5 filmów w moim wieku


Urodziłem się pięć minut przed godziną milicyjną - w grudniu '81 gdy rozpoczynał się stan wojenny, wszelkie strajki były krwawo tłumione, a prawa obywateli ograniczone. Nie był to najlepszy czas dla Polski, ale dla kinematografii każdy rok jest dobry, bo w każdym powstają wartościowe filmy, o których warto pamiętać. W roku 1981 polskie kino zostało docenione na świecie (Złota Palma dla Człowieka z żelaza Andrzeja Wajdy), a Juliusz Machulski, syn znanego aktora, bardzo udanie zadebiutował jako reżyser (Vabank). Najważniejszym wydarzeniem sezonu okazał się niemiecki dramat wojenny Okręt Wolfganga Petersena. Steven Spielberg stworzył Kino Nowej Przygody (Poszukiwacze zaginionej arki), a Sylvester Stallone pretendował do miana gwiazdora kina akcji (Nocny jastrząb). No i kolejny sukces zaliczył niezawodny agent James Bond (Tylko dla twoich oczu). W życiu gwiazd nie brakowało jednak tragedii - w wieku 43 lat Natalie Wood utopiła się podczas żeglugi jachtem, a Romy Schneider straciła syna w tragicznym wypadku, sama zaś zmarła rok później.

Udział w zabawie, do której zostałem zaproszony przez Arkadiusza, postanowiłem wykorzystać do napisania kilku słów na temat filmów, o których jeszcze nie pisałem  na blogu. Nie jest to więc żaden ranking, nie ma tu więc Poszukiwaczy zaginionej arki, o których można przeczytać w innych miejscach na blogu. Kolejność tytułów alfabetyczna.

Igła
tyt. oryg. Eye of the Needle
reżyseria: Richard Marquand
scenariusz: Stanley Mann na podst. powieści Kena Folletta


Znakomity thriller szpiegowski opowiadający o tym,  że losy wojny mogą zależeć nie tylko od żołnierzy, dowódców, polityków czy szpiegów, ale także od zwykłych cywilów, których los nieoczekiwanie stawia w sytuacji ekstremalnej. Niemiecki szpieg o kryptonimie Igła ma w rękach informacje, które mogą zakończyć działania wojenne na korzyść Niemców. Udaje mu się uniknąć schwytania dlatego że jest bezwzględnym mordercą - zabija każdego, kto może go wydać. Podczas przeprawy przez zatokę szalejący sztorm wyrzuca go na wyspę, gdzie jego jedyną szansą na doprowadzenie misji do końca okazuje się radiostacja w latarni morskiej. Nawet nie przypuszcza, że przyjdzie mu stoczyć zażartą walkę z kalekim mężczyzną i jego piękną żoną.

Doskonałe połączenie filmu sensacyjnego z wojennym oraz namiętnego melodramatu z pełnym napięcia dreszczowcem. Staroświecka muzyka Miklósa Rózsy przywodzi na myśl klimat starego kina z czasów II wojny światowej, a liczne sceny zabójstw za pomocą noża przypominają, że początek lat 80. to także początek popularności slasherów. Nieco zawodzi Donald Sutherland jako nieustępliwy konfident i jednocześnie żarliwy lowelas - aktor niezbyt przekonująco ukazał dwuznaczność moralną swojego bohatera. Najjaśniejszym punktem obsady jest Kate Nelligan w roli Lucy. Graną przez nią bohaterkę dręczą wyrzuty sumienia, jest wewnętrznie rozdarta oraz zupełnie bezradna w obliczu grożącego jej (i całej Anglii) niebezpieczeństwa. Ale nawet ta krucha istota potrafi znaleźć w sobie siłę i determinację do działania.

