scenariusz i reżyseria: Rian Johnson
Od kiedy Żądło (1973) stało się wielkim sukcesem kasowym i artystycznym scenarzyści regularnie wymyślają coraz bardziej wyrafinowane przekręty. Reżyserzy, podobnie jak bohaterowie ich filmów, stają się wtedy hochsztaplerami, próbując wszelkimi sposobami oszukać i zmylić widzów. W roku 2008, oprócz znakomitej Angielskiej roboty Rogera Donaldsona, powstał jeszcze co najmniej jeden film podejmujący tematykę zuchwałych kradzieży. Niesamowici bracia Bloom Riana Johnsona, mimo wielokrotnie eksploatowanego tematu, jest filmem zaskakująco oryginalnym i nieszablonowym. Reżyser wymieszał odpowiednią dawkę słodko-gorzkiego komizmu, romantycznej przygody i nieprzewidywalnej opowieści o braterstwie. Film opowiedziany w sposób lekki i nieco staroświecki (co w tym przypadku jest zaletą).
Stephen i Bloom są oszustami i chociaż płynie w nich ta sama braterska krew to jednak wiele ich różni. Jeden jest genialnym strategiem, obmyślającym taktykę działania, by nie wpaść w ręce policji, drugi jest romantykiem mającym słabość do pięknych kobiet. Ich kolejną ofiarą ma być bogata ekscentryczka Penelope, rozbijająca się swoim żółtym lamborghini. Plan przewiduje, że budzący zaufanie Bloom namówi ją na podróż parowcem. Żyjąca samotnie kobieta nie może oprzeć się takiej pokusie, by przeżyć przygodę odwiedzając Grecję, Czechy, Meksyk, Czarnogórę. Staje się częścią gangu, w skład którego obok braci wchodzi jeszcze milcząca Japonka Bang Bang. I rozpoczyna się historia, która prowadzi do zaskakującego finału w Sankt Petersburgu. Kto ostatecznie poczuje się oszukany? Kto uzyska to czego pragnie? Komu uda się dokonać przekrętu doskonałego?
Film Riana Johnsona przeszedł bez echa i nie doczekał się polskiej premiery kinowej, lecz ma kilka mocnych stron, które decydują o tym, że czas spędzony przed ekranem nie jest czasem straconym. Już patrząc na plakat filmu można zauważyć czwórkę świetnych aktorów: Rachel Weisz, Adriena Brody'ego, Marka Ruffalo, a także Japonkę Rinko Kikuchi, która prawdopodobnie z powodu nieznajomości angielskiego nie mówi w filmie ani słowa (może z wyjątkiem kwestii Fuck me) - co ciekawe, w nominowanej do Oscara roli w filmie Babel również się nie odzywała, dlatego jednak, że grała głuchoniemą dziewczynę. Nikt z obsady nie wspina się na wyżyny swojego talentu, ale ich obecność przyczynia się do podniesienia rangi tego widowiska. Zabawa jest większa, gdy bawią się aktorzy, których znamy z poważniejszych dzieł. Obdarzona talentem komediowym i dramatycznym Rachel Weisz spisała się kapitalnie - w granej przez nią bohaterce drzemie energia, niewyczerpane pokłady szaleństwa, pragnienie przeżycia ryzykownych przygód. I choć wygląda na łatwowierną i bezradną ofiarę to ujawnia się u niej smykałka do kantowania. Przywołać tu można fragment, w którym odpowiadając na pytanie Blooma „Czy czujesz się oszukana?” wykonuje karcianą sztuczkę niczym Paul Newman w Żądle.
Niezwykłej aury dodaje filmowi klimat retro włączony do opowieści rozgrywającej się w czasach współczesnych. Bezsporną zaletą jest ścieżka dźwiękowa, nie ma tu jednego motywu przewijającego się przez cały film, zdarzają się kompozycje żywiołowe jak i wolniejsze, świetnie się tego słucha, ale i pod względem wizualnym trudno cokolwiek zarzucić. Momentami film może wyglądać zbyt beztrosko - jak bajka, w której nic nie jest prawdziwe, bohaterowie wyglądają jakby wyszli z komiksu, a historia wydaje się mało prawdopodobna, by się w nią zaangażować. Niby jest humor i szaleństwo, ale nie spowodują one salw śmiechu, niby jest kilka dobrych akcji i wolt fabularnych, ale zamiast emocji pojawia się pytanie: czemu one mają służyć? Pomysłowe jest zakończenie, bo nie daje jednoznacznej odpowiedzi i co za tym idzie - jest polem do interpretacji.
Czasem warto zaufać aktorom, dając się wciągnąć w rozgrywkę, w jaką oni się wciągnęli, nie dla pieniędzy ani nagród, bo film nie jest przecież ani blockbusterem ani filmem walczącym o prestiżowe nagrody. Ten przygodowy komediodramat można przyrównać do gry w pokera, podczas której ktoś z graczy oszukuje. To przede wszystkim zabawa, trochę ryzykowna, gdyż można być przyłapanym na oszustwie i w wyniku tego stracić zaufanie znajomych. Film można też porównać do pokazu iluzjonisty, gdyż nie wszystko jest tu jasne i logiczne. Rian Johnson zadbał o to, by w jego filmie znalazły się elementy składające się na kino ponadczasowe, chętnie oglądane nawet po wielu latach. Nie ma tu więc nadmiaru przemocy i seksu, nie ma polityki i nawiązań do historycznych wydarzeń, są za to sympatyczne postacie, rozkoszne miejsca, błyskotliwe dialogi, sporo fajnych pomysłów oraz nieoczekiwanych i szalonych sytuacji. Przyjemne kino rozrywkowe, które wprawia w pozytywny nastrój. Rzecz w dobrym guście, zrobiona z klasą, fantazją i lekkością.
