NAJLEPSZE FILMY ROBERTA ALDRICHA. Parszywa dziesiątka

Agnes Moorehead, Robert Aldrich i Bette Davis  lata 60. 


Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl

Tekst dedykuję pamięci mojego ojca (zm. 6 sierpnia 2018), z którym wielokrotnie zasiadałem przed telewizorem i oglądaliśmy m.in. Parszywą dwunastkę i Vera Cruz.

Sto lat temu przyszedł na świat Robert Aldrich (9 sierpnia 1918 – 5 grudnia 1983) – człowiek, który wkrótce miał w znacznym stopniu wpłynąć na kinematografię amerykańską. Mimo współpracy z pierwszoligowymi gwiazdorami w skostniałym systemie hollywoodzkim udało mu się uzyskać niezależność. Wiele jego filmów powstało pod szyldem The Associates & Aldrich Company, gdzie miał twórczą swobodę i mógł nadać swoim filmom indywidualny charakter. Jego styl stał się rozpoznawalny, a filmy okazały się źródłem inspiracji dla młodszych filmowców. Duży wpływ na sukcesy jego dzieł miała grupa stałych współpracowników. Byli wśród nich: montażysta Michael Luciano, kompozytor Frank De Vol, operatorzy Joseph F. Biroc i Ernest Laszlo, scenograf William Glasgow, projektantka kostiumów Norma Koch, scenarzysta Lukas Heller oraz aktorzy Wesley Addy, Ernest Borgnine, Richard Jaeckel i inni. Ponieważ doskonale się rozumieli i nie tworzyli konfliktów, praca szła szybko i sprawnie.

Chociaż reżyser nie żyje od prawie 35 lat, warto celebrować okrągłą rocznicę jego urodzin. Bo jest ona doskonałym pretekstem, by spojrzeć na jego dzieła z perspektywy czasu i zastanowić się nad ich wartością. W związku z powyższym przygotowałem ranking dziesięciu najlepszych filmów Aldricha. Wybór rzecz jasna subiektywny, kierowałem się wyłącznie swoim gustem, a nie ocenami w internetowych bazach filmowych. Kolejność tytułów, jak również brak kilku pozycji, mogą być zaskakujące, ale jest to lista przemyślana i niewymuszona.

10. Hustle (1975)


Burt Reynolds zagrał w dwóch filmach reżyserowanych przez Roberta Aldricha. Pierwszym jest Najdłuższy jard (1974), mieszanka Parszywej dwunastki, komedii sensacyjnej, dramatu więziennego i filmu sportowego o futbolu amerykańskim. Jest on uważany za ostatni wielki sukces reżysera, kilkakrotnie był też “rimejkowany” (Mecz ostatniej szansy, 2001; Wykiwać klawisza, 2005). Zapomina się przy tym o drugim wspólnym dziele Aldricha i Reynoldsa, które też przyniosło zyski, ale spotkało się z gorszymi opiniami krytyków. Hustle to kryminał o dochodzeniu prowadzonym przez wydział zabójstw, ale to również historia miłosna, którą dobrze się ogląda dzięki parze głównych bohaterów. Reynoldsowi partnerowała Catherine Deneuve i pomiędzy nimi iskrzy. On jest policjantem, ona call girl, pochodzą z różnych środowisk i mają różne spojrzenie na życie, ale ich wspólne sceny sfilmowane są z takim ładunkiem emocjonalnym, że trudno wątpić w prawdziwość tego uczucia.

Autorem scenariusza jest Steve Shagan (Ocalić tygrysa, 1973; Rejs wyklętych, 1976), a producentami są ojciec i syn, Robert i William Aldrichowie. W obsadzie grupa znakomitych aktorów: Eddie Albert, Ernest Borgnine, Eileen Brennan, Ben Johnson i Paul Winfield. Jako że głównym bohaterem jest policjant z wydziału zabójstw, tłem opowieści jest śledztwo w sprawie morderstwa. Oficjalnie śmierć młodej dziewczyny uznano za samobójstwo, ale ojciec denatki, niestabilny emocjonalnie weteran wojny koreańskiej, nie przyjmuje do wiadomości oficjalnego raportu i rozpoczyna własne dochodzenie. Dwaj gliniarze też postanawiają głębiej zbadać sprawę, a trop prowadzi ich do pornobiznesu. Zarówno wątek kryminalny, jak i miłosny mają niekonwencjonalne zakończenie. Hustle to film zaskakująco subtelny jak na tego reżysera i widz nastawiony na sensacyjną akcję (czyli to, z czego Aldrich słynie najbardziej) może być zawiedziony.

9. The Grissom Gang (1971)


Na film można się natknąć pod polskim tytułem Banda Grissoma albo Gang Mamy Grissom, jako że szefową gangu – podobnie jak w rok wcześniejszym filmie Rogera Cormana – jest „krwawa mamuśka”. Tego typu filmy, osadzone w czasach wielkiej depresji, powstawały na fali sukcesu filmu Arthura Penna Bonnie i Clyde (1967). Dla Aldricha to było ciekawe wyzwanie, bo mógł cofnąć się w czasie do swojego dzieciństwa, okresu wielkiego kryzysu. Znany z obsadzania gwiazd reżyser tym razem postawił na młodych, zdolnych aktorów: Kim Darby (Prawdziwe męstwo, 1969), Scotta Wilsona (Z zimną krwią, 1967) i Tony’ego Musante (Ptak o kryształowym upierzeniu, 1970).

Scenariusz Leona Griffithsa proponował karykaturalne spojrzenie, dalekie od realizmu. Świat jest tu przekoloryzowany i groteskowy, ale w przeciwieństwie do nowatorskiego filmu Penna nie ma tu bohaterów, którzy wzbudzaliby sympatię. Wszyscy są odpychający, spoceni i brudni, także para głównych bohaterów Slim Grissom (Scott Wilson) i Barbara Blandish (Kim Darby). On jest niezrównoważonym gangsterem, ona bogatą dziedziczką i ofiarą kidnapingu. Porwanie tej dziewczyny staje się początkiem dziwnego romansu, którego finał nietrudno zgadnąć. Film nie zdobył uznania publiczności ani krytyki i był już czwartą z kolei porażką reżysera (poprzednie trzy to Legenda Lylah Clare, Zabójstwo siostry George, Spóźniony bohater). Warto jeszcze nadmienić, że jest to adaptacja powieści Jamesa Hadleya Chase’a, którą już przerabiali Brytyjczycy (No Orchids for Miss Blandish, 1948).

8. Parszywa dwunastka (The Dirty Dozen, 1967)


Największy komercyjny sukces reżysera, a dla wielu widzów także sztandarowe dzieło w jego dorobku. Jednak gdy film wszedł na ekrany, nie spotkał się z dobrym przyjęciem krytyki. Powodem licznych negatywnych opinii – podobnie jak w przypadku Bonnie i Clyde’a – był poziom ekranowej przemocy i amoralność bohaterów. Kluczem do powodzenia filmu wśród widzów okazał się dobór znakomitych aktorów, ale fabuła wykorzystująca motyw men on a mission też ma spory potencjał. I tutaj został on wykorzystany, choć nie w pełni. Podstawową wadą produkcji jest to, że z tytułowego tuzina pamięta się o pięciu bohaterach, reszta nie otrzymała zbyt wiele czasu ekranowego. Dlatego gdy po kolei tracą życie, trudno się tym przejąć, bo za słabo ich poznaliśmy. Trudno też winić za cokolwiek Niemców, którzy zostali tu przedstawieni jako ofiary.

Aby nie powstał chaos, podzielono fabułę na trzy części: trening, manewry i wreszcie, niemalże samobójcza, misja grupy zdyscyplinowanych żołnierzy. Biorąc na warsztat powieść E.M. Nathansona, scenarzyści Nunnally Johnson i Lukas Heller nie zrobili z tego bezmyślnej opowieści o zabijaniu i nie mniej ciekawa od samej akcji jest przemiana niepokornych skazańców w zgrany i gotowy do walki oddział. Robert Aldrich próbował potem powtórzyć ten sukces, realizując Spóźnionego bohatera (1970) z Michaelem Caine’em i Cliffem Robertsonem. Jednak ten film nie tylko przyniósł straty finansowe, ale okazał się znacznie słabszy jakościowo. Nie miał już tej energii, świeżości ani mocy i po prostu gorzej się zestarzał. Najważniejsze atuty Parszywej dwunastki to postacie grane przez Lee Marvina, Charlesa Bronsona, Johna Cassavetesa i Telly’ego Savalasa, a także rozbrajający humor i spektakularny finał. To one świadczą o ponadczasowości widowiska.

