31 maja 1930 roku w San Francisco urodził się Clint Eastwood, dziś już prawdziwa legenda kina. Aktor, reżyser, producent, jazzman, kompozytor. Ikona westernu i mistrz amerykańskiego kina. Tacy ludzie jak on nie żądają obniżenia wieku emerytalnego, mają siłę i energię by pracować bez przerwy aż do śmierci. Imał się różnych zawodów zanim w 1955 podpisał kontrakt z wytwórnią Universal i zaczął grać epizody w filmach klasy B. Pojawiał się także w serialach telewizyjnych aż wreszcie stał się rozpoznawalny dzięki roli Rowdy'ego Yatesa w serialu Rawhide. To właśnie dzięki tej produkcji Eastwood trafił na plan westernu Sergia Leone Za garść dolarów (1964), rozpoczynając tym samym nowy, bardziej intensywny etap w swoim życiu. Olbrzymi sukces filmu sprawił, że za kolejne dostawał już gwiazdorską gażę, a w 1967 założył własną firmę The Malpaso Company, która działa do dziś (po 1987 pod zmienioną nazwą Malpaso Productions).
Autor bloga Po napisach, Patryk Karwowski, podjął taką inicjatywę, by w ciągu roku poprzedzającego jubileusz oglądać filmy reżyserowane przez Eastwooda i przy okazji namówić do oglądania innych blogerów. W dniu jubileuszu mają więc pojawić się w blogosferze wpisy dotyczące tego wielkiego filmowca i jego dzieł. Ja oficjalnie nie potwierdziłem udziału w wyzwaniu, ale kino Eastwooda bardzo sobie cenię, więc zdecydowałem się w maju nadrobić kilka zaległości. O najlepszych filmach Clinta już pisałem parę lat temu (tutaj link), więc dziś będzie o filmach mniej znanych, mniej cenionych, znacznie lub nieznacznie słabszych, lecz mających nieopisany urok.
Breezy
(1973 / 106 minut)
scenariusz: Jo Heims
Tytułowa Breezy to dwudziestoletnia hipiska podróżująca autostopem. Niepoprawna optymistka szukająca wszędzie pozytywów. Podczas jednej ze swoich bezmyślnych eskapad poznaje faceta w średnim wieku, zmęczonego życiem rozwodnika. Powoli kiełkuje uczucie między nimi. Nie jest to nielegalny związek, bo dziewczyna jest pełnoletnia, ale spora różnica wieku i tak powoduje wątpliwości. Jak nazwać to uczucie? Czy jest to miłość? Aby zasiać więcej wątpliwości Clint zamiast siebie obsadził jednego z dziadków amerykańskiego kina, Williama Holdena. Jego partnerką została młodziutka Kay Lenz. Gdy Holden odbierał Oscara w '54 Kay miała dopiero roczek. Eastwood okazał się reżyserem bardzo subtelnym i wrażliwym - kulturalnie i wnikliwie sportretował relacje między dwójką postaci pochodzących z różnych światów. Ukazał życie bez przemocy i tragizmu - takie, w którym można zapomnieć o troskach i po prostu cieszyć się tym, co przynosi każdy dzień. Trudno uwierzyć, że etatowy twardziel kina mógł nakręcić taki film, ale to nie jedyny tak liryczny obraz Clinta.
Wyzwanie
The Gauntlet (1977 / 109 minut)
scenariusz: Michael Butler, Dennis Shryack
Po miłostkach i czułościach, jakie zaserwował w Breezy, Clint Eastwood powrócił na właściwe tory, realizując sensację (Akcja na Eigerze) i western (Wyjęty spod prawa Josey Wales). Filmem pod tytułem Wyzwanie miał zamiar kontynuować dobrą passę, ale zamiast tego zainicjował kryzys - jego cztery filmy z lat 1977-82 nie spełniły oczekiwań. Jego role komediowe w duecie z orangutanem też okazały się porażką. Z tego okresu to tylko Ucieczka z Alcatraz (1979) Dona Siegela przypomina o charyzmie i temperamencie Clinta. Natomiast Wyzwanie ogląda się nieźle do pewnego momentu. Clint wciela się w postać policjanta, który nie myśli trzeźwo i szefostwo robi z niego jelenia. Otrzymuje na pozór proste zadanie, które okazuje się niewykonalne. Motyw korupcji w policji został sprowadzony do karykatury. Wyzwaniem dla widzów jest zachowanie powagi w trakcie wielu niedorzecznych scen. Gdyby obsadzono aktora komediowego to nieprawdopodobieństwa i absurdy dałoby się przełknąć, ale po filmach z Eastwoodem oczekuje się powagi i logiki - żadne parodie ani science-fiction tu nie przejdą. Pozytywnie zaskoczyła mnie Sondra Locke - wbrew temu co piszą np. na filmwebie uważam, że wypadła całkiem przyzwoicie.
Nagłe zderzenie
Sudden Impact (1983 / 117 minut)
scenariusz: Joseph C. Stinson na podst. fabuły Earla E. Smitha i Charlesa B. Pierce'a
Gdy doskwiera kryzys powraca się myślami do „dawnych dobrych czasów”, aktorzy zaś z braku sukcesów kasowych wracają do postaci, które przyniosły im uwielbienie publiczności. Tak postępowali w ostatniej dekadzie chociażby Bruce Willis i Sylvester Stallone. Tak postąpił trzy dekady temu Clint Eastwood. Nagłe zderzenie to czwarta część perypetii zabójczego tercetu: Smitha, Wessona i Callahana, parszywego gliniarza z San Francisco. Historia rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: policyjnego kryminału i opowieści z podgatunku rape and revenge. Obie historie spotkają się we wspólnym finale. Sporo tu świetnych dialogów oraz scen, które znakomicie ukazują absurdalność wymiaru sprawiedliwości. Jedną z początkowych scen filmu, rozgrywającą się w sądzie, można podsumować słowami: przestępca ma prawo działać nielegalnie, policjant nie ma takiego prawa. Sąd, który ma karać łajdaków sam otwiera im wszelkie furtki zachęcając do czynienia zła. Harry Callahan i jego magnum .44 ze względu na ich siłę i skuteczność stają się wrogami nie tylko najprawdziwszych łajdaków, ale też tych, co to niby stoją po właściwej stronie. Podobną ofiarą systemu jest postać grana przez Sondrę Locke. Nikogo nie obchodzi, że szumowiny które zgwałciły ją i jej siostrę cieszą się wolnością. Nikogo nie obchodzi, że wyrównuje rachunki. Według prawa to ona jest zbrodniarzem, a nie ci których tropi. Z początku ten film był dla mnie banalną kontynuacją, ale ponowny seans zweryfikował tę opinię. Okazało się, że ten prowincjonalny sequel w niczym nie ustępuje wielkomiejskim poprzednikom z lat 70, będąc przemyślanym i trzymającym w napięciu dramatem sensacyjnym.
Co się wydarzyło w Madison County
The Bridges of Madison County (1995 / 135 minut)
scenariusz: Richard LaGravenese na podst. powieści Roberta Jamesa Wallera
Prawdziwy twardziel umie nie tylko posługiwać się bronią, przywalić pięścią i władać ostrym słownictwem, ale też potrafi okazywać ciepłe uczucia i nie boi się ulegać namiętnościom. Gdy Eastwood w '94 roku objął funkcję przewodniczącego jury na canneńskim festiwalu doprowadził do zwycięstwa Pulp Fiction Quentina Tarantino, po czym przystąpił do pracy nad łzawym, przepełnionym nostalgią melodramatem. Postanowił tym filmem udowodnić, że jest wszechstronny nie tylko jako reżyser, ale i aktor. Chyba w żadnym innym filmie nie miał do nauczenia tak wielu kwestii, w dodatku za partnerkę miał Meryl Streep, więc stres musiał być ogromny. Szczególnie że oboje mieli do zagrania wspólne sceny miłosne. Dla facetów nie jest to łatwy film, ogląda się ze zniecierpliwieniem, nerwowo wiercąc w fotelu, powstrzymując przed zaśnięciem. Jest to opowieść „więzienna”, gdzie więzieniem jest małżeństwo. Może się tak zdarzyć, że spotka się bratnią duszę i zacznie się postrzegać sakramentalny związek jako zmarnowane lata. Pojawia się tęsknota za minioną młodością, kiedy robiło się wiele rzeczy wbrew sobie, by zadowolić otoczenie. Ma się wtedy ochotę zrzucić choć na chwilę kajdany. Chyba łatwiej jest kochać kogoś, kto jest poza zasięgiem niż osobę z najbliższego otoczenia, którą zna się na wylot. Madison County to najbardziej realistyczny film Eastwooda, co wcale nie oznacza, że jest jednym z najlepszych.
J. Edgar
(2011 / 137 minut)
scenariusz: Dustin Lance Black
Jak na prawdziwego Amerykanina przystało Eastwood lubił wracać do historii swojego kraju, odmalowywać dawne epoki i pokazywać interesujących bohaterów, którzy zapracowali na sławę i uznanie. John Edgar Hoover (1895 - 1972) to wieloletni dyrektor FBI. Przez pół wieku zarządzał Federalnym Biurem Śledczym, służąc ośmiu amerykańskim prezydentom. Jak każda powszechnie znana osoba budził sprzeczne odczucia: od szacunku i podziwu aż po niechęć i kontrowersje. Clint przedstawił go jako osobę niezwykle ambitną i zarozumiałą - pracoholika, który nie znosi sprzeciwu i pragnie być w centrum uwagi. W latach 30. każdy chciał być agentem federalnym, powstawały o nich filmy (najsłynniejszy to 'G' Men z Jamesem Cagneyem), ale J. Edgar rzadko uczestniczył w akcjach, więc uważano go tylko za zwykłego urzędnika. Reżyser nie pominął także wątku homoseksualnego, chociaż są wątpliwości czy Hoover faktycznie był gejem. Być może ważne są tu nie tylko jego relacje z protegowanym, ale też z wieloletnią sekretarką, której bezgranicznie ufał, dla której praca była ważniejsza niż życie uczuciowe. Dla reżysera życie prywatne Hoovera było równie istotne co kariera zawodowa. Nie należało więc pomijać przełomowej dla historii kryminalistyki sprawy porwania nastoletniego syna pioniera lotnictwa, Charlesa Lindbergha. Oprócz zwykłych przestępców zmorą Amerykanów byli radykałowie, zarówno ci groźni, podkładający bomby, jak i ci mniej groźni, żądający reform, jak np. Martin Luther King. Ten film to prosta, klasyczna biografia na elementarnym poziomie hollywoodzkim. Aktorstwo poprawne, reżyseria bez stylu i błysku, ale z rzemieślniczą precyzją. Da się oglądać, chociaż w drugiej połowie dopada nuda i senność.
Snajper
American Sniper (2014 / 132 minuty)
scenariusz: Jason Hall na podst. książki Chrisa Kyle'a, Scotta McEwena i Jima DeFelice'a
Różnica między Edgarem Hooverem a Chrisem Kyle'em jest taka, że ten pierwszy pragnął być legendą za życia, ten drugi stał się legendą wbrew własnej woli. Tak przynajmniej wynika z tych dwóch biograficznych obrazów Clinta Eastwooda. Amerykański snajper Chris Kyle jest patriotą i prawdziwym psem wojny, ciągnie go tam, gdzie toczą się walki. Źle się czuje, gdy siedzi w domu podczas gdy jego kumple giną w Iraku. Źle się czuje także wtedy, gdy musi zabić dziecko. Jednak gdy widzi szczyla z granatem lub granatnikiem przeciwpancernym to trzyma palec na spuście. Bo wtedy dzieciak staje się równie niebezpieczny co zawodowi żołnierze lub partyzanci. Chris Kyle zmarł w 2013 roku, a o świeżo zmarłych mówi się w samych superlatywach. Tak więc Clint Eastwood w swoim filmie wystawił laurkę amerykańskiemu bohaterowi. Stworzył propagandowe dzieło na zlecenie Pentagonu. Nie pierwsze zresztą - Firefox (1982) również był propagandową agitką, prezydent Reagan mógł zaliczyć go do ulubionych. Mimo agitatorskiego tonu film nie wygląda jakby powstał na „odwal się” - widać w tym ogień i silną wiarę reżysera w to, że opowiada historię w stu procentach prawdziwą. Prawdą jest jednak to, że czasem oszukuje, by pogłębić psychologię bohatera i mocniej wpłynąć na emocje. Trudno ocenić film, który próbuje być rzetelną biografią, jednocześnie gloryfikując zabójcę i okupanta. Clint zabawił się tu w Johna Forda, który często ukazywał Amerykanów jako tych dobrych, mimo że zabijali rdzennych mieszkańców.
PS. Wszystkiego najlepszego, Clint! Sto lat lub więcej! Zdrowia i energii do dalszej pracy!
Breezy
(1973 / 106 minut)
scenariusz: Jo Heims
Tytułowa Breezy to dwudziestoletnia hipiska podróżująca autostopem. Niepoprawna optymistka szukająca wszędzie pozytywów. Podczas jednej ze swoich bezmyślnych eskapad poznaje faceta w średnim wieku, zmęczonego życiem rozwodnika. Powoli kiełkuje uczucie między nimi. Nie jest to nielegalny związek, bo dziewczyna jest pełnoletnia, ale spora różnica wieku i tak powoduje wątpliwości. Jak nazwać to uczucie? Czy jest to miłość? Aby zasiać więcej wątpliwości Clint zamiast siebie obsadził jednego z dziadków amerykańskiego kina, Williama Holdena. Jego partnerką została młodziutka Kay Lenz. Gdy Holden odbierał Oscara w '54 Kay miała dopiero roczek. Eastwood okazał się reżyserem bardzo subtelnym i wrażliwym - kulturalnie i wnikliwie sportretował relacje między dwójką postaci pochodzących z różnych światów. Ukazał życie bez przemocy i tragizmu - takie, w którym można zapomnieć o troskach i po prostu cieszyć się tym, co przynosi każdy dzień. Trudno uwierzyć, że etatowy twardziel kina mógł nakręcić taki film, ale to nie jedyny tak liryczny obraz Clinta.
Wyzwanie
The Gauntlet (1977 / 109 minut)
scenariusz: Michael Butler, Dennis Shryack
Po miłostkach i czułościach, jakie zaserwował w Breezy, Clint Eastwood powrócił na właściwe tory, realizując sensację (Akcja na Eigerze) i western (Wyjęty spod prawa Josey Wales). Filmem pod tytułem Wyzwanie miał zamiar kontynuować dobrą passę, ale zamiast tego zainicjował kryzys - jego cztery filmy z lat 1977-82 nie spełniły oczekiwań. Jego role komediowe w duecie z orangutanem też okazały się porażką. Z tego okresu to tylko Ucieczka z Alcatraz (1979) Dona Siegela przypomina o charyzmie i temperamencie Clinta. Natomiast Wyzwanie ogląda się nieźle do pewnego momentu. Clint wciela się w postać policjanta, który nie myśli trzeźwo i szefostwo robi z niego jelenia. Otrzymuje na pozór proste zadanie, które okazuje się niewykonalne. Motyw korupcji w policji został sprowadzony do karykatury. Wyzwaniem dla widzów jest zachowanie powagi w trakcie wielu niedorzecznych scen. Gdyby obsadzono aktora komediowego to nieprawdopodobieństwa i absurdy dałoby się przełknąć, ale po filmach z Eastwoodem oczekuje się powagi i logiki - żadne parodie ani science-fiction tu nie przejdą. Pozytywnie zaskoczyła mnie Sondra Locke - wbrew temu co piszą np. na filmwebie uważam, że wypadła całkiem przyzwoicie.
Nagłe zderzenie
Sudden Impact (1983 / 117 minut)
scenariusz: Joseph C. Stinson na podst. fabuły Earla E. Smitha i Charlesa B. Pierce'a
Gdy doskwiera kryzys powraca się myślami do „dawnych dobrych czasów”, aktorzy zaś z braku sukcesów kasowych wracają do postaci, które przyniosły im uwielbienie publiczności. Tak postępowali w ostatniej dekadzie chociażby Bruce Willis i Sylvester Stallone. Tak postąpił trzy dekady temu Clint Eastwood. Nagłe zderzenie to czwarta część perypetii zabójczego tercetu: Smitha, Wessona i Callahana, parszywego gliniarza z San Francisco. Historia rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: policyjnego kryminału i opowieści z podgatunku rape and revenge. Obie historie spotkają się we wspólnym finale. Sporo tu świetnych dialogów oraz scen, które znakomicie ukazują absurdalność wymiaru sprawiedliwości. Jedną z początkowych scen filmu, rozgrywającą się w sądzie, można podsumować słowami: przestępca ma prawo działać nielegalnie, policjant nie ma takiego prawa. Sąd, który ma karać łajdaków sam otwiera im wszelkie furtki zachęcając do czynienia zła. Harry Callahan i jego magnum .44 ze względu na ich siłę i skuteczność stają się wrogami nie tylko najprawdziwszych łajdaków, ale też tych, co to niby stoją po właściwej stronie. Podobną ofiarą systemu jest postać grana przez Sondrę Locke. Nikogo nie obchodzi, że szumowiny które zgwałciły ją i jej siostrę cieszą się wolnością. Nikogo nie obchodzi, że wyrównuje rachunki. Według prawa to ona jest zbrodniarzem, a nie ci których tropi. Z początku ten film był dla mnie banalną kontynuacją, ale ponowny seans zweryfikował tę opinię. Okazało się, że ten prowincjonalny sequel w niczym nie ustępuje wielkomiejskim poprzednikom z lat 70, będąc przemyślanym i trzymającym w napięciu dramatem sensacyjnym.
Co się wydarzyło w Madison County
The Bridges of Madison County (1995 / 135 minut)
scenariusz: Richard LaGravenese na podst. powieści Roberta Jamesa Wallera
Prawdziwy twardziel umie nie tylko posługiwać się bronią, przywalić pięścią i władać ostrym słownictwem, ale też potrafi okazywać ciepłe uczucia i nie boi się ulegać namiętnościom. Gdy Eastwood w '94 roku objął funkcję przewodniczącego jury na canneńskim festiwalu doprowadził do zwycięstwa Pulp Fiction Quentina Tarantino, po czym przystąpił do pracy nad łzawym, przepełnionym nostalgią melodramatem. Postanowił tym filmem udowodnić, że jest wszechstronny nie tylko jako reżyser, ale i aktor. Chyba w żadnym innym filmie nie miał do nauczenia tak wielu kwestii, w dodatku za partnerkę miał Meryl Streep, więc stres musiał być ogromny. Szczególnie że oboje mieli do zagrania wspólne sceny miłosne. Dla facetów nie jest to łatwy film, ogląda się ze zniecierpliwieniem, nerwowo wiercąc w fotelu, powstrzymując przed zaśnięciem. Jest to opowieść „więzienna”, gdzie więzieniem jest małżeństwo. Może się tak zdarzyć, że spotka się bratnią duszę i zacznie się postrzegać sakramentalny związek jako zmarnowane lata. Pojawia się tęsknota za minioną młodością, kiedy robiło się wiele rzeczy wbrew sobie, by zadowolić otoczenie. Ma się wtedy ochotę zrzucić choć na chwilę kajdany. Chyba łatwiej jest kochać kogoś, kto jest poza zasięgiem niż osobę z najbliższego otoczenia, którą zna się na wylot. Madison County to najbardziej realistyczny film Eastwooda, co wcale nie oznacza, że jest jednym z najlepszych.
J. Edgar
(2011 / 137 minut)
scenariusz: Dustin Lance Black
Jak na prawdziwego Amerykanina przystało Eastwood lubił wracać do historii swojego kraju, odmalowywać dawne epoki i pokazywać interesujących bohaterów, którzy zapracowali na sławę i uznanie. John Edgar Hoover (1895 - 1972) to wieloletni dyrektor FBI. Przez pół wieku zarządzał Federalnym Biurem Śledczym, służąc ośmiu amerykańskim prezydentom. Jak każda powszechnie znana osoba budził sprzeczne odczucia: od szacunku i podziwu aż po niechęć i kontrowersje. Clint przedstawił go jako osobę niezwykle ambitną i zarozumiałą - pracoholika, który nie znosi sprzeciwu i pragnie być w centrum uwagi. W latach 30. każdy chciał być agentem federalnym, powstawały o nich filmy (najsłynniejszy to 'G' Men z Jamesem Cagneyem), ale J. Edgar rzadko uczestniczył w akcjach, więc uważano go tylko za zwykłego urzędnika. Reżyser nie pominął także wątku homoseksualnego, chociaż są wątpliwości czy Hoover faktycznie był gejem. Być może ważne są tu nie tylko jego relacje z protegowanym, ale też z wieloletnią sekretarką, której bezgranicznie ufał, dla której praca była ważniejsza niż życie uczuciowe. Dla reżysera życie prywatne Hoovera było równie istotne co kariera zawodowa. Nie należało więc pomijać przełomowej dla historii kryminalistyki sprawy porwania nastoletniego syna pioniera lotnictwa, Charlesa Lindbergha. Oprócz zwykłych przestępców zmorą Amerykanów byli radykałowie, zarówno ci groźni, podkładający bomby, jak i ci mniej groźni, żądający reform, jak np. Martin Luther King. Ten film to prosta, klasyczna biografia na elementarnym poziomie hollywoodzkim. Aktorstwo poprawne, reżyseria bez stylu i błysku, ale z rzemieślniczą precyzją. Da się oglądać, chociaż w drugiej połowie dopada nuda i senność.
Snajper
American Sniper (2014 / 132 minuty)
scenariusz: Jason Hall na podst. książki Chrisa Kyle'a, Scotta McEwena i Jima DeFelice'a
Różnica między Edgarem Hooverem a Chrisem Kyle'em jest taka, że ten pierwszy pragnął być legendą za życia, ten drugi stał się legendą wbrew własnej woli. Tak przynajmniej wynika z tych dwóch biograficznych obrazów Clinta Eastwooda. Amerykański snajper Chris Kyle jest patriotą i prawdziwym psem wojny, ciągnie go tam, gdzie toczą się walki. Źle się czuje, gdy siedzi w domu podczas gdy jego kumple giną w Iraku. Źle się czuje także wtedy, gdy musi zabić dziecko. Jednak gdy widzi szczyla z granatem lub granatnikiem przeciwpancernym to trzyma palec na spuście. Bo wtedy dzieciak staje się równie niebezpieczny co zawodowi żołnierze lub partyzanci. Chris Kyle zmarł w 2013 roku, a o świeżo zmarłych mówi się w samych superlatywach. Tak więc Clint Eastwood w swoim filmie wystawił laurkę amerykańskiemu bohaterowi. Stworzył propagandowe dzieło na zlecenie Pentagonu. Nie pierwsze zresztą - Firefox (1982) również był propagandową agitką, prezydent Reagan mógł zaliczyć go do ulubionych. Mimo agitatorskiego tonu film nie wygląda jakby powstał na „odwal się” - widać w tym ogień i silną wiarę reżysera w to, że opowiada historię w stu procentach prawdziwą. Prawdą jest jednak to, że czasem oszukuje, by pogłębić psychologię bohatera i mocniej wpłynąć na emocje. Trudno ocenić film, który próbuje być rzetelną biografią, jednocześnie gloryfikując zabójcę i okupanta. Clint zabawił się tu w Johna Forda, który często ukazywał Amerykanów jako tych dobrych, mimo że zabijali rdzennych mieszkańców.
PS. Wszystkiego najlepszego, Clint! Sto lat lub więcej! Zdrowia i energii do dalszej pracy!
Teraz przydałaby się taka sama inicjatywa dla Wajdy. Póki żyje.
OdpowiedzUsuńDobry pomysł. 6 marca przyszłego roku Wajda kończy 90 lat. Do tego czasu może uda mi się obejrzeć kilka (kilkanaście) jego filmów. To będzie trudniejsze wyzwanie, bo oglądanie słabszych filmów Wajdy jest mniej przyjemne niż oglądanie słabszych filmów Clinta :)
UsuńMariusz ma rację, a to ważny aspekt wyzwania.. "bo oglądanie słabszych filmów Wajdy jest mniej przyjemne niż oglądanie słabszych filmów Clinta :)"
UsuńTo powinien być twórca z urodzinami w okolicach marca-kwietnia przyszłego roku. Fajnie jakby miał spory dorobek reżyserski. No i dobrze gdyby (tak jak napisałem u siebie) był w miarę zróżnicowany. Nie chciałbym oglądać 20stu filmów wojennych od jednego twórcy :)
1 kwietnia - Sergio Sollima , za rok mu stuknie 95 (!) . Jeśli stuknie, bo w tym wieku wiadomo, jak jest. Tak , że wyzwanie z tych najzuchwwalszych ; przescignąć Żniwiarza. Dużo filmów nie zrobił , co daje jakieś tam fory , póki co.
UsuńMyślałem też o Formanie - 18 luty, Bertolucci - 16 marzec, Coppola - 7 kwiecień. Solima rzeczywiście jest do ogarnięcie jeżeli chodzi o ilość, ale...obawiam się o dostępność niektórych filmów. Ostatecznie zbiorę nazwiska i jak wybór będzie za trudny, to wstawię jako pytanie / ankietę :)
Usuń5 sierpnia 2016 będzie 110. rocznica urodzin Johna Hustona, a 20 kwietnia tegoż roku 25. rocznica śmierci Dona Siegela.
UsuńChyba raczej tylko żywi się łapią :) Z wymienionych, jestem zdecydowanie za Bertoluccim. A może Verhoeven ? ( z lipca )
UsuńAdrian Lyne. Unfaithful wymiata :)
UsuńAlbo dr Uwe Boll, co się będziesz pierdolił . Przywróć mu dobre imię - wyzwanie podwójne.
UsuńTo ktoś nie lubi Uwe Bolla?
UsuńTo zapisuję sobie datę 16 marca, czyli "biorę" Bertolucciego, bo mam u niego spore zaległości.
UsuńSą takie hieny zjebane, które chcą zniszczyć człowieka , to ryją i ryją pod nim dołki, jak świnie kurwa świńskie. Złą nowinę mu głoszą .
UsuńAlbo jeszcze Tinto Brass i Just Jaeckin. Ten drugi ma urodziny w sierpniu, ale mało filmów, to się jeszcze w tym roku zdąży.
UsuńŻYWI NA MADAGASKAR ! :D
UsuńWciąż obstaję przy Wajdzie. Polski wieszcz, który kręcił same istotne filmy, i są one zróżnicowane - adaptacje litearatury międzywojennej, coming-of-age, wojenne, dramaty historyczne, biografie, obyczajowe... głównie kino poważne, prawda. nie namawiam do oglądania wszystkiego co zrobił, ale z 20 filmów spokojnie można sobie wybrać by oddać Wajdzie za to, co zrobił dla kultury. A i tak przynajmniej 5 z tego to będą same arcydzieła.
UsuńTo go recenzuj .
UsuńKurde, ty też nie lubisz The Gauntlet? Zaczynam się czuć strasznie samotnie w swojej miłości do tego filmu :) Filmy z orangutanem (Every Which Way but Loose i Any Which Way You Can) też są IMO zajebiste i z tego co pamiętam z wywiadów z Clintem, to nie były porażką, tylko bardzo dużym sukcesem komercyjnym (prawie jak Smokey and the Bandit).
OdpowiedzUsuńJa miałem niezły zgryz ze Sniperem, bo nie uważam, że film jest wybitny, ale nie uważam też, że jest laurką i pro-wojenną amerykańską propagandą. Wydaje mi się, że Clint wyraźnie pokazuje, jak wojna eroduję rodziny ludzi, którzy biorą w niej udział - i to nie tylko na podstawie Chrisa Kyle'a i amerykańskich żołnierzy, ale i Irakijczyków.
The Gauntlet z początku mnie zaintrygował, ale im bliżej końca tym bardziej zwiększała się moja irytacja. Filmy z orangutanem dla mnie są porażką, a Clint w komediowej roli się nie sprawdził (jednak piosenki w tych filmach są fajne), podobno pierwsza część była tam jakimś sukcesem komercyjnym, ale druga okazała się kompletnym fiaskiem. Jeśli zaś chodzi o Snajpera to miałem mieszane odczucia, niby dobry film, a jednak nie do końca, trudno mi go ocenić.
UsuńZarobił mniej niż część pierwsza i nie zwrócił się w otwierającym weekendzie, ale 5. najbardziej kasowy film 1980 (pobił The Shining) i ponad 70 milionów w samych Stanach, przy 15 milionach budżetu, to nie jest fiasko.
UsuńW tamtym czasie to były najbardziej kasowe filmy Eastwooda.
UsuńTego nie wiedziałem, ale chodziło mi raczej o porażkę artystyczną :)
UsuńJa muszę wyznać, że "Madison County" stawiam wśród NAJLEPSZYCH filmów Eastwooda. Miał wtedy (l. 1992-1995) jeden z dwóch najlepszych okresów w karierze reżyserskiej (drugi to l. 2003-2008). Filmy z tych lat są niemal wszystkie znakomite (ciut słabsze, choć wciąż całkiem niezłe, to "Oszukana" i "Sztandar chwały").
OdpowiedzUsuńTo ja się przychylam ku Formanowi bo "Chcę widzieć, jak płonie City Hall,
OdpowiedzUsuńChcę widzieć, jak runie przeklęty dom, Chcę widzieć, jak pali się, moja panno,
Zachowam pamięć panny staranną". I ja się podejmę! :)
Nekrolog i przykra wiadomość dla fanów kina włoskiego
OdpowiedzUsuń2 czerwca odszedł na zawsze włoski reżyser Alberto De Martino (85) . Był jednym z tych gladiatorów kinematografii , którzy dzielnie stawiali czoła wszystkim gatunkom filmowym , kolejno zaliczając peplum, horror gotycki, spaghetti westerny, gialli, italo combat , polizio, horrory sataniczne , kino akcji, science fiction i co się po drodze napatoczyło. Sprawny warsztatowo fachman, bez żenady , ale z klasą kanibalizujący okrzyczane amerykańskie zrzuty , jak ,,Egzorcysta'' ( ,, Antichrist'' ) , ,, Omen'' czy ,,Fury'' ( które zespawał w ,, Holocaust 2000'' ) . Przyznaję , że niewiele jego filmów widziałem więc to się musi zmienić i to szybko, bo Martino jest tego wart . Najbardziej lubię nie pozbawiony rozpasanego wariactwa,, Magnum Speziale per Tony Saita'' - poliziottesco na wyjeżdzie ( Kanada ) . Karierę zakończył w połowie lat 80' .
RIP
Widziałem tylko Una Magnum Special per Tony Saitta, którego zdążyłeś mi polecić przed śmiercią De Martino (pół roku temu pod recką "Miasta przemocy"). Szalone, dynamiczne kino ze świetnymi scenami pościgów. Na youtubie można znaleźć pod tytułem Strange Shadows in an Empty Room.
UsuńTaki czadowy film obejrzałeś i nie napisałeś recenzji ? Why ?
OdpowiedzUsuńSam nie wiem dlaczego. Albo miałem ważniejsze sprawy albo ważniejsze filmy ;)
UsuńA propos nekrologów to trafiłem ostatnio na taką, dość przerażającą informację:
OdpowiedzUsuńhttp://m.fakt.pl/wydarzenia/swiat,tt2etr
Nie otwiera mi się ten link . Ale strzelę : chodzi o kobietę od efektów specjalnych zmasakrowana przez lwa ?
OdpowiedzUsuńAha, to 'm' na początku adresu oznacza chyba urządzenie mobilne (telefon, tablet) i pewnie dlatego nie działa w komputerach stacjonarnych i laptopach.
UsuńTwój strzał jest celny. Ratujmy lwy póki nas nie rozszarpią!
Absolutnie nie zgadzam się z Twoja opinią na temat "Co się zdarzyło w Madison County?"
OdpowiedzUsuńAle to już pewnie kwestia spojrzenia, bo kobiety to widzą inaczej.
Pozdrawiam
scoutek
Nekrologów ciąg dalszy :
OdpowiedzUsuń4 czerwca zmarł polski operator Kurt Weber (87) , nestor kina powojennego . Mistrz zdjęć czarno-białych , z upodobaniem do tonacji ,, low key'' . Jego sugestywne kadry , to połowa artystycznego sukcesu takich pamiętnych produkcji, jak ,, Baza Ludzi Umarłych'' Petelskich , ,, Salto'' i ,, Zaduszki'' Konwickiego , czy ,, Sublokator'' Majewskiego. Dzięki temu ostatniemu, Weber zaliczył niewielki flirt z kinem naszej domorosłej grozy , pracując przy jego krótkometrażowych adaptacjach klasyki : ,, Awatar , czyli Wymiana Dusz'' wg Teophlile'a Gautier i ,, Błękitny Pokój'' wg Prospera Merimee.
Po antysemickiej ruchawce , w 1969 Weber emigruje do RFN , gdzie pracuje głównie w telewizji.
RIP
Przyłączam się do życzeń.
OdpowiedzUsuńEastwood ze swoim dorobkiem wszedł od ścisłej czołówki reżyserów amerykańskiego kina.
Może tylko wolałbym, aby więcej było Birdów, Rzek Tajemnic i Bez przebaczenia, niż Firefoxów i Snajperów.
I nie zapominajmy, że już właściwie od pierwszego filmu (Play Misty for Me) dał się poznać jako rasowy director, a swoją klasę potwierdził w High Plains Drifter i tak mu właściwie zostało do dzisiaj.
W Eastwoodzie podoba mi się też ta jego soft side, stanowiąca kontrast dla image'u twardziela - zabijaki (to, o czym wspomniałeś pisząc o Breezy). To bardzo charakterystyczny rys Clinta.
PS. Przyłączam się do tych, którzy bronią mostów Madison County.
"Play Misty for Me" to świetny debiut pokazujący że Eastwood już od poczatku lat 70. był zdolnym filmowcem i dojrzałym aktorem (bo nie bał się grać ról wbrew swojemu emploi), a także pasjonatem muzyki jazzowej. Nie widziałem jeszcze "Birda", ale taki film jak "Play Misty" czy choćby współpraca z kompozytorem Lalo Schifrinem zdają się sugerować że jazz mocno go inspirował, był dla niego czymś więcej niż ilustracją muzyczną. Choć jego ostatnie prace nie zachwycają to nie chciałbym, aby zakończył karierę. Wciąż mam wrażenie, że Eastwood szuka po cichu takiego materiału, którym mógłby w wielkim stylu pożegnać się z kinem. I życzę mu by taki materiał znalazł (a po cichu liczę na to, że będzie to western).
Usuń.. i dwa świeże nekrologi :
OdpowiedzUsuń6 czerwca zmarł angielski aktor Richard Johnson (87) . W jego potężnej filmografii nie zabrakło głośnych horrorów ( w tym i i tych najwyższej półki ) : ,, The Haunting'' Roberta Wise'a , ,, Zombie 2 '' Lucio Fulciego , ,, L'isola degli Uomini pesce'' Sergia Martino , ,, Beyond the Door'' Ovidio Assonitisa , ,, Il Medaglione Insanguinato'' Massimo Dallamano . Był zawodowo aktywny do końca.
RIP
Tego samego dnia umiera Francuz Pierre Brice (86) Rozgłos przyniosła mu rola Winnetou, w którego wcielał się 11 razy, w RFN-owsko jugosławiańskich produkcjach kręconych w latach 60' , lużno bazujących na wątkach cyklu powieściowego Karla Maya. Choć skazało go to na status ,, aktora jednej roli'' , warto wspomnieć o jego udziale w kilku interesujących, choć teraz zapomnianych produkcjach, jak kryminał ,, Lipstick'' Damiano Damianiego , ,, Col Ferro e Col Fuoco '' Fernando Cerchio ( włoskiej ekranizacjo ,, Ogniem i Mieczem'' , gdzie zagrał Skrzetuskiego ) , czy ,, Mill of the Stone Woman '' Giorgio Ferroniego ( jednym z najbardziej nastrojowych horrorów gotyckich, jakie Włosi zrealizowali w latach 60' ) .
RIP
Pierre Brice zagrał też w kapitalnej rumuńskiej produkcji historycznej "Waleczni przeciw rzymskim legionom" (tyt. oryg. Dacii) z 1966. Ale i tak na zawsze pozostanie Apaczem Winnetou. Richard Johnson najlepszą rolę miał chyba w "Nawiedzonym" Wise'a, wyróżniał się dobrym głosem i kilkakrotnie był narratorem. Dobrze sprawdzał się w kostiumowych i wojennych filmach angielskiej szkoły, z których szczególnie polecam "Chartum" (1966) Basila Deardena. Zachęciłeś mnie do obejrzenia tego włoskiego gotyku.
UsuńNekrolog
OdpowiedzUsuńNie żyje Christopher Lee ( 93 ) . Tego dżentelmena nie trzeba bliżej przedstawiać, byłoby to niestosowne. Pozostaje tylko łączyć się w nadziei , że którejś ponurej, deszczowej nocy, powróci .
RIP , Prince of Darkness
Co kurwa? Przecież on jest nieśmiertelny.
UsuńAle natykam się na to już w drugim miejscu w Internecie, więc... ech.
Odpalam ,, Wicker Mana''' , a jak nie padnę, to jeszcze ,, Whip and Body'' . Noc z Krzyśkiem niech się stanie.
UsuńTeż odpalę "Wicker Mana", bom nie widział. I może jeszcze coś z Hammera (np. "Gorgonę" Fishera). Niedawno trafiłem na taki filmik, który pokazuje Krzyśka Lee od strony, od której chyba niewielu go zna: https://www.youtube.com/watch?v=T9MuEA2eF8c
UsuńNekrolog
OdpowiedzUsuń11 czerwca zmarł saksofonista Ornette Coleman, twórca free jazzu , jednego z najbardziej rewolucyjnych nurtów w tej muzyce . Jego szalone improwizacje uatrakcyjniły soundtrack ,, Nagiego Lunchu'' Davida Cronnenberga.
RIP
Włączyłem Spotify.
UsuńSzacun dla człowieka, genialny aktor!
OdpowiedzUsuń... i nekrolog :
OdpowiedzUsuń16 czerwiec okazał się smutnym dniem dla wielbicieli francuskiego kina kryminalnego ( także literatury ) . Zmarł bowiem Jean Herman ( 82 ) , pisarz, scenarzysta i reżyser , laureat Nagrody Goncourtów . Herman tworzył pod pseudonimem Jean Vautrin , zapożyczonym od imienia jednego z bohaterów ,, Komedii Ludzkiej'' Balzaca - tajemniczego awanturnika , którego protoplastą był sam Francois Vidocq.
Reżyserski dorobek Hermana nie imponuje ilością, ale zawiera takie pozycje, jak znakomity heist movie ,, Żegnaj , Przyjacielu'' z Alainem Delonem i Charlesem Bronsonem, czy gangsterski dramat ,, Jeff''' , na planie którego wybuchł płomienny romans Delona z Mirellie Darc.
