Sacco i Vanzetti

Sacco e Vanzetti (1971 / 120 minut)
reżyseria: Giuliano Montaldo 
scenariusz: Fabrizio Onofri, Giuliano Montaldo

Nicola Sacco i Bartolomeo Vanzetti to bohaterowie słynnego skandalu sądowego z lat 20. ubiegłego wieku. Aresztowano ich i oskarżono o napad rabunkowy i podwójne morderstwo, ale tak naprawdę skazano ich za bycie radykałami. Uczestniczyli w wielu demonstracjach, dążąc w ten sposób do poprawy życia robotników w kraju „mlekiem i miodem płynącym”, jak reklamowała się Ameryka. Nie bez znaczenia był także fakt, że pochodzili z Włoch. W rasistowskiej Ameryce lat 20. nie mogli liczyć na uczciwy proces. W 1977 roku, a więc już kilka lat po premierze filmu zostali zrehabilitowani, więc dowody ich niewinności były już niepodważalne. Giuliano Montaldo na podstawie autentycznych wydarzeń stworzył przejmujący portret psychologiczny dwóch radykałów, którzy wbrew własnej woli stali się sławni.

Znakomity jest scenariusz, bo mimo iż film jest przegadany (jak każdy dramat sądowy) to zupełnie nie nudzi, nie powoduje zmęczenia, ale cholernie wciąga. Nawet gdy zna się przebieg sprawy, werdykt ławy przysięgłych i ostateczny wyrok to film fascynuje sposobem przedstawienia historii i ówczesnych realiów. Wbrew tytułowi sporo jest tu wyrazistych postaci. Prawnik Moore zaciekle broni anarchistów, z przekonaniem wykłada swoje argumenty, ale chyba jednak obiera złą strategię. Działania prokuratora Katzmanna jednoznacznie sugerują, że to człowiek arogancki i przemądrzały, w dodatku rasista. Dla niego Sacco i Vanzetti są winni, ponieważ to cudzoziemcy nie akceptujący amerykańskiego sposobu rządzenia. Z kolei sędzia Thayer wykorzystuje władzę daną przez gubernatora, by skazać obu anarchistów jako przykład dla tych, którzy działają na szkodę państwa.

W maju 1971 film brał udział w canneńskim konkursie, ale przegrał z Posłańcem Josepha Loseya. Jednak nagrodą aktorską wyróżniono Riccardo Cucciollę, który z wielkim przejęciem odegrał postać szewca Nicoli Sacco, który stopniowo traci nadzieję na ocalenie. Perspektywa zostawienia żony i dziecka, które w przyszłości mogą być prześladowane jako rodzina mordercy, czyni z niego osobę zgorzkniałą, której charakter przechodzi nagle od nerwowości po prawdziwą furię. Wcale nie gorzej spisał się Gian Maria Volonté, będący wówczas prawdziwą gwiazdą włoskiego kina. Pod wąsem można zauważyć delikatny uśmiech, co jakby podkreśla że proces przeciwko nim jest farsą. Bartolomeo Vanzetti, na co dzień sprzedawca ryb, poza godzinami pracy radykał domagający się reform w państwie, długo ma nadzieję, że sprawiedliwość zwycięży, ale jego wiara powoli słabnie. Świetny jest jego monolog w sądzie, którym bardzo trafnie podsumował cały proces.

W tym filmie tak naprawdę nie ma głównych bohaterów, bo Sacco i Vanzetti pojawiają się na ekranie wcale nie częściej niż prokurator okręgowy Katzmann (Cyril Cusack), nerwowy prawnik Moore (Milo O'Shea) i sędzia Thayer (Geoffrey Keen), a w drugiej połowie na czoło wysuwa się stary adwokat Thompson (William Prince), który wraz z dziennikarzem (Claude Mann) prowadzi dodatkowe dochodzenie. Sacco i Vanzetti zostali tytułowymi bohaterami filmu dlatego że to symbole walki o słuszne ideały: wolność słowa, szacunek do człowieka, zniesienie podziałów klasowych. Toczyli oni walkę za pomocą ulotek i materiałów propagandowych, a nie bomb i pistoletów. Vanzetti mówi w sądzie, że jest wdzięczny za to, że nie umrze jako zwykły człowiek pracy, ale jako symbol. A dzięki temu, że reżyser umieścił ich obu w tytule filmu, ich nazwiska nie zostaną zapomniane także przez miłośników kina, którzy nie interesują się historią i polityką.

