Przeżyliśmy wojnę

The Manchurian Candidate (1962 / 126 minut)
reżyseria: John Frankenheimer
scenariusz: George Axelrod na podst. powieści Richarda Condona

Początek lat 60. to przełomowy etap w karierze Johna Frankenheimera, który z realizacji telewizyjnych przerzucił się na niekonwencjonalne filmy kinowe. W samym roku 1962, między kwietniem a październikiem, miały premierę trzy jego dramaty filmowe: Wszystkie mu ulegają z Warrenem Beattym, Ptasznik z Alcatraz z Burtem Lancasterem i Przeżyliśmy wojnę z Frankiem Sinatrą. Ten ostatni to paranoiczny thriller o zabarwieniu satyrycznym, wykorzystujący lęk przed komunistyczną działalnością. Reżyser pokazuje przy okazji, jak wiele nauczył się pracując w telewizji. Energiczny montaż, duże zbliżenia, żywa praca kamery to zabiegi typowe dla tego właśnie medium. Ale nie tylko strona formalna wyróżnia się pozytywnie. Intryga, aktorstwo i suspens również decydują o wysokiej klasie filmu.

Mandżurski kandydat, jak można przetłumaczyć dosłownie oryginalny tytuł, rozpoczyna się od fragmentu z wojny koreańskiej. Niewielki oddział amerykańskich żołnierzy wpada w misternie zastawioną pułapkę. Niektórym z nich udaje się bezpiecznie i w chwale powrócić do domów, ale ich pamięć jest dziurawa, jakby ktoś wymazał kilka fragmentów z ich życia. Koszmarne sny, powracające w każdą noc, są bardzo niepokojące, bo mogą być wspomnieniami, ale wydają się zbyt niejasne i nierzeczywiste by mogły być prawdziwe. Major Bennett Marco to jeden z tych żołnierzy dręczonych koszmarami, który próbuje dociec, czy jego dziwne sny mają źródło w rzeczywistości. Drugi bohater wojenny, Raymond Shaw, został odznaczony Medalem Honoru, chociaż jego odwaga stoi pod znakiem zapytania. Jego kumple zapewniają, że jest najwspanialszym człowiekiem, jakiego znają, ale mówią to w tak nienaturalny sposób, jakby wyuczyli się tego na pamięć zamiast mówić z głębi serca.

Oprócz tematu wojny i powojennej traumy spore miejsce w tej produkcji zajmuje polityka. Wyborcze kampanie i debaty, perfidne oskarżenia o komunizm i rzucanie kłód pod nogi politycznym przeciwnikom - te rozgrywki na szczytach władzy zostały zaprezentowane w tak nietypowy i prześmiewczy sposób, że trudno doszukać się nudy, patosu czy choćby zbędnego bełkotu. James Gregory jako senator Iselin i Angela Lansbury w roli jego wyrachowanej żony to duet, który świetnie się uzupełnia. On pragnie władzy, ona może mu to umożliwić. Jest kombinatorką zdolną do każdej podłości i nie zawaha się użyć własnego syna jako narzędzia zbrodni. Angela Lansbury stworzyła tu wybitną kreację, być może najlepszą w swojej karierze, otrzymała za nią Złoty Glob i nominację do Oscara. Meryl Streep, która zagrała tę samą rolę w remake'u Jonathana Demme'a nie wypadła wcale lepiej, choć też była to bardzo udana kreacja.


Gwiazdami pierwszego planu są Frank Sinatra (Bennett Marco) i Laurence Harvey (Raymond Shaw), którzy wykreowali postacie niemal symboliczne, naznaczone traumą, udręczone i nieszczęśliwe. Nie są to typowi amerykańscy bohaterowie, którzy dzielnie walczyli z komunizmem. Walka toczy się głównie w ich umysłach i skazana jest na porażkę, bo tych najbardziej traumatycznych wspomnień nie można całkowicie wymazać z pamięci. Dzięki dobrym wykonawcom dostajemy pełnowartościowy produkt, który budzi zainteresowanie. Opromieniona sukcesem Psychozy Janet Leigh otrzymała zbyt małą rolę, ale trudno zapomnieć jej występ. Scena, w której grana przez nią Rosie rozmawia z majorem Marco jest tak dziwnie napisana, że gdybym ją obejrzał osobno to doszedłbym do wniosku, że ktoś tu odwalił fuszerkę. Jednak oglądając całość trudno mieć zastrzeżenia do jakiejkolwiek sceny, bo każda jest ważną częścią niezwykłego spektaklu. Na uwagę zasługuje jeszcze Henry Silva wcielający się w postać koreańskiego tłumacza Chunjina. Miał to szczęście, że zagrał w najbardziej energicznej scenie filmu. Pojedynek między nim a Frankiem Sinatrą zawiera elementy wschodnich sztuk walki, co w amerykańskiej produkcji lat 60. mogło się wydawać dość niezwykłe.

Przeżyliśmy wojnę to udany eksperyment formalny, ale też mistrzowski thriller o mocnej treści, pełnej dramatyzmu intrydze i ciekawej teorii spiskowej. Jest to produkcja komercyjna, ale zrealizowana w tak nowatorski sposób, że krytycy dopatrywali się w niej wpływów francuskiej Nowej Fali. Co jednak najbardziej istotne to, że ten czarno-biały obraz, mimo iż osadzony w konkretnej rzeczywistości, potrafi zaciekawić współczesnego odbiorcę. Z minuty na minutę wzrasta napięcie i dramaturgia wraz z atmosferą paranoi i zagrożenia. No i ten finał - kapitalnie zmontowana, pełna dynamiki i suspensu kulminacja z cudowną woltą fabularną. Wszystkie atuty produkcji, wraz z doborową stawką aktorską, przyczyniły się do tego, że John Frankenheimer nie był w stanie powtórzyć tego sukcesu. I choć kręcił od czasu do czasu bardzo dobre filmy to najwspanialszym jego dziełem pozostał antykomunistyczny dreszczowiec o weteranach wojny koreańskiej, którzy tylko pozornie przeżyli wojnę. Tak naprawdę byli już martwi w momencie, gdy stanęli na obcej, zroszonej krwią ziemi.

11 komentarze:

  1. Dla mnie bez dwóch zdań najlepszym filmem Frankenheimera są ,, Twarze na Sprzedarz'' 66' ( Seconds ) , które gorąco polecam, jeśli nie widzaialeś , paranoidalnej wiwisekcji ciąg dalszy .
    Ale ,, Mandżurski...'' to też niesamowita rzecz, wariactwo kompletne. Film ma wprawdzie parę niedociągnięc, środkowe partie są momentami zaśmiecone , akcję stopują jakieś nieistotne , a przeciągnięte scenki bez sensu ( wspomniana pogawędka Sinatry i Leigh ,,na papierosie '' w pociągu , cały z resztą jej wątek jest tu nie wiem po kiego ciula ) Ale minusy nie przesłaniają plusów : scena prania mózgów amerykańskim jeńcom to odlot totalny, finał super git ( prawdziwy pokaz warsztatowej biegłości ) , wybitna, wstrząsająca rola Laurence'a Harveya ...
    Silva nie gra ,,tłumacza'', tylko operacyjnego agenta koreańskiego wywiadu wojskowego.
    Jego wątek jest bez kurwa sensu urwany i dla tego scena fighterska sprawia wrażenie czegoś ni z gruchy ni z pietruchy w kontekście całej story. Ale jest przezajebista i to wystarcza. Do tego prekursorska. Już wiemy, skąd w ,, Różowych Panterach'' wziął się wątek Kato, który atakuje znienacka inspektora Clouseau, który ma się mie dac zaskoczyc :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Silva gra tłumacza, przecież gdy szuka pracy u Shawa ten mu mówi: "My nie potrzebujemy tłumacza, wszyscy mówimy tym samym językiem". Ale to oczywiście nie wyklucza, że może być agentem koreańskiego wywiadu.
    Lubię Janet Leigh i jak dla mnie mogłoby być więcej takich "bezsensownych" scen z jej udziałem :D
    Postać Kato z "Różowej pantery" jest ponoć inspirowana postacią Kato z komiksu "Zielony szerszeń".
    "Twarze na sprzedaż" - wpisuję na listę "do rychłego nadrobienia".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej listy możesz ewentualnie dopisać "Siedem dni w maju". Razem z "Przeżyliśmy wojnę" i "Twarzami" tworzą bardzo fajną trylogię.

      Usuń
  3. Silva pojawia się już w pierwszej scenie - przecież to on ściąga Jankesów z zasadzkę. Potem widzimy go podczas prania mózgów w mundurze koreańskim . Z niego taki tłumacz , jak ze mnie minister finansów - jakoś go musieli w USA zainstalowac.

    OdpowiedzUsuń
  4. To w takim razie szkoda, że nie wykorzystali w pełni potencjału tej postaci. I to jest chyba najpoważniejsza wada filmu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Możliwe że jego rola została okrojona w trakcie montażu. Bo w czołówce jego nazwisko pojawia się przed Jamesem Gregorym, a to ten drugi miał bardziej wyrazistą rolę.

    OdpowiedzUsuń
  6. No rola się urywa po chamsku. To mnie wkurwiło do łez. Z jakimiś jeżami, to se tak od biedy można, ale nie z takim gościem, jak Silva. Dlatego musiał wyjechac do Europy, gdzie Di Leo I Lenzi, a wcześniej trochę też Lizzani, się na nim poznali. Szkoda, że nie trafił na swojego Leone, jak Van Cleef.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć.
    Przepraszam za offtop, ale może Wy będziecie wiedzieć. W księdze gości na westerny.blog.pl gość o imieniu "Imię Wes" prosi o pomoc w ustaleniu tytułu Westernu z dzieciństwa. Jego pytanie jest we wpisie z datą 18.05.2014r. - ale trochę wyżej niż ostatnie wpisy (przypadkowo wpisał się pod czyimś wpisem).
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałem ten wpis, ale nie mam bladego pojęcia, co ta za film.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też niestety nie wiem, o jaki western chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mi się wydaje, że to to (ale nie na 100%):

    http://www.youtube.com/watch?v=0vXtVeoYmxY
    http://www.youtube.com/watch?v=HJIF7tQ27AU
    http://www.youtube.com/watch?v=X0W8xd-wUZo

    reż. Franco Giraldi, jego debiut, wcześniej asystował Leone przy Per un pugno di dollari.

    OdpowiedzUsuń