Kapitan Phillips

Captain Phillips (2013 / 134 minuty)
reżyseria: Paul Greengrass
scenariusz: Billy Ray na podst. książki Richarda Phillipsa i Stephana Talty'ego pt. A Captain's Duty: Somali Pirates, Navy SEALS, and Dangerous Days at Sea 

Maersk Alabama to amerykański statek towarowy, który transportując żywność do biednych krajów afrykańskich został w kwietniu 2009 roku zaatakowany przez somalijskich piratów. Paul Greengrass, zwolennik realizmu na ekranie, znalazł w tej historii idealny materiał na film. Morska przygoda zamienia się w poruszający dramat, a rutynowa misja marynarzy przeradza się w thriller, gdy statek wpływa na somalijskie wody. Kapitan kontenerowca, Richard Phillips, zdawał sobie sprawę z zagrożeń i pułapek, ale znał doskonale procedury, które mogły utrudnić wtargnięcie na pokład intruzów. Jego doświadczenie i przytomność umysłu wystarczyły mu jako oręż przeciwko uzbrojonym porywaczom. Nawet będąc na celowniku bandytów potrafił panować nad sytuacją i jak przystało na kapitana - umiał szybko podejmować decyzje.

Richard Phillips ma żonę i dziecko, ale by zarobić na utrzymanie rodziny musi wypływać na głębokie wody, gdzie czyha mnóstwo niebezpieczeństw. Ale nie z pogodą będzie musiał walczyć, nie z morskimi drapieżnikami, lecz z typowo ludzkim pragnieniem wzbogacenia się. Jeden z piratów mówi: „Nie jesteśmy Al Kaidą”, co ma oznaczać, że nie mają zamiaru zabijać, chcą tylko zdobyć odpowiednią ilość gotówki. Przejęty kontenerowiec to amerykańska jednostka, więc piraci spodziewają się sporej sumki liczonej w milionach - w końcu Stany Zjednoczone to jeden z najbogatszych krajów świata. Zachowując zimną krew kapitan próbuje przechytrzyć piratów - umysł podpowiada mu fortele mające osłabić przeciwnika. Czy bandyci okażą się na tyle głupi, by dać się przechytrzyć? Czy broń trzymana w ich rękach w końcu wypali?

Przede wszystkim należy pochwalić Greengrassa za to, że jest to w stu procentach film o kapitanie Phillipsie. Nie obserwujemy tu żadnych polityków debatujących nad podjęciem konkretnej decyzji. Życie prywatne kapitana też reżysera nie obchodzi - można się tylko domyślać jakie katusze przechodziła rodzina Phillipsa. Greengrass pokazuje tylko to co dzieje się na morzu - dramatyczną walkę o przeżycie oraz pełną napięcia rozgrywkę między tytułowym bohaterem a zdesperowanymi Somalijczykami. Do samego końca niejasne pozostają decyzje US Navy - nie wiadomo, czy żądania porywaczy zostaną spełnione, czy to w ogóle nie wchodzi w grę? Czy użycie środków militarnych jest konieczne, czy może da się opanować sytuację pokojowymi metodami?


Inaczej niż w Locie 93 nie mamy tu zbiorowego bohatera, ale jednego człowieka postawionego w wyjątkowo trudnej sytuacji. Aby wzbudzić zainteresowanie przez ponad dwie godziny należało więc obsadzić doświadczonego aktora zdolnego unieść na swoich barkach ciężar pierwszoplanowej autentycznej postaci. Tom Hanks spisał się bez zarzutu i nie mam nic przeciwko temu, aby dołączył do Daniela Day-Lewisa jako laureat trzech Oscarów za rolę pierwszoplanową. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że jak na aktora tej klasy rola nie należała do najtrudniejszych. Dzięki kreacji Hanksa Phillips jest nie tylko opanowanym i trzeźwo myślącym kapitanem, ale człowiekiem odczuwającym lęk i troskę o życie obcych ludzi. Nie traci zimnej krwi, by bandyci nie rozpoznali jak bardzo się boi. Ale w końcu musi nadejść ten moment, gdy skumulowane wewnątrz emocje wybuchną, zalewając twarz łzami.

