reżyseria: Álex de la Iglesia
scenariusz: Barry Gifford, David Trueba, Álex de la Iglesia, Jorge Guerricaechevarría na podst. powieści Barry'ego Gifforda 59 Degrees and Raining: The Story of Perdita Durango
W każdej dekadzie da się zauważyć jakiś dominujący nurt, który można rozpatrywać jako rodzinę ze względu na wspólne korzenie. W latach 90. sporym powodzeniem cieszyły się filmy o szalonych męsko-damskich duetach, ich dzikiej namiętności i powiązaniach ze światem przestępczym. Takie tytuły jak Dzikość serca, Prawdziwy romans i Urodzeni mordercy to już dziś kultowe pozycje wyrosłe z tradycyjnych, filmowych i literackich, kryminałów. Są to filmy o miłości rozwijającej się w pełnym przemocy zwariowanym i absurdalnym świecie. Aby podkreślić ten absurd reżyserzy używali groteski i kiczu. Nie inaczej jest w amerykańsko-meksykańskiej koprodukcji Perdita Durango, która jest spin-offem znakomitego obrazu Davida Lyncha Dzikość serca.
Film pokazywany był w Stanach pod tytułem Taniec z diabłem (Dance with the Devil), ale pasowałby do niego także każdy z trzech tytułów wymienionych w poprzednim akapicie. Jasnowłosa i zrównoważona Perdita z filmu Lyncha, odgrywana przez Isabellę Rossellini, wydaje się zupełnie inną postacią niż szalona bohaterka de la Iglesii. Również grani przez Nicolasa Cage'a i Laurę Dern bohaterowie nie mają w sobie takiej dawki dzikości jaką wyczuwa się u Javiera Bardema i Rosie Perez. To jest totalnie nieprzewidywalny, zabójczy duet, wzbudzający niepokój zachowaniem i mrocznym wyglądem. Perdita stylizowana jest na Turę Satanę, tancerkę i aktorkę o egzotycznej urodzie, znaną z filmu Russa Meyera Faster, Pussycat! Kill! Kill! Jej partner, Romeo Dolorosa, wygląda zaś jak rasowy bandyta, a nie romantyczny kochanek.
Połączyło ich zamiłowanie do szaleńczych eskapad i bandyckich zagrywek. Gdy wpadł jej do głowy zwariowany pomysł na zbrodnię, związaną z kidnapingiem, morderstwem i kanibalizmem, on postanowił spełnić jej życzenie. Romeo Dolorosa jest szamanem i czasem składa bogom ofiary z ludzi, ale zajmuje się także współczesnymi przestępstwami: napadaniem na banki, przemytem, handlem narkotykami. Pracuje dla bezwzględnych meksykańskich karteli, ścigany jest przez niestrudzonego agenta DEA, a także przez dawnych kumpli, których wykiwał po napadzie na bank. Gdy przyjmuje zlecenie dostarczenia ludzkich płodów do przemysłu kosmetycznego wpada w jeszcze większe tarapaty. Bardzo zręcznie wymieszano tu różne motywy: szamanizm, pogoń za przestępcą, gangsterskie porachunki, szalona miłość.
Szorstki z wyglądu Javier Bardem nie musiał wiele robić, by wypaść demonicznie. Warunki zewnętrzne kwalifikują go do odgrywania postaci z najodleglejszych otchłani piekielnych. Talent i wyczucie pozwalają mu bawić się takim wizerunkiem. Szybko poznano się na jego umiejętnościach - stał się pierwszym hiszpańskim aktorem nominowanym do Oscara, a także jedynym (na razie) hiszpańskim aktorem wyróżnionym tą statuetką. Wcielając się w postać partnera Perdity nie poszedł na łatwiznę i nieco ją podkoloryzował, nadał jej moralnej i emocjonalnej ambiwalencji. Romeo Dolorosa w jego wykonaniu to typowy macho, dziki i niezależny, przekształcający się w demona, ale także cechujący się charyzmą i poczuciem humoru. Imponują mu sympatyczni twardziele w typie Lancastera i Coopera, protagonistów Vera Cruz (1954) Roberta Aldricha, ale daleko mu do postaci good bad guya z klasycznego westernu. Z pewnością jest draniem i w prawdziwym życiu byśmy go nie polubili. Filmowcy potrafią jednak sprawić, że nawet morderca staje się osobą fascynującą, którą chcemy bliżej poznać, by zgłębić jego naturę. Być może poznając charakter i zainteresowania takiego człowieka wiedzielibyśmy co zrobić by uniknąć śmierci z jego ręki.
