Drugie oblicze

The Place Beyond the Pines (2012 / 140 minut)
reżyseria: Derek Cianfrance
scenariusz: Derek Cianfrance, Ben Coccio, Darius Marder

Bardzo enigmatyczny tytuł filmu (The Place Beyond the Pines) nie mówi absolutnie nic na temat jego treści ani gatunku, jaki reprezentuje. Ale dość szybko można się zorientować, że to nie jest dynamiczne kino, które wciąga od pierwszych minut. Trzeba trochę dłużej pobyć z bohaterami, aby zrozumieć co za ich pomocą chce przekazać reżyser. Czas trwania filmu to równe 140 minut, jak na kameralny dramat zdecydowanie za długo. Niektórych może zmęczyć zbyt wolne tempo, ale za to nie brakuje tu kilku ciekawych punktów zwrotnych, które zmieniają kierunek intrygi i zwiększają zainteresowanie. Postacie policjantów, złodziei i narkomanów, a także napady na banki wskazują na kino sensacyjne, ale fatalistyczny ton i nastrój przygnębienia jasno klasyfikują tę produkcję jako czystej wody dramat psychologiczny.

Fabuła filmu rozbija się na trzy części, które w pomysłowy sposób są ze sobą powiązane. W pierwszej odsłonie poznajemy Luke'a Glantona, motocyklistę z kryminalną przeszłością, który nieoczekiwanie dowiaduje się, że jest ojcem rocznego syna. Skłonność do ryzyka i przemocy powoduje jednak, że nie potrafi znaleźć wspólnego języka ze swoją byłą dziewczyną, matką jego dziecka, która znalazła sobie innego adoratora. Aby pozbyć się konkurenta i odzyskać dziewczynę Luke decyduje się, za namową przyjaciela, na kradzież forsy z bankowego sejfu. Współdziałanie obu delikwentów przynosi oczekiwane rezultaty, problemy zaczynają się wówczas, gdy kumpel wycofuje się z interesu po dwóch skokach - uważa że dwa razy można wejść do tej samej rzeki, ale za trzecim razem można się utopić. Luke zostaje więc sam na placu boju - konsekwencje takiego stanu rzeczy są zaś tematem dalszej części filmu.

I tu na drogę wkracza drugi bohater dramatu - młody policjant Avery Cross, który znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie. Musiał dokonać szybkiej decyzji - ta decyzja zaważy na jego życiu. Przy okazji reżyser podjął temat korupcji w policji i nadużywania władzy przez funkcjonariuszy. Cross to ambitny gliniarz, który marzy o funkcji prokuratora, więc stara się wykorzystać każdą sytuację, by udowodnić swoim szefom, że jego uczciwość i poszanowanie prawa godne są tak ważnego stanowiska. Pozuje na osobą twardą i bezwzględną, ale od wewnątrz zżerają go wyrzuty sumienia, co czyni z niego dramatyczną, cierpiącą postać. W pewnym momencie akcja przenosi się 15 lat do przodu, by ukazać losy synów obu mężczyzn - Avery'ego i Luke'a. W jaki sposób przeszłość wpłynie na teraźniejszość? W jaki sposób dramatyczne wydarzenia sprzed 15 lat wpłyną na młode pokolenie?


Opisując postacie i fabułę należy uważać, aby nie zdradzić kilku istotnych dla fabuły zdarzeń. Dlatego niektóre powyższe zdania mogą wydać się zbyt zagadkowe i niezbyt zachęcające. Film z pewnością warto obejrzeć, bo jest to dzieło wieloznaczne i nieprzewidywalne. Jest tu kilka wątków, którymi można by obdzielić wiele innych filmów, ale żaden z nich nie kończy się w sposób prosty i oczywisty. Nie ma tu jednoznacznych odpowiedzi, nie dokończony jest np. wątek afery policyjnej. O korupcji w policji było mnóstwo filmów i reżyser nie miał zamiaru opowiadać niczego odkrywczego na ten temat. Ten motyw służył mu tylko do zarysowania postaci Crossa i gdy spełnił swoją rolę został zakończony. Również finał wydaje się zdawkowy, jakby zabrakło kropki nad i, ale takie niedopowiedzenia działają na wyobraźnię, także i w tym przypadku.

Scenariusz jest intencjonalny i dogłębny, może nie wszystko w nim gra jak należy, ale składa się ze znakomitych pomysłów, treść jest głęboka, a postacie nieobliczalne i wiarygodne. Tempo filmu jest tak wolne, że nie sposób przeoczyć żadnych istotnych szczegółów, które mogą pomóc wniknąć głębiej w problematykę, którą podejmuje reżyser. Mam jednak wrażenie, że potencjał aktorów nie został w pełni wykorzystany (mam tu na myśli szczególnie Bradleya Coopera, Raya Liottę i Rose Byrne), ale każdy stworzył przekonującą postać, która może mieć swój odpowiednik w prawdziwym życiu. Drugie oblicze to niezależna produkcja zrobiona z inwencją i psychologiczną głębią, cechuje się także nadzwyczaj dobrymi zdjęciami (scena w mrocznym lesie z Liottą i Cooperem, pościg za motocyklem sfilmowany z wnętrza samochodu). Na pewno istnieje wiele lepszych i bardziej wciągających filmów, ale ten też jest godny uwagi. Mimo 140 minut seansu nie odczuwałem nudy, ale jakąś więź z bohaterami.

