Wyspa tajemnic

Shutter Island (2010 / 138 minut)
reżyseria: Martin Scorsese
scenariusz: Laeta Kalogridis na podst. powieści Dennisa Lehane'a

W ostatnim dziesięcioleciu amerykański pisarz Dennis Lehane miał duże szczęście do kina. Trzy jego powieści (których jeszcze nie czytałem) szybko doczekały się znakomitych ekranizacji. Rzeka tajemnic Clinta Eastwooda, Gdzie jesteś Amando? Bena Afflecka i Wyspa tajemnic Martina Scorsese to po mistrzowsku zrealizowane dzieła, które łączą zagadkową intrygę z dramatycznymi, a niekiedy wstrząsającymi momentami, zaś ich bohaterowie zmagają się z demonami, które gnębią ich umysły i wykańczają psychicznie. Film Scorsesego to dzieło przygnębiające i pesymistyczne, które doskonale trzyma w napięciu i angażuje widza, spragnionego kina inteligentnego, prowokującego do przemyśleń a jednocześnie wciągającego, zawierającego interesującą fabułę i frapującą zagadkę. Otoczona przez wody Zatoki Bostońskiej Shutter Island to miejsce, w którym kumulują się wszelkie patologie, wymagające leczenia i kontroli.

Dwóch agentów federalnych przybywa na tytułową wyspę w celu przeprowadzeniu śledztwa w sprawie zniknięcia pacjentki szpitala dla obłąkanych. Kobieta w przeszłości zabiła swoje dzieci, jest więc osobą nieobliczalną i niebezpieczną, wymagającą ciągłego nadzoru i opieki. Prowadzący dochodzenie detektywi postępując zgodnie z procedurami muszą najpierw przesłuchać lekarzy, pielęgniarki i pacjentów, by znaleźć jakiś konkretny trop, który wyjaśniłby tajemnicze zniknięcie pacjentki. W końcu uznają śledztwo za zakończone, ale nie mogą odpłynąć z wyspy z powodu rozszalałej burzy, jaka nawiedziła to ponure miejsce. Tak jak niegdyś Alcatraz dla więźniów tak wyspa, na którą trafiają Teddy i Chuck, dwaj szeryfowie federalni, okazuje się więzieniem, z którego można próbować uciec, lecz szanse na wydostanie się na wolność są niewielkie.

Jest to zdecydowanie najlepszy, najbardziej intrygujący film Martina Scorsese, zrealizowany w XXI wieku. Z początku mogą denerwować przywidzenia, jakich doświadcza protagonista, ale nie zostały one dodane na siłę - pełnią ważną funkcję w fabule. Czasem trudno się domyślić, co jest prawdą a co fikcją i reżyser nie ułatwia zadania - perfekcyjnie buduje napięcie, utrzymując suspens aż do ostatnich minut filmu. Lekarze, których zagrali Ben Kingsley i Max von Sydow wyglądają złowieszczo i nieprzyjaźnie, a złe wrażenie o nich potęgują pojawiające się co jakiś czas drobne wskazówki, które ujawniają spisek personelu medycznego. A szalejący na wyspie i u jej wybrzeży sztorm zdaje się sugerować, że to przeklęte miejsce, które nie tylko ukrywa przerażające tajemnice, ale jest też ogromnym zagrożeniem dla nowo przybyłych, nie znających tutejszych reguł, osobników. 


Mocnym punktem filmu jest wyrazista postać głównego bohatera, którego rewelacyjnie zagrał Leonardo DiCaprio. To z pewnością jedna z najlepszych jego ról. Odtwarzany przez niego Teddy Daniels to postać skomplikowana, udręczona i ciężko doświadczona przez życie, mimo młodego wieku. Na wojnie był świadkiem czynów, które udowadniały, że ludzie są pozbawionymi człowieczeństwa i moralności maszynami do zabijania. Sam zresztą dokonał zbrodni wojennej, zabijając z zimną krwią strażników obozu koncentracyjnego. Gdy wojna się skończyła wydawało się, że teraz będzie lepiej, ale śmierć młodej żony pogrzebała wszelkie nadzieje. Skoro wspomniałem o wojnie to wypadałoby dodać, że akcja filmu rozgrywa się w roku 1954, zaś w retrospekcjach powraca się do dnia wyzwolenia obozu w Dachau w 1945 roku.

Między oscarową i według mnie bardzo dobrą Infiltracją oraz sympatycznym lecz nie spełniającym w pełni moich oczekiwań Hugonem i jego wynalazkiem Martin Scorsese przygotował film, do którego nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Jednak z filmem Hugo recenzowana produkcja ma trochę wspólnego. W tamtym filmie pierwszoplanowym bohaterem jest Georges Méliès, pionier kina, który pokazał ludziom swoich czasów, że kamera nie musi opowiadać prawdy i Scorsese w Wyspie tajemnic również udowadnia, że kamera może kłamać i nie należy wierzyć we wszystko, co widać na ekranie. Widzowie, którzy lubią być oszukiwani i wprowadzani w depresyjny nastrój powinni być tym filmem zachwyceni. Shutter Island to nieprzewidywalny, wizualnie olśniewający thriller, który nie tylko opowiada ciekawą historię, ale też angażuje umysł widza w stopniowe odkrywanie prawdy o ludziach i wydarzeniach, w jakie się wplątali. 

