reżyseria: Francis Ford Coppola
scenariusz: John Milius, Francis Ford Coppola, Michael Herr (narracja) na motywach powieści Josepha Conrada Heart of Darkness
W połowie lat 70. Francis Ford Coppola uważany był za geniusza. Udowodnił, że potrafi nakręcić zarówno film dla masowego odbiorcy jak i dla wymagającego krytyka. Spadł na niego deszcz nagród, w tym Oscary za dwie części Ojca chrzestnego i Złota Palma za Rozmowę. Chcieli z nim współpracować najlepsi aktorzy, a wytwórnie filmowe chciały mieć udział w kolejnym przedsięwzięciu artysty. Dzięki pomocy Johna Miliusa trafił w ręce Coppoli świetny scenariusz, więc proces realizacji miał być łatwizną dla takiego fachowca, który w wieku 35 lat dorobił się trzech bezdyskusyjnych arcydzieł. Ale realizacja Czasu Apokalipsy w filipińskich plenerach okazała się tak bardzo uciążliwa, że sama stała się świetnym materiałem na filmowy dramat o przetrwaniu w ekstremalnych warunkach.
Już pod koniec lat 60. Milius i Coppola zamierzali zrealizować film wojenny o Wietnamie, będący luźną adaptacją Jądra ciemności Josepha Conrada. Coppola, wzorem swojego mentora, Rogera Cormana (dla którego nakręcił Dementię 13) zamierzał zostać producentem filmu, a na reżyserskim stołku widział stawiającego pierwsze kroki w zawodzie George'a Lucasa. Gdy Warner Bros. wycofał się z projektu scenariusz odłożono na półkę, a młodzi filmowcy zajęli się innymi projektami. W 1969 Coppola założył studio filmowe American Zoetrope i szukał dobrego materiału na hit kasowy, by zdobyte pieniądze przeznaczyć na wymarzony projekt. W 1976 rozpoczęły się zdjęcia, które miały trwać 12 tygodni, ale przedłużyły się aż do 15 miesięcy (postprodukcja trwała dodatkowe dwa lata).
Ta eskapada do dżungli była też filmowana przez Eleanor Coppolę, żonę reżysera. Jej zdjęcia zostały włączone do filmu dokumentalnego Serca ciemności. Apokalipsa filmowca (1991). Przyroda na Filipinach płatała figle zagranicznym filmowcom, tajfun zniszczył większość dekoracji, zaś aktorzy okropnie męczyli się w tropikalnych warunkach. Odtwórca głównej roli, Harvey Keitel, został zwolniony po sześciu tygodniach, a jego następca Martin Sheen nie wytrzymał presji i dostał ataku serca (oszalały reżyser mówił wtedy: „Marty umrze kiedy ja mu na to pozwolę”, więc aktor musiał wrócić do pracy). Natomiast Marlon Brando przybył na plan zupełnie nieprzygotowany i tak gruby, że nie mieścił się w mundur. Oprócz tego zażądał za krótki występ aż trzech milionów dolarów (kierował się zasadą: „najwięcej kasy za najmniejszą robotę” i np. za epizod w Supermanie otrzymał 7 mln). Budżet Czasu Apokalipsy zwiększył się z 12 do 30 milionów (dla porównania Ojciec chrzestny kosztował 6 mln).
Cierpliwość reżysera została wystawiona na ciężką próbę, ale ostatecznie odniósł triumf. Przekonał się, że praca w bólu i cierpieniu, pokonywanie za wszelką cenę gigantycznych trudności może przynieść dobre efekty. Na festiwal w Cannes w 1979 film nie był jeszcze ukończony, mimo to reżyser pełen wiary w swoją autorską wizję pokazał swoje dzieło festiwalowej publiczności... i zdobył główną nagrodę (ex aequo z Blaszanym bębenkiem Schlöndorffa, który według mnie jest filmem beznadziejnym). Ostateczna wersja wypuszczona do kin również okazała się wyjątkowym spektaklem i przyniosła spore dochody, mimo iż nie była to patriotyczna produkcja pod gusta amerykańskiej publiczności (bo to nie tylko film antywojenny, ale też antyamerykański).
