SPRAWA MORDERSTWA MARCUS-NELSON. Porucznik KOJAK po raz pierwszy na ekranie

tytuł oryginalny: The Marcus-Nelson Murders
data premiery: 8 marca 1973
czas trwania: 125 minut
reżyseria: Joseph Sargent
scenariusz: Abby Mann na podst. książki Selwyna Raaba

Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl

Sprawa morderstwa Marcus-Nelson (The Marcus-Nelson Murders, 1973) nie została pomyślana jako wstęp do serialu telewizyjnego. To miał być samodzielny film przybliżający głośną sprawę kryminalną, która przyczyniła się do ustanowienia przez sąd „praw Mirandy”, czyli konstytucyjnych praw, jakie przysługują osobie aresztowanej – prawa do adwokata i prawa do zachowania milczenia. Scenariusz napisał laureat Oscara Abby Mann (Wyrok w Norymberdze, 1961) na podstawie literatury faktu autorstwa Selwyna Raaba Sprawiedliwość na zapleczu (Justice in the Back Room, wyd. 1967). Reżyserii podjął się Joseph Sargent, doświadczony twórca telewizyjny mający już sukcesy na polu kinowym (science fiction Projekt Forbina, 1970).

Tam, gdzie nie ma sprawiedliwości, jest przemoc.

„Miałem sen, że pewnego dnia na czerwonych wzgórzach Georgii synowie byłych niewolników i synowie ich właścicieli usiądą razem…” – dnia 28 sierpnia 1963 roku w Waszyngtonie Martin Luther King wygłosił odezwę do narodu, w której wyrażał nadzieję, że wkrótce segregacja rasowa zostanie zniesiona i wszyscy obywatele niezależnie od koloru skóry, narodowości i wyznania otrzymają równe prawa. Tego samego dnia na nowojorskim Manhattanie dwie młode kobiety, Janice Wylie i Emily Hoffert, zostały zamordowane. Do sprawy przydzielono setkę detektywów z różnych wydziałów nowojorskiej policji. Detektywi z Brooklynu upatrzyli sobie jednego podejrzanego – niewykształconego Afroamerykanina George’a Whitmore’a Jr., i doprowadzili do postawienia go w stan oskarżenia jedynie na podstawie jego przyznania się do winy. Rażące błędy, jakie popełniono wówczas w śledztwie, miały ogromny wpływ na obecne normy prawne.

Jednym z reporterów śledczych, którzy odegrali kluczową rolę w oczyszczeniu George’a Whitmore’a Jr. z fałszywych zarzutów, był Selwyn Raab z „The New York World-Telegram”, autor książki, na podstawie której powstał ten film. W scenariuszu Abby’ego Manna zmieniono nazwiska uczestników wydarzeń i niektóre okoliczności sprawy. Ofiary to Jo-Ann Marcus i Kathy Nelson, niewinnie oskarżony czarny chłopak to Lewis Humes (Gene Woodbury), a zamiast reportera nowojorskiej gazety najważniejszym orędownikiem sprawiedliwości jest porucznik z 23. posterunku na Manhattanie – Theo Kojack (Telly Savalas).

Ameryka lat 60. – czas przemian obyczajowych, kulturowych, społecznych. Przemówienie Martina Luthera Kinga odbiło się szerokim echem, ale rasizm był już tak głęboko zakorzeniony w społeczeństwie, że stał się częścią systemu. Na posterunku policji czy na sali sądowej był zręcznie ukrywany pod hasłami dotyczącymi przepisów i norm prawnych, a w istocie chodziło o zachowanie pozorów, że wymiar sprawiedliwości działa jak należy. Policjanci zdobywali awanse i wyróżnienia, prokuratorzy dbali o wizerunek z myślą o kampaniach wyborczych, a mieszkańcy miast odczuwali satysfakcję i ulgę, gdy jakiś łobuz trafiał za kratki. Gdy w grę wchodzi walka o wpływy i presja społeczna to często zapomina się o tym, co jest być może najbardziej potrzebne do sprawnego funkcjonowania państwa – o sprawiedliwości. 

