reżyseria: Bob Clark
scenariusz: Roy Moore
Czytelnikom tego bloga życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! Oby następny rok był lepszy od poprzedniego pod każdym względem, także filmowym.
Pod koniec roku każdemu chrześcijaninowi udziela się nastrój bożonarodzeniowy i sylwestrowy. W galeriach handlowych jest kolorowo i tłoczno, w domach pojawia się ślicznie udekorowana choinka, a rodzina zapominając o wszelkich urazach dzieli się opłatkiem i śpiewa kolędy. Jest radośnie i przyjemnie, chociaż leżący na talerzu karp z powodu brutalnej tradycji świątecznej musiał zostać zabity. Także telewizja dostosowała się do tradycji i gdy włączymy Polsat w wigilijny wieczór to nie będziemy zaskoczeni. Będzie na nas czekał Kevin pozostawiony sam w domu. Na innych kanałach podobny klimat, czyli kino familijne, słodkie i romantyczne, z umoralniającym przesłaniem. W ogólnodostępnej telewizji trudno znaleźć perełki takie jak irracjonalny i obrazoburczy Żywot Briana albo makabryczne i wulgarne Czarne święta.
Początki gatunku zwanego slasherem datuje się na przełom lat 70. i 80., gdy powstały filmy Halloween i Piątek trzynastego. Ale pierwsze slashery z prawdziwego zdarzenia powstawały już wcześniej. Zapowiedzią nurtu była włoska Krwawa zatoka (1971) Mario Bavy, ale to Amerykanie potrafili lepiej sprzedać swoje kino, dlatego uznaje się powszechnie iż pionierskim dziełem gatunku jest szokujący straszak o chwytliwym tytule Teksańska masakra piłą mechaniczną (1974, reż. Tobe Hooper). Elementy tego podgatunku można też znaleźć w zrealizowanym w tym samym czasie thrillerze Czarne święta w reżyserii Boba Clarka. Film będący skutecznym antidotum na mdłą i przesłodzoną atmosferę świąt Bożego Narodzenia. Barwne choinkowe dekoracje, święty Mikołaj i kolędnicy symbolizują tutaj ten radosny klimat, który powoli nabiera mroczniejszych barw i staje się nie do zniesienia dla ludzi o słabych nerwach.
Podstawową zaletą filmu jest to, że wyłamuje się ze schematu, bo nie pokazuje tych radosnych świąt w klasycznie hollywoodzkim stylu, jak to czyni chociażby film Franka Capry To wspaniałe życie (1946), który w Stanach należy do najchętniej oglądanych w okresie bożonarodzeniowym. U Boba Clarka święty Mikołaj przeklina przy dzieciach, a zamiast miłej atmosfery pojawia się strach, bo w okolicy popełniono morderstwo i w dodatku zaginęła studentka. Przy okazji wspomnę też o pewnym polskim filmie kryminalnym, Wśród nocnej ciszy (1978) Tadeusza Chmielewskiego. Ten film również opowiadał o tym, że nawet w święta licho nie śpi i dzieją się przerażające rzeczy. Polski reżyser nie mógł jednak przekraczać pewnych norm i jego film zmierza w stronę studium psychologicznego. Czarne święta to film pozbawiony psychologii, tu rozgrywa się najprawdziwszy horror, co oczywiście nie musi oznaczać, że to film lepszy.
Suspens budowany jest umiejętnie i nie brakuje genialnych pomysłów, takich jak scena, w której jedna z bohaterek zostaje zasztyletowana w łóżku podczas wizyty kolędników. W tej trzymającej w napięciu sekwencji zestawiono obok siebie (za pomocą montażu równoległego) świąteczny nastrój z autentycznym horrorem. Dobrym posunięciem było wtajemniczenie widzów w straszną prawdę dotyczącą zabicia studentki i ukrycie tej prawdy przed bohaterami, którzy jej poszukują. Dzięki temu uzyskano prawdziwy hitchcockowski suspens. Sceny morderstw pozbawione są dosłowności charakterystycznej dla filmów gore. Zobaczymy zakrwawiony nóż, ale nie zobaczymy jak uderza on w ciało ofiary. Należy też zwrócić uwagę na to, że nie wszystkie zbrodnie popełniane są ostrymi narzędziami. Pierwsza ofiara zostaje uduszona, ale potem mamy już ostrzejsze sceny. Użyto tu również techniki point of view shot, wybierając punkt widzenia czającego się mordercy (ten patent będzie potem regularnie stosowany w horrorach).
Problemem filmu jest to, że młode dziewczyny z domu studenckiego nie budzą sympatii. Nawet final girl odgrywana przez Olivię Hussey. Tym bardziej, że pod koniec zachowuje się niezgodnie z logiką - dowiaduje się, że prześladowca jest w domu, ale nawet nie próbuje uciekać. W filmie Clarka słabych stron nie brakuje, ale w latach 80., gdy slasher był już odrębnym gatunkiem niektóre wady stały się regułą tego typu obrazów i fanom przestały przeszkadzać. Wcześniej idea filmu czyniącego ze scen morderstw główną atrakcję nie wydawała się godna poparcia. Mimo że ojcem chrzestnym gore był Amerykanin Herschell Gordon Lewis to jednak Włosi (i chyba też Japończycy) szybciej zaakceptowali tego typu kino. Do minusów w filmie Clarka należy zaliczyć powierzchowną charakterystykę postaci, słabe aktorstwo i mizerną listę dialogową. Dialogi to akurat najmniejszy problem, bo przecież po takich niedojrzałych, przeznaczonych na straty bohaterach nikt raczej nie oczekuje elokwencji.
Problemem filmu jest to, że młode dziewczyny z domu studenckiego nie budzą sympatii. Nawet final girl odgrywana przez Olivię Hussey. Tym bardziej, że pod koniec zachowuje się niezgodnie z logiką - dowiaduje się, że prześladowca jest w domu, ale nawet nie próbuje uciekać. W filmie Clarka słabych stron nie brakuje, ale w latach 80., gdy slasher był już odrębnym gatunkiem niektóre wady stały się regułą tego typu obrazów i fanom przestały przeszkadzać. Wcześniej idea filmu czyniącego ze scen morderstw główną atrakcję nie wydawała się godna poparcia. Mimo że ojcem chrzestnym gore był Amerykanin Herschell Gordon Lewis to jednak Włosi (i chyba też Japończycy) szybciej zaakceptowali tego typu kino. Do minusów w filmie Clarka należy zaliczyć powierzchowną charakterystykę postaci, słabe aktorstwo i mizerną listę dialogową. Dialogi to akurat najmniejszy problem, bo przecież po takich niedojrzałych, przeznaczonych na straty bohaterach nikt raczej nie oczekuje elokwencji.
To co się twórcom udało bez wątpienia to nastrój grozy, czyli to co teoretycznie najważniejsze w horrorze. Jeśli po obejrzeniu tego frapującego shockera człowiek będzie się bał wejść na strych z obawy, że spotka go tam coś nieprzyjemnego to można uznać, że ten film jest udany. Bo mimo wad spełnił swoje zadanie. Ale to jeszcze nie wszystko. Jako źródło napięcia i strachu reżyser wykorzystał dzwonek telefonu. Nie wiadomo kto czeka po drugiej stronie linii, to może być albo znajomy albo jakiś psychol, który swoim głosem i niewyszukanym, agresywnym słownictwem potrafi zmrozić krew w żyłach i spowodować koszmary. W zakończeniu to właśnie dzwonka telefonu użyto zamiast muzyki. Uzyskano dzięki temu znakomity efekt i zasugerowano, że koszmar się nie skończył. Czarne święta to absorbujący thriller, który można oglądać w Halloween, Boże Narodzenie lub w jakikolwiek inny dzień. Film nie jest ogólnie znany i nie jest wymieniany w zestawieniach najlepszych horrorów. Dlatego nawet zagorzali miłośnicy gatunku mogą go nie znać. I dlatego to właśnie im warto go polecić.
,,.. Film nie jest ogólnie znany i nie jest wymieniany w zestawieniach najlepszych horrorów. ..''
OdpowiedzUsuńNie powiedziałbym , ,, Black Christmas' zajmuje mocną pozycję w zestawieniach typu ,,the best of 70' horrors '' , jak i najlepszych slasherów. Bardzo dobra rzecz, do której raz na jakiś wraca się z prawdziwą przyjemnością.. Z aktorów imo całkiem sugestywnie wypadł Keir Dullea , gość z potencjałem ogólnie słabo przez kino wykorzystanym .
Ja nie tak dawno widziałem inny kultowy klasyk Boba Clarka - ,, Deathdream '' aka ,,Dead of Night'' 72 wykorzystujący oś fabularną z klasycznego opowiadania grozy ,, Monkey's Paw'' WW Jacobsa , ale z wietnamskim backgroundem - syn , który zginął na wojnie wraca do domu, jako morderczy kląkiel . Tu zadebiutował Tom Savini, który też walczył w Wietnamie i gros inspiracji czerpał właśnie z ran i okaleczeń, jakich się tam naoglądał.
Bob Clark parę lat temu zginął w wypadku samochodowym, spowodowanym przez pijanego ciula.
Właśnie zajrzałem na listę Top 25 Best '70s Horror Films ( http://www.imdb.com/list/ls052560979/ ) i faktycznie jest tam ten film, a także ten drugi, który wymieniłeś ("Dead of Night").
UsuńMyślę, że do najlepszych slasherów mogę ten film bez wahania zaliczyć, a czy do najlepszych horrorów dekady to ... nad tym musiałbym się zastanowić. Pewnie za rok lub dwa do niego wrócę. Jednak moim zdaniem aktorzy byli mało sugestywni, nawet John Saxon, którego lubię.
Noo, konkurencja w tej dyscyplinie w 70' była mordercza : zależy Top-ile by wynosiło zestawienie.
OdpowiedzUsuńSaxon był poprawny , rola nie dawała mu jakiegoś mega pola do popisu. Ale Dullea zapadł mi w pamięć , przyschizował, jak należy .
Nekrolog :
OdpowiedzUsuń22 grudnia zmarł amerykański reżyser włoskiego pochodzenia, Joseph Sargent ( 89 ) , autor głośnego thrillera ,, Taking of Pelham, One Two Three '' 74' , dystopijnego sf ,, Colossus ; The Forbin Project'' 70' i nowelowego horroru ,, Nightmares'' 83'. Artystyczną ( i w ogóle wszelką inną ) wykładką Sargenta okazał się trzeci sequel ,, Szczęk'' - ,,Jaws the Revenge '' .
RIP
Kojarzę go głównie dzięki "Taking of Pelham...", świetny film.
UsuńA dzisiaj zmarł Krzysztof Krauze, reżyser głośnego "Długu" i kilku innych wielokrotnie nagradzanych filmów polskich.
Wczoraj też zafundowałam sobie seans tego filmu i nie żałuję :)
OdpowiedzUsuńNie tylko Ty, widzę że i na Magivandze też pojawiła się recka. I tak powinno być, bo to najlepsza filmowa propozycja na święta ;)
Usuń