Obok wątku sensacyjnego mamy tu też niebanalnie ukazany kryzys w związku małżeńskim. Po dramatycznym wypadku facet traci władzę w nogach, staje się osobą zgorzkniałą i nieznośną, doprowadzając do tego, że kochająca żona szuka pocieszenia w ramionach innego. Nade wszystko jest to perfekcyjnie zrealizowany i mocno wciągający thriller o ludziach schwytanych w sidła, z których nie jest łatwo się wydostać. Klasyka brytyjskiego kina z atrakcyjną fabułą, frapującą akcją i mnóstwem pełnych suspensu intrygujących momentów. Wyczuwalny jest typowo angielski klimat czyli przewaga deszczu i pesymistycznej aury. Każdy ma tu jakieś wady i zalety, ale i tak z łatwością można rozpoznać jedyny prawdziwy czarny charakter.

Listonosz zawsze dzwoni dwa razy
tyt. oryg. The Postman Always Rings Twice
reżyseria: Bob Rafelson
scenariusz: David Mamet na podst. powieści Jamesa M. Caina


Jack Nicholson zagrał w pięciu filmach Boba Rafelsona - ten jest trzecim z nich. Nie jest to kino wybitne, ale dość interesujący dramat psychologiczny o tym, że przepaść między miłością a zbrodnią jest nieduża, więc łatwo ją przeskoczyć. Wadą filmu jest to, że wykorzystuje fabułę powieści zrealizowanej już raz z bardzo dobrym skutkiem. Film Taya Garnetta z 1946 roku z Laną Turner w roli Cory przedstawiał wymyśloną przez Caina opowieść w czarno-białych odcieniach i pesymistycznej tonacji, a przy tym lepiej odzwierciedlał nastroje ówczesnego społeczeństwa pamiętającego jeszcze czasy Wielkiego Kryzysu. Na początku lat 80. ta historia nie miała już takiej mocy ani odpowiedniego klimatu - film Rafelsona pozostaje więc tylko zwykłą opowiastką kryminalno-obyczajową.

Nowością w stosunku do starej wersji są pikantne sceny miłosne jakich nie można było nakręcić w czasach Kodeksu Haysa. Dodając drapieżną scenę erotyczną reżyser wzmocnił wymowę, ukazując na przykładzie pary kochanków zwierzęcą namiętność, jaka wychodzi z człowieka w nieoczekiwanej chwili, prowadząc do zatracenia i zbrodni. Ogólnie jest to niezłe kino o mocnym przekazie i ambitnej treści, ale nie tak stylowe i intrygujące jak wersja z lat 40. Poza tym osobowość i seksapil Lany Turner wystarczyły do stworzenia historii nasyconej erotyzmem - mimo cenzury obyczajowej jaka obowiązywała w latach 40. film Garnetta wydaje się bardziej dwuznaczny i bardziej seksowny od filmu Rafelsona. Melodramat z Nicholsonem nie zdobył żadnych prestiżowych nagród, co potwierdza tylko, że film nie wzbudził zachwytów jakie powinien wzbudzić ze względu na biorących udział w produkcji twórców (w tym scenarzysta David Mamet). Warto pochwalić aktorów, szczególnie Jessikę Lange, która wspina się tu na wyżyny swoich możliwości.

Ucieczka do zwycięstwa
tyt. oryg. Victory
reżyseria: John Huston
scenariusz: Evan Jones, Yabo Yablonsky na podst. fabuły Yabo Yablonskiego, Djordje Milicevica i Jeffa Maguire'a


Melanż historii wojenno-obozowej z czasów II wojny światowej i filmu sportowego dotyczącego dyscypliny, w której Niemcy i Anglicy są najlepsi od wielu lat. I jeśli kiedykolwiek coś łączyło szwabów i aliantów to były to duże osiągnięcia w piłce nożnej. Film Johna Hustona jest jedynym w swoim rodzaju hołdem złożonym piłkarzom różnych narodowości. Major Karl Von Steiner, były zawodnik, człowiek honorowy i fan sportowej rywalizacji wpada na pomysł, by drużyna jeńców zagrała przeciwko reprezentacji Niemiec. I od tego wszystko się zaczyna - kompletowanie ekipy, planowanie ucieczki i wreszcie moment kulminacyjny czyli mecz piłkarski. Czy rozgrywany w Paryżu mecz okaże się narzędziem propagandy czy wysokiej klasy imprezą sportową? Czy zawodnicy z różnych krajów będą w stanie zgrać się na boisku, by stworzyć jakąś porządną akcję zakończoną bramką? Najlepszym pomysłem producentów było zatrudnienie osób profesjonalnie zajmujących się piłką nożną. Wśród graczy znajduje się Brazylijczyk Pelé, a także polski napastnik Kazimierz Deyna jako wymizerowany jeniec z Europy Wschodniej.

