnny Depp i Kate Winslet tworzą zgrany duet, który próbuje udawać, że żadne problemy nie przeszkodzą im cieszyć się z życia. Radha Mitchell w roli chłodnej, opanowanej i w głębi duszy nieszczęśliwej żony wiecznego marzyciela, która swojego męża częściej spotyka podczas premiery sztuki niż w domu. Dustin Hoffman, pamiętany z roli okrutnego kapitana Haka, kreuje zaskakująco pozytywną rolę producenta teatralnego, wierzącego cały czas w powodzenie dziwnych pomysłów młodego dramatopisarza. Julie Christie próbuje być stanowcza i twarda, ale także u niej widać wrażliwość i być może tęsknotę za utraconym dzieciństwem. Są także dzieci, które okazują się bardziej dojrzałe od dorosłych. Ale osobą, która najbardziej zapada w pamięć jest Johnny Depp, co jest zasługą nie tylko tego aktora, ale także osoby, która wpadła na pomysł obsadzenia go w roli Jamesa Barriego. Aktor znany jest z odtwarzania przedziwnych, niezwykłych postaci i dlatego wierzymy, że potrafi czerpać radość z zabaw w piratów lub Indian i lubi udawać kogoś kim nie jest.
Zarówno polski tytuł Marzyciel jak i oryginalne Odkrycie Nibylandii to nie są tytuły, które mogą zachęcić dorosłą osobę do seansu. Ale jeśli ktoś już obejrzy ten film to nie powinien żałować straconego czasu, bo film Marca Forstera to kino trzymające bardzo wysoki poziom. Przy pomocy twórców scenografii i kostiumów udało się wykreować barwny spektakl, poruszający, inteligentny, trochę zabawny, trochę dramatyczny i przez to bardzo życiowy. Aktorzy wyrażają swoje uczucia bardzo oszczędnie, bez zbędnych słów i gestów, zaś reżyser wraz ze scenarzystą doskonale wyważyli elementy magiczne, humorystyczne i dramatyczne, dzięki czemu ogląda się z przyjemnością, bez znudzenia. W wydarzenia przedstawione na ekranie znakomicie wpasowała się muzyka, skomponowana przez Jana A.P. Kaczmarka. Jedynego Oscara za ten film zdobył właśnie kompozytor. Trudno powiedzieć, co zachwyciło członków Akademii w tej muzyce, ale tak jak James Matthew Barrie powinniśmy się cieszyć z każdego drobiazgu, nawet z tego, że Polak dostał Oscara, chociaż nikt oprócz Kaczmarka nie skorzystał na tym, że on dostał tego Oscara.
Przyjemnie się oglądało, ale kiedy to było. Depp tak przyzwyczaił do grania dziwnych, nierealnych postaci, że specjalnie nie zachwycał. Zdystansowane emocje jeszcze w tym utwierdzały. Za to ciepło wspominam Kate Winslet - ona potrafi tak grać, że nawet dzisiaj pamiętam pewne sceny.
OdpowiedzUsuńRównież zastanawiał mnie zachwyt nad muzyką, ale Oscar dla Kaczmarka cieszy.
Jakiś czas temu oglądałam ten film i bardzo mi się spodobał i dołączył do kolekcji moich ulubionych tytułów. Szczerze polecam
OdpowiedzUsuńpamiętam że płakałam, ale od seansu minęło tyle czasu że w ogóle nie przypominam sobie szczegółów fabuły; to jeden z niewielu filmów w których rola Deppa zrobiła na mnie ogromne wrażenie ;)
OdpowiedzUsuńCzuję się zacofany, wszyscy oglądali ten film dawno temu ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film! Cóż mogę więcej napisać (czytałeś to na moim blogu) ! Wielkie dzięki za komentarz ! Muszę tutaj częściej wpadać ;D
OdpowiedzUsuńJa przynam się bez bicia, że pierwszy raz oglądałem ten film w tym tygodniu w TV. Przyznam też, że mnie zaskoczył, szczególnie relacje między głównymi bohaterami. Gra Depp'a bardzo dobra - on sprawiał wrażenie, że ta zabawa w Indian czy piratów sprawia mu większą frajdę niż tym dzieciakom :). Na muzykę w ogóle nie zwróciłem uwagi, dziwne, że był za to Oscar...
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film :) Wiedziałam go kilka razy i za każdym razem wzbudza we mnie takie same emocje, co nie często się zdarza.
OdpowiedzUsuńCzuję się zacofany, wszyscy oglądali ten film dawno temu ;)
OdpowiedzUsuńTrzeba było schować męską dumę i kupować kobiece magazyny dla dodawanych filmów. ;)
Prawie w ogóle nie kupuję magazynów z dodatkiem filmowym. Zwykle widzę, że do magazynów dodawane są filmy, które mnie raczej nie zaciekawią. "Marzyciel" też wydawał się takim filmem, ale jednak mnie pozytywnie zaskoczył :)
OdpowiedzUsuńW sumie to do Globa nie miał nawet nominacji Kaczmarek, a tu Oscar. Osobiście uwielbiam utwór "This is Neverland" i ogólny styl albumu jest ok. Jednak "Marzyciel", pod względem muzycznym nie powalił mnie na kolana, a sama płyta nie należy do grona moich faworytów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Alek
Bardzo lubię ten film. Jest jakiś taki uroczo wręcz naiwny. Lekko opowiedziany, a jednak poruszający i magiczny. A muzyka moim zdaniem zasługuje na Oscara (choć nie pamiętam jaka była wtedy konkurencja dla Polaka). Może nie rzuca się jakoś w ucho podczas filmu, ale lubię czasem posłuchać http://www.youtube.com/watch?v=vSj1JIt47OA
OdpowiedzUsuńZ recenzją się zgadzam,
Uwielbiam ten film! :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Amandine (filmdine.blogspot.com)
Kreacje Deppa i Winslet bardzo mi się podobały, pięknie współgrają w duecie. Muzyka też - dla mnie ona właśnie taka powinna być. Nie wybija się, ale podkreśla. Oglądałam ten film wiele razy, łzy pojawiają się zawsze w tym samym momencie ;). Freddie Highmore też jest moim ulubieńcem.
OdpowiedzUsuń