JESSE JAMES. 80 lat od premiery

tytuł oryginalny: Jesse James
premiera: 14 stycznia 1939
czas trwania: 106 minut
reżyseria: Henry King
scenariusz: Nunnally Johnson


Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl 

W latach trzydziestych, przez prawie całą dekadę, western był gatunkiem drugorzędnym, ignorowanym przez krytyków, sprawdzającym się najlepiej jako część podwójnego seansu (double feature) poprzedzająca główną atrakcję, czyli film wysokobudżetowy. Zmienił to dopiero rok 1939, kiedy powstały takie dzieła jak Jesse James, Dyliżans, Dodge City i Union Pacific – kolejność według dat premier. Dyliżans jest najwybitniejszy z nich, dlatego to o nim zwykło się mawiać, że nobilitował western z klasy B do A i sprawił, że gatunkiem zaczęli interesować się renomowani reżyserzy i aktorzy. Nieco zapomniana, ale z różnych powodów ważna dla gatunku, jest produkcja Darryla F. Zanucka o legendach Dzikiego Zachodu, braciach Franku i Jessem Jamesach.

John Newman Edwards, adiutant generała Shelby’ego podczas wojny secesyjnej, a później prokonfederacki dziennikarz, w roku 1877 ukończył książkę Noted Guerrillas: Warfare of the Border, w której przedstawił wielu konfederackich bojowników, w tym braci Franka i Jessego Jamesów. Tak narodziła się legenda, i to jeszcze przed śmiercią Jessego. Po tej publikacji powstały kolejne, w których również gloryfikowano najgroźniejszych niegdyś przestępców. Frank, starszy z braci, dożył roku 1915, więc mógł już oglądać filmy o własnych przygodach. Pierwszy – The James Boys in Missouri – powstał w 1908 i był reżyserowany przez Gilberta M. Andersona. Dopiero jednak w 1939 powstało dzieło artystycznie dojrzałe i przez to bardziej przemawiające do widzów. Pod kierunkiem Darryla F. Zanucka z Twentieth Century Fox film reżyserował Henry King, a gdy ten uległ chorobie, zastępował go Irving Cummings.

Autorzy (w tym scenarzysta Nunnally Johnson) pominęli wojenne losy braci, skupiając się na ich gangsterskiej karierze zakończonej zabiciem Jessego strzałem w plecy przez Boba Forda. Chociaż wspomina się tutaj, że Jesse z sympatycznego młodzieńca zmienił się w łajdaka, to jego najhaniebniejsze czyny musiały zostać pominięte, by wizerunek postaci pasował do wyidealizowanego obrazu „amerykańskiego Robin Hooda”. Jesse jest więc tylko trochę nieokrzesany, a jego starszy brat Frank to już wzór cnót wszelakich, co jeszcze dobitniej podkreślono w nakręconym rok później sequelu Powrót Franka Jamesa w reżyserii Fritza Langa. Są oni skazani na porażkę, bo ich przeciwnik jest potężny i nie jest nim wcale tchórzliwy Bob Ford, ale przyszłość pod postacią prężnie rozwijającej się kolei żelaznej. Za zabicie matki i odebranie ziemi Jamesowie odpłacają się rabowaniem pociągów, bo to agenci zatrudnieni przez kolej są winni ich nieszczęścia.


Jadąc pociągiem, człowiek raczej nie zastanawia się, jakie były początki tego transportu. Jednak budowa drogi żelaznej była okupiona krwią obywateli, najczęściej farmerów tracących swój dobytek na rzecz przyszłościowych inwestycji. Tacy ludzie jak McCoy, odgrywany w omawianym filmie przez Donalda Meeka, mimo iż nie noszą broni, są najgorsi, bo wykorzystują innych dla własnych korzyści. Dobrze to przedstawił również Raoul Walsh w filmie Umarli w butach (1941), gdzie najgorsi nie byli Indianie, lecz biznesmeni i politycy, ludzie pazerni na władzę i zyski, niedotrzymujący obietnic, tylko po trupach idący do celu. Ale to dzięki nim możemy dziś jeździć pociągami – wniosek jest taki, że na ludzkiej perfidii najwięcej zyskują przyszłe pokolenia.

