Trema. Zapomniany klasyk Hitchcocka

Stage Fright (1950 / 110 minut)
reżyseria: Alfred Hitchcock
scenariusz: Whitfield Cook na podst. powieści Selwyna Jepsona i adaptacji Almy Reville

Po zrealizowaniu serii amerykańskich filmów z lat 40. Alfred Hitchcock powrócił na krótko do ojczystej Anglii, by spreparować dwie, dziś już niezbyt znane, produkcje: barwny melodramat Pod znakiem Koziorożca (1949) z Ingrid Bergman i czarno-biały kryminał Trema (1950) z Marleną Dietrich. Powrót do Anglii nie przyniósł Hitchowi wielkich profitów, ale niektóre „porażki” bywają ciekawsze od sukcesów. I tak też jest w przypadku Tremy. Podejrzewany o dokonanie morderstwa mężczyzna ukrywa się przed policją. W aferę wplątał się przez znajomość z gwiazdą sceny muzycznej, Charlotte Inwood. Może liczyć na pomoc przyjaciółki, aspirującej aktorki o imieniu Ewa. Aby ocalić niewinnego człowieka Ewa zatrudnia się u Charlotte w charakterze pokojówki. Liczy że w ten sposób zdobędzie dowody jej winy, przy okazji udowadniając że jej znajomy jest niewinny.
 
Dla Ewy jest to doskonała lekcja aktorstwa, przygotowująca do zawodu. Zżera ją strach, ale nie jest to typowa sceniczna trema, jaką aktor odczuwa przed widownią. To autentyczny strach, bo jeśli Charlotte okaże się winną zbrodni to Ewie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Reżyser umiejętnie zwodzi widza, osłabia jego czujność, stosuje humor, aby rozładować napięcie. Humor jest typowo angielski, w końcu nie przypadkiem zatrudniono tu znanego brytyjskiego komika Alastaira Sima. Wcielił się on w postać komandora, który okazuje się bystrym obserwatorem, wyrozumiałym ojcem i komicznym cwaniakiem (zabawna scena strzelania do kaczek). Łącząc kryminał z melodramatem Hitchcock wnikliwie ukazał obłudne społeczeństwo, budując napięcie za pomocą kilku interesujących motywów (suknia poplamiona krwią, lawirowanie między prawdą i kłamstwem, teatr jako metafora pełnych sztuczności i fałszu relacji międzyludzkich).

Rok 1950 to czas wielkich filmów o wielkich aktorkach. Gloria Swanson zagrała wtedy rolę zapomnianej gwiazdy w Bulwarze Zachodzącego Słońca, a Bette Davis odegrała postać starej aktorki teatralnej we Wszystko o Ewie. Po drugiej stronie oceanu powstał natomiast skromniejszy film wykorzystujący podobne motywy. Tak jak u Mankiewicza, Trema opowiada o początkującej aktorce, która dziwnym zbiegiem okoliczności również nazywa się Ewa. Pracuje ona u wielkiej damy teatru, jako garderobiana, aby zbliżyć się do prawdy i wyjaśnić zagadkę zbrodni. W przeciwieństwie do wymienionych amerykańskich dramatów brytyjski kryminał Hitchcocka nie jest ostrą satyrą na Hollywood. Jednak reżyser bardzo sprawnie eksploruje ludzką dwulicowość, obecną w każdym zakątku globu. Są tu ukochane przez Mistrza tematy, ale nie zabrakło też narracyjnych eksperymentów, które złożyły się na zręcznie budowany suspens.

Mimo iż Trema przeszła bez echa jest kolejnym dowodem na inscenizacyjne mistrzostwo Alfreda Hitchcocka. Są tu sceny, które dobitnie świadczą o dużym poczuciu humoru reżysera, który zawsze stara się zachować dystans do opowiadanej historii. Subtelnym humorem zaznacza, że wydarzeń przedstawionych na ekranie nie należy brać serio, bo to tylko film. Pomysły stosowane przez Hitchcocka to źródło inspiracji, a także doskonała lekcja narracji filmowej i kreowania napięcia za pomocą skromnych środków. Pełne szarości fotografie nie wskazują abyśmy mieli do czynienia z lekką i łatwą rozrywką, a nieskazitelnie ładna protagonistka niemal bez przerwy jest skoncentrowana i poważna. To typ intelektualistki pozbawionej poczucia humoru, samodzielnej, ale zawsze chętnej do pomocy, godnej zaufania.

