Błękitny order

The Blue Max (1966 / 156 minut)
reżyseria: John Guillermin
scenariusz: David Pursall, Jack Seddon, Gerald Hanley na podst. powieści Jacka Huntera i adaptacji Bena Barzmana i Basilia Franchiny

Pour le Mérite to najwyższe odznaczenie pruskie, które ustanowił król Fryderyk II Wielki w 1740 roku. Początkowo przyznawany za zasługi dla cywilów i żołnierzy, później już tylko dla żołnierzy. Został zniesiony w 1918 roku, a więc po zakończeniu Wielkiej Wojny. Order zwany Błękitnym Maxem stał się ważnym symbolem w brytyjskim filmie Johna Guillermina opowiadającym o niezdrowej rywalizacji dwóch niemieckich awiatorów. W latach 60. powstało wiele interesujących filmów batalistycznych o kampaniach wojennych, ale większość z nich dotyczyła II wojny światowej. Każdy zdawał sobie sprawę z ogromu hitlerowskich zbrodni, co sprawiało że łatwo było identyfikować się z ich przeciwnikami - Brytyjczykami lub Amerykanami. John Guillermin poszedł jednak w innym kierunku. Akcję umieścił podczas I wojny światowej i pokazał kampanię z punktu widzenia Niemców.

Podporucznik Bruno Stachel przez dwa lata walczył w okopach, przyzwyczaił się do zapachu śmierci i marzy o zdobyciu Błękitnego Maxa - odznaczenia wojskowego, które potwierdziłoby jego przydatność, odwagę i umiejętności. Wkrótce dołącza do oddziału pilotów i za wszelką cenę dąży do zdobycia upragnionego orderu. Jest przy tym bezwzględny i gra nieczysto, stając się osobą pogardzaną przez współtowarzyszy i dowódcę, kapitana Heidemanna. Nie wzbudza także sympatii widzów. Tylko generał docenia jego wyczyny i pragnie zrobić z niego bohatera, bo jak twierdzi: „klasa niższa też powinna mieć swojego herosa”. Ważnym motywem jest więc zderzenie arystokracji z niższą klasą społeczną. Przedstawicielem tej drugiej jest ppor. Stachel, w którego wcielił się George Peppard - to z pewnością udana rola, widać jego upór i zawziętość, widać że zdobycie medalu jest dla niego bardzo ważne. Nie zawsze postępuje z honorem - posuwa się nawet do tego, że żąda aby zaliczono mu zestrzelenia, których dokonał jego zmarły kolega.

Arystokrację reprezentują: generał hrabia von Klugermann, jego młoda żona Kaeti i bratanek Willi, as lotnictwa bliski zdobycia błękitnego orderu. Williego i jego wuja zagrali znakomici brytyjscy aktorzy: Jeremy Kemp (pamiętny występ w Operacji Kusza) i James Mason (dwukrotnie grał marszałka Rommla). Obaj wykonawcy znakomicie ukazali twardy żołnierski charakter i stanowczość ukryte pod maską dżentelmenów-arystokratów. Zaskakująco dobrze wypadła Ursula Andress, która błyszczy tu nie tylko urodą i seksapilem. Doskonale odegrała rolę wyniosłej i pewnej siebie hrabiny znużonej swoim małżeństwem. Kaeti von Klugermann z powodu urażonej dumy potrafi wykorzystać swoje wpływy, by doprowadzić do katastrofy. Szczególnie w końcowych partiach filmu aktorka świetnie ukazała ogromny ból i żal z tego powodu, że niektórych błędów nie można naprawić. Warto przyjrzeć się jeszcze postaci Karla Michaela Voglera (był on feldmarszałkiem Rommlem w Pattonie z 1970). Zagrana przez niego postać kapitana Otto Heidemanna to rozważny dowódca, który zdobył już błękitny order i próbuje wpoić swoim wojakom zasady przyzwoitości i honoru. Dziwna postawa jak na reprezentanta kraju, odpowiedzialnego za bombardowania wielu miast.


Akcja filmu skupia się na walkach na froncie zachodnim w 1918 roku gdy Niemcy za wszelką cenę pragnęli pokonać Anglików i Francuzów, by wreszcie doprowadzić do końca ten uciążliwy konflikt. Jednak wojna jest tylko tłem dla wydarzeń, które mają uświadomić widzom, że patriotyzm i służba ojczyźnie to tylko puste słowa. Tak naprawdę walczy się dla chwały, a medale są dla żołnierzy cenniejsze niż życie. Dla nich się ryzykuje, by po zakończeniu działań móc się nimi pochwalić przed najbliższą rodziną i znajomymi. Gdy opowiada się o niemieckich lotnikach z I wojny światowej nie można pominąć roli jaką w tym konflikcie odegrał Manfred von Richthofen zwany Czerwonym Baronem. Stał się on legendą za życia, każdy młody pilot marzył by mu dorównać. W filmie Guillermina ta postać pojawia się tylko epizodycznie, ale trudno zapomnieć ten charakterystyczny czerwony samolot będący postrachem dla angielskich aeronautów i symbolem zwycięstwa dla niemieckich obywateli. W roli von Richthofena wystąpił Carl Schell, brat Maxa i Marii Schellów.

Błękitny order to wartościowy dramat wojenny ze świetnymi walkami powietrznymi, które zrealizowała ekipa dowodzona przez Anthony'ego Squire'a. Aczkolwiek reżyserowane przez Guillermina sceny z aktorami to również porządny kawał kina. Pomiędzy bohaterami wyczuwalne jest napięcie i mimo iż w obsadzie nie ma wybitnych aktorów to udało się stworzyć interesujący dramat o skrajnie odmiennych i wiarygodnych ludzkich postawach. Nie jest to na pewno bezmyślny film akcji o wojennych przygodach i regularnym zestrzeliwaniu wrogich maszyn. Trwające dwie i pół godziny widowisko cechuje się wciągającą i wnikliwą historią, galerią wspaniałych postaci i dopracowaną stroną techniczną. Nie ma tu nachalnego patosu, a realia tamtych czasów przekonująco ukazano za pomocą odpowiedniej ikonografii: lokalizacji (Irlandia), mundurów i samolotów. Ambicja i upór to cechy przydatne, ale mają też niszczycielską moc - o tym skutecznie przekonuje Błękitny Max i dlatego warto go oglądać i polecać.

10 komentarze:

  1. Dawno temu to widziałem, sporo zdążyło wyparowac, pamiętam jednak,że bardzo mi się spodobał . Świetnie tu pokazano zmierzch ideałów odchodzącego ancient regime'u , uchwycony w momencie granicznym - rycerski etos ustępuje pola pragmatycznemu, egalitarnemu modelowi tworzenia armii i projektowania przyszłej wojny.
    Bohater Pepparda to idealny przedstawiciel nowej kasty wojowników o zdrowym, proletariackim rodowodzie, sile przebicia i bezwzgledności nie limitowanej lądującymi powoli w lamusie kodeksami szlachetnie urodzonych oficerów- idealistów.
    Jeszcze tylko niezbędna narodowo-socjalistyczna nadbudowa i będzie wymarzony nabytek dla przyszłej, nazistowskiej Luftwaffe, formacji sfanatyzowanej, jak mało która.