Wiadomo że film nie wciąga tak jak prawdziwy mecz, bo tutaj wszystko jest wyreżyserowane i tak ustawione, by Niemcy nie okazali się zwycięzcami. Tak więc finałowe sceny wydają się aż nazbyt oczywiste by wzbudzić jakiekolwiek emocje. Ogląda się jednak dobrze - mimo braku typowo wojennej czy sensacyjnej akcji film nie nudzi. Huston mówi w swoim filmie o tym, że jeńcy w Polsce i Czechach mieli najgorzej - męczyli się w obozach pracy mając niewielką szansę na ocalenie życia i godności. W pozostałych krajach jeńców traktowano lepiej, przestrzegając konwencji genewskiej, a życie w obozach nie zawsze było nudne i pozbawione nadziei. W rolach głównych wystąpili Sylvester Stallone w roli nieporadnego lecz mającego zadatki na piłkarza amerykańskiego oficera, Michael Caine jako brytyjski kapitan kompletujący drużynę oraz Max von Sydow w roli niemieckiego majora z sekcji propagandowej, który szanuje dobrych piłkarzy nawet gdy grają w przeciwnej drużynie. Atutem filmu jest muzyka Billa Contiego - idealna zarówno jako marsz wojskowy oraz hymn, który powinien być wizytówką każdej wielkiej imprezy sportowej.

Walka o ogień
tyt. oryg. La guerre du feu
reżyseria: Jean-Jacques Annaud
scenariusz: Gérard Brach na podst. powieści J.H. Rosniego


Taki film zdarza się raz na 80 tysięcy lat :D Epoka kamienia to najstarszy okres prehistorii człowieka. Tworzenie narzędzi i umiejętność wzniecania ognia czynią z człowieka istotę myślącą, lepszą od dzikich zwierząt, potrafiących jedynie walczyć i zabijać. Jean-Jacques Annaud znany jest z przenoszenia na ekran historii trudnych do sfilmowania. Widzowie pamiętają na pewno, że stworzył bardzo udany film o niedźwiedziach, a także o tygrysach. Ale nie każdy pewnie zna dobry film, w którym pojawiają się tygrysy szablozębne i mamuty. Walka o ogień w sposób wiarygodny pokazuje faunę i florę z czasów gdy człowiek przypominał małpę i posługiwał się kamiennymi narzędziami. Realizmu dodały filmowi pierwotny język wymyślony przez pisarza Anthony'ego Burgessa i odpowiednia gestykulacja aktorów powstała przy pomocy antropologa Desmonda Morrisa.

Ten niesamowity spektakl został wyróżniony Cezarem dla najlepszego filmu i reżysera oraz Oscarem i Nagrodą BAFTA za mistrzowską charakteryzację. To dzieło jedyne w swoim rodzaju, zawierające elementy rasowego kina przygodowego i brutalnego survivalu. Jest to opowieść o niełatwej, nie mającej końca wędrówce w poszukiwaniu ognia, który chroni przed zimnem, odstrasza dzikie zwierzęta i jest powodem walki między plemionami. Niektórzy są wojownikami albo ludożercami, inni wykazują się pomysłowością i sprytem, by nie umrzeć z głodu lub z zimna. Co ciekawe, to postać kobieca okazuje się najsprytniejsza - to ona uczy mężczyzn jak stworzyć ogień. Choć aktorzy mówią w niezrozumiałym dla nikogo języku nie potrzebne jest tłumaczenie, gdyż wszystko jest jasne.