Romeo Dolorosa to jedna z najlepszych ról Javiera Bardema. Jest bardziej złożona i bardziej wymagająca od oscarowej kreacji w To nie jest kraj dla starych ludzi (2007). U Coenów groźne spojrzenia, mroczny wygląd i intonacja głosu zrobiły swoje. Ot, typowy zwyrodnialec pozbawiony poczucia humoru, ale z zasadami. De la Iglesia dał hiszpańskiemu aktorowi większe pole do popisu, pozwolił mu się wyszaleć, spalić kodeks etyczny, pozbyć się hamulców, uwolnić prawdziwą zwierzęcą dzikość. Jako szaman miał wierzyć w Boga i duchy, ale to nie wykluczało przemocy i seksu jako podstawowych wartości służących doskonaleniu ciała i duszy, kształtowaniu charakteru. W świecie, gdzie dobro i zło są jasno sprecyzowane dla takich ludzi jak on przewidziana jest solidna pokuta - długoletni pobyt w więzieniu lub bolesna śmierć.
Pisząc o tej postaci mógłbym zapomnieć, że przecież film nosi tytuł Perdita Durango, a więc Bardem/Romeo nie jest najważniejszy. Jednak miałem wrażenie, że o tym zakapiorze dowiadujemy się z filmu więcej niż o tytułowej bohaterce. Kim właściwie jest Perdita Durango? To urodzona zabójczyni nie znająca skrupułów, skazana na samotność. Znajduje wspólny język z niezrównoważonym, do cna zepsutym bandziorem, co tylko podkreśla grubą krechą jej zagubienie i ostracyzm. Nie jest całkowicie pozbawiona uczuć, ale jej życie uczuciowe przypomina mroczny melodramat, a nie komedię romantyczną. Życie to dla niej przede wszystkim rozkosz czerpana z ekstatycznej przemocy i seksu. To podżegaczka i hedonistka, niepoprawna i gruboskórna - Rosie Perez jest w tej roli rewelacyjna, odegrała ją ze sporym ładunkiem luzu, ekstrawagancji i mistyki.
W jednej z ról wystąpił piosenkarz i kompozytor Screamin' Jay Hawkins, lecz to nie jego utwory znajdują się na ścieżce dźwiękowej. W warstwie muzycznej obecny jest meksykański folklor i amerykańskie brzmienia, a także Herb Alpert łączący wpływy obu stylów. Wyjątkowo udaną czarną komedią Dzień Bestii Álex de la Iglesia bardzo wysoko ustawił poprzeczkę. Dzięki stworzonej przez Barry'ego Gifforda meksykańskiej piekielnicy udało się Hiszpanowi doskoczyć do tego poziomu. Wyraźnie widać, że ten reżyser świetnie się bawi mieszając różne gatunki: czarną jak smoła komedię, fatalistyczny i sensualny romans, okultystyczny dreszczowiec, policyjno-gangsterski kryminał. W związku z tym ostatnim godnym przeciwnikiem pary przestępców jest agent DEA (znakomity występ ś.p. Jamesa Gandolfiniego, wtedy jeszcze nie kojarzonego z Rodziną Soprano). Gliniarz charakteryzuje się żelaznym uporem, ale szczęście nie jest jego sprzymierzeńcem. Kibicujemy mu, ale nie chcemy, by zbyt szybko złapał przestępców, bo wtedy zakończyłby tę niesamowitą fiestę. Ten film to prawdziwa petarda, której huk długo będzie odczuwalny.
Połączyło ich zamiłowanie do szaleńczych eskapad i bandyckich zagrywek. Gdy wpadł jej do głowy zwariowany pomysł na zbrodnię, związaną z kidnapingiem, morderstwem i kanibalizmem, on postanowił spełnić jej życzenie. Romeo Dolorosa jest szamanem i czasem składa bogom ofiary z ludzi, ale zajmuje się także współczesnymi przestępstwami: napadaniem na banki, przemytem, handlem narkotykami. Pracuje dla bezwzględnych meksykańskich karteli, ścigany jest przez niestrudzonego agenta DEA, a także przez dawnych kumpli, których wykiwał po napadzie na bank. Gdy przyjmuje zlecenie dostarczenia ludzkich płodów do przemysłu kosmetycznego wpada w jeszcze większe tarapaty. Bardzo zręcznie wymieszano tu różne motywy: szamanizm, pogoń za przestępcą, gangsterskie porachunki, szalona miłość.
