Bandyci w Mediolanie

wł. Banditi a Milano / amer. The Violent Four (1968 / 98 minut)
reżyseria: Carlo Lizzani 
scenariusz: Dino Maiuri, Massimo De Rita, Carlo Lizzani

Requiescant in pace: Carlo Lizzani (1922–2013).

Bandyci w Mediolanie to dramat kryminalny relacjonujący dramatyczne wydarzenia jakie rozegrały się we wrześniu 1967 roku za sprawą czteroosobowej bandy Cavallero. Nie komplikowano tu fabuły zbędnymi scenami, ale szybkie cięcia montażowe i nielinearna konstrukcja (retrospekcje) sprawiły, że film może wydawać się bardziej skomplikowany niż jest w rzeczywistości. Zaczyna się od obrazu przedstawiającego wzburzony tłum pragnący zlinczować człowieka. Interwencja policji ratuje delikwenta, by go przesłuchać i schwytać jego wspólników. Wówczas niezawodne w takich sytuacjach flashbacki próbują wyjaśnić, o co tak naprawdę tyle hałasu. Poznajemy więc zakulisowe działania, które stały się bezpośrednią przyczyną zamieszek w Mediolanie.

Ten policyjno-gangsterski dramat uważany jest (m.in. przez znanego krytyka Rogera Eberta) za dzieło prekursorskie dla włoskiej odmiany kina sensacyjnego zwanej poliziottesco. Oprócz artystycznych zabiegów typowych dla twórcy wychowanego w duchu powojennego neorealizmu, film zawiera sporą dawkę emocji jaką są w stanie zapewnić mistrzowsko zrealizowane filmy akcji. Punktem zwrotnym jest napad na Banco di Napoli w Mediolanie, po którym następuje brawurowy pościg samochodowy i towarzysząca mu strzelanina. Podczas wymiany ognia giną przypadkowi ludzie, co prowadzi do rozdrażnienia miejscowej ludności. W każdym drzemie prawdziwy szał zabijania i ludzie gotowi są zlinczować bandytów za ich bezmyślność i brawurę, które doprowadziły do tragedii i rozpaczy.

Mimo iż Bandyci w Mediolanie to przeniesienie na grunt włoski amerykańskich filmów gangsterskich (takich jak Bonnie i Clyde) reżyser nie zapomniał, że opowiada historię autentyczną, więc należy zachować pozory realizmu. Dało o sobie znać jego doświadczenie dokumentalisty, bo film szczególnie w początkowych partiach wygląda jak paradokumentalny reportaż o zamieszkach na ulicach miasta. Lizzani pokazuje nagłówki gazet, by podkreślić jak wielką rolę w ustalaniu prawdy odgrywają media. To one kształtują osąd człowieka na temat działań przestępców, policjantów, sądów i innych instytucji. Można zauważyć również antywojenny przekaz, bo skoro śmierć zaledwie kilku przypadkowych cywilów wzbudza aż takie poruszenie to do czego jest w stanie doprowadzić śmierć tysięcy ludzi podczas kampanii wojennych.


W roli herszta bandy rabusiów wystąpił Gian Maria Volonté, zaś jego antagonistą, komisarzem policji został Tomas Milian. Obaj aktorzy stworzyli już wcześniej znakomity duet w spaghetti westernie Twarzą w twarz (1967). Mogli w nim ukazać swoją drapieżność i charyzmę pasujące do ról nieprzewidywalnych antybohaterów. Niestety, w Bandytach z Mediolanu takiej szansy nie otrzymał Tomas Milian. Rola nieskazitelnego stróża prawa to nie jest to, w czym aktor czuł się najlepiej. Dlatego cały film zagarnął dla siebie Volonté, który mimo iż nie pierwszy i nie ostatni raz zagrał bandytę zaskakuje interpretacją swojej postaci. Grany przez niego Cavallero to egocentryczny i ekstrawagancki lider gangu, prawdziwy szaleniec pozbawiony skrupułów, lecz obdarzony dziwacznym poczuciem humoru. To także były działacz komunistyczny, który po wyrzuceniu z partii swoim polem działania uczynił mediolańskie banki, na których można się nieźle obłowić. Zgromadził wokół siebie ekipę skłonnych do ryzyka facetów i z bronią w ręku ruszył na miasto. Najmłodszy z członków gangu to 17-letni żółtodziób, którego zagrał Ray Lovelock, późniejsza gwiazda włoskich filmów sensacyjnych.