Zawodowiec
tyt. oryg. Le professionnel
reżyseria: Georges Lautner
scenariusz: Georges Lautner, Jacques Audiard na podst. powieści Patricka Alexandra
dialogi: Michel Audiard


Agent tajnych służb Joss Beaumont to prawdziwa maszyna do zabijania, której nie da się przeprogramować. Otrzymał zadanie zabicia afrykańskiego dyktatora, lecz z powodu zmieniającej się sytuacji politycznej francuski wywiad wydał go w ręce tyrana. Beaumont ucieka jednak z afrykańskiego więzienia i wraca do Paryża. Jego celem nie jest jednak zemsta na nielojalnych szefach i nieuczciwych politykach, ale wykonanie do końca swojej misji - okazja nadarza się podczas przyjazdu dyktatora do stolicy Francji. Zawodowiec utrudnia sobie zadanie informując o swoich zamiarach - staje się więc nie tylko łowcą, ale i poszukiwanym przestępcą. Nad broń palną przedkłada swoje twarde jak skała pięści, co czyni z niego pozytywnego bohatera, a nie bezlitosnego zabijakę.

Trzeci i zdecydowanie najlepszy film Lautnera z udziałem Belmondo. Bardzo udany kawał rozrywkowego kina zawierający świetne sceny akcji, dużo mordobicia, pościg samochodowy ulicami Paryża, a nawet pojedynek rewolwerowy jak w spaghetti westernie (w dodatku z muzyką Ennia Morricone w tle). Film pokazuje, że nie należy ufać politykom i wysoko postawionym urzędnikom, bo mogą sprzedać każdego, byle tylko uzyskać odpowiednie wpływy, tak ważne w polityce. Joss Beaumont mimo zabójczej profesji wzbudza sympatię - nie jest opętany żądzą zemsty, nie morduje każdego kto stanie mu na drodze, a najmocniej uderza tego, który śmiał uderzyć jego żonę. To człowiek inteligentny i stanowczy, który nie da się łatwo złapać ani zabić - jego siłą napędową jest determinacja, która może prowadzić do zwycięstwa lub klęski.

* Do zabawy, zainicjowanej przez Klaudię, można zaprosić także innych blogerów, więc ja typuję następujące osoby:

- Ania (Subiektywnie o kinie)
- Blannche (Tu czy tam)
- Iza i Darek (Onibe)
- Izabela (Przeminęło z filmem)
- Klapserka (Apetyt na film)
- Liritio (Kalejdoskop)

35 komentarze:

  1. 81' , to był bardzo dobry rok dla horroru i dla kina polskiego. Imo najciekawszy, najbardziej intrygujący film z tego roku oba te komponenty jakoś łączy - ,,Opętanie'' Żuławskiego. Niestety, nie miał on już wtedy szans nakrecic tego w Polsce , jak pierwotnie zamierzał. Kino z piekła rodem.
    Z wymienionych, widziałem wszystkie ;
    ,,Ucieczka w Zwycięstwo'' to całkiem śmieszny film, trzeba będzie kiedyś do niego wrócic.
    ,,Zawodowiec'' tez mi się najbardziej podobał z tych Lautnerów , ,,Glina, czy Łajdak'' był słabszy. Lautner miał z reguły ciągoty do komedii sensacyjnych ( ,,Gangsterski Walc'' ,,Był sobie Glina'' ), ja go wolałem, w wydaniu bardziej serio, jak w ,,Zawodowcu'', czy ,,Drodze do Saliny''.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że to był dobry rok dla horroru, w końcu powstały przecież takie filmy jak "Martwe zło", "Siedem bram piekieł" oraz dwa najlepsze filmy o wilkołakach: "Skowyt" i "Amerykański wilkołak w Londynie", który zdobył pierwszego Oscara za charakteryzację ("Walka o ogień" dostała rok później). "Ucieczka do zwycięstwa" faktycznie momentami niezamierzenie komiczna i każdy z biorących udział w produkcji (poza piłkarzami) ma lepsze filmy na koncie, ale mało jest dobrych filmów o piłce nożnej, więc mimo wszystko ten film Hustona uważam za udany (i potrzebny).
      "Zawodowiec" to naprawdę świetne kino i choć jest to Lautner w wydaniu bardziej serio to było kilka zabawnych momentów, np. taka scena:
      - Nie chciałem uderzyć twojej żony, szef mi kazał.
      po czym Belmondo wali go po mordzie i mówi:
      - Nie chciałem cię uderzyć, żona mi kazała.

      Usuń
    2. PS. A jakie są Twoje ulubione filmy z Twojego rocznika?

      Usuń
    3. ''Ucieczka...'' jest śmieszna pozytywnie, to był komplement. Sly bardzo dobry, jako bramkarz, potrafił pokazac ,,sportową złośc''.
      Najlepsze filmy o piłce nożnej robią Anglicy. Wiadomo, ,,Football Factory'' i ,,Green Street Hooligans'' - ale to każdy wie. Z filmów mniej skoncentrowanych na subkulturze, a bardziej na samym sporcie, moim numero uno jest ,, Mean Machine'' Barry'ego Skolnicka 2001, z polskim tytułem ,,Mecz Ostatniej Szansy''. Remake ,,The Longest Yard'' Roberta Aldricha z 74. Najlepszy aktor wśród piłkarzy, Vinnie Jones gra byłego zawodnika, który ląduje w pierdlu za jakieś malwersacje i naczelnik każe mu wyselekcjonowac i wytrenowac drużynę więzniów na mecz z klawiszami. W obsadzie też Danny Dyer i Jason Statham, który rozpierdala ! Film z tych bardziej zajebistych :D
      Ps. Się zastanowię i zapodam mój rocznikowy top 5.

      Usuń
    4. W "Ucieczce..." najbardziej mnie rozbawił fragment jak Stallone chciał złapać piłkę chwytem jak w zapasach ;)
      Z filmów o piłce nożnej to podobał mi się polski film "Piłkarski poker". Z angielskich to przypomina mi się tylko "Podkręć jak Beckham", raczej przeciętny. A z remake'ów "Longest Yard" to trafiłem kiedyś na "Wykiwać klawisza" z Sandlerem, ale jak większość filmów z tym aktorem ten też mi nie podszedł.

      Usuń
    5. No w "Ucieczce do wolności" Kaziu Deyna to wyglądał jak rasowy rezydent Auschwitz-Birkenau.

      Usuń
  2. Tą "Walkę o ogień" to chyba "widziałam"; mówiąc szczerze to byłam przekonana, że to jakieś kino klasy B albo nawet C i dałam sobie spokój :)
    A na sławnym "Listonoszu ..." też poległam, niewiele później po akcji ze stołem w kuchni wyłączyłam. Może faktycznie wersja z lat 40. przyniosła temu filmowi zasłużony rozgłos, bo remake jakoś nie powala. Przynajmniej mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wersję z '46 polubiłem od pierwszego wejrzenia - to także mój ulubiony film noir z lat 40.

      Usuń
  3. Ciekawy pomysł na odświeżenie kilku tytułów. Z tych, które wymieniasz, nie znam, oczywiście, żadnego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam te filmy i proponuję, abyś spróbowała stworzyć własne zestawienie filmów ze swojego rocznika - dopisałem Cię właśnie do nominowanych ;)

      Usuń
  4. Bardzo fajne zestawienie :) W skupieniu i z należytą uwagą przeczytałem dopiero dziś, dlatego komentarz także pojawia się tak późno. Najbardziej zainteresowałeś mnie filmem "Igła", bo muszę przyznać, że jakoś mi umknął. Choć i z całej reszty widziałem tylko "Ucieczkę do zwycięstwa" i rzeczywiście, nie jest to najgenialniejszy film, ale bardzo przyjemnie się go ogląda. Z "Listonoszem..." jakoś mi było jeszcze nie po drodze, a "Walka o ogień", to chyba nie moja bajka. Zachęcająco zapowiada się jeszcze "Zawodowiec". Ehh...zawsze tak jest, że jak wejdę do Ciebie na bloga, to lista filmów, które chciałbym obejrzeć jakoś zadziwiająco się wydłuża :/ :D

    Dzięki, że wziąłeś udział w grze "5 Filmów w Moim Wieku" i nominowałeś kolejnych uczestników zabawy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Igła" to mój numer 1 jeśli chodzi o filmy szpiegowskie, stawiam go nawet przed klasycznymi filmami Hitchcocka (takimi jak "Północ, północny zachód").
      Przygotowując swoje zestawienie przypomniałem sobie cztery filmy, nie chciało mi się jedynie raz jeszcze oglądać "Listonosza", więc napisałem o nim to co z niego zapamiętałem gdy widziałem go jakiś rok temu (a zapamiętałem przede wszystkim to, że był gorszy od starej wersji).
      PS. Wziąłem udział w grze, bo uznałem że (jak pisze Klapserka) jest to ciekawy pomysł na odświeżenie kilku tytułów.

      Usuń
  5. ,,Igła'' to przede wszystkim powieśc Folleta. Pamietam, jak czytałem pierwsze wydanie i byłem zachwycony, przede wszystkim niesamowitą fabułą : thriller idealny. Film jest dosc wierny, ale znając już story, to wrażenie było bez porównania mniejsze.
    Poza tym nie wiem, czy obsadzenie Sutherlanda w roli ,,Igły'' nie rozłożyło trochę filmu na łopatki. On ma zbyt mocne, ustalone konotacje, jako aktor kina wojennego, do których nie sposób się zdystansowac ( mnie przynajmniej ) On zawsze grywał takich sowizdrzałów w stricte szwejkowskiej tradycji, jak Pinkley (Parszywa...), Oddball ( Złoto...) Hawkeye ( MASH ), czy Devlin (Orzeł...) Co z tego, że tu się starał, ja go nie dałem rady łyknąc w roli killera-szpiona, bo mi się co chwila włączał ,,generał'' z ,,Dirty Dozen'', albo jak otwierał paszczę, to czekalem, jak zgłosi, że potrzebuje ,, 300 stóp mostu'', albo zademonstruje ,, swój ulubiony rodzaj szczekania'' :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak miałem z "Nie oglądaj się teraz" - po przeczytaniu książki film już nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. "Igły" Folletta nie czytałem, może to i lepiej, bo dzięki temu film mnie zachwycił. Jeśli jest to wierna ekranizacja to może być tak z "Dzieckiem Rosemary" - jeśli czytało się powieść, nie trzeba oglądać filmu, i vice versa. Co do Sutherlanda to się zgadzam - choć usilnie starałem się nie myśleć o jego poprzednich rolach to jednak mnie nie przekonał. Faber w jego wykonaniu nie wyglądał na człowieka pozbawionego skrupułów i honoru, ten nóż do niego nie pasował. Wydaje mi się jednak, że film jest na tyle sprawnie wyreżyserowany i rozplanowany, że nie można mu wiele zarzucić. A Donald Sutherland nie jest aż tak złym aktorem, by zepsuć dobrze napisany tekst (ale jako fan serialu "24 godziny" uważam, że lepszym aktorem jest jego syn, Kiefer).

      Usuń
    2. Kefir, to może staremu buty wyczyścic, co najwyżej :D
      Różnica między ( przeczytanymi wcześniej ) ,, Igłą'' i ,,Nie oglądaj się Teraz'' jest taka,że w tym drugim przypadku dochodzi cała poezja obrazu, tu nie sama story jest najważniejsza. ,Igła'' to jest proste przełożenie bardzo dobrej książki.. i tyle, siła tkwi w fabule. ,,Don't Look Now'' to jest irracjonalne, przede wszystkim wizjonerskie, nie literackie doświadczenie narracyjne . Tu trzeba podązac bardziej za kolorem, niż za wydarzeniami. Jak w ,, Inferno''. Tu można sie zatracic, zapomniec o ksiązce, jakbys poznał po latach sobowtórkę miłosci swego zycia, taka to ekranizacja. Jak nawet wiesz, jak to się skończy , widząc twarz tej karlicy , masz potem koszmary. A po opowiadaniu nie.