Kolejna sprawa, która ułatwia odbiór filmu to muzyka. Wybitny kompozytor Ennio Morricone tym razem pracował przy soundtracku z amerykańską piosenkarką folkową Joan Baez. Oboje stworzyli dwie przepiękne ballady: The Ballad of Sacco and Vanzetti i Here's to You, Nicola and Bart. Reżyser oszczędnie korzysta z ilustracji muzycznych. Gdy trwa proces dominuje dialog, gdy zapada wyrok Montaldo oddaje głos wokalistce. Żałobne utwory śpiewane smutnym głosem Joan Baez w sposób bardzo wysublimowany ukazują, co mogli odczuwać pierwszoplanowi bohaterowie tego dramatu. Te odczucia trudno wyrazić słowami, a jednak udało się je przedstawić tak przekonująco jak to tylko możliwe, w czym duża zasługa autorów scenariusza, aktorów i artystów tworzących oprawę muzyczną. Autentyzmu dodają wymowne zdjęcia - operator Silvano Ippoliti stosuje czarno-białe fotografie, by film przypominał wiarygodną, dokumentalną relację. Ale nawet sceny nakręcone na taśmie barwnej wypełnione są szarzyzną sugerującą tragizm i beznadziejność ludzkiego losu.

Sacco i Vanzetti od początku stoją na przegranej pozycji, bo nie są egoistami, myślą o tym by zapewnić poprawę warunków każdemu obywatelowi. Tym jest dla nich sprawiedliwość, ale jak przekonuje zaprezentowany w filmie proces sądowy bardzo różni się ona od amerykańskiej praworządności, która chroni tylko osoby na najwyższych szczeblach władzy. Wszelkie manifestacje, mające na celu wprowadzenie reform odbierane są jako działania terrorystyczne, służące obaleniu rządu. Najlepiej pozostać neutralnym, siedzieć w domu i nie zapisywać się do żadnych organizacji - wtedy jest duża szansa, że uniknie się kłopotów. Ale Vanzetti mówi, że gdyby narodził się na nowo, to nie zmieniłby postępowania - on wierzy, że robił słusznie. Tylko taką stanowczą postawą, nawet w obliczu śmierci, można zmienić ludzką mentalność.

Film Giuliano Montaldo to przenikający do głębi, wzruszający dramat sądowy, będący w swoim gatunku dziełem wybitnym, znacznie wybijającym się ponad sztampę i monotonię patetycznych opowieści prawniczych. Mimo iż włoska produkcja przypomina historię kompromitującą amerykańskie sądownictwo trudno ją nazwać filmem antyamerykańskim. Największym ksenofobem jest tu prokurator okręgowy o niemieckim nazwisku, który uważa siebie za prawdziwego Amerykanina i chętnie wyszedłby na ulicę z transparentem „Ameryka dla Amerykanów”. Jednak życie we Włoszech wcale nie było łatwiejsze - Nico i Bart wyemigrowali z Italii, gdyż nie widzieli w tym kraju perspektyw ani nadziei na lepsze jutro. Przekonali się jednak, że w innym kraju może być znacznie gorzej. Ten film to manifest - apel o poprawę stosunków międzyludzkich, wezwanie do działania przeciwko niesprawiedliwości, ksenofobii, nietolerancji. Dwie godziny wartościowego, ambitnego, społecznie zaangażowanego kina. Wiele czynników złożyło się na to, że ten polityczny dramat zyskał wysoką rangę artystyczną.

11 komentarze:

  1. Sprawie Sacco i Vanzettiego obszerny i bardzo ciekawy rozdział poświęcił Jurgen Thorwald w ,, Stuleciu Detektywów ''.
    Montaldo specjalizował się w takich zaangażowanych, ostro lewicujących obrazach, których kilka było w Polsce na ekranach przed laty ( także ,,S &V'' ).
    Jest także autorem nad wyraz oryginalnego telewizyjnego giallo - ,,Circuito Chiuso'' (Zamknięty Krąg ) 78' , emitowanego w TVP gdzieś w zapadłych 80-tych. Rzecz rozpoczyna się ... w kinie, gdzie właśnie leci spaghetti western. na ekranie Giuliano Gemma staje do pojedynku z Williamem Bergerem, padają strzały i ... jeden z widzów trafiony kulą.pada trupem na miejscu. Na kolejnych seansach sytuacja powtarza się. Kolejne etapy śledztwa prowadzą do nieprawdopodobnej konkluzji, że mamy do czynienia z nawiedzonym spag westem (!!!)
    No i nekrolog:
    1 lutego zmarł Maximillian Schell ( 83 ) , urodzony w Austrii aktor, pianista , a także reżyser i producent oper ( m.in. Wagnera i Beethovena), laureat Oscara. W kinie amerykańskim często obsadzany w rolach nazistów ( ,, Młode Lwy'' ,, Akta Odessy''
    ,, O Jeden Most za Daleko' ) Na zawsze zostanie zapamiętany, jego makiaweliczny hauptmann von Stransky -wirtuoz chwytów poniżej pasa z ,, Żelaznego Krzyża''.
    RIP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos Schella to pewnego czasu, niestety bezskutecznie, poszukuję filmu "End of the Game", który wyreżyserował.