18 komentarze:

  1. Cieszę się że nareszcie w zacisze Twojego salonu, żeby nie napisać Saloonu, trafił film który oglądałem. Pomimo że jestem stałym czytelnikiem bloga, nie udzielam się za często w komentarzach (nie będę przecież za każdym razem pisał, że fajny, że obejrzę. Każdy tytuł odnotowuję, ale z braku czasu na szybki seans nie liczę). "Drugie Oblicze" akurat widziałem :). Świetny film. Z recenzją się zgadzam. Do plusów dodałbym bardzo dobrą rolę Bena Mendelsohna (świetna kreacja w "Animal Kingdom"). Najbardziej jednak cieszę się, że pojawił się Ray Liotta. Chłopak z Ferajny niestety coraz częściej trafia od razu do obiegu dvd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też zwykle piszesz o filmach, których nie widziałem. I trudno wtedy napisać komentarz poza krótkim "chętnie to obejrzę". Z Twoich propozycji szczególnie "Stalag 17" Wildera muszę zobaczyć.

      Usuń
  2. Mi się w tym filmie najbardziej podobała muzyka - Mike Patton (of Faith No More, Mr. Bungle, Fantomas fejm) skomponował i dobrał (jeśli to on dobierał) naprawdę fajne, klimatyczne kawałki.

    Zgadzam się, że film jest interesujący, ale nie do końca dograny. Cianfrance ma póki co więcej talentu niż umiejętności i wyczucia - potrafi przedobrzyć patetycznym symbolizmem, podczas gdy aktorzy, których zaangażował są w stanie subtelniej i spokojniej przekazać treści przez swoją mimikę i zachowanie. Właśnie z aktorów, to Dane DeHaan (syn Goslinga) był IMO też całkiem niezły i sam Gosling - z tych wszystkich autystycznych pięknisi, których ostatni grywa, to tutaj jest chyba najlepsza wersja tej roli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reżyser się rozkręca. Blue Valentine było naprawdę dobre. Natomiast film który aktualnie robi, czyli "Metalhead", też zapowiada się ciekawie. Historia perkusisty z zespołu heavy-metalowego który traci słuch. Tylko tyle znalazłem :)

      Usuń
    2. Mi się Place Beyond the Pines podobało bardziej od Blue Valentine, więc może Cianfrance rzeczywiście się rozkręca :)

      Usuń
    3. Ja nie widziałem "Blue Valentine".

      Usuń
    4. Blue Valentine jest pod pewnymi względami podobne do The Place Beyond the Pines. Oba mają ciekawą formę - w jednym mamy trzy połączone ze sobą historie, w drugim historie są dwie i podane w sposób nielinearny. W Blue Valentine jedna historia opowiada o tym jak małżeństwo się w sobie rozkochuje, a to przeplecione jest (drugą historią) flasbackami z ich młodości, pokazującymi jak się w sobie zakochali. Film ma też podobne problemy jak The Place Beyond the Pines - w sensie, że jest mało subtelny z przesłaniem. Jak ci się Beyond the Pines podobało to możesz sobie śmiało sprawdzić Blue Valentine, wiele osób bardzo lubi ten film. Bardzo możliwe, że ja wolę Beyond the Pines, bo preferuję noirowo kryminalne klimaty nad melodramat (chociaż i takie rzeczy zdarzało mi się lubić), a nie dlatego, że jest obiektywnie lepsze.

      Usuń
    5. "małżeństwo się w sobie rozkochuje"

      Znaczy się "odkochuje" (facepalm :)).

      Usuń
  3. To, że się nie nudzi na seansie mogę potwierdzić. Bardzo fajny film.