* Ten film jak i wiele innych można obejrzeć w Strefie VOD.
Film Riana Johnsona przeszedł bez echa i nie doczekał się polskiej premiery kinowej, lecz ma kilka mocnych stron, które decydują o tym, że czas spędzony przed ekranem nie jest czasem straconym. Już patrząc na plakat filmu można zauważyć czwórkę świetnych aktorów: Rachel Weisz, Adriena Brody'ego, Marka Ruffalo, a także Japonkę Rinko Kikuchi, która prawdopodobnie z powodu nieznajomości angielskiego nie mówi w filmie ani słowa (może z wyjątkiem kwestii Fuck me) - co ciekawe, w nominowanej do Oscara roli w filmie Babel również się nie odzywała, dlatego jednak, że grała głuchoniemą dziewczynę. Nikt z obsady nie wspina się na wyżyny swojego talentu, ale ich obecność przyczynia się do podniesienia rangi tego widowiska. Zabawa jest większa, gdy bawią się aktorzy, których znamy z poważniejszych dzieł. Obdarzona talentem komediowym i dramatycznym Rachel Weisz spisała się kapitalnie - w granej przez nią bohaterce drzemie energia, niewyczerpane pokłady szaleństwa, pragnienie przeżycia ryzykownych przygód. I choć wygląda na łatwowierną i bezradną ofiarę to ujawnia się u niej smykałka do kantowania. Przywołać tu można fragment, w którym odpowiadając na pytanie Blooma „Czy czujesz się oszukana?” wykonuje karcianą sztuczkę niczym Paul Newman w Żądle.
Niezwykłej aury dodaje filmowi klimat retro włączony do opowieści rozgrywającej się w czasach współczesnych. Bezsporną zaletą jest ścieżka dźwiękowa, nie ma tu jednego motywu przewijającego się przez cały film, zdarzają się kompozycje żywiołowe jak i wolniejsze, świetnie się tego słucha, ale i pod względem wizualnym trudno cokolwiek zarzucić. Momentami film może wyglądać zbyt beztrosko - jak bajka, w której nic nie jest prawdziwe, bohaterowie wyglądają jakby wyszli z komiksu, a historia wydaje się mało prawdopodobna, by się w nią zaangażować. Niby jest humor i szaleństwo, ale nie spowodują one salw śmiechu, niby jest kilka dobrych akcji i wolt fabularnych, ale zamiast emocji pojawia się pytanie: czemu one mają służyć? Pomysłowe jest zakończenie, bo nie daje jednoznacznej odpowiedzi i co za tym idzie - jest polem do interpretacji.
Czasem warto zaufać aktorom, dając się wciągnąć w rozgrywkę, w jaką oni się wciągnęli, nie dla pieniędzy ani nagród, bo film nie jest przecież ani blockbusterem ani filmem walczącym o prestiżowe nagrody. Ten przygodowy komediodramat można przyrównać do gry w pokera, podczas której ktoś z graczy oszukuje. To przede wszystkim zabawa, trochę ryzykowna, gdyż można być przyłapanym na oszustwie i w wyniku tego stracić zaufanie znajomych. Film można też porównać do pokazu iluzjonisty, gdyż nie wszystko jest tu jasne i logiczne. Rian Johnson zadbał o to, by w jego filmie znalazły się elementy składające się na kino ponadczasowe, chętnie oglądane nawet po wielu latach. Nie ma tu więc nadmiaru przemocy i seksu, nie ma polityki i nawiązań do historycznych wydarzeń, są za to sympatyczne postacie, rozkoszne miejsca, błyskotliwe dialogi, sporo fajnych pomysłów oraz nieoczekiwanych i szalonych sytuacji. Przyjemne kino rozrywkowe, które wprawia w pozytywny nastrój. Rzecz w dobrym guście, zrobiona z klasą, fantazją i lekkością.
* Ten film jak i wiele innych można obejrzeć w Strefie VOD.
Zapowiada się ciekawie. Lubie tego typu kino. "Żądło wręcz" uwielbiam. Będę musiał poszukać tego filmu. Dzięki za zwrócenie uwagi, że takowy w ogóle istnieje, bo rzeczywiście przeszedł bez echa :|
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oglądałem dawno temu, ale z tego co pamiętam - sympatyczny film i bardzo przyjemny w odbiorze. Choć z drugiej strony przekombinowany (przeciągnięte zakończenia). Stylistycznie prostszy "Brick" Johnsona bardziej przypadł mi do gust, lecz tak jak napisałeś, "Bracia Bloom" to przyjemne kino rozrywkowe.
OdpowiedzUsuńWidzę nową szatę graficzną. Szczerze mówiąc poprzednie dwie podobały mi się bardziej. Sam nagłówek jest fajny, ale cała reszta w szarości już taka sobie. No ale najważniejsza jest nie grafika, ale treść :).
OdpowiedzUsuńJa nie znam się za bardzo na grafice komputerowej, dlatego używam szablonów prostych, tylko kolorki się zmieniają (i zdjęcia w nagłówku). Na pewno szata graficzna jeszcze ulegnie zmianie, ale wygląd bloga jest jednak dla mnie sprawą drugorzędną.
OdpowiedzUsuń. ,,Sword of Doom'' I wystarczy...
OdpowiedzUsuń