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, zbieram się do tego i zbieram, tylko kiedy wreszcie się zbiorę? Tym bardziej, że akcja rozgrywa się w czasie I wojny światowej, która jest dla filmowców dziewiczym wręcz terenem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ee, bez przesady, panie Szyszek. Jasne, .że ilościowo to z filmami o II wś. za bardzo nie ma porównania, ale aż tak tragicznie nie jest. O samych lotnikach z I wś. , były co najmniej 2 filmy o eskadrze Lafayette ( w pierwszym 1964 zagrał Eastwood ), ' Asy Przestworzy' z 76' z Malcolmem McDowellem, ' Von Richthofen & Brown' Cormana...
    Pacyfistyczne ' Ścieżki Chwały z Douglasem' i ' Ludzie przeciwko sobie' z GM Volonte
    kilka adaptacji ' Na Zachodzie bez Zmian' , a nawet film o kręceniu filmu o I wś. 'Kaskader z Przypadku' Richarda Rusha - i ten ostatni jest najlepszy z nich wszystkich :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, ale już o froncie wschodnim tyle by się nie znalazło. Zresztą nie wiem czy mniejsze konflikty jak wojna wietnamska nie dorobiły się większej ilości filmów.

      Usuń
  4. Dorobiły się, ale to normalka, skoro za temat wzięli się Amerykanie, a potem Włosi, którzy ich kopiowali :D
    Z filmami o froncie wschodnim I wś. to się szczerze mówiąc nie spotkałem ( nie licząc 'Szwejka' ) , ale tez się za nimi specjalnie nie rozglądałem. Z resztą żadna ze stron tego konfliktu nie była specjalnie zainteresowana wałkowaniem tematu - radzieccy filmowcy zajęli się głównie własną wojną domową, która wybuchła zaraz po zakończeniu Wielkiej Wojny, a Niemcy mieli wtedy zupełnie co innego na tapecie. Francuzi, Anglicy Amerykanie i Włosi skupiali się na zachodnim teatrze działań, w którym uczestniczyli.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeden, ale głośny tytuł o froncie południowo wschodnim ( Turcja ) - ' Galipoli' Petera Weira.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja niestety nie widziałem wielu filmów o I wojnie światowej. Dawno temu oglądałem tylko "Gallipoli", ale tych wymienionych we wcześniejszym komentarzu - niestety nie. A przynajmniej "Ścieżki chwały" Kubricka należałoby zobaczyć.
    Eastwood grał w 1958, w "Eskadrze Lafayette'a" Williama Wellmana. O Wielkiej Wojnie z pewnością było sporo filmów przed atakiem na Pearl Harbor, chociażby "Sierżant York" (1941) Hawksa.

    OdpowiedzUsuń
  7. No, jeszcze z tych powstałych przed II wś. - ' Towarzysze Broni' ( Le Grande Illusion ) Jeana Renoira z 37' , zaliczony w poczet arcydzieł kina.
    Był jeszcze horror z akcją w czasie I wojny - ' Deathwatch' Michaela Bassetta z 2002 , o nawiedzonym okopie, całkiem niezły.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaciekawiłeś mnie. Nie znałem tego filmu wcześniej ale zapowiada się obiecująco na pewno zobaczę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Koniecznie muszę obejrzeć, choćby z racji, że interesuję się wczesnymi latami lotnictwa. To były czasy, których do końca nie zrozumiemy. Piloci faktycznie byli "rycerzami przestworzy", którzy uważali się za wybrańców, ale z drugiej strony - inni też ich za takich uważali. Postawa Heidemanna jest typowa: pilot tamtego okresu startował z misją do wykonania: miał zestrzelić wroga, zrzucić bomby w określone miejsce i dokonać tego należało wszelkimi dostępnymi środkami. Ale na ziemi zdarzało się, że pilot zestrzelonego samolotu, któremu udało się przeżyć, trafiał nie do obozu jenieckiego, ale do niemalże apartament, gdzie pił wino z tym, który go zestrzelił. Dziwne, ale zdarzało się też, że np. jeśli jeden pilot miał drugiego na muszce, ale zaciął mu się karabin, to niedoszła ofiara uciekała, jednak nie próbowała zestrzelić niedoszłego łowcy - to byłoby niehonorowe. Tak się kiedyś walczyło...

    OdpowiedzUsuń