reżyseria: Cecil B. De Mille
scenariusz: Alan Le May, Charles Bennett, Jesse Lasky Jr. na podst. opowiadania Thelmy Strabel zamieszczonego w magazynie Saturday Evening Post
W początkach lat 40-tych, gdy Stany Zjednoczone przygotowywały się do wojny, hollywoodzki reżyser i producent Cecil B. De Mille cofnął się sto lat wstecz, by opowiedzieć romantyczno-przygodową historię o fascynacji przepięknymi żaglowcami i nieokiełznanymi morskimi głębinami. W roku 1840 kapitanowie statków i marynarze obawiali się piratów, plądrujących statki w celu zdobycia cennych łupów. Ten film pokazuje, że ataki piratów nie zawsze wyglądały tak jak pokazuje to większość filmów czyli jako abordaże i bitwy morskie. W Zdradzieckich skałach piraci atakują bez użycia jakiejkolwiek broni, nawet bez pomocy wielkich okrętów, lecz stosując podstęp, doprowadzając do wypadku, by zagarnąć ładunek, który znajduje się na pływającej jednostce. Różnica między piractwem a działalnością legalną jest jednak niewielka, bo rząd płacił właścicielom łodzi za dostarczenie łupów z rozbitego statku.
Kompania, która wiele straciła na katastrofie jednego z żaglowców wysyła ambitnego prawnika, by wyjaśnił zagadkę zderzenia okrętu z rafą. Adwokat ma znaleźć dowody na to czy wypadek spowodował kapitan okrętu czy jest to sprawka podłych złoczyńców. Podczas śledztwa staje się częścią miłosnego trójkąta - zakochuje się w pięknej kobiecie, która jednak wpada w objęcia wilka morskiego. Film łączy więc elementy melodramatu z kinem sensacyjno-przygodowym. W końcówce obserwujemy zaś rozprawę sądową, która poprowadzona została bardzo ciekawie i w pełen napięcia sposób przybliża widzów do nieoczekiwanego finału. A w finale widz znajdzie odpowiedź na pytanie: dlaczego film zdobył Oscara za efekty specjalne?
Zdradzieckie skały Cecila De Mille'a to nade wszystko atrakcyjne dla oka widowisko. Zdjęcia, scenografia i kostiumy w barwach Technicoloru wyglądają przepięknie, a morze wygląda złowieszczo jakby próbowało ostrzec widzów, że jest niebezpieczne i zabierze w swoje objęcia każdego, kto okaże się zbyt nieostrożny. Oceany fascynują, ale i przerażają, bo nawet gdy ktoś podróżuje samolotem to widząc pod sobą ciągnące się w nieskończoność morskie otchłanie odczuwa strach i niepokój. W pierwszej połowie XIX wieku nie było jeszcze samolotów ani kolei, to dzięki statkom i szlakom morskim rozwijał się handel międzynarodowy. W tym filmie nie ma jednak długich podróży po oceanach - historia tu opowiedziana rozgrywa się na ograniczonej przestrzeni południowo-wschodnich wybrzeży Stanów Zjednoczonych, a jednym z głównych tematów jest historia marynarza, który nie może się pogodzić z tym, że dowodzenie statkiem może zostać mu odebrane.
Ważnym punktem tej produkcji jest obsada. John Wayne zagrał lekkomyślnego kapitana, który lgnie do morza jak pszczoły do miodu, Ray Milland został obsadzony w roli bystrego adwokata, dążącego do poślubienia upartej niewiasty, w którą wcieliła się Paulette Goddard (wówczas w trakcie rozwodu z Charliem Chaplinem), ważne role zagrali również Raymond Massey jako wredny i podstępny pirat oraz Susan Hayward i Robert Preston w rolach nieszczęśliwych kochanków. DeMille miał naprawdę doskonałe wyczucie obsadzając ich w swoim filmie. John Wayne wydaje się tu nieco zblazowany i zbyt spięty, ale Paulette Goddard, której nie udało się dostać roli w Przeminęło z wiatrem, udowadnia że byłaby idealną Scarlett O'Harą, bo grana przez nią postać Loxi Claiborne jest postacią równie charyzmatyczną, cechującą się uporem, odwagą i niezdecydowaniem co do tego, którego mężczyznę tak naprawdę kocha. Ten film to nie tylko opowieść o pojedynku wilka morskiego ze szczurem lądowym, ale także historia młodej i dynamicznej pasjonatki mórz i żaglowców, która stopniowo przekonuje się jak niebezpieczna jest jej pasja.
Znakomite, przepięknie sfotografowane kino przygodowe, które przez dwie godziny dostarcza rozrywki, a także napięcia, bo nie jest łatwo przewidzieć jak zakończą się losy bohaterów. Pewne jest tylko to, że główny czarny charakter zostanie unieszkodliwiony, ale fabuła skręca czasem w takim kierunku, że nie wiadomo co się za tym kryje. Scenariusz został bardzo solidnie poprowadzony, dzięki czemu powstał odpowiedni suspens. Bohaterów scharakteryzowano w niebanalny sposób, co dało pole do popisu aktorom, a Paulette Goddard maksymalnie wykorzystała daną jej szansę, by wreszcie wyjść z cienia i pokazać, że jest utalentowaną aktorką z charakterem. Jej nieposkromiony temperament i rozsadzająca ekran energia dodały filmowi dynamizmu i sprawiły, że mimo przewagi romansu nad przygodą film DeMille'a stał się produkcją żywą, atrakcyjną i sympatyczną. Bogata oprawa wizualna, interesujący scenariusz, ciekawie poprowadzona akcja, pojedynki na pięści, egzotyczne nadmorskie plenery (Key West, Charleston) - ten film może i nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale to fascynujące, ponadczasowe kino, które nawet 70 lat po premierze nic nie straciło ze swojego uroku.
Nie da się ukryc, że do takiego czegoś, to masz sakramencką, nieuleczalną słabośc. :)
OdpowiedzUsuńRacja :) Banalny argument typu "takich filmów już się nie robi" sprawia, że chętnie oglądam takie starocia :)
Usuń