7. Atak (Attack, 1956)


Adaptacja sztuki Fragile Fox (1954) Normana Brooksa dokonana przez scenarzystę Jamesa Poego. Ze względu na przedstawienie amerykańskiej armii w niekorzystnym świetle reżyser nie otrzymał wsparcia Departamentu Obrony USA. Skromnymi środkami, zaangażowaniem i kreatywnością udało się ukończyć ten niezwykły film o układach panujących w wojsku. Lee Marvin i Eddie Albert zagrali postacie oficerów karierowiczów, dla których awanse i medale mają większą wartość niż ludzkie życie. Kapitan Erskine Cooney przypomina tchórza, ale okazuje się, że problem tkwi głębiej w jego psychice i nie da się tak prosto podzielić żołnierzy na tchórzy i bohaterów. Co ciekawe, odgrywający tę rolę aktor, Eddie Albert, został odznaczony Brązową Gwiazdą za bohaterstwo podczas walk o Wyspy Gilberta w 1943.

Czołowym bohaterem Ataku jest porucznik Joe Costa, w którego wcielił się Jack Palance (u tego reżysera także w Wielkim nożu i 10 sekundach do piekła). Film ma w sobie sporo z satyry, nikogo wprost nie obraża, tylko pokazuje pewne postawy, które czynią z pola bitwy pole niebezpiecznej gry, pozbawionej zasad, a przez to trudnej do wygrania. W poprzednim filmie, Wielkim nożu, Aldrich pokazywał brudną stronę Hollywood, co nie znaczy, że uważał stolicę kina za totalne bagno (przecież sam w niej tworzył). Podobnie tutaj – mimo iż reżyser zaatakował armię, pokazując jej słabości i wydobywając na wierzch brudy, nie oznacza to, że uważał militaryzm za coś złego. Źli są ludzie obsadzeni na niewłaściwych stanowiskach, nieświadomi odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa.

6. Co się zdarzyło Baby Jane? (What Ever Happened to Baby Jane?, 1962)


Film zaliczany do czołówki dzieł reżysera, według mnie to znakomite kino, aczkolwiek mam parę zastrzeżeń. Historia, choć bardzo nastrojowa i emocjonalna, nie jest pozbawiona dłużyzn i spadków napięcia. A Bette Davis ze względu na ostry, rażący makijaż wygląda jak karykatura, a nie postać z krwi i kości. Jednak Robert Aldrich nie miał chyba zamiaru tworzyć realistycznego dramatu, lecz kino nastawione bardziej na grozę niż psychologiczny realizm. Zainicjował tym samym nowy podgatunek zwany hagsploitation lub hag horror, czyli filmy o starszych kobietach, które są niezrównoważone i terroryzują otoczenie. Przykłady filmów z tego nurtu: Strait-Jacket (1964) Williama Castle’a z Joan Crawford, Nie płacz, Charlotto (1964) Roberta Aldricha z Bette Davis, Co się stało z ciocią Alicją? (1969), What’s the Matter with Helen? (1971), Whoever Slew Auntie Roo? (1971), Kwiaty na poddaszu (1987).

Scenariusz Lukasa Hellera na podstawie powieści Henry’ego Farrella opowiada o przemijaniu sławy i nostalgii za minioną epoką, gdzie każdy miał większe możliwości, ponieważ był młodszy. Z powodu tematyki można tę historię przyrównać do Bulwaru Zachodzącego Słońca. Jednak w przeciwieństwie do Billy’ego Wildera twórca Parszywej dwunastki zestawił dwie przebrzmiałe gwiazdy, z których jedna jest niezrównoważona i zarazem groteskowa, a druga jest postacią tragiczną, sparaliżowaną i niemogącą liczyć na współczucie. Pikanterii dodaje fakt, że Bette Davis i Joan Crawford prywatnie szczerze się nienawidziły. Dzięki temu udało się uchwycić napięcie między nimi. Film na tym z pewnością zyskał i role obu pań są zdecydowanie największym atutem, ratując dzieło przed upadkiem w otchłań zapomnienia. Mimo to uważam, że Oscara w tamtym roku zasłużenie zdobyła Anne Bancroft za Cudotwórczynię (1962).

5. Nie płacz, Charlotto (Hush… Hush, Sweet Charlotte, 1964)


Henry Farrell i Lukas Heller, współtwórcy sukcesu Co się zdarzyło Baby Jane?, napisali kolejną mroczną historię o kobietach. Na krześle reżysera ponownie zasiadł Robert Aldrich, a w roli tytułowej ponownie wystąpiła Bette Davis. Czy znowu osiągnięto sukces? I tak, i nie. Tak, ponieważ film zdobył uznanie krytyki i aż siedem nominacji do Oscara (więcej niż „pierwowzór”). Nie, bo w zestawieniu z poprzednikiem wydawał się wtórny, więc na ogół oceniano go niżej. Moim zdaniem jest to wciąż kino z wysokiej półki – zawiera te same zalety, które zadecydowały o sukcesie Baby Jane. Jest mroczna tajemnica z przeszłości, a relacje między bohaterami są pełne napięcia. Aktorzy odgrywają swoje role bardzo intensywnie, na granicy tragikomedii, co ma swój urok i należy do stylu reżysera (w wielu jego filmach aktorstwo jest dalekie od realizmu). Wreszcie mamy wspaniały gotycki klimat jak z rasowego horroru. I intrygę, która może jest przekombinowana, ale pochłania i działa na wyobraźnię.

W niniejszym zestawieniu z pewnością najbardziej kontrowersyjne jest postawienie Charlotty na wyższym miejscu niż Baby Jane. Stało się tak, ponieważ film o Charlotte Hollis bardziej mnie przekonał pod względem fabularnym i ma również mniej dłużyzn, więc i spadki napięcia są rzadsze. Do tego prolog jest genialny – jak go zobaczyłem, pomyślałem, że film który się tak zaczyna, musi być genialny. I faktycznie taki jest – pełen emocji, kapitalnie sfotografowany, trzymający w napięciu do ostatniej minuty. Poziom aktorstwa też bardzo wysoki. Bette Davis zagrała z ogromnym zaangażowaniem, co może być też wadą, bo wyczuwa się w tej roli gwiazdorską szarżę, tzn. pokazanie wszystkim, kto tu jest najważniejszy. Ale na szczęście pozostali aktorzy, w szczególności kobiety, nie dali się przyćmić. Olivia de Havilland jest zwykle postrzegana przez prostą, jednowymiarową rolę w Przeminęło z wiatrem, ale to przecież aktorka wybitna ze świetnymi kreacjami w latach 40. Postać Miriam w filmie Aldricha jest potwierdzeniem jej talentu. Gdybym miał jednak wymienić najlepszą kreację aktorską w tym filmie, to mimo wszystko wskazałbym bez wahania Velmę Cruther w doskonałej interpretacji Agnes Moorehead.

4. Vera Cruz (1954)


Zanim Aldrich nakręcił swoje słynne czarno-białe dzieła, zrealizował dwa kolorowe westerny. Ostatnia walka Apacza (1954) i Vera Cruz (1954) – mimo iż reprezentują ten sam gatunek, bardzo się od siebie różnią. Pierwszy jest filmem sentymentalnym i dydaktycznym, o pacyfistycznej wymowie i nieprzekonującym zakończeniu. Drugi jest żywym, dynamicznym kinem przygodowym, dostarczającym dużej porcji rozrywki. Oba mają swój niezaprzeczalny urok, ale nie ma wątpliwości, który z nich jest lepszy. Vera Cruz robi wrażenie także dziś. Jest to film z dużą liczbą cięć montażowych, a fabuła prowadzona jest sprawnie, bez dłużyzn, oferując atrakcje nie tylko dla fanów westernów, ale też kina przygodowego i batalistycznego. Akcja toczy się po zakończeniu wojny secesyjnej, a w jej centrum znajduje się samotny południowiec, który trafia do ogarniętego wojną Meksyku. Tutaj wraz z poszukiwanym listem gończym bandytą czyha na złoto przeznaczone na finansowanie rewolucji.

Zarówno postać grana przez Gary’ego Coopera, jak i Burta Lancastera to ludzie cyniczni i pazerni, ufający wyłącznie broni palnej. Żyją już dość długo, by wiedzieć, że światem rządzą złoto i przemoc, a człowiek nie jest wiele wart. Także u kobiet ujawniają się negatywne cechy charakteru, zarówno dla francuskiej hrabiny, jak i meksykańskiej señority podstawowym celem jest zagarnięcie złota. To, że ta druga ma bardziej szlachetne intencje, niewiele zmienia, bo i tak została przedstawiona jako złodziejka (ukradła głównemu bohaterowi sakiewkę z dwunastoma dolarami i oddała ją… pustą). Autorzy scenariusza – Borden Chase, Roland Kibbee i James R. Webb – skonstruowali interesującą fabułę z ciekawym konfliktem charakterów i osadzili ją w burzliwym okresie. Reżyser wraz z producentami (Hecht-Hill-Lancaster) podjęli decyzję, by całość zrealizować w Meksyku przy współpracy lokalnych mieszkańców i tamtejszego rządu. Film był źródłem inspiracji dla Sergia Leone i bywa określany „pierwszym spaghetti westernem”.

3. Władca północy (Emperor of the North Pole, 1973)


Ten tytuł mógł się znaleźć w filmografii Sama Peckinpaha, ale twórca Dzikiej bandy (1969) nie zgodził się na warunki producentów. Jednak Robert Aldrich wraz ze swoim drapieżnym stylem wydawał się idealny do tego filmu. Czasy wielkiej depresji (1929–1933) pamiętał lepiej od „krwawego Sama”, gdyż był od niego siedem lat starszy. Oryginalny tytuł brzmi Emperor of the North Pole (cesarz bieguna północnego) i jest to pojęcie, które rozpowszechniło się wśród tak zwanych hobos, bezdomnych wędrowców podróżujących na gapę pociągami w okresie wielkiego kryzysu. Lee Marvin niemal standardowo odgrywa rolę niepokornego i upartego bohatera, a Ernest Borgnine – wcześniej u Aldricha gdzieś na uboczu – zaskakuje mistrzowskim wyczuciem w kreowaniu czarnego charakteru. Jako wyjątkowo uparty i wredny konduktor chroni pociąg przed gapowiczami, użerając się szczególnie z dwoma szukającymi szczęścia włóczęgami.

Autorem scenariusza jest Christopher Knopf, telewizyjny pisarz, który naszpikował historię świetnymi pomysłami i w rękach znakomitego reżysera opowieść zyskała odpowiednią dramaturgię i energię. Nie brakuje trzymających w napięciu sekwencji. Wielu emocji dostarcza również pojedynek aktorski. Obok Marvina i Borgnine’a bardzo dobrze wypadł młody Keith Carradine. Dodatkowy plus za piosenkę Franka De Vola i Hala Davida A Man and a Train, którą wykonał Marty Robbins. Fascynujący to film z kapitalną pracą kamery Josepha Biroca i realistyczną akcją pozbawioną zbędnych ozdobników i fajerwerków. Władca północy to film o prawdziwych mężczyznach, twardzielach z krwi i kości, którzy raz wygrywają, innym razem przegrywają, ale zawsze kierują się zasadami i z maniakalnym uporem dążą do celu.

2. Ucieczka Ulzany (Ulzana’s Raid, 1972)


Robert Aldrich nakręcił sześć westernów, wśród których na szczególne wyróżnienie – obok omówionego wyżej Vera Cruz – zasługuje Ucieczka Ulzany na podstawie scenariusza Alana Sharpa. Tytułowy Indianin jest postacią autentyczną. To Apacz, który po ucieczce z rezerwatu wkroczył na wojenną ścieżkę. Brzmi podobnie jak fabuła Ostatniej walki Apacza, gdzie Indianina zagrał Burt Lancaster. Ale to zupełnie inne kino, znacznie dojrzalsze i spójne, mocniejsze w wymowie i zawierające większą dozę realizmu. Nie ma również zbędnych wątków, które odwracałyby uwagę od tego, co najistotniejsze. Dużo świetnych dialogów i znakomitych scen, które dzięki umiejętnościom operatora Josepha Biroca dobrze służą opowiadanej historii. Wydobywają na wierzch istotne niuanse, są bardzo sugestywne i absorbują uwagę widza.

Ulzana ucieka, by pozbyć się zapachu cywilizacji, zastępując go zapachem ognia i krwi. Wybiera ścieżkę wojenną, bo dzięki temu czuje się silniejszy. Życie w rezerwacie pozbawiło go mocy, którą teraz zamierza odzyskać, atakując białych osadników. Autorzy filmu podkreślają, że nienawiść do wroga nie ma sensu tak jak nie ma sensu nienawidzić pustyni za to, że jest pozbawiona wody. Odczuwając nienawiść, zapomina się również o rozsądku i podejmuje złe decyzje. Ucieczka Ulzany to mądry i pasjonujący spektakl, wiarygodny od strony psychologicznej, ale będący także ekscytującym filmem przygodowym. Burt Lancaster wciąż jeszcze w latach siedemdziesiątych błyszczał aktorską charyzmą, a Aldrich nie stracił dawnej drapieżności, inwencji i fachowej ręki. To produkcja nieco już zapomniana, ale godna przypomnienia. Ma w sobie wiele z klasycznego westernu i jest inspirowana Poszukiwaczami (1956) Johna Forda, ale wprowadza do gatunku również nowe spojrzenie na konflikty rasowe panujące na amerykańskim Zachodzie.

