Anonimus

Anonymous (2011 / 130 minut)
reżyseria: Roland Emmerich
scenariusz: John Orloff

Roland Emmerich, zmęczony już sprowadzaniem na naszą planetę wielkich katastrof, zrealizował ostatnio film o poezji, teatrze, sile słowa i dworskich intrygach, mających na celu zdobycie władzy. Anonimus to interesujący thriller polityczny w konwencji dramatu kostiumowego. Ale przede wszystkim to alternatywna historia Williama Szekspira i jego sztuk wystawianych w teatrze The Globe. Twórcy filmu przekazują widzom ciekawą teorię, jakoby Szekspir nie był autorem żadnej ze sztuk, które podpisał własnym nazwiskiem. Kto w takim razie napisał Hamleta, Makbeta, Romea i Julię oraz wiele innych utworów, które przez wiele lat pobudzały wyobraźnię, dostarczały emocji i wzruszeń?

Pierwszoplanowym bohaterem filmu Emmericha jest hrabia Edward de Vere. Nieszczęśliwy w związku małżeńskim dworzanin jest miłośnikiem teatru i poświęca dużo czasu na wymyślanie bohaterów, pisanie tragedii, komedii, sztuk historycznych. To jego sposób, by wypowiedzieć się na temat otaczającej go rzeczywistości. Wkrótce okazuje się, że twórczość hrabiego wywołuje emocje u licznej publiczności, prowokuje do działania. Pisanie dla teatrów nie jest jednak zajęciem godnym szlacheckiego tytułu, więc aby nie wywoływać skandalu de Vere nie zamierza ujawniać, że jest autorem tych chwytających za serce sztuk. Pochwały lub ewentualnie krytykę musi więc przyjąć figurant, którym zostaje niewykształcony aktor, William Szekspir.

W filmie mamy zestawienie trzech zróżnicowanych postaci artystów: wykształconego pisarza i szlachcica, Edwarda de Vere'a, młodego, zdolnego i pełnego wątpliwości dramaturga, Bena Jonsona i aktora, którego cały świat poznał jako „najwybitniejszego angielskiego pisarza”, Williama Szekspira. Niestety postać Szekspira została niezbyt wiarygodnie zarysowana przez scenarzystę. Trudno uwierzyć, że aktor, który potrafił się nauczyć na pamięć długich kwestii mógł być analfabetą, nie potrafiącym napisać ani słowa. Za to ciekawą i przekonującą postacią jest hrabia de Vere - szlachcic, który na widowni teatralnej czuje się znacznie lepiej niż wśród wysokich dostojników, ogarniętych myślą o władzy i bogactwie. Scenarzysta zrezygnował z wielu elementów biografii de Vere'a, skupiając się na jego burzliwym życiu dworzanina i pisarza, rezygnując np. z wątków przygodowych, takich jak podróż hrabiego po Europie.

Rozgrywanie najważniejszych wątków w zamkniętej przestrzeni teatru lub królewskiego dworu wskazuje na kino bardziej kameralne w porównaniu do poprzednich, przeładowanych efektami widowisk Emmericha. Jednak Anonimus okazuje się filmem zaskakująco dynamicznym i sprawnie zrealizowanym. Reżyser zręcznie manewruje pomiędzy światem artystów, dla których teatr stanowi centrum kultury i rozrywki, a światem wyższych sfer, gdzie dochodzi do intryg, spisków i zdrad. Widać wyraźnie, że twórców filmu interesowały nie tylko okoliczności powstania najsłynniejszych dzieł Szekspira, ale też ówczesna sytuacja polityczna Anglii, relacje hrabiego de Vere'a z opiekunem, Williamem Cecilem oraz ich układy z królową Elżbietą I.

Anonimus to najlepszy film w reżyserii Rolanda Emmericha i jeden z najciekawszych, najbardziej wciągających filmów kostiumowych ostatnich lat. Wątek miłosny nienachalny, konflikty między ludźmi burzliwe, a pióro i kartka papieru stanowią broń skuteczniejszą niż szpada. Nawet jeśli ten film ma niewiele wspólnego z prawdziwą historią, warto poznać tę nieco obrazoburczą, lecz widowiskową, wizję życia angielskich artystów i arystokratów z przełomu XVI i XVII wieku. Sporo jest w filmie zróżnicowanych bohaterów i momentami można się pogubić, kto jest kim, ale dzięki temu chętnie ogląda się ten film po raz drugi, by spróbować lepiej zrozumieć konflikty i relacje między ludźmi. Każdy człowiek potrzebuje zmian w swoim życiu - tak jak dumny szlachcic może napisać sztukę teatralną, tak reżyser od katastrof może nakręcić film o miłości do teatru. Inna sprawa jest taka, czy przekona widzów, że nadaje się do takich lirycznych tematów. Mnie przekonał.

6 komentarze:

  1. mnie nie Emmerich przekonał, tak szybko jak zaczęłam oglądać tak szybko skończyłam

    OdpowiedzUsuń
  2. O, przepraszam, ale nie zgodzę się, że to najlepszy film Emmericha, bo tym jest "Patriota" :). Prawdą jest jednak, że reżyser ten (a zarazem scenarzysta i producent) najlepiej sprawdza się w filmach katastroficznych. "Dzień niepodległości", "Pojutrze" i "2012" oglądało się świetnie z powodu niespotykanego rozmachu - Emmerich zawsze jest krok do przodu jeśli chodzi o efekty specjalne, w stosunku do innych reżyserów. I potem coś wypuszcza Cameron i go przebija, i potem znowu budzi się Michael Bay i też ich chce przebić, itd. To taka trójka reżyserów uniwersalnych, czyli wymyślających filmy od podstaw, piszących następnie scenariusze, a potem zajmujących się produkcją i produkcją wykonawczą. Nie są to jednak zwykle filmy ambitne, choć w przypadku "Anonimusa" widać, że takie było jego zamierzenie...

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie już na zwiastunie wygląda to jak najlepszy film Emmericha:) Nie, inaczej - wygląda jak pierwszy prawdziwy film z pod jego ręki. Przegapiłem jak było w kinach, ale bardzo chcę Anomimusa zobaczyć, a Twoja recka mnie tylko jeszcze bardziej w tym utwierdza. Ponoć Rhys Ifans jest świetny z tego słyszałem, a przecież pochwały w stronę aktorów z filmów Emmericha to prawdziwy przełom w jego karierze.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Patriota" też był niezły i miał w obsadzie Mela Gibsona i Heatha Ledgera. To poniekąd film batalistyczny i podobnie jak filmy s-f Emmericha zrealizowany jest z dużym rozmachem i sporą dawką patosu. Uważam jednak, że "Anonimus" jest filmem lepszym, ponieważ reżyser zamiast na scenach widowiskowych skupił się na bohaterach i aktorskich kreacjach (tak, szymalan, Rhys Ifans jest świetny!). Oczywiście są w filmie efekty specjalne, ale są one prawie niezauważalne, zaś największy rozmach widać w scenie rozgrywającej się w teatrze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bardzo chętnie obejrzę niekatastroficzny film Emmericha :) Poza tym jestem ciekawa kreacji Rhys Ifansa, którego po filmie "Radio na fali" zaczęłam bacznie obserwować.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też nie dałam rady, ale podejrzewam, że to jednak moja wina - rozproszyłam się gdzieś na początku i dużo mi uciekło. Potem nie mogłam się już odnaleźć i denerwowałam męża pytaniami, kto jest kim i dlaczego, heh. W ogóle nie przepadam za filmami kostiumowymi z okresu od średniowiecza do oświecenia - wszyscy ci faceci wyglądają dla mnie tak samo: długie włosy, brody, zbroje, konie, ble:P

    OdpowiedzUsuń