Film przegrał rywalizację oscarową ze Sprawą Kramerów Roberta Bentona, ale i tak uznano go za arcydzieło światowego kina. Reżyser jednak uważał że do rangi arcydzieła sporo brakuje, więc po 20 latach od premiery przemontował film i dodał 40 minut, które wcześniej z żalem usunął, myśląc że osłabiają dramaturgię utworu. Czy Redux (Powrót do przeszłości) jest lepszym filmem? Sam Coppola uważa, że tak. Ja oglądałem tylko rozszerzoną wersję i kilka scen było dla mnie zupełnie niepotrzebnych lub za bardzo rozwleczonych, np. wątek z króliczkami playboya albo sceny na francuskiej plantacji, w których wystąpiła francuska aktorka Aurore Clément. Nic one nie wnoszą do historii, niezwiązane są z głównym tematem, czyli poszukiwaniem pułkownika Kurtza. Dłużyzny, które z pewnością występowały też w pierwotnej dwuipółgodzinnej wersji, nie pozwalają mi zaliczyć filmu do ulubionych. Wyżej oceniam wcześniejsze dokonania reżysera i mam tu na myśli nie tylko Ojca chrzestnego i jego sequel, ale też Rozmowę, która mimo pozornej nudy jest wciągającym thrillerem.
Czas Apokalipsy to film ważny z wielu powodów. Przede wszystkim to drugi po Łowcy jeleni ambitny dramat, który na przykładzie wojny w Wietnamie ostrzega młodych ludzi przed zaciąganiem się do wojska. Bo armia nikogo nie nauczy bohaterstwa i nie uodporni człowieka na stres, ale zniszczy psychikę i ujawni zło tkwiące w każdym z nas. Nie jest to typowe kino wojenne, ale raczej surrealistyczny sen żołnierza, w którym ów żołnierz podróżując w górę rzeki płynie prosto do bram piekieł. Wojna pokazana została bardzo chaotycznie (bez dbałości o realizm i wierność faktom historycznym), a postacie zachowują się nonsensownie, jak pensjonariusze zakładu dla obłąkanych.
Poprzez takie ryzykowne zabiegi reżyser chciał powiedzieć, że tak naprawdę nie jest to film o Wietnamie, ale uniwersalna opowieść o destrukcyjnym wpływie wojny na każdego człowieka biorącego w niej udział. Każda wojenna kampania zmusza żołnierzy do zabijania, a tym samym prowadzi do utraty człowieczeństwa i nasilenia się przemocy. Pokazanie amerykańskich oficerów jako szaleńców i okrutników to główny powód, dla którego Pentagon odmówił pomocy w realizacji filmu. Odpowiedni sprzęt wojskowy (w tym np. śmigłowce) Coppola zdobył od filipińskich władz, które prowadziły wówczas wojnę domową (helikoptery czasem znikały z planu i wykorzystywano je do ataków na oddziały partyzantów).
Przy okazji warto wspomnieć, że filmy, w których amerykańscy żołnierze pokazywani są jako wzór cnót i bohaterstwa, a wojna jako prawdziwa męska przygoda, to w większości filmy korzystające z pomocy amerykańskich sił zbrojnych. Coppola, zagorzały pacyfista, nie zamierzał gloryfikować swojego kraju, którego polityka opiera się na militaryzmie. Departament Obrony USA skreślił jego film już za scenariusz, w którym kluczową postacią jest nieobliczalny i okrutny amerykański oficer, pułkownik Walter Kurtz. Dlatego Coppola stracił dostęp do amerykańskich baz wojskowych i nowoczesnego sprzętu. Filmy Pearl Harbor i Helikopter w ogniu, a także klasyczne dzieła militarne Najdłuższy dzień i Tora! Tora! Tora!, dzięki współpracy z Pentagonem, zachwycają stroną techniczną i rzetelnością historyczną, na czym ucierpiała wiarygodność psychologiczna. Odwrotnie jest z filmami Czas Apokalipsy i Pluton, którym amerykańskie siły zbrojne odmówiły pomocy.
Ciekawa jest w filmie strona metaforyczna. Podobnie jak w Lawrensie z Arabii (1962) scenarzyści stworzyli alegorię z motywu podróży. Wyprawa w górę rzeki jest równie męcząca co podróż przez wielką pustynię. Główny bohater, kapitan Benjamin Willard, studiuje informacje na temat pułkownika Kurtza i próbuje pojąć, dlaczego ten zaprawiony w bojach dowódca popadł w szaleństwo. Niełatwo mu zrozumieć, po co armia chce zlikwidować pułkownika. Popełnił wprawdzie wiele zbrodni, ale przecież „oskarżanie kogoś o morderstwo na wojnie to tak jak wlepianie mandatów za prędkość na wyścigach”. Ale nie tylko Kurtz okazuje się szaleńcem, bo i pułkownik kawalerii powietrznej Bill Kilgore zdradza wyraźne odchyłki od normy. Bombarduje wietnamską wioskę, by jego ludzie mogli poserfować na deskach. Ciężko uwierzyć, aby takie sytuacje faktycznie miały miejsce, jednak zamysł Coppoli jest jasny. To miała być krytyczna w wymowie i metaforyczna w treści wojenna antyutopia o podróży do serca ciemności, gdzie człowiek odkrywa swoje drugie „ja”.