      Usuń
    3. Widać, że nie widziałeś "24", Kiefer stworzył tam bardzo wieloznaczną postać, pokazując gamę emocji. Jego ojciec ma wiele lepszych filmów na koncie, ale pod względem aktorskiego talentu i charyzmy syn go przewyższył.
      Co do "Don't Look Now" - obraz niewiele tu pomógł, opowiadanie bardziej intryguje, a zakończenie wstrząsa odbiorcą. W filmie już tego nie ma.

      Usuń
    4. Jestem gotów się założyc, ze gdybyś najpierw przeczytał powieśc Folleta, to o ekranizacji napisałbyś to samo zdanie, co o ,,Don't Look Now''. Film Roega ma styl, własny język, to nie jest jakieś tam przeciętne widowisko, jakich wiele. Film ,,Igła'' poza mocną story ( którą w całosci zawdziecza ksiązce ) nic oryginalnego, własnego nie wnosi. Jest poprawny i tyle.

      Usuń
    5. Moim zdaniem film Marquanda oprócz mocnej fabuły ma też świetnie wykreowaną atmosferę zagrożenia i wyobcowania. Wzorowy, hipnotyzujący thriller po prostu.

      Usuń
    6. Tak, czy inaczej, książke przeczytaj. Tam jest dużo bardziej rozbudowany wątek kryzysu pary na wyspie (poprzez wnikliwośc i psychologię, nie akcję )Motywacje obojga są bardzo precyzyjnie uwiarygodnione . W filmie to musieli siłą rzeczy zredukowac - to akurat nie zarzut, a raczej zachęta, by sięgnac po ksiązkę.
      Dlatego nie jest to adaptacja kongenialna, jak ,,Rosemary's Baby'', gdzie wszystkie te delikatności i niuanse nie tylko się znalazły, ale wybrzmiały dużo mocniej, niż w powieści, którą po obejrzeniu filmu faktycznie można już sobie darowac.

      Usuń
    7. Prawda, że Donald najlepiej sprawdzał się w roli żołnierzy, ale nie tylko trzepniętych marines. Bardzo mi się podobała jego rola w filmie "Rewolucja". Z kolei najsłabsza jego rola to chyba "Władcy Marionetek".

      Usuń
  6. Z Twoich filmów (nie wliczając tych o których wspomniałeś na początku) widziałam genialną "Igłę" (choć mnie bardziej podobał się "Północ, Północny Zachód":) oraz "Listonosz Zawsze Dzwoni Dwa Razy", który muszę sobie odświeżyć i koniecznie zobaczyć wersję z 1946 roku (leci pojutrze na TCM:)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie "Północ, północny zachód" zajmuje drugie miejsce, tuż za "Igłą" (w gatunku thriller szpiegowski).
      Jak obejrzysz "Listonosza" z '46 to daj znać, czy się podobał czy nie ;) Ja go oglądałem właśnie na TCMie, ale obecnie już nie mam dostępu do tego kanału.

      Usuń
    2. Rodzice zapomnieli i niestety nie nagrali mi filmu chlip :( ale przyjdzie jeszcze ten dzień, że go obejrzę!:)

      Usuń
  7. "Igłę" pamiętam z dzieciństwa, ale bardziej jakieś urywki niż całość. Dobrze jednak wspominam ten duszny klimat - podobny stworzył Polański w "Autorze Widmo". Muszę sobie ten film jednak odświeżyć.

    Generalnie to bardzo dobry rok. W Polsce tworzą dobre filmy wspomniany przez Ciebie Wajda, a do tego Kieślowski. A za granicą powstają dziś już kultowe filmy w wielu gatunkach, od Martwego Zła po Rydwany Ognia. Ale jeśli chodzi o mnie to chyba moim ulubionym filmem z tamtego roku jest "Konopielka"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie "Autor Widmo" nie przypadł do gustu. "Igła" ma według mnie lepszy klimat i fabułę, no i bardziej trzyma w napięciu. "Rydwanów ognia" nie oglądałem w całości, bo jednak nie zaintrygował mnie ten film. Co do roku 1981 to warto przypomnieć, że to był przełomowy rok dla Mela Gibsona, bo jego role w australijskich filmach "Gallipoli" i sequelu "Mad Maxa" sprawiły, że trafił do Hollywood.