      Usuń
    2. Fabuła tego giallo brzmi ciekawie, chętnie bym to obejrzał. Według niektórych źródeł Giuliano Montaldo jest twórcą pierwszego filmu z nurtu poliziottesco: "Ad ogni costo" z 1967, w którym Riccardo 'Sacco' Cucciolla wystąpił u boku Klausa Kinskiego, Janet Leigh i Edwarda G. Robinsona. Ennio Morricone stworzył do tego filmu pamiętną kompozycję, którą pewnie każdy kojarzy, nie wiedząc że pochodzi z tego filmu (http://www.youtube.com/watch?v=Q4CmDN4oV_M).

      A propos Schella - chociaż widziałem (dawno temu) "Akta Odessy" i "O jeden most za daleko" to pamiętam go głównie ze znakomitej roli w "Żelaznym krzyżu".
      "Młode lwy" i film za który zdobył Oscara, czyli "Wyrok w Norymberdze" - do nadrobienia.
      Fajną aktorką była jego siostra Maria (Gruszeńka w "Braciach Karamazow) - zmarła w 2005 roku.

      Usuń
  2. Nie słyszałem tego wcześniej - śmieszny, plażowy kawałek w klimatach Herba Alperta.
    ,,the Grand Slam'' to chyba taki bardziej heist , niż typowe polizio, podobnie, jak ,,Machine Gun McCain'', ale żadnego nie widziałem.
    Cucciola dobry był w ,, Rabid Dogs''.
    ,,Circuito Chiuso'' bym sobie z wielką chęcią odświeżył ( napisy konieczne - film ,,gadany'' i wiele istotnych rzeczy rozgrywa się w dialogach ) - niestety, pozycja z tych cięższych do zdobycia ( może Haku to ma ? ).
    @ Vindom
    Ja czytałem kiedyś opowiadanie ,, Sędzia i Jego Kat'' Durrenmatta, na podstawie którego ten film powstał, ale ni cholery nie pamiętam, o czym było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten kawałek wykorzystał Jacek Fedorowicz w swoim programie satyrycznym Dziennik Telewizyjny (leci podczas napisów końcowych) i dlatego założyłem, że osoby pamiętające lata 90. muszą znać tę kompozycję.
      Cucciolla grał też w "Glinie" Melville'a, ale zupełnie go nie pamiętam, w "Rabid Dogs" też nie zwrócił mojej uwagi, choć pewnie była to ważna rola. Ale teraz, po obejrzeniu "S & V", na pewno nie umknie mi ten aktor, nawet jeśli pojawi się w epizodzie.

      Usuń
    2. W "Rabid Dogs" grał kierowcę czy jednego z bandytów?

      Usuń
  3. W ,,Rabid Dogs'' grał kierowcę porwanego samochodu. Z fejsa, to on taki raczej mało wyrazisty.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Grand Slam" zajmowałem się na blogu i to był typowy "heist".

    OdpowiedzUsuń
  5. Przywitała mnie z rana tragiczna wiadomość. 2 lutego zmarł Philip Seymour Hoffman. Miał 46 lat i przed sobą jeszcze wiele ról. Ostatnio widziałem go w "Igrzyskach śmierci 2", gdzie wszystko wskazywało na to, że w kolejnych częściach miał być jedną z ważniejszych postaci. Domyślam się jednak, że nie zdążył dokończyć tej roli.
    R.I.P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podobno ostro przedawkował... Przynajmniej on umarł na własne życzenie, coraz rzadsza to przypadłość w dzisiejszych, pokancerowanych czasach...

      Usuń
  6. Ostry ,,strzał'' musiał byc. Strata ogromna, jego kariera pięknie się rozwijała. Muszę wreszcie obejrzec ,, Mistrza'', którego ciągle odkładam na póżniej.
    RIP

    OdpowiedzUsuń