Nagrodzona Medalem Wolności za zasługi w czasie wojny Marlena Dietrich w latach powojennych nie była już tak popularną gwiazdą jak dawniej. W Stage Fright zagrała postać w typie femme fatale - kobiety oziębłej, wyrachowanej, traktującej wszystkich z góry. Hitch nie potrafił jednak tak nią pokierować, aby stworzyła kreację na miarę wspomnianej Bette Davis albo Glorii Swanson. Udaje wielką damę, ale robi to bez wdzięku i wyczucia, cytując tekst w sposób syntetyczny, nienaturalny. Lepiej wypadła na ekranie Jane Wyman, laureatka Oscara za rolę głuchoniemej ofiary gwałtu w Johnnym Belindzie (1948). To graną przez nią bohaterkę dopada tytułowa trema i faktycznie wygląda na przestraszoną, niepewną, nieśmiałą dziewczynę, która nie ma zadatków na dobrą aktorkę (policjant mówi do niej, że „odegrała amatorszczyznę”).

[W tej części tekstu występują spoilery, więc kto nie oglądał powinien przejść do następnego akapitu.] Nowatorskie w Tremie jest użycie retrospekcji. Ten narracyjny chwyt, chętnie wykorzystywany w filmach z lat 40, reżyser wykorzystał po to, aby oszukać widzów. Tak jak w Rashomonie Kurosawy (z tego samego roku) retrospekcja nie oznacza faktycznego przebiegu zdarzeń, ale „subiektywną prawdę”. Osoba, która opowiada, co się jej zdarzyło, ma prawo zmyślać, przeinaczać fakty, kłamać. Już od dawna było wiadomo, że film nie jest rekonstrukcją rzeczywistości, ale retrospekcja zawsze służyła do informowania, wyjaśniania zdarzeń, nie zaś do oszukiwania, wprowadzania widza w błąd. Hitchcock i Kurosawa zakpili sobie z oczekiwań publiczności. Wykorzystując gatunkowe klisze stworzyli w 1950 roku dzieła eksperymentalne, będące inspiracją dla przyszłych pokoleń reżyserów. Rashomon zdobył uznanie na całym świecie, o Tremie zaś mało kto już dziś pamięta. [Koniec spoilerów]

Istnieje spora grupa arcydzieł, które każdy szanujący się kinoman powinien znać. Stage Fright do nich nie należy i jeśli ktoś chce poznać najlepsze dzieła Hitchcocka to powinien zacząć od innych filmów. Dużym błędem jest jednak lekceważenie tego obrazu, bo to naprawdę świetna, trzymająca w niepewności crime story z sympatyczną bohaterką na pierwszym planie. Akcja filmu rozgrywa się w Londynie i możemy zobaczyć wnętrza prestiżowej uczelni teatralnej Royal Academy of Dramatic Art. Ta sceneria stanowi doskonałe tło dla opowieści o aktorstwie i przywdziewaniu masek. Mistrz przekonuje, że kłamać można także w dobrej wierze - nie każdy kto udaje jest godny potępienia. No i nie każdy film zaliczany do słabszych okazuje się rzeczywiście słaby. Przez kolejne 20 lat Hitchcock pracował wyłącznie w Hollywood, gdzie czuł się bardziej komfortowo. Do Londynu powrócił tylko w trakcie realizacji Człowieka, który wiedział za dużo (1956), ale jego kolejny autentycznie brytyjski film powstał dopiero w latach 70. (Frenzy).

2 komentarze:

  1. oglądałem chyba ze dwa lata temu, o czym przypomniałem sobie już w trakcie Twojej recenzji, bo tytuł mi zupełnie umknął z pamięci. Ale wspomnienia mam pozytywne, mimo wszystko uważam, że to "twardy" Hitchcock. Może nie najlepszy, ale dość twardy by pozytywnie połamać sobie na nim zęby ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nekrolog
    12 marca zmarła czeska reżyserka Vera Chytilova ( 85 ), ważna postac dla ambitnego nurtu,.kina małego realizmu' ' lat 60-tych, ( Stokrotki 66' )
    RIP

    OdpowiedzUsuń