Kapitan Phillips opowiada konkretną historię, nie tonąc w morzu wątków, postaci i efektów specjalnych. Jeden człowiek staje naprzeciw czterem morskim rozbójnikom, jednak nie należy spodziewać się widowiskowych walk, strzelanin ani eksplozji (chyba że wybuchów emocji). Obok amerykańskiego kapitana ważną postacią jest somalijski przywódca piratów, w którego wcielił się debiutant Barkhad Abdi. On też pewnie będzie się liczył w walce o Oscary. Na ekranie uzyskano maksymalny autentyzm nie tylko dzięki genialnej reżyserii i aktorstwu, ale też za pomocą mistrzowskiego operowania kamerą. Barry Ackroyd już w Locie 93 i oscarowym Hurt Lockerze udowodnił, że potrafi stworzyć wiarygodną, niemal dziennikarską relację z dramatycznych wydarzeń. Jednak kamera nie trzęsie się tak niedbale jak w poprzednich filmach Greengrassa, widać tu hollywoodzki profesjonalizm połączony z paradokumentalną relacją.


Ameryka lubi takich bohaterów jak kapitan Phillips i nie zdziwię się, jeśli film dostanie kilka Oscarów. Nie mam nic przeciwko temu, gdyż dzieło brytyjskiego filmowca to nie tylko film oparty na faktach, ale przede wszystkim pasjonujące widowisko, w którym postawiono na dawkowanie napięcia i postawy bohaterów, a nie akcję i efekty wizualne. Poza tym reżyser nie próbuje oceniać postaci, pokazuje ich chłodnym okiem, najpierw gdy przygotowują się do wypłynięcia w morze, potem gdy znajdują się w krytycznym położeniu. Morze w filmie Greengrassa jest wyjątkowo ciche i spokojne, za to ludzie - wzburzeni i nerwowi. Kamera Barry'ego Ackroyda skupia się więc na ludziach, a nie bezkresnych morskich głębinach.

Autorzy filmu nie przedstawili somalijskich piratów jako najgorszych degeneratów - tylko na pozór wyglądają groźnie, ale to nie są pozbawieni rozumu zabójcy. To ofiary globalizacji, zależne od innych, bogatszych państw. Co z tego, że bogate mocarstwa wysyłają żywność do Afryki, skoro nie dotrze ona do wszystkich i problem głodu nie zostanie zlikwidowany. To właśnie przyczynia się do szerzenia piractwa i terroryzmu. W atrakcyjnej formie przygodowego thrillera udało się zawrzeć ciekawe obserwacje i przemycić ważne pytania dotyczące problemów współczesnego świata i bezpieczeństwa na morzach i oceanach. Statki tak jak ludzie powinny wyruszać w grupach, gdyż samotne jednostki najbardziej są narażone na niebezpieczeństwa.

14 komentarze:

  1. ,, Życie nie jest koniecznością, żeglowanie - tak ''
    Pompejusz zwany Wielkim

    ,, Okręt jest jak konkret, morze to jeden wielki spam''
    Simpladero

    ,, Ale ten Himmler ma nakurwione w tej durnej pale, to już ten prawdziwy był sto razy bardziej ogarnięty ''
    Albert Einstein

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa pierwsze cytaty genialne, ale ... Einstein niczego takiego nie powiedział!

      Usuń
  2. Świetny film!
    To nie do wiary, ale oglądałem go w sali filmowej... sam. Tutaj w Stanach zupełnie go nie reklamowano (przynajmniej do mnie te reklamy nie dotarły). Wygląda na to, że aby tłumy ruszyły do kina, to wcześniej trzeba ludziskom włożyć łopatą do głowy odpowiednią "zachętę" - i to kilkadziesiąt razy pod rząd, wydając na kampanię reklamową niemal tyle, ile kosztowała produkcja samego filmu.
    Mimo to "Kapitan Philips" ma bardzo dobrą prasę, zebrał sporo znakomitych recenzji... również i mnie dość łatwo przychodzi umieścić go w puli najlepszych filmów mijającego roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam w sali kinowej, trudno uwierzyć, w dodatku na TAKIM filmie. Może Tom Hanks ma nadal taką pozycję, że producenci uwierzyli iż przyciągnie do kin tłumy widzów. Albo po prostu film trafił do internetu i każdy obejrzał go w domu :)
      Też bym chętnie go zaliczył do najlepszych filmów roku, ale jeszcze za wcześnie, bo nie oglądałem "Grawitacji" Cuarona, "Wyścigu" Howarda i paru innych, które też kandydują do miana najlepszych w mijającym roku.

      Usuń
    2. Pewnym wytłumaczeniem może być fakt, że był to seans południowy :)
      Ja zresztą robię wszystko, żeby unikać w kinie tłumów, zwłaszcza takich, które nagminnie obżerają się podczas projekcji pop-cornem (mlaskając) i opijają colą (siorbiąc).
      Poza tym, seanse wcześniejsze są tańsze, co w dobie kryzysu - i przy mojej częstości chodzenia do kina - też nie jest bez znaczenia.

      Usuń
    3. To też jest dziwne, bo gdy w Polsce bilety są tańsze ludzi jest zawsze mnóstwo. Dzień wczorajszy, 15 grudnia, reklamowany był jako "święto kina" i bilety do kin w Polsce kosztowały 11 złotych. Ja skorzystałem z tej promocji, miałem zamiar pójść na "Wyścig" ("Rush"), ale nie pasowała mi godzina, więc wybrałem się na "Hunger Games 2". Sala była pełna, a mnie trafiło się niezbyt dobre miejsce w czwartym rzędzie. Ku mojemu zdumieniu seans przebiegał spokojnie, nic go nie zakłócało, ani mlaskanie ani siorbanie ani rozmowy ani dzwonki telefonów :)

      Usuń
  3. Nekrolog
    14 listopada odszedł Peter O'Toole ( 81) - prawdziwa legenda kina. Tego irlandzkiego aktora przedstawiac nie trzeba. Pośród wielu pamiętnych kreacji, za najwspanialszą i swoją ulubioną uważam rolę szalonego reżysera Eli'ego Crossa w genialnym ,, Kaskaderze z Przypadku'' Richarda Rusha ( 1980 ).
    RIP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego "Kaskadera z przypadku" muszę koniecznie obadać, póki co Peter O'Toole pozostaje dla mnie przede wszystkim Lawrence'em z Arabii.

      Usuń
    2. ... i to ochoczo ! To niesłusznie zapomniana perła, O'Toole tu samego siebie przeszedł , miał nominację Akademii , ale i tym razem zadziałał jego słynny oscarowy niefart - inna sprawa, że konkurencja była nieludzka ( De Niro z 'Raging Bull' ) .
      W ' Nocy Generałów' Litvaka też był super.

      Usuń
  4. i kolejny :
    15 listopada umiera gwiazda starego kina, Joan Fontaine ( 96 ) , siostra Olivii de Haviland,
    Największe sukcesy odniosła w pierwszych amerykańskich filmach Hitchcocka - ,,Rebeka'' ( nominacja ) i '' Podejrzenie'' ( statuetka ) , wnosząc tym niewątpliwy wkład w szybkie ugruntowanie się pozycji angielskiego reżysera w Hollywood.
    RIP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy wokół umierają, tylko nie Manoel de Oliveira, który 11 grudnia skończył 105 lat.

      Usuń
  5. oglądaliśmy i byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Pewnie jeden z lepszych nowych filmów ostatnich miesięcy. Nie zgodzimy się z Tobą tylko w jednym punkcie: praca kamery. Pierwsza połowa filmu to jakaś masakra: kamera lata chaotycznie, przewraca się, ukazuje losowe kadry - widać w tym nie profesjonalizm ale usilne napompowanie dynamiki powietrzem. W drugiej części filmu to już nie przeszkadza, wręcz nawet się sprawdza bo dobrze koresponduje z akcją. Ale scena np. w której kapitan wchodzi na mostek a kadr faluje jak przy lądowaniu Amerykanów na Omaha Beach? Ściema.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie miałem takiego wrażenia, wydaje mi się, że w poprzednich filmach Greegrassa było gorzej pod tym względem.

      Usuń
  6. Świetny film. Naprawdę sprawnie opowiedziana historia, Tom Hanks w najwyższej formie (zwłaszcza w finale) i ten intrygujący Muse :). I ich oczy!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń