pomysł serii: Jonathan E. Steinberg, Robert Levine
To przykład serialu, którego nie należy zbyt wcześnie skreślać, mimo iż nie wszystko jest w nim takie jak oczekiwano. Twórcy tej produkcji mają kilka asów w rękawie i dysponują nimi bardzo oszczędnie. Dla osób, które zachowały cierpliwość i nie opuściły przedwcześnie tego okrętu przygotowano miłe niespodzianki. Trzecia odsłona przygód kapitana Flinta nie ma właściwie słabych stron. Od pierwszego do ostatniego odcinka - pełen zachwyt. W związku z powyższym bitwę morską pomiędzy Piratami i Wikingami wygrywają w tym roku ci pierwsi, bo najeźdźcy z Północy nieoczekiwanie tracą impet, podnosząc się na równe nogi dopiero w finale sezonu. Black Sails z niezbyt imponującego przeciwnika zmienili się w potęgę, zdolną wygrywać z najlepszymi.
Nic tak nie łączy ludzi jak wspólny wróg. Piraci o gwałtownych i buntowniczych charakterach jednoczą się dzięki jednemu przeciwnikowi - Anglii - w walce o wspólne dobro. Jest nim jednak nie zrabowany skarb (on jest tylko środkiem do celu), ale metropolia Nassau na Bahamach. Wyspy stanowiły źródło konfliktu pomiędzy Anglią, Francją i Hiszpanią, ale gdy wielkie mocarstwa przestały interesować się archipelagiem jedna z wysp, New Providence, stała się schronieniem dla piratów, bukanierów i korsarzy. Scenariusz trzeciego sezonu nawiązuje do przełomowej dla Bahamów bitwy z 1718 roku, kiedy to okręty brytyjskiego gubernatora Woodesa Rogersa zaatakowały piracką bazę w Nassau.
Oglądając poprzedni sezon miałem wrażenie, że scenarzyści przyłożyli się solidnie tylko do wykreowania postaci kapitana Flinta, resztę charakterów kreśląc niedbale i bez polotu. Albo byłem w błędzie albo w trzecim sezonie postacie drugoplanowe nagle ożyły i wzbudzają równie wielkie emocje. Dotyczy to przede wszystkim Johna Silvera i Charlesa Vane'a. To już zupełnie inne typy ludzkie niż na początku. I co ważne, wydają się bardziej wiarygodni niż dawniej. To nie są stereotypowi bohaterowie z książek, komiksów i filmów. To ludzie, z którymi można sympatyzować, mimo ich licznych wad. Ich oponentem jest kolonialna potęga, która w celu poszerzenia strefy wpływów dokonała ludobójstwa na wysoką skalę. Dlatego piraci ze swoim stylem bycia i kodeksem postępowania jawią się jak bohaterowie, którzy przecież nie marzą o podbijaniu świata. Walczą tylko o dogodne miejsce do życia.
Inna sprawa jest z postaciami kobiecymi. Nie irytują wprawdzie, ale wciąż nie przekonują odbiorcy. Sposób potraktowania Eleanor Guthrie jest jednak dosyć ciekawy. Kobieta pełni tu właściwie rolę doradcy, nie robi w zasadzie niczego wielkiego, a jednak piraci uważają ją za groźnego przeciwnika. Tak jak Anglia pod pozorami cywilizacji ukrywa barbarzyństwo, tak również Eleonor pod atrakcyjną i delikatną sylwetką chowa swoją drapieżność. Mimo wszystko jest to postać wykazująca ludzkie odruchy. Nieco łaskawszym okiem można na nią spojrzeć pod koniec sezonu, gdy powróci sprawa śmierci jej ojca, która jak się okazuje - wywarła na nią ogromny wpływ i znacząco odmieniła jej relacje z Charlesem Vane'em.
Scenariusz jest znakomicie rozpisany, a motywy z poprzednich sezonów doskonale się zazębiają. Mnóstwo jest zaskakujących zwrotów akcji, a kilka scen na długo zagości w mojej pamięci: polowanie na rekiny, pojedynek między Teachem i Flintem, budowanie relacji ze zbiegłymi niewolnikami, atak piratów na dyliżans (scena akcji nakręcona jak mastershot), finałowa bitwa na lądzie i na morzu. Zasadzki, podstępy, potyczki, eskapady - naprawdę trudno się nudzić. Zapowiadany występ Raya Stevensona w roli Czarnobrodego wydawał się czymś, co może poprawić jakość produkcji, ale okazał się tylko kroplą w morzu zalet. Stevenson nie wybija się przed szereg. Jest częścią świetnego zespołu i postacią, która pokaże pazura dopiero w kolejnej serii. Na razie tylko spogląda badawczym wzrokiem - jak kapitan okrętu krążący wokół lądu, by się upewnić czy jest bezpiecznie.
Co nas czeka w następnym sezonie? Trudno przewidzieć. Twórcy na pewno nas niejednokrotnie zaskoczą. Mam nadzieję, że tendencja zwyżkowa utrzyma się jak najdłużej. Realizatorzy perfekcyjnie mieszają patenty z różnych źródeł - z historycznych ksiąg, wojennych poradników, przygodowych powieści, ekscytujących pragnień o dalekich podróżach, egzotycznych krainach i fantastycznych skarbach. Ograniczenie do minimum scen miłosnych wyszło zdecydowanie na korzyść. Pewnym zgrzytem może być sposób wypowiadania się bohaterów - zamiast krótkich urywanych kwestii elokwentne i wnikliwe dysputy. Jednak nie razi to tak bardzo jak w poprzednich odsłonach, bo tym razem postawiono na większy rozmach. Coraz więcej statystów, lokalizacji, a co za tym idzie coraz więcej przygód czynią tę produkcję atrakcyjniejszą dla widza i sprawiają, że rysy na tym diamencie nie obniżają jego wartości. Oby więcej takich skarbów oferowała telewizja!
* Rozdział 1
* Rozdział 2
Nic tak nie łączy ludzi jak wspólny wróg. Piraci o gwałtownych i buntowniczych charakterach jednoczą się dzięki jednemu przeciwnikowi - Anglii - w walce o wspólne dobro. Jest nim jednak nie zrabowany skarb (on jest tylko środkiem do celu), ale metropolia Nassau na Bahamach. Wyspy stanowiły źródło konfliktu pomiędzy Anglią, Francją i Hiszpanią, ale gdy wielkie mocarstwa przestały interesować się archipelagiem jedna z wysp, New Providence, stała się schronieniem dla piratów, bukanierów i korsarzy. Scenariusz trzeciego sezonu nawiązuje do przełomowej dla Bahamów bitwy z 1718 roku, kiedy to okręty brytyjskiego gubernatora Woodesa Rogersa zaatakowały piracką bazę w Nassau.
Oglądając poprzedni sezon miałem wrażenie, że scenarzyści przyłożyli się solidnie tylko do wykreowania postaci kapitana Flinta, resztę charakterów kreśląc niedbale i bez polotu. Albo byłem w błędzie albo w trzecim sezonie postacie drugoplanowe nagle ożyły i wzbudzają równie wielkie emocje. Dotyczy to przede wszystkim Johna Silvera i Charlesa Vane'a. To już zupełnie inne typy ludzkie niż na początku. I co ważne, wydają się bardziej wiarygodni niż dawniej. To nie są stereotypowi bohaterowie z książek, komiksów i filmów. To ludzie, z którymi można sympatyzować, mimo ich licznych wad. Ich oponentem jest kolonialna potęga, która w celu poszerzenia strefy wpływów dokonała ludobójstwa na wysoką skalę. Dlatego piraci ze swoim stylem bycia i kodeksem postępowania jawią się jak bohaterowie, którzy przecież nie marzą o podbijaniu świata. Walczą tylko o dogodne miejsce do życia.
Inna sprawa jest z postaciami kobiecymi. Nie irytują wprawdzie, ale wciąż nie przekonują odbiorcy. Sposób potraktowania Eleanor Guthrie jest jednak dosyć ciekawy. Kobieta pełni tu właściwie rolę doradcy, nie robi w zasadzie niczego wielkiego, a jednak piraci uważają ją za groźnego przeciwnika. Tak jak Anglia pod pozorami cywilizacji ukrywa barbarzyństwo, tak również Eleonor pod atrakcyjną i delikatną sylwetką chowa swoją drapieżność. Mimo wszystko jest to postać wykazująca ludzkie odruchy. Nieco łaskawszym okiem można na nią spojrzeć pod koniec sezonu, gdy powróci sprawa śmierci jej ojca, która jak się okazuje - wywarła na nią ogromny wpływ i znacząco odmieniła jej relacje z Charlesem Vane'em.
Scenariusz jest znakomicie rozpisany, a motywy z poprzednich sezonów doskonale się zazębiają. Mnóstwo jest zaskakujących zwrotów akcji, a kilka scen na długo zagości w mojej pamięci: polowanie na rekiny, pojedynek między Teachem i Flintem, budowanie relacji ze zbiegłymi niewolnikami, atak piratów na dyliżans (scena akcji nakręcona jak mastershot), finałowa bitwa na lądzie i na morzu. Zasadzki, podstępy, potyczki, eskapady - naprawdę trudno się nudzić. Zapowiadany występ Raya Stevensona w roli Czarnobrodego wydawał się czymś, co może poprawić jakość produkcji, ale okazał się tylko kroplą w morzu zalet. Stevenson nie wybija się przed szereg. Jest częścią świetnego zespołu i postacią, która pokaże pazura dopiero w kolejnej serii. Na razie tylko spogląda badawczym wzrokiem - jak kapitan okrętu krążący wokół lądu, by się upewnić czy jest bezpiecznie.
Co nas czeka w następnym sezonie? Trudno przewidzieć. Twórcy na pewno nas niejednokrotnie zaskoczą. Mam nadzieję, że tendencja zwyżkowa utrzyma się jak najdłużej. Realizatorzy perfekcyjnie mieszają patenty z różnych źródeł - z historycznych ksiąg, wojennych poradników, przygodowych powieści, ekscytujących pragnień o dalekich podróżach, egzotycznych krainach i fantastycznych skarbach. Ograniczenie do minimum scen miłosnych wyszło zdecydowanie na korzyść. Pewnym zgrzytem może być sposób wypowiadania się bohaterów - zamiast krótkich urywanych kwestii elokwentne i wnikliwe dysputy. Jednak nie razi to tak bardzo jak w poprzednich odsłonach, bo tym razem postawiono na większy rozmach. Coraz więcej statystów, lokalizacji, a co za tym idzie coraz więcej przygód czynią tę produkcję atrakcyjniejszą dla widza i sprawiają, że rysy na tym diamencie nie obniżają jego wartości. Oby więcej takich skarbów oferowała telewizja!
* Rozdział 1
* Rozdział 2
0 komentarze:
Prześlij komentarz