Sprawa morderstwa Marcus-Nelson to klasyczny proceduralny kryminał z protagonistą, który nie jest typem polityka – kiedy ma przed sobą ofiarę morderstwa nie myśli o tym, co napiszą w gazetach, tylko skupia się na rozwikłaniu sprawy. W tym celu drobiazgowo analizuje dowody, szczegółowo czyta raporty i kiedy ma wątpliwości, szuka kolejnych tropów. Żadnych uprzedzeń, jedynie zdolność kojarzenia faktów. Jego przeciwnikami są więc nie tylko przestępcy, ale także przedstawiciele władzy, gdyż są częścią bezdusznego systemu wspierającego instytucjonalny rasizm. Należą do nich funkcjonariusze z Brooklynu: Matt Black (William Watson), Dan Corrigan (Ned Beatty) i Mario Portello (Allen Garfield). Porucznik Kojack nie jest jednak samotny w swojej walce o sprawiedliwość – znajduje wsparcie u wybitnego prawnika Jake’a Weinhausa (w tej roli José Ferrer).

Film zdobył dwie nagrody Emmy – za scenariusz i reżyserię. W bardzo przystępnej formie zaprezentowano zawiłości śledztwa toczącego się przez kilka lat. Śledztwa, którego wynik był ogromnym przełomem – obnażył błędy wymiaru sprawiedliwości, a co za tym idzie, zwiększyła się skuteczność tego systemu, przynajmniej w teorii. Abby Mann w momencie tworzenia postaci Theo Kojacka, detektywa chodzącego w drogich garniturach, nie miał w planach rozwijania jego charakteru na potrzeby serialu telewizyjnego. I to widać, ponieważ Kojack z omawianego filmu różni się od serialowego wcielenia. W serialu zmodyfikowano nieco jego nazwisko – usunięto literę „c”. Ponadto serialowy detektyw pracował na 11. komisariacie, a nie 23. Inna sprawa jest taka, że Roger Robinson zagrał w filmie gangstera z Harlemu, a w serialu został policjantem. I nie potrzeba detektywistycznych zdolności, by zauważyć, że coś tu się nie zgadza, tak jakby to nie był jeden spójny filmowy świat.

Dzieło Josepha Sargenta pokazuje również wycinek z prywatnego życia detektywa. Ten wątek nie był kontynuowany w serialu z lat 1973–78. Porucznik Kojack jest tutaj rozwodnikiem spotykającym po latach swoją byłą żonę, pielęgniarkę Ruthie (Lorraine Gary). Wątek kryminalny także się różni w porównaniu ze schematem pięciosezonowej produkcji – protagonista nie dochodzi do rozwiązania zagadki dzięki swojej błyskotliwości, lecz przypadkowi. Wynika to z autentycznych wydarzeń – sprawę morderstwa z 28 sierpnia 1963 („Career Girls Murders”) rozwiązano dzięki aresztowaniu dilera, który w obliczu oskarżenia o inne zabójstwo zawarł ugodę z policją. Wydał swojego kumpla, młodego ćpuna i włamywacza, który przyznał mu się do zamordowania dwóch karierowiczek z Manhattanu. W drugiej części filmu na pierwszy plan wysuwa się jego filmowy odpowiednik, Teddy Hopper (Marjoe Gortner), w związku z czym nasz detektyw nie musi dłużej błądzić po omacku – odpowiedź na najważniejsze pytanie przychodzi sama, jakby za sprawą boskiej interwencji. Nie można jednak w tym przypadku oskarżać scenarzystę o lenistwo, gdyż taki wynik śledztwa podsunęła mu literatura faktu.

Zakończenie filmu jednak zaskakuje, bo znalezienie sprawcy nie rozwiązuje problemu. Pozostaje jeszcze sprawa ratowania reputacji policji, bo żeby ludzie czuli się bezpiecznie, to funkcjonariusze publiczni