Szorstki z wyglądu Javier Bardem nie musiał wiele robić, by wypaść demonicznie. Warunki zewnętrzne kwalifikują go do odgrywania postaci z najodleglejszych otchłani piekielnych. Talent i wyczucie pozwalają mu bawić się takim wizerunkiem. Szybko poznano się na jego umiejętnościach - stał się pierwszym hiszpańskim aktorem nominowanym do Oscara, a także jedynym (na razie) hiszpańskim aktorem wyróżnionym tą statuetką. Wcielając się w postać partnera Perdity nie poszedł na łatwiznę i nieco ją podkoloryzował, nadał jej moralnej i emocjonalnej ambiwalencji. Romeo Dolorosa w jego wykonaniu to typowy macho, dziki i niezależny, przekształcający się w demona, ale także cechujący się charyzmą i poczuciem humoru. Imponują mu sympatyczni twardziele w typie Lancastera i Coopera, protagonistów Vera Cruz (1954) Roberta Aldricha, ale daleko mu do postaci good bad guya z klasycznego westernu. Z pewnością jest draniem i w prawdziwym życiu byśmy go nie polubili. Filmowcy potrafią jednak sprawić, że nawet morderca staje się osobą fascynującą, którą chcemy bliżej poznać, by zgłębić jego naturę. Być może poznając charakter i zainteresowania takiego człowieka wiedzielibyśmy co zrobić by uniknąć śmierci z jego ręki.
Romeo Dolorosa to jedna z najlepszych ról Javiera Bardema. Jest bardziej złożona i bardziej wymagająca od oscarowej kreacji w To nie jest kraj dla starych ludzi (2007). U Coenów groźne spojrzenia, mroczny wygląd i intonacja głosu zrobiły swoje. Ot, typowy zwyrodnialec pozbawiony poczucia humoru, ale z zasadami. De la Iglesia dał hiszpańskiemu aktorowi większe pole do popisu, pozwolił mu się wyszaleć, spalić kodeks etyczny, pozbyć się hamulców, uwolnić prawdziwą zwierzęcą dzikość. Jako szaman miał wierzyć w Boga i duchy, ale to nie wykluczało przemocy i seksu jako podstawowych wartości służących doskonaleniu ciała i duszy, kształtowaniu charakteru. W świecie, gdzie dobro i zło są jasno sprecyzowane dla takich ludzi jak on przewidziana jest solidna pokuta - długoletni pobyt w więzieniu lub bolesna śmierć.
Pisząc o tej postaci mógłbym zapomnieć, że przecież film nosi tytuł Perdita Durango, a więc Bardem/Romeo nie jest najważniejszy. Jednak miałem wrażenie, że o tym zakapiorze dowiadujemy się z filmu więcej niż o tytułowej bohaterce. Kim właściwie jest Perdita Durango? To urodzona zabójczyni nie znająca skrupułów, skazana na samotność. Znajduje wspólny język z niezrównoważonym, do cna zepsutym bandziorem, co tylko podkreśla grubą krechą jej zagubienie i ostracyzm. Nie jest całkowicie pozbawiona uczuć, ale jej życie uczuciowe przypomina mroczny melodramat, a nie komedię romantyczną. Życie to dla niej przede wszystkim rozkosz czerpana z ekstatycznej przemocy i seksu. To podżegaczka i hedonistka, niepoprawna i gruboskórna - Rosie Perez jest w tej roli rewelacyjna, odegrała ją ze sporym ładunkiem luzu, ekstrawagancji i mistyki.
W jednej z ról wystąpił piosenkarz i kompozytor Screamin' Jay Hawkins, lecz to nie jego utwory znajdują się na ścieżce dźwiękowej. W warstwie muzycznej obecny jest meksykański folklor i amerykańskie brzmienia, a także Herb Alpert łączący wpływy obu stylów. Wyjątkowo udaną czarną komedią Dzień Bestii Álex de la Iglesia bardzo wysoko ustawił poprzeczkę. Dzięki stworzonej przez Barry'ego Gifforda meksykańskiej piekielnicy udało się Hiszpanowi doskoczyć do tego poziomu. Wyraźnie widać, że ten reżyser świetnie się bawi mieszając różne gatunki: czarną jak smoła komedię, fatalistyczny i sensualny romans, okultystyczny dreszczowiec, policyjno-gangsterski kryminał. W związku z tym ostatnim godnym przeciwnikiem pary przestępców jest agent DEA (znakomity występ ś.p. Jamesa Gandolfiniego, wtedy jeszcze nie kojarzonego z Rodziną Soprano). Gliniarz charakteryzuje się żelaznym uporem, ale szczęście nie jest jego sprzymierzeńcem. Kibicujemy mu, ale nie chcemy, by zbyt szybko złapał przestępców, bo wtedy zakończyłby tę niesamowitą fiestę. Ten film to prawdziwa petarda, której huk długo będzie odczuwalny.
Moje zdanie na temat filmu znasz , nic a nic się pod tym względem nie zmieniło to się nie będę powtarzał :)
OdpowiedzUsuńNekrolog :
29 marca odszedł na zawsze wybitny czeski operator Miroslav Ondricek ( 80 ) . Po ukończeniu renomowanej, praskiej filmówki FAMU , uczył się fachu asystując renomowanym operatorom , jak Jaroslav Kucera , czy Jan Curik. W latach 60' kolaborował z Milosem Formanem ( a także z Janem Nemecem i Ivanem Passerem ) , pod jego wrażliwym okiem powstały sztandarowe obrazy czeskiej Nowej Fali ( m.in. czarno-białe ,, Miłość Blondynki'' czy ,, Intymne oświetlenie'' ) Nurt załamał się po ruskiej interwencji w 68' , wielu filmowców wyemigrowało. Wcześniej Ondricek poznał Lindsaya Andersona , który przy okazji festiwalu w Karlovych Varach wpadł na jeden dzień do Pragi , gdzie zabalował przez tydzień . Zachwycony talentem i umiejętnościami Ondricka zaproponował mu operatorski job przy swoim najnowszym filmie. Współpraca zaowocowała dwoma opromienionymi światowym sukcesem , doskonałymi obrazami : ,, Jeżeli...'' 68' i ,, Szczęściarz'' 73 ' , z Malcolmem McDowellem w głównej roli ( są to części trylogii, domkniętej ,, Szpitalem Britania'' 82' , już bez udziału Ondricka )
Z Formanem Ondricek pracuje przy jego amerykańskim debiucie ,, Odlot'' - po fatalnym przyjęciu filmu Forman wycofuje się z branży na kilka lat , a Ondricek staje za kamerą u George'a Roya Hilla , który ekranizuje ,, Rzeżnię nr 5 '' Kurta Vonneguta jra ( kompletnie nieudaną , imho ) Następnie operator wraca do Czechosłowacji - tam władze wstrzymują mu paszport, w skutek czego musi odmówić propozycjom pracy przy dwóch , jak się okaże, mega hitach ; ,, Żądle'' i ,, Locie...'' . ( w tym czasie robi zdjęcia m.in. do ,, Zaklętych Rewirów'' Majewskiego ) Pod koniec lat 70' udaje mu się wyjechać do USA , gdzie kontynuuje współpracę z Formanem, którego pozycja po sukcesie ,, Lotu...'' jest już mocno ugruntowana - kameralny realista Ondricek, doskonale sprawdza się w wysokobudżetowych , kostiumowych produkcjach wymagających wyższej szkoły jazdy , jak chodzi o operowanie światłem ( ,, Amadeusz'' ,, Ragtime'' - obydwa nominowane do Oscara )
Czech zostaje członkiem ASC i angażowany jest m.in. przez Penny Marshall i Mike'a Nicholsa. Jego syn David , robi w Czechach błyskotliwą karierę, jako reżyser ( ,,Samotni'' )
RIP
Nie jestem miłośnikiem czeskiej Nowej Fali, ale doceniam pracę Ondricka przy "Zaklętych rewirach" i amerykańskich filmach Formana: "Hair", "Amadeusz" i "Valmont".
UsuńFilmy Lindsaya Andersona - do nadrobienia.
Stary, koniecznie . Jeszcze ,, Sportin' Life'' możesz dopisać. ,, Samotnych' młodego Ondricka też .
OdpowiedzUsuńNekrolog:
OdpowiedzUsuń30 marca ze światem pożegnał się Robert Z'Dar ( 64 ) - niezapomniany Maniac Cop .
RIP