Film jest zrealizowany z ikrą i pomysłem, zaś montaż jest dynamiczny i intensywny, co dodaje filmowi ognia i brawury. Nie jest to z pewnością bezmyślna i tania rozrywka zrobiona po łebkach, a o wysokiej randze produkcji świadczą prestiżowe nagrody. Dawidem Donatella wyróżniono reżysera Carla Lizzaniego i producenta Dina De Laurentiisa, Srebrną Taśmę otrzymali scenarzyści, a Złotym Globem nagrodzono aktora, wspomnianego Volonté, który po raz kolejny udowodnił, że w graniu łotrów nie ma sobie równych. Fala włoskich filmów sensacyjnych (jak również spaghetti westernów) wiąże się z komercjalizacją kinematografii - to efekt uboczny walki z telewizją odnoszącą coraz większe sukcesy w latach 60. Jednak takie filmy jak Bandyci w Mediolanie są dowodem na to, że kino komercyjne może prezentować wysoki poziom artystyczny, zdobywać nagrody i dobre opinie krytyków. Jedyne co może rozczarować to muzyka, nie jest wprawdzie irytująca, ale nazwisko Riza Ortolaniego obiecywało więcej.


Ten energiczny thriller nie pozbawiony jest drastycznych fragmentów, jak np. spalenie żywcem dziewczyny w lesie jako kara za nieposłuszeństwo. Takie poboczne wątki mają uzmysłowić ludziom, że napady na banki nie są jedyną zmorą tego miasta. Gdzieś na uboczu popełnianie są bardziej dyskretne, nie nagłaśniane przez media przestępstwa, z którymi policja nie jest w stanie się uporać. Przede wszystkim jest to film o bezpardonowej walce mediolańskiej policji z bankowymi rabusiami. Kradzieże nie są tu dokonywane przez dżentelmenów-włamywaczy jak w brytyjskich i amerykańskich filmach kryminalnych, ale przez anarchistycznych bandytów, którzy potrafią działać ostro i zdecydowanie. To jeszcze nie jest tak mocne i efektowne kino anarchii jak klasyczni reprezentanci poliziotteschi z lat 70. (filmy DiLeo i Castellariego), ale widać tu nowatorskie zabiegi formalne i elementy, które aż się proszą o wykorzystanie, rozwinięcie i udoskonalenie.

Będący momentem kulminacyjnym car chase jest równie ekscytujący i epicki co w Bullicie z tego samego roku. Żadnej muzyki w tle, tylko policyjne syreny, piski opon, odgłosy strzałów, a także napięcie wynikające stąd, że akcja toczy się na zatłoczonych ulicach miasta, gdzie roi się od potencjalnych ofiar wypadków. Ten pościg pełni ważną funkcję, pokazuje że zarówno gliniarze jak i przestępcy nie mają konkretnego planu, działają instynktownie na zasadzie „a nuż się uda”. Prowadzi to do wielu nieprzewidzianych sytuacji i trudnych do opanowania zdarzeń. Aby złapać bandytów gliniarze nie zamierzają się zatrzymać, co powoduje że i przestępcy dodają gazu. Ulice Mediolanu stają się polem dramatycznej rozgrywki, której ofiarami padają przypadkowi przechodnie i kierowcy. Gdyby policjanci nie podjęli pościgu pewnie nie doszłoby do strzelaniny i ludzie nie straciliby życia. Nie ma więc jedynej słusznej decyzji, bo każda, nawet podejmowana w dobrej wierze, może mieć przykre w skutkach konsekwencje.


Bandyci w Mediolanie to bardzo dobry przykład na to, że Włosi potrafili kręcić porządne dramaty sensacyjne, w których przemoc oraz wartka i trzymająca w napięciu akcja doskonale służą opartej na faktach historii. W następnych latach realizowano coraz więcej filmów, w których stróże prawa wykazywali się brutalnością, by bardziej dosadnie ukazać targającą nimi wściekłość i przy okazji dać przestępcom solidny wycisk. Grany przez Tomasa Miliana policyjny inspektor to jednak nie „brudny Harry”, ale zwyczajny funkcjonariusz, który równie dużo czasu spędza na przesłuchaniach i rozmowach z dziennikarzami co na akcjach w terenie. Film Lizzaniego to precyzyjnie wykonany eurocrime pełen dynamiki, suspensu i agresji. Mediolan przedstawiony jest jako gniazdo występku, gdzie panuje totalny bałagan jak po wielkiej bitwie. Zarówno wielbiciele szybkiego kina akcji jak i miłośnicy realistycznych dramatów kryminalnych powinni tu znaleźć coś dla siebie. Na ponury i chłodny jesienny wieczór ten film jest w sam raz.