Francis Ford Coppola zdobył renomę filmowca, który potrafi pracować z aktorami, zarówno tymi o gwiazdorskiej pozycji jak i stawiającymi pierwsze kroki w branży filmowej. Jednak w Czasie Apokalipsy nie ma tak wielu świetnych ról co w Ojcu chrzestnym. Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim Robert Duvall w roli stukniętego pułkownika Kilgore'a, który uwielbia zapach napalmu o poranku (Duvall zagrał we wszystkich filmach Coppoli z lat 1969-79). Drugą najlepiej zagraną postacią jest naćpany fotoreporter odgrywany przez Dennisa Hoppera. Aktor tak się wczuł w rolę, że cały czas znajdował się w stanie narkotycznego odurzenia. Zapominał kwestie i musiał improwizować.
Marlon Brando należał do tych aktorów, o których mówi się, że wystarczy jak kiwną palcem i już zagarniają cały film dla siebie. Rola Kurtza nie wymagała wielkiego wysiłku, ale nie można zaprzeczyć że ten kapryśny gwiazdor wart był swojej ceny. Natomiast znany z Badlands (1973) Martin Sheen nie był zbyt dobrym wyborem do głównej roli. Postać kapitana Willarda okazała się ponad jego siły. Wydaje się przytłamszony, znużony i wyczerpany jeszcze zanim wyruszy w mozolną podróż kutrem patrolowym. W epizodycznej roli pułkownika Lucasa wystąpił Harrison Ford, który zastąpił Jamesa Caana żądającego gwiazdorskiej gaży. Ford dopiero w kolejnej dekadzie stał się pierwszoplanową postacią Hollywood.
Ten rozrachunkowy epos wietnamski wiele mówi o podatnej na zło naturze ludzkiej, ale też o prowadzeniu wojny w sposób bezpardonowy (taktyka „spalonej ziemi”, czyli użycie napalmu). W filmie można dostrzec motyw manipulacji, jakiej poddawano społeczeństwo sprzedając nieprawdziwe informacje z pól bitewnych (kluczowa jest tu scena, w której Kurtz czyta Willardowi fragmenty z amerykańskiej prasy). Na wyróżnienie zasługuje Vittorio Storaro odpowiedzialny za zdjęcia. W tych odrealnionych, nasyconych fotografiach czuje się grozę wojny. Film wygląda dzięki temu jak reportaż prosto z piekła. Niewiele tu scen batalistycznych, ale nie one decydują o rzeczywistej wartości filmu. Czas Apokalipsy, obojętnie czy w oryginalnej czy w rozbudowanej wersji, należy do kanonu lektur obowiązkowych dla każdego szanującego się kinomana. Nie jest to film wyłącznie dla fanów kina wojennego, gdyż są w nim także elementy dżunglowego survivalu, psychologicznego dramatu, apokaliptycznego horroru i filozoficznej paraboli. Dzieło Coppoli otwarcie krytykuje amerykański militaryzm, odsłania mroczną stronę patriotyzmu i internacjonalizmu oraz brutalnie obnaża kłamstwa jakimi karmi się obywateli.
Ta eskapada do dżungli była też filmowana przez Eleanor Coppolę, żonę reżysera. Jej zdjęcia zostały włączone do filmu dokumentalnego Serca ciemności. Apokalipsa filmowca (1991). Przyroda na Filipinach płatała figle zagranicznym filmowcom, tajfun zniszczył większość dekoracji, zaś aktorzy okropnie męczyli się w tropikalnych warunkach. Odtwórca głównej roli, Harvey Keitel, został zwolniony po sześciu tygodniach, a jego następca Martin Sheen nie wytrzymał presji i dostał ataku serca (oszalały reżyser mówił wtedy: „Marty umrze kiedy ja mu na to pozwolę”, więc aktor musiał wrócić do pracy). Natomiast Marlon Brando przybył na plan zupełnie nieprzygotowany i tak gruby, że nie mieścił się w mundur. Oprócz tego zażądał za krótki występ aż trzech milionów dolarów (kierował się zasadą: „najwięcej kasy za najmniejszą robotę” i np. za epizod w Supermanie otrzymał 7 mln). Budżet Czasu Apokalipsy zwiększył się z 12 do 30 milionów (dla porównania Ojciec chrzestny kosztował 6 mln).
Cierpliwość reżysera została wystawiona na ciężką próbę, ale ostatecznie odniósł triumf. Przekonał się, że praca w bólu i cierpieniu, pokonywanie za wszelką cenę gigantycznych trudności może przynieść dobre efekty. Na festiwal w Cannes w 1979 film nie był jeszcze ukończony, mimo to reżyser pełen wiary w swoją autorską wizję pokazał swoje dzieło festiwalowej publiczności... i zdobył główną nagrodę (ex aequo z Blaszanym bębenkiem Schlöndorffa, który według mnie jest filmem beznadziejnym). Ostateczna wersja wypuszczona do kin również okazała się wyjątkowym spektaklem i przyniosła spore dochody, mimo iż nie była to patriotyczna produkcja pod gusta amerykańskiej publiczności (bo to nie tylko film antywojenny, ale też antyamerykański).
Film przegrał rywalizację oscarową ze Sprawą Kramerów Roberta Bentona, ale i tak uznano go za arcydzieło światowego kina. Reżyser jednak uważał że do rangi arcydzieła sporo brakuje, więc po 20 latach od premiery przemontował film i dodał 40 minut, które wcześniej z żalem usunął, myśląc że osłabiają dramaturgię utworu. Czy Redux (Powrót do przeszłości) jest lepszym filmem? Sam Coppola uważa, że tak. Ja oglądałem tylko rozszerzoną wersję i kilka scen było dla mnie zupełnie niepotrzebnych lub za bardzo rozwleczonych, np. wątek z króliczkami playboya albo sceny na francuskiej plantacji, w których wystąpiła francuska aktorka Aurore Clément. Nic one nie wnoszą do historii, niezwiązane są z głównym tematem, czyli poszukiwaniem pułkownika Kurtza. Dłużyzny, które z pewnością występowały też w pierwotnej dwuipółgodzinnej wersji, nie pozwalają mi zaliczyć filmu do ulubionych. Wyżej oceniam wcześniejsze dokonania reżysera i mam tu na myśli nie tylko Ojca chrzestnego i jego sequel, ale też Rozmowę, która mimo pozornej nudy jest wciągającym thrillerem.
Czas Apokalipsy to film ważny z wielu powodów. Przede wszystkim to drugi po Łowcy jeleni ambitny dramat, który na przykładzie wojny w Wietnamie ostrzega młodych ludzi przed zaciąganiem się do wojska. Bo armia nikogo nie nauczy bohaterstwa i nie uodporni człowieka na stres, ale zniszczy psychikę i ujawni zło tkwiące w każdym z nas. Nie jest to typowe kino wojenne, ale raczej surrealistyczny sen żołnierza, w którym ów żołnierz podróżując w górę rzeki płynie prosto do bram piekieł. Wojna pokazana została bardzo chaotycznie (bez dbałości o realizm i wierność faktom historycznym), a postacie zachowują się nonsensownie, jak pensjonariusze zakładu dla obłąkanych.
Poprzez takie ryzykowne zabiegi reżyser chciał powiedzieć, że tak naprawdę nie jest to film o Wietnamie, ale uniwersalna opowieść o destrukcyjnym wpływie wojny na każdego człowieka biorącego w niej udział. Każda wojenna kampania zmusza żołnierzy do zabijania, a tym samym prowadzi do utraty człowieczeństwa i nasilenia się przemocy. Pokazanie amerykańskich oficerów jako szaleńców i okrutników to główny powód, dla którego Pentagon odmówił pomocy w realizacji filmu. Odpowiedni sprzęt wojskowy (w tym np. śmigłowce) Coppola zdobył od filipińskich władz, które prowadziły wówczas wojnę domową (helikoptery czasem znikały z planu i wykorzystywano je do ataków na oddziały partyzantów).
Przy okazji warto wspomnieć, że filmy, w których amerykańscy żołnierze pokazywani są jako wzór cnót i bohaterstwa, a wojna jako prawdziwa męska przygoda, to w większości filmy korzystające z pomocy amerykańskich sił zbrojnych. Coppola, zagorzały pacyfista, nie zamierzał gloryfikować swojego kraju, którego polityka opiera się na militaryzmie. Departament Obrony USA skreślił jego film już za scenariusz, w którym kluczową postacią jest nieobliczalny i okrutny amerykański oficer, pułkownik Walter Kurtz. Dlatego Coppola stracił dostęp do amerykańskich baz wojskowych i nowoczesnego sprzętu. Filmy Pearl Harbor i Helikopter w ogniu, a także klasyczne dzieła militarne Najdłuższy dzień i Tora! Tora! Tora!, dzięki współpracy z Pentagonem, zachwycają stroną techniczną i rzetelnością historyczną, na czym ucierpiała wiarygodność psychologiczna. Odwrotnie jest z filmami Czas Apokalipsy i Pluton, którym amerykańskie siły zbrojne odmówiły pomocy.
Ciekawa jest w filmie strona metaforyczna. Podobnie jak w Lawrensie z Arabii (1962) scenarzyści stworzyli alegorię z motywu podróży. Wyprawa w górę rzeki jest równie męcząca co podróż przez wielką pustynię. Główny bohater, kapitan Benjamin Willard, studiuje informacje na temat pułkownika Kurtza i próbuje pojąć, dlaczego ten zaprawiony w bojach dowódca popadł w szaleństwo. Niełatwo mu zrozumieć, po co armia chce zlikwidować pułkownika. Popełnił wprawdzie wiele zbrodni, ale przecież „oskarżanie kogoś o morderstwo na wojnie to tak jak wlepianie mandatów za prędkość na wyścigach”. Ale nie tylko Kurtz okazuje się szaleńcem, bo i pułkownik kawalerii powietrznej Bill Kilgore zdradza wyraźne odchyłki od normy. Bombarduje wietnamską wioskę, by jego ludzie mogli poserfować na deskach. Ciężko uwierzyć, aby takie sytuacje faktycznie miały miejsce, jednak zamysł Coppoli jest jasny. To miała być krytyczna w wymowie i metaforyczna w treści wojenna antyutopia o podróży do serca ciemności, gdzie człowiek odkrywa swoje drugie „ja”.
Francis Ford Coppola zdobył renomę filmowca, który potrafi pracować z aktorami, zarówno tymi o gwiazdorskiej pozycji jak i stawiającymi pierwsze kroki w branży filmowej. Jednak w Czasie Apokalipsy nie ma tak wielu świetnych ról co w Ojcu chrzestnym. Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim Robert Duvall w roli stukniętego pułkownika Kilgore'a, który uwielbia zapach napalmu o poranku (Duvall zagrał we wszystkich filmach Coppoli z lat 1969-79). Drugą najlepiej zagraną postacią jest naćpany fotoreporter odgrywany przez Dennisa Hoppera. Aktor tak się wczuł w rolę, że cały czas znajdował się w stanie narkotycznego odurzenia. Zapominał kwestie i musiał improwizować.
Marlon Brando należał do tych aktorów, o których mówi się, że wystarczy jak kiwną palcem i już zagarniają cały film dla siebie. Rola Kurtza nie wymagała wielkiego wysiłku, ale nie można zaprzeczyć że ten kapryśny gwiazdor wart był swojej ceny. Natomiast znany z Badlands (1973) Martin Sheen nie był zbyt dobrym wyborem do głównej roli. Postać kapitana Willarda okazała się ponad jego siły. Wydaje się przytłamszony, znużony i wyczerpany jeszcze zanim wyruszy w mozolną podróż kutrem patrolowym. W epizodycznej roli pułkownika Lucasa wystąpił Harrison Ford, który zastąpił Jamesa Caana żądającego gwiazdorskiej gaży. Ford dopiero w kolejnej dekadzie stał się pierwszoplanową postacią Hollywood.
Ten rozrachunkowy epos wietnamski wiele mówi o podatnej na zło naturze ludzkiej, ale też o prowadzeniu wojny w sposób bezpardonowy (taktyka „spalonej ziemi”, czyli użycie napalmu). W filmie można dostrzec motyw manipulacji, jakiej poddawano społeczeństwo sprzedając nieprawdziwe informacje z pól bitewnych (kluczowa jest tu scena, w której Kurtz czyta Willardowi fragmenty z amerykańskiej prasy). Na wyróżnienie zasługuje Vittorio Storaro odpowiedzialny za zdjęcia. W tych odrealnionych, nasyconych fotografiach czuje się grozę wojny. Film wygląda dzięki temu jak reportaż prosto z piekła. Niewiele tu scen batalistycznych, ale nie one decydują o rzeczywistej wartości filmu. Czas Apokalipsy, obojętnie czy w oryginalnej czy w rozbudowanej wersji, należy do kanonu lektur obowiązkowych dla każdego szanującego się kinomana. Nie jest to film wyłącznie dla fanów kina wojennego, gdyż są w nim także elementy dżunglowego survivalu, psychologicznego dramatu, apokaliptycznego horroru i filozoficznej paraboli. Dzieło Coppoli otwarcie krytykuje amerykański militaryzm, odsłania mroczną stronę patriotyzmu i internacjonalizmu oraz brutalnie obnaża kłamstwa jakimi karmi się obywateli.
Nieprawda . Sheen był świetny - cały czas pełna skupienie , zero emocji na zewnątrz, gdyby nie jego rozważania z offu, to nic o tym kolesiu nie byłeś w stanie powiedziec . Mi to spasiło idealnie A jeszcze bardziej, że ,,nieopatrzona'' twarz - enigmatyczny soldża' jeden z wielu do tajnej misji ( ale Caan, po tym, co pokazał w ,, O jeden most...'' też byłby spoko ) Steve McQueen był brany też pod uwagę, ale on już chyba cierpiał wtedy na raka.
OdpowiedzUsuńCo do wersji reżyserskiej , to w kwestii imprezy z króliczkami - pełna zgoda : scena idealnie na chuj pridatna. Za to party z Francuzami podobało mi się ; dużo merytorycznych informacji w tych podaduchach, fajnie imprezka się wykrusza, aż zostaje Willard i laska , palą faję i idą do łóżka . I jak płynnie i delikatnie Storaro przez cały czas koryguje oświetlenie , ten zmierzch po prostu zapada na naszych oczach !
To jest jeden z tych filmów, gdzie kamera myśli, tak genialnie sfotografowany , ze brak słów.
A o muzyce, to ani słowem nie zająknąłeś , przecież po tym filmie , jak miał premierę u nas w 81' nastąpił ogólnopolski szał na Doorsów . Do tego Stonesi, Creedensi, Hendrix , bodajże Airto Moreira i stary Coppoli .
Trudno mi z kolei powiedziec, czy dobrym pomysłem było wklejenie sceny z kradzieżą deski surfingowej Kilgore'a ( w pierwotnej wersji tego nie było , króliczków ani Francuzów też ) Ma swoje plusy i minusy.
Nie sprecyzowałem ; pisząc o kroliczkach, mialem na myśli nie masówke, jak zjeżdżają z helikoptera pod ,, Suzi Kju'' , tylko tę imprezke którą sobie z nimi nasi bohaterowie potem prywatnie urządzili.
OdpowiedzUsuńTak, z króliczkami były dwie sceny, jedna chyba była w oryginalnej wersji, drugą dodano później. O muzyce nie wspomniałem, bo wiedziałem że uzupełnisz ten brak w komentarzu ;) Jeszcze scena z "Walkirią" Wagnera to pamiętny fragment filmu.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film. Uwielbiam wiele scen. Uwielbiam ten klimat i to że czujesz się taki ... brudny i spocony po seansie. Tam jest cała masa smaczków i fajnych aktorów w epizodach. Na przykład Laurence Fishbourne, taka chudzinka w 79 roku :) Zresztą z nim o ile pamiętam była fajna scena gdy puściły chłopakom nerwy, poszatkowali wroga, a później z miłosierdziem godnym amerykańskiego żołnierza chcieli ich opatrzyć i uratować rannych. Tylko Sheen, który był zimny jak ryba wyjęta z zamrażaki dokończył to co zaczął oddział. Muzyka ? The Doors i kawałek "The End" pasuje jak ulał do całego filmu.
OdpowiedzUsuńFishburne'a nie poznałem, wiedziałem że tu zagrał, myślałem że jakąś małą rolę, ale podczas oglądania filmu się już nad tym nie zastanawiałem. Dopiero w trakcie napisów końcowych powiedziałem: "Cholera, gdzie był Fishburne!". Teraz domyślam się który to, bo chyba Murzynów nie było zbyt wielu.
OdpowiedzUsuńA wspomniana przez Ciebie scena oczywiście genialna, jedna z najlepszych. Tylko że Martin Sheen według mnie niezbyt dobrze w niej zagrał, bez żadnych emocji.
"Mówiłem ci żebyś się nie zatrzymywał".
UsuńObejrzałem sobię tą scenę. Tak, nie miał żadnych emocji. Tak, było to wedlug mnie jak najbardziej uzasadnione :) On miał już od początku zryty baniak. Wóda, prochy i wojna wymazaly z niego resztki empatii. Od początku tej sceny wlaśnie taki był. Wszyscy spięci, Fishbourne lata palcami po spuście, reszta cały czas się nakręca, żółtodzioby. A Sheen? Siedzi i wiąże sobie buty.. Zajebista scena :)
Jest w tym jakiś sens, ale z drugiej strony nawet wojna nie zamieni człowieka w kamień. Mnie to nie przekonało, ale nie wpłynęło na odbiór całości. I tak uważam, że to świetny film bliski arcydziełu.
Usuńakurat obejrzeliśmy sobie Cienką czerwoną linię. I przy tej okazji wspominaliśmy Czas apokalipsy. Moim zdaniem Czas jest filmem trudnym, trochę zrobionym dla samej sztuki. Mam do niego ambiwalentne podejście. I raczej nie tęsknię za kolejnym seansem ;-)
OdpowiedzUsuńJa za to nie przepadam za "Cienką czerwoną linią", jak większość filmów Malicka także i ten mnie znudził. Wolę zdecydowanie Coppolę.
UsuńNie ma sensu porównywać Malicka do Coppoli.
OdpowiedzUsuńPowyższy dialog z onibe przypomniał mi, że kiedyś miałem takiego współlokatora, przyszła do niego laska, chcieli obejrzeć jakiś film i mówią "Marcin, weź coś zarzuć, tylko niech to nie będzie jakieś stare" (widzieli wcześniej, że oglądam coś jakiegoś Herzoga czy innego ciula, byli przerażeni). Pod ręką miałem akurat "Redox", idealnie na psikusa dla fanów szamba. Sprawdzili datę, że poczatek XXI w. no to ok, może być. Gdzieś po godzinie pukam im do pokoju, wpadam i pytam o wrażenia. "Kurwa, nic się nie dzieje i nie wiadomo o co chodzi!". Już nigdy nie chcieli ode mnie filmów pożyczać :(
...a tak w ogóle wypożyczyłem zajebisty film. "Śmierć w Wenecji" :)
UsuńMallick i Coppola to dwa różne style, rzeczywiście nie ma co ich porównywać. Chociaż Apokalipsa to dla mnie arcydzieło gatunku, to Cienką Czerwoną Linię też ubóstwiam :) Byłem na tym 2x w kinie i cały czas się zbieram do domowego trzeciego seansu :) (ciężko wygospodarować ot tak 3 godziny na raz, a nie poszatkuje tego filmu). Pamiętam jak czekałem na premierę, bo uwielbiam powieść Jamesa Jonesa. Dostałem wszystko to co oczekiwałem od ekranizacji. Zdjęcia, muzyka, postacie, wszystko się zgazdało. I ten zajebisty moment gdy żołnierze wbiegają do wioski we mgle, przy nasilającym się brzmieniu muzyki., ehh :)
Film Malicka ma dokładnie chuj wspólnego z powieścią Jonesa. To jest totalnie swobodna i nie licząca się z oryginałem ekranizacja.
UsuńNo i Tak samo zajebiście mi się podobało.
UsuńMarcin, wspomniałeś o Herzogu, więc powiem że ostatnio się nudziłem na "Aguirre - Gniew Boży" ;) Film trwa 90 minut, a wlecze się jakby trwał trzy godziny.
Usuń"Cienką czerwoną linię" oglądałem w kinie - to był wypad szkolny w klasie maturalnej (1999/2000). Od tamtego czasu już sobie nie przypominałem tego filmu, a najbardziej pamiętam to, że ludzie wychodzili z kina (zanim film się skończył).
Malicka i Coppoli może i nie powinno się porównywać, ale te dwa filmy wojenne - czemu nie? Chociażby dlatego, że oba nie są typowymi filmami wojennymi, ale kinem autorskim.
W filmie Malicka są znakomite sceny batalistyczne , bardzo dobre zdjęcia i takież plenery, to jest solidna strawa dla oka. . Książka Jonesa, to prosta, surowa i realistyczna wojenna opowieśc, a Malickowi to nie wystarczało, on musiał z tego traktat filozoficzny zrobic . I ja tego nie kupuję - ten pretensjonalny do bólu, pozakadrowy komentarz wcinający się co chwila, a wygłaszany z perspektywy jakiejś zatroskanej niedobrym światem ,,siły wyższej'' zraził mnie do tego filmu .. który mógł byc na prawdę wielki, tam niewiele brakowało .
Usuń,,Aguirre.. '' znakomity . To nie jest kino akcji ( podobnie, jak ,, Czas Apokalipsy '' ) i ani przez moment to takowego nie aspirowało . Ja tam przy Klausie Kinskim nudzic się nie jestem w stanie.
Ps To, czy ludzie wychodzili z kina w trakcie seansu mnie na prawdę wali równo i nie jest żadną miarą oceny filmu.
Do ,, Cienkiej Czerwonej..'' pewnie jeszcze kiedyś wrócę, ,, Czas Apokalipsy'' uważam za arcydzieło kina , za to za skurwysyna nie skuszę się na ,, Drzewo Życia''. Lubię tego prostego Malicka, z czasów ,, Badlands'' i ,, Niebianskich Dni''.
Ja wiem że nie każdy żołnierz jest filozofem i to był główny zarzut dla filmu. Ja to kupiłem, a "Drzewo Życia" było zajebiste, "Badlands" zresztą też. "Niebiańskie Dni" nie widziałem. Jak widziałem fragmenty "Niebiańskich..." na tych polach, z tym naturalnym światłem, z tymi snopami, ehhh. U mnie często obraz jest ważniejszy niż treść. Takie zboczenie, a film koniecznie do zobaczenia. Wyjścia z kina po prostu są i już. Ciężko mi to komentować po jednym moim przypadku :) Musiałem wyjść z "Urodzonych Morderców". Pewnie wszyscy myśleli. O kurna, jaki typ. Z takiego prze filmu. Nie darłem ryja "ZAJEBISTY FILM, ALE MUSZĘ WYJŚĆ :)". Po prostu miałem sytuację awaryjną i wyszedłem. Poszedłem dzień później.
UsuńPatryk, po co się tłumaczysz , że wyszedłeś z ,, Urodzonych Morderców'' , bo musiałeś ? :D Mój kumpel wyszedł z ,, Harry Angela'' po 3 minutach .Wcześniej chlał przez 2 tygodnie , postanowił w końcu wyluzowac i iśc do kina , żeby się odchamic. Już po pierwszej scenie (jak pies i kot spotykają się nocą przy zwłokach ) dostał takiego ,,lękliwca'' , że spierdolił z kina z hiperprędkością. :D
UsuńPo "Aguirre" nie spodziewałem się kina akcji, ale raczej interesującej opowieści historycznej o konkwistadorach. Zamiast tego niezbyt przekonująca opowieść o szaleńcu, który pragnie władzy i bogactwa. W przeciwieństwie do Patryka dla mnie treść jest ważniejsza niż obraz. Scenariusz Herzoga był chyba napisany na jednej lub dwóch stronach, nic konkretnego w nim nie ma, żadnej walki z naturą ani innych ciekawych motywów. Podobne do "Czasu Apokalipsy", ale jednak znacznie mniej sugestywne. Film Coppoli sprowokował mnie do refleksji, "Aguirre" - niestety nie. Inny film Herzoga z Kinskim, czyli "Nosferatu", również okazał się rozczarowaniem.
UsuńTo daj im trzecią szansę z ,, Fitscarraldo'' - dla mnie najlepsza rzecz tandemu Herzog/Kinski , wspaniały i na prawdę głęboki film o starciu kultur.
Usuń,,Nosferatu'' mi się bardzo podobał, tak formalnie ( genialne zdjęcia, muzyka Popol Vuh, Wagner, Gounod i coś tam jeszcze ) , jak i w wymowie całości, to obraz bardzo przewrotny , duże pole dla interpretacji . Tylko, że nie jest to w żadnym wypadku horror, znam osoby, które sklęły ten film, bo na to liczyły.
"Fitzcarraldo" jest na youtubie z polskim lektorem, więc wezmę pod uwagę Twoją rekomendację. Już wcześniej przymierzałem się do tego filmu, ale opis mnie zniechęcił, bo było w nim coś o budowaniu opery. Ale w obsadzie jest Claudia Cardinale, więc może nie będzie tak źle.
UsuńŻe tak powiem , budowanie opery, budowaniu opery nie równe ;) Na prawdę nie ma się co z góry zniechęcac.
Usuń"Fitzcarraldo" nie widziałem. Tam niezłe jaja musiały być na planie filmowym, bo kiedyś trafiłem na dokument "Burden of Dreams" o trudach pracy przy tym filmie.
UsuńPanowie, co to za dziwne treści tutaj? Fitzacarraldo nie zobaczyć ( i innych Herzogów z Kinskim) to wręcz hańba dla miłośników kina.
UsuńWiem o tym, z pewnością warto zobaczyć choćby po to, aby wyrobić sobie własną opinię.
Usuń"Fitzcarraldo" już zaliczony i Simply miał rację - wspaniały jest ten film. Natomiast "Aguirre" i "Nosferatu" muszę dać drugą szansę, bo pierwsze spotkanie z nimi było rozczarowujące.
,, ... Czas jest filmem trudnym, trochę zrobionym dla samej sztuki..'' - genialne, kurwa.
OdpowiedzUsuńwidzę, że obudziłem demony ;-P. Pierwszy raz Cienką widziałem w kinie - i też pamiętam, że ludzie wychodzili. Zresztą ja sam klaskałem jak film się skończył, bo ledwo przetrwałem te trzy godziny siedzenia w niewygodnym krześle. Ale seans w domu to coś innego. Do tego typu filmów podchodzę dzieląc je na epizody. Cienką obejrzeliśmy w cztery dni. Może zaskoczeniem dla Was będzie, że cięcie narracji nie zaszkodziło obrazowi, a nawet przeciwnie: ułatwiło jego konsumpcję. Malick stworzył wspaniały, przebogaty treścią i formą film, ale zarazem na tyle długi, że przy uwzględnieniu krzywej percepcji przeciętnego (i nieprzeciętnego też) widza po prostu nie sposób posmakować całości na raz.
OdpowiedzUsuńMoże któregoś dnia zmierzymy się w ten sposób z Reduxem, bo Czas Apokalipsy oglądaliśmy tylko na raz...
Recenzja ciekawa. Dowiedziałem się kilku ciekawostek o moim ulubionym filmie. Nie zgadzam się jednak z kwestią oceny głównych postaci. Dla mnie rola Brando jest wybitna, porównywalna z tą z ojcem chrzestnym. Sheen zagrał rewelacyjnie, nie wyobrażam sobie by ktokolwiek mógł zagrać to lepiej od niego. Poza tym co do Hoppera czy Duvala pełna zgoda.
OdpowiedzUsuń