    OdpowiedzUsuń
  4. To i ja zakrzyknę "wreszcie piszesz o filmie, który widziałam!". W zasadzie zgadzam się z tym co napisałeś. Może tylko nie do końca ze zdaniem, że aktorzy nie zostali wykorzystani. Nie miałam takiego odczucia.
    Chwalisz postać policjanta, owszem, ale do końca nie jest to postać jednoznacznie pozytywna. Cooper zagrał go całkiem dobrze (w sumie nie przepadam za nim, ale tu nie mam zastrzeżeń, nawet jego specyficzna dolna szczęka mi nie przeszkadzała), udało mu się "podskórnie" przemycić drugie oblicze tego człowieka, karierowicza. Donosy na policjantów, obnażenie ich korupcji - nie kierowały nim do końca czysto szlachetne pobudki, wykorzystał je także do zbudowania własnej kariery.
    Podobał mi się, choć nie popieram, wątek, jak postanowił sam siebie ukarać za zabicie ojca czyjegoś dziecka, pozbawia siebie niejako ojcostwa, nie zajmując sie w ogóle wychowaniem swojego syna. No właśnie, i tu też do końca nie jesteśmy przekonani, czy robi tak z powodu wyrzutów sumienia, że zabił, czy tak mu jest wygodnie, bo nie zajmując sie synem ma więcej czasu na karierę. bardzo, bardzo niejednoznaczna postać. Lukas, choć złodziej i zabijaka, wypada zdecydowanie bardziej pozytywnie.
    Cooper miał tu wiele więcej do zagrania niż Gosling.
    "BLue Valentine" widziałam, podobal sie, ale myślę, że "Drugie oblicze" chyba zapamiętam na dłużej. Ale o tym sie przekonam za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zawsze potrafisz ciekawie zinterpretować film, z pewnością sporo jest prawdy w tym co piszesz, a polski tytuł odnosi się zapewne do postaci Crossa, który wydaje się mieć dwa oblicza. Ja jednak kojarzę tego aktora z pozytywnych ról i tak też oceniłem tę postać.
      Nie przepadam za Goslingiem i Evą Mendes, więc uznałem że z nich nie dało się już więcej wycisnąć. Napisałem, że Cooper nie został w pełni wykorzystany, bo wydaje mi się że jego akurat stać na więcej ;)

      Usuń
    2. Może się wydawać że syn Coopera wyrośnie na drugiego Goslinga. Że zło ponownie zostanie zasiane. Pomimo jednak tego że ojciec nie zajmuje się synem, ten przez to że otacza go władza i pieniądze wyrośnie na wykształconego nie do końca praworządnego obywatela.

      Syn Goslinga natomiast, prawdopodobnie rozpocznie żywot Nomada. Będzie ładował się w kolejne kłopoty.

      Wg. mnie reżyser chciał własnie pokazać, że jakikolwiek czyn nie zostanie popełniony, równowagi wszechświata nie naruszymy. Ten obróci się po raz kolejny. Wszyscy wejdą w swoje role i historia zacznie się powtarzać.

      Usuń
    3. Ja się przychylam bardziej do wersji Patryka.

      @Babka Filmowa
      "No właśnie, i tu też do końca nie jesteśmy przekonani, czy robi tak z powodu wyrzutów sumienia, że zabił, czy tak mu jest wygodnie, bo nie zajmując sie synem ma więcej czasu na karierę."

      Wydaje mi się, że jest dosyć oczywiste, że jego stosunek do syna wynika z wyrzutów sumienia - z tego co pamiętam, tam była taka scena (IMO jedna z tych anty-subtelności Cianfrance'a), że Cooper rozmawia z psychologiem po zabiciu Goslinga i to jest zmontowane z tym jak siedzi w domu i z niemrawą miną wpatruje się w swojego nowonarodzonego syna. Jeśli chodzi o jego karierę, to miał na pewno ambicje, ale to jak się ona (kariera) dla niego potoczyła wynikło z sytuacji, ze skorumpowanymi gliniarzami, którym zaczął zawadzać. Musiał zmienić się w bezwzględnego polityka, który ucieka się do nieczystej gry, bo tylko w ten sposób mógł przetrwać - tym samym zmienia się w swojego ojca (co jest mało subtelnie realizowanym przez Cianfrance'a motywem przewodnim filmu). To wszystko jest trochę jak z Ojca Chrzestnego - Michael Corleone to dobry chłopak, ale przed rodziną nie ucieknie.

      Usuń
  5. Zdarzyło mi się, że widziałem film recenzowany ma pk, powiem więcej, widziałem coś przed Mariuszem, ale rozumiem Was... ciężko nadążyć za tym Panem :)
    The Place Beyond the Pines, świetne kino, reszta w mojej notce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawie się czyta bloga. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Film widziałam, o dziwo, w ramach Kina Konesera. Spodobała mi się koncepcja- te trzy części tak świetnie połączone, były naprawdę intrygujące. Postaci dobrze zagrane w pewien sposób zmuszały do refleksji. Nie mniej, jakoś strasznie mnie wymęczył ten film- no chyba, że widziałam go akurat w złym dniu, kiedy wszystko było na nie :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmm, wiem, że jestem w mniejszości ale film mnie nie przekonał. Mimo, że wtedy jeszcze byłam wyznawcą Goslinga. Muzyka świetna (jak wszystko, czego dotknie się Patton) i tyle. Jak napisała moja przedmówczyni (czy raczej przedkomentarzowyni ;) ) "strasznie mnie wymęczył". "Blue Valentine" genialne, smutne i refleksją mnie napawające na dalsze życie, a "Place..." nie. Nudy na pudy, flaki z olejem, makaron.

    OdpowiedzUsuń