      Jak napisałem we wstępie nie jest to ranking, ale gdybym miał zrobić Top 5 to znalazłyby się w nim dwa filmy z powyższego zestawu, "Igła" i "Zawodowiec", a oprócz nich "Poszukiwacze zaginionej arki", "Śmiertelne polowanie" (z duetem Bronson-Marvin) i może jakaś komedia (np. "Pechowiec" Vebera).

      Usuń
  8. Fajna zabawa i bardzo ciekawy post! :) pamiętam podobną zabawę z utworami muzycznymi, które były na pierwszym miejscu list przebojów w dniu naszych narodzin :).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Odświeżyłam sobie ostatnio "Ucieczkę do zwycięstwa" w ramach wielkiej akcji nadrabiania filmografii Sly'a i tak sobie myślę, że dzisiaj ten film nie robi już żadnego wrażenia, jakoś nie rusza, choć Sly, jak zawsze zresztą, był tam uroczy [zero obiektywizmu jeśli chodzi o jego osobę wykazuję].

    OdpowiedzUsuń
  10. O, to będę musiała podumać i wybrać :) ale aż czuję się zawstydzona, poza "Listonoszem...", którego kiedyś oglądałam, słyszałam jeszcze o "Walce o ogień", głównie to moja matka kiedyś się zachwycała, jak to dobrze zrobiony film.
    A reszta to same niewiadome i zapisuję "Igłę", chociaż "Północ, północny zachód" nigdy mnie nie porwał, ale dobrego kina szpiegowskiego nigdy za wiele :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurczę, nie widziałam ani jednego:(
    Ale zainteresowałeś mnie filmem "Listonosz zawsze dzwoni dwa razy" i pomimo, że nie przepadam za Nicholsonem pewnie się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja też nie widziałam żadnego z tych filmów i wiem, że nie usprawiedliwia mnie fakt, że urodziłam się 2 lata później;) Na mojej liście "do obejrzenia" na pewno znajdzie się "Listonosz..", do którego przymierzam się od dłuższego czasu. Osobiście z 81 r. największym sentymentem darzę "Poszukiwaczy zaginionej Arki", bo to jedno z pierwszych kinowych skojarzeń z mojego dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo lubię "Poszukiwaczy zaginionej arki", widziałem ten film wielokrotnie.

      Usuń
  13. Świetne zestawienie, naprawdę.
    Znam wszystkie filmy, widziałam je wtedy i po latach. A muzyka z "Zawodowca" często jest ze mną, to jedna z najpiękniejszych kompozycji Morricone
    http://www.youtube.com/watch?v=rRbyZ3eD-9M
    Znowu się u Ciebie pozmieniało, ale bardzo pozytywnie.
    Pozdrawiam
    scoutek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muzyka Morricone znakomita, co ciekawe została ona skomponowana 10 lat wcześniej do filmu Jerzego Kawalerowicza "Maddalena". Wtedy przeszła bez echa, dopiero Lautner ją odświeżył, przyczyniając się do kolejnego sukcesu kompozytora.
      Może spróbujesz wziąć udział w tej zabawie - chyba że nie chcesz ujawniać swojego wieku ;)

      Usuń
    2. Dzięki za propozycję, ale takich starych filmów nikt już nie ogląda, ba, nawet nie pamięta ;)))

      A muzykę zacytowaną tu wcześniej trochę mi obrzydził program tv "Animals", bo była zawsze używana jako tło w skrajnie tragicznych przypadkach dręczenia zwierząt lub przy pokazywaniu schronisk dla psów....

      scoutek

      Usuń
  14. o, bardzo zacna kolekcja... Dzięki za przerzucenie propozycji ;-). Ja i Iza jesteśmy z rocznika 1982, więc tuż-tuż. I muszę przyznać, że tak od ręki nie wiem co się wtedy ciekawego urodziło. Zaraz poszukam ;-)

    OdpowiedzUsuń