Bracia James dzięki literaturze stali się prototypami postaci dobrego złego faceta (good bad guy) i z tej inspiracji powstało wielu westernowych bohaterów, np. grany przez Johna Wayne’a Ringo Kid w Dyliżansie. Rolę Jessego Jamesa w filmie Henry’ego Kinga zagrał Tyrone Power, jego brata – Henry Fonda. Ten pierwszy przypomina zawadiackiego bohatera w typie Errola Flynna (Przygody Robin Hooda, 1938) i wypada całkiem nieźle (przez co dostał rok później główną rolę w Znaku Zorro). Natomiast Henry Fonda w roli Franka jest zupełnym przeciwieństwem Franka z Pewnego razu na Dzikim Zachodzie (1968). Sergio Leone postąpił bardzo przewrotnie, dając mu takie samo imię, jak to, które aktor nosił w jednym ze swoich najbardziej nieskazitelnych wcieleń. W produkcji Zanucka Fonda zagrał bardzo oszczędnie, ale to jeden z tych gwiazdorów, którym wystarczyły jedno spojrzenie, gest, skinienie głową, by przekonać do swojej postaci. Warto odnotować, że omawiana produkcja to pierwszy ważny film w karierze Randolpha Scotta. Zagrał on już wcześniej postać Sokolego Oka w Ostatnim Mohikaninie (1936), ale dopiero postać szeryfa Willa Wrighta w Jessem Jamesie zainicjowała serię jego sukcesów w rolach niezłomnych bohaterów Dzikiego Zachodu.


Obecnie najsłynniejszy film o rabusiach z Missouri to Zabójstwo Jessego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda (2007) w reżyserii Andrew Dominika. Wersja z 1939 to rzecz typowa dla czasów, w których powstała – kino współtworzące mitologię Dzikiego Zachodu po to, by późniejsze pokolenia mogły ją zrewidować. Historia, mimo pewnych naiwności, jest atrakcyjna dla widza ze względu na perfekcyjną stronę wizualną – byli za nią odpowiedzialni George Barnes i W. Howard Greene, dwaj wybitni operatorzy (drugi z nich to pionier w dziedzinie fotografii barwnej). Jak niemal przy każdym ówczesnym filmie barwnym skorzystano ze wsparcia Natalie Kalmus, specjalistki od Technicoloru.

Niektórzy mogą kojarzyć tę produkcję z osławionej sceny, w której dwa konie skaczą z klifu do Jeziora Ozarks. Wiele źródeł podaje, że te konie nie przeżyły upadku. Ten film i ta scena były często wykorzystywane w kampaniach przeciwko okrucieństwu wobec zwierząt. Jednak brytyjski dziennikarz Leonard Mosley uważał, że Darryl F. Zanuck zadbał o bezpieczeństwo tych koni (pisał o tym w biografii Zanuck: The Rise and Fall of Hollywood’s Last Tycoon, wyd. 1984). Jako ciekawostkę można też dodać, że mało znany film Nicholasa Raya Prawdziwa historia Jesse Jamesa (1957), wbrew tytułowi, nie jest oparty na rzetelnej biografii słynnego bandyty, lecz na scenariuszu Nunnally’ego Johnsona do filmu z 1939 roku. Film Henry’ego Kinga wyznacza początek złotej ery amerykańskiego westernu i jest godnym uwagi reprezentantem gatunku dostarczającym rozrywki dzięki ciekawej, opartej na faktach, historii, charyzmatycznym aktorom, pięknej oprawie wizualnej i dobrej muzyce.

0 komentarze:

Prześlij komentarz