Herman jest autorem scenariuszy do m.in. dwóch hitowych ,polarów' z Belmondem :
,, Glina czy Łajdak'' Georgesa Lautnera i ,, Człowiek z Marginesu'' Jacquesa Deraya , oraz współscenarzystą kompletnie zapomnianego i ciężkiego do zdobycia , zajebistego w jasny ciul neo noira ,, Błękitne, jak Piekło'' Yvesa Boisseta , z Tcheky Karyo, Lambertem Wilsonem i prześlicznymi Myriem Roussell i Agnes Soral . Adaptowany skrypt do słynnego ,, Przesłuchania w Noc Sylwestrową'' Claude Millera , to także jego dzieło. Osobiście, największym podziwem spośród dokonań Hermana , darzę scenariusz ( wg. własnej powieści ) do ,, Kanikuły'' aka ,, W Matni'' Yvesa Boisseta z Lee Marvinem i Miou Miou - gość wymyślił tak nieobliczalną i ociekającą egzystencjalnym pure nonsensem story, że drugiej takiej ze świecą szukać ; przy okazji jest to imo najlepszy francuski gangsta country, jaki znam.
RIP
Wielki aktor, wielki reżyser, wielki człowiek. Nie wiem czy ktokolwiek dorównuje mu charyzmą. Uwielbiam jego twórczość, nawet jeśli ostatnio zaniżył tony, wszystko mu wybaczam, bo oddał nam nieśmiertelne kino
OdpowiedzUsuń... a śmierć kosi, niby łan :
OdpowiedzUsuń22 czerwiec - umiera Laura Antonelli ( 73 ) , włoska piękność i gwiazda wielu komedii erotycznych lat 70' . Zagrała pamiętne role w ostatnim filmie Luchino Viscontiego ,, Innocents' oraz w ,, Venus in Furs'' Massimo Dallamano . Pojawiła się też w niesłusznie zapomnianym westernie ,, A Man Called Sledge'' Vica Morrowa .
RIP
Tego samego dnia ginie w wypadku samolotowym kompozytor James Horner ( 61) . Jak dla mnie , najlepsze rzeczy stworzył w latach 80' ; ,, Humanoids from the Deep'' ,, The Hand '' ,, Commando'' ,, Aliens '' i rewelacyjne, karygodnie niedocenione ,, Wolfen''.
RIP
Co do Laury Antonelli to wiem jak wyglądała gdy była młoda, ale przeglądając jej filmografię widzę same obce tytuły, nie wiem czy widziałem jakiś film z jej udziałem. Występowała u cenionych reżyserów włoskich i francuskich (Comencini, Chabrol, Visconti, Scola), znalazła się także w obsadzie komedii erotycznej Lucio Fulciego ("Lubieżnik" z 1972).
UsuńJeśli zaś chodzi o Hornera to zgadzam się, że najlepsze rzeczy tworzył w latach 80, szczególnym sentymentem darzę "Commando" - muzyka jest prościutka, ale trudno ją zapomnieć. Jednak gdy ostatnio przesłuchałem soundtrack "48 godzin" to zauważyłem podobne brzmienia co w późniejszym o trzy lata "Commando". Z niewymienionych przez Ciebie to warto jeszcze wspomnieć o muzyce z "Parku Gorkiego" M. Apteda - tutaj Horner też się wykazał. Nie należał do moich ulubionych kompozytorów, ale przyznaję że miał przebłyski geniuszu.
no to jeszcze jeden nekrolog , :
OdpowiedzUsuń17 czerwca , po prawicy Luchino Viscontiego zasiadł Nicola Badalucco ( 86) wybitny włoski scenarzysta , autor arcydzielnego ,, Zmierzchu Bogów'' i adaptacji mannowskiej ,,Śmierci w Wenecji'' . Badalucco napisał tez oryginalny skrypt do jednego z najbardziej ekstrawaganckich w pomyśle giallo ever *( nawiedzony spaghetti western podczas seansów morduje widzów strzałami z ekranu ) - telewizyjnego ,, Circito Chiuso'' ((Zamknięty Krąg ) 78' w reż. Giulliano Montaldo .
... i jeszcze jeden
OdpowiedzUsuń25 czerwca zmarł Patrick Macnee ( 93) , nieśmiertelny John Steed z serialu ,, Rewolwer i Melonik'' ( The Avengers ). Era ostatnich prawdziwych dżentelmenów dobiega końca.
RIP
Kilka dni temu odkryłem,że Stanley Donen wciąz żyje. Teraz myślałem, że wykrakałem, ale jeszcze nie.
Usuńa "Avengers" przede mną.
1 lipca zmarł Sergio Sollima (94 l). Tym, którzy zaglądają na tego bloga nie trzeba przedstawiać tego pana. W sumie to zrecenzowałem pięć jego filmów (na siedem obejrzanych).
OdpowiedzUsuńRIP
Mistrz. I wszystko na ten temat .
OdpowiedzUsuńRIP
Gratulacje ! Zostałeś nominowany przeze mnie do Liebster Blog Award. Więcej szczegółów znajdziesz tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://radzimir.blox.pl/2015/07/Liebster-Blog-Award-czyli-godzina-szczerosci.html
Dzięki, ale obawiam się że nie znajdę na to czasu. W czerwcu nic nie opublikowałem, bo miałem inne sprawy na głowie, dobrze będzie jeśli ze dwie recenzje uda się w lipcu stworzyć.
OdpowiedzUsuńOmar Shariff (1932 - 2015)
OdpowiedzUsuńWybitny aktor
OdpowiedzUsuń