1. Śmiertelny pocałunek (Kiss Me Deadly, 1955)


Ten film to prawdziwa bomba zarówno w karierze Roberta Aldricha, jak i w nurcie amerykańskich czarnych kryminałów. Powstał w schyłkowym okresie kina noir, ale twórcy mieli ambicje, by stworzyć coś nowatorskiego, zamiast kontynuować tradycje kina detektywistycznego. Scenariusz „Buzza” Bezzeridesa umieszcza Mike’a Hammera, bohatera twórczości Mickeya Spillane’a, w dziwnych sytuacjach, które ujawniają jego brutalny charakter. By dotrzeć do prawdy, nie waha się używać przemocy, ale jeszcze bardziej agresywni są ci, którzy chcą ukryć prawdę. W centrum wydarzeń znajduje się tajemnicza walizka, która pełni funkcję puszki Pandory. Ale i bez niej świat jest zły i doszczętnie zepsuty. Cynizm, skłonność do przemocy, wzajemna nieufność i nienawiść prowadzą do apokaliptycznego finału.

Znakomite, wieloaspektowe dzieło, w którym dziwna i mroczna fabuła doskonale współgra z surrealną i ponurą atmosferą wykreowaną przez wybitnego operatora Ernesta Laszlo. Opracował on stronę wizualną siedmiu filmów Aldricha, ale Śmiertelny pocałunek to prawdopodobnie jego najdoskonalsze osiągnięcie (także biorąc pod uwagę nominowane do Oscara zdjęcia w filmach Stanleya Kramera). Już od pierwszej sceny, w której reflektory samochodu przecinają nocną ciemność, aż do ostatniej, w której światło dosłownie rozsadza nadmorską posiadłość, mamy do czynienia z majstersztykiem wizualnym. Natomiast jeśli chodzi o fabułę, to mamy tu doskonałą grę z konwencjami gatunkowymi. Elementy klasycznego kryminału detektywistycznego mieszają się z thrillerem szpiegowskim i futurystycznym. Można ten film odczytywać również jako metaforę współczesnej Ameryki, a konkretnie maccartyzmu, który podzielił amerykańskie społeczeństwo, pogorszył relacje między obywatelami, złamał kariery i wytworzył w kraju nieprzyjemny klimat. Bezdyskusyjny numer jeden w twórczości Aldricha. Film, który przy każdym oglądaniu można odkrywać na nowo.

4 komentarze:

  1. Śmiertelny pocałunek ma przeciętna notę i opinie na filmwebie. wiadomo ze to nie jest wyznacznik, ale daje do zastanowienia. Na imdb ocena juz duzo wyzsza ale tez bez szalu> P.S Szczere kondelencje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wchodząc na imdb w recenzje użytkowników można zauważyć zarówno oceny maksymalne (10/10), jak również minimalne (1/10). O czym to niby świadczy? Że gusta są różne i najlepiej sprawdzić film samemu. Ja kierowałem się swoim gustem - uwielbiam filmy noir i westerny, dlatego one trafiły do czołówki. Nie jestem jednak odosobniony jeśli chodzi o stawianie "Śmiertelnego pocałunku" na pierwszym miejscu. Jeśli moja opinia Pana nie przekonuje, może Pan zerknąć na poniższy link. Jest tam inne (anglojęzyczne) Top 10 Roberta Aldricha. Zupełnie różni się od mojego, ale pierwsze miejsce jest takie samo.
      https://www.top10films.co.uk/22769-top-10-films-robert-aldrich/

      Usuń
  2. Apache nie zasłużyło sobie u Ciebie na top10 Aldricha i dobrze, bo to imho nieudany film, a pamiętam, że ty go zawsze mocno chwaliłeś. Co do westernów z zestawienia to u mnie Vera Cruz okupowałoby wyższą pozycję niż Ucieczka Ulzany, no ale to kwestia gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uważam, aby "Apache" było kompletnie nieudanym filmem, ale jednak do dziesiątki się nie załapał. Zdaję sobie sprawę, że film posiada wady, ale nawet mimo tych wad lepiej go wspominam niż np. melodramatyczny "Ostatni zachód słońca" (1961).

      Usuń