8 komentarze:

  1. Zajebisty film. Oglądałem w oryginale, ale wciągnął mnie niesamowicie, właśnie przez ten styl ,, cinema verite'' ; jakby mieli całe miasto do dyspozycji - wszędzie można wleżc z kamerą. Za montaż, to tu powinien byc nie David Donatella, a od razu Mojżesz Michelangela . Franco Fraticelli to mistrz nożyc - póżniej montował prawie wszystkie filmy Argento od debiutu do ' Opery', ' Demony' Bavy juniora a także ' Kościół' , ' Sektę' i ' Dellamorte....' Soaviego.
    Doskonałe operowanie zbliżeniami, Mario Bava w jakimś stopniu musiał się tym zainspirowac, kreując surowy styl ' Rabid Dogs' . Zresztą Don Backy ( właśc. Aldo Caponi ) , który zagrał tu tego bandziora, który ucieka razem z Volonte, wystąpił u Bavy w roli kudłatego typa ze sprężynowcem.
    Muza była całkiem spoko, włoski big bit z lat 60 ' jest wzruszający :D
    Czuc tu przedsmak ' Francuskiego Łącznika' , a także ' Przepraszam, czy tu biją (Bandyci...' szli w Polsce w kinach, Piwowski musiał to znac ). W ogóle momentami walilo takim kryminałem milicyjnym.
    Milian bardzo śmieszny, wyglądał, jak Filip Łobodziński, który udaje Alaina Delona, jeszcze z tym szlugiem w lufce. Faktycznie strasznie proceduralny, Maurizio Merli, to by od razu szczęki łamał.
    GMV to aktor- kameleon, ' Śledztwo w Sprawie Obywatela Poza Wszelkim Podejrzeniem' trzeba koniecznie przypomniec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też oglądałem w oryginale :D Film naprawdę wciągający. Co do muzyki to faktycznie, chyba trochę 'na siłę' próbowałem znaleźć jakąś wadę, bo muzyka i piosenki nie są wcale złe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli miałbym się do czego tu przyczepic, to jedynie do strzelaniny podczas pościgu ( co bardziej obciąża reżysera, niż montażystę - w końcu montujesz z tego, co masz nakręcone ) Jest niby sugestia, że te ofiary spośród tłumu oberwały przypadkowo, na skutek wymiany ognia z pilicją. A na filmie wygląda to zupełnie inaczej, bandyci wyrażnie i celowo strzelają na prawo i lewo, nie koniecznie w kierunku gliniarzy, wygląda to na realizacyjną nieporadnośc, bądż nonszalancję Chyba że zostało to jakoś wyjaśnione w dialogach ( taki już urok oglądania wersji oryginalnych :P ) Poza tym jest niedoróba w kwestii broni - Volonte strzela z hitlerowskiego MP-40, a nagle w jego rękach widzimy Stena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może bandyci liczyli na to, że gliniarze zatrzymają się, by pomóc rannym ;)
      Montażysta czasem może wybierać z kilku wersji danej sceny, ale ten pościg był na pewno zbyt kosztowny, aby kręcić kilka wersji - należało to zrobić raz a dobrze. Ja nie mam zastrzeżeń, im bardziej szalony pościg tym bardziej logiczne staje się szaleństwo tłumu, pragnącego zlinczować delikwentów :)

      Usuń
    2. To pierwsze odpada - w środku miasta jest dośc chętnych do pomocy, gliniarze mogliby tylko zadzwonic po karetkę , jak każdy. Tam widac wyrażnie, jak Volonte i spółka napierdalają do ludzi z rozmysłem - to jest dla mnie niezbyt logiczne, bo wiadomo że to desperaci, ale nie świry.
      Ale to nie jest jakiś istotny zarzut, złożyc to należy po prostu na karb włoskiej specyfiki, która, jak każde dziecko wie, jest niepowtarzalna w swej zajebistości :)

      Usuń
  4. Nie widziałem. Zapisałem. Zestarzałem się i zacząłem patrzeć na filmy na których nie trzeba myśleć. Dzięki temu blogowi od niedawna znowu zachciało mi się oglądać to co warto. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie znajdziesz wyłącznie filmy, które warto oglądać, bo o badziewiach nie piszę :D

      Usuń
  5. Filmu nie widziałem, ale plakat fajny

    OdpowiedzUsuń