21 komentarze:

  1. I nie mówiłem, że arcydzieło? To jest film, który by się chciało natychmiast jeszcze raz oglądnąc, tylko w wersji od końca do początku ( powinno byc coś takiego w dodatkach do porządnego wydania DVD ) . Trzeba też wspomniec o znakomitym soundtracku Robbiego Robertsona, który jest upiorny, jak diabli, a przede wszystkim monumentalny i oparty na niespotykanych brzmieniach. Lider grupy the Band i współpracownik Boba Dylana po latach objawił się jako ktoś, kogo przeznaczeniem zdaje się byc muzyka do horrorów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, mówiłeś :) Co do soundtracku to prawdę mówiąc nie zwróciłem uwagi na muzykę, może przy ponownym oglądaniu, znając już rozwiązanie intrygi, zwrócę uwagę na ścieżkę dźwiękową.

      Usuń
  2. "Trzy jego powieści (których jeszcze nie czytałem) szybko doczekały się znakomitych ekranizacji. Rzeka tajemnic Clinta Eastwooda, Gdzie jesteś Amando? Bena Afflecka i Wyspa tajemnic Martina Scorsese..."

    A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że z tej trójki to chyba Affleck nakręcił najlepszy film, amirite? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja odniosłem wrażenie, że każdy kolejny film jest lepszy od poprzedniego, więc w tym momencie uważam "Wyspę..." za najlepszy z tej trójki.

      Usuń
    2. Gdzie jesteś Amando i Wyspa tajemnic, są rzeczywiście mocne, ale Rzeka tajemnic to dla mnie gniot. Chociaż z drugiej strony, jak dla mnie, Eastwood jako reżyser skończył się na Unforgiven, a potem kręcił, już co najwyżej średnie filmy, jakby specjalnie skrojone pod oskarowe jury.

      Z tego Lehane-owsiego podium wybieram Afflecka, bo zanim zobaczyłem film, w życiu bym się nie spodziewał, że z niego taki mocny reżyserski zawodnik.

      Usuń
    3. Na temat twórczości Eastwooda mam inne zdanie. W ubiegłym wieku zdarzyło mu się zrobić sporo gniotów i pozytywnie wyróżniają się jego cztery znakomite westerny. Ale w nowym wieku znalazł już jakby własną drogę, na której nie ma miejsca na błahe tematy i jego filmy z lat 2003-2008 uważam za wartościowe i ambitne. Z tego okresu jedynie "Sztandar chwały" mi się nie podobał. Nie widziałem jeszcze jego trzech ostatnich filmów zrobionych po roku 2008.

      Usuń
  3. Bardzo mi się podobał. Rewelacyjnie ukazany jest sam koszmar schizofrenii, chociaż troszeczkę tego dramatu może poczuć widz. Lubię to "oszukiwanie" w kinie, a "Hugo" jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się dziwię, że "Hugo" zdobył aż 11 nominacji do Oscara i 5 Nagród Akademii, a "Shutter Island" zostało zupełnie pominięte przy przyznawaniu oscarowych nominacji.

      Usuń
  4. Oj kurczę, oglądałem ten film w okolicach premiery. Późno w nocy. Pamiętam, że klimat był powalający, ale co chwila przysypiałem (wcale nie z winy filmu). I w końcu nie obejrzałem go do końca. I do dziś żałuję, bo chciałbym sobie ten film powtórzyć, już w całości. Każdy z kim na ten temat rozmawiam, zachwala tę produkcję, a i ja sam pamiętam, że zdecydowanie miała coś w sobie. Tak więc czekam tylko na okazję.

    Mariusz, ja też się dziwię, że Hugo dostal 5 Oscarów, a wiele innych znacznie lepszych filmów Scorsese było pomijanych. Bo nie oszukujmy się - Hugo to miła bajeczka, którą fajnie się ogląda, ale Martin ma w swoim dorobku mnóstwo znacznie lepszych filmów.

    A Lehane właśnie zaczynam czytać, bo doszedłem do wniosku, że jak powstają takie swietne ekranizacje, to koleś musi pisać równie dobre książki. Rozpoczynam swą przygodę z detektywami Kenzie i Genarro. No i tak swoją drogą - Gdzie jesteś Amando? jest znakomite.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przegapiłem ten film, gdy leciał w kinach, ale niedawno (chyba w ostatni piątek) można go było obejrzeć w TVNie. No i ja skorzystałem z okazji.

      Usuń
  5. filmu nie widziałam, ale co rzadkie czytałam książkę. Pamiętam że była dość wciągająca ale nie miałam wrażenia że jest czymś więcej niż średnio udanym thrillerem.

    ale patrząc po powyższych opiniach, możliwe że S. wyciągnął z niej coś więcej niż zaskakujące zakończenie... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie czytałem książki i nie wiem, czy film Scorsesego jest wierną adaptacją czy może reżyser dodał sporo od siebie.

      Usuń
    2. Bardzo wierną.
      Znakomita książka, znakomity film.
      scoutek

      Usuń
    3. Tak więc tych co oglądali film, książka już raczej niczym nie zaskoczy :)

      Usuń
  6. "Wyspa Tajemnic" jest jednym z moich ulubionych filmów. Widziałam go w kinie i efekt był niesamowity - duży ekran, mroczny klimat i muzyka. I za każdy razem, gdy go oglądam mam takie samo wrażenie.
    Przydałoby się sięgnąć po książkę :)

    "Infiltracja" też mi się podobała. Po seansie przekonałam się do Scorsese. Pamiętam, że oglądałam to na TVN i ilość reklam przy tak długim filmie trochę zniechęciła mnie do piątkowego superkina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reklamy, a raczej długość bloków reklamowych, mogą naprawdę zdenerwować widzów. Coś o tym wiem, bo często mi się zdarza oglądać filmy na TVNie lub Polsacie. A jeśli film trwa 2,5 godziny (jak np. "Infiltracja") to z powodu reklam zostaje przedłużony do 3 lub 3,5 godzin. Telewizja na tym traci, bo w czasie reklam widz może przełączyć na inny program i znaleźć coś ciekawszego :)

      Usuń
    2. Dokładnie. A jeśli film puszczą dość późno, to czasem ciężko wytrzymać do końca :) Kiedyś czytałam, że stacje telewizyjne emitują bloki reklamowe mniej więcej w podobnym czasie, by nie zabierać sobie widzów. Ja ostatnio bardzo rzadko oglądam telewizję, ale jeśli skuszę się na jakiś film to z reguły jest to TVN lub Polsat. Choć ostatnio odkryłam kanał ze starymi filmami TCM.

      Usuń
    3. Parę lat temu w ramach jakiejś promocji miałem TCM za darmo przez kilka miesięcy. No i zanim mi go wyłączyli starałem się maksymalnie z niego korzystać i obejrzałem wtedy sporo starych filmów (do wielu z nich napisałem też recenzje na blogu). A co do tych reklam to faktycznie - jak film zacznie się np. o godz. 20-tej zarówno na Polsacie jak i TVNie to bloki reklamowe są zwykle o tej samej porze.

      Usuń
  7. Dobry film, ale jakoś mną nie pozamiatał;) Jak dla mnie za dużo tu tych dziwnych stylistycznie retrospekcji (wywaliłbym je wszystkie), za dużo samego kina, filmowości, formy, za mało prawdziwej intrygi, która nie potrzebnie jest jeszcze łopatologicznie wyjaśniana po kilka razy i rekonstruowana w finale.
    Niemniej ogląda się świetnie, klimat fantastyczny, Leo niezawodny, kapitalne użycie Pendereckiego na początku filmu, wszystkie techniczne składowe tip top. W sumie to czego od Scorsese oczekujemy na samym wejściu:)
    No i ja jestem fanem Hugoale to już wiesz:P (ciekawe spostrzeżenie swoją drogą, jeśli chodzi o porównanie tych dwóch filmów, jest w tym sporo racji)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że tego typu zabiegi (jak retrospekcje lub omamy) mogą drażnić i mnie również z początku drażniło to, że zamiast na intrydze reżyser skupił się na eksperymentach formalnych, ale jednak po obejrzeniu całości uważam, że wszystkie te flashbacki i halucynacje akurat w tej historii miały sens. Nie odczułem także, aby finał był zbyt łopatologiczny. Aby pokazać tę traumę jaką przeżył główny bohater należało to zrekonstruować w finale, by nie było żadnych wątpliwości. Bardziej się w coś wierzy, gdy zobaczy się to na własne oczy, czasem same słowa nie wystarczą :D
      PS. "Hugo" jest okay, ale po Scersese'm jednak oczekuję czegoś mocniejszego (jak "Infiltracja" lub "Wyspa tajemnic") :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Oglądałam niedawno ten film i uważam, że jest genialny i niesamowicie wciągający. Ma niezwykły klimat, akcja nieustannie trzyma w napięciu. Gra aktorska Leonarda DiCaprio wydała mi się przede wszystkim bardzo przekonująca. Zakończenie zaskakujące, chociaż tak bardzo przywiązałam się do głównego bohatera, że trochę mnie zdenerwowało :)
    Bardzo dobra i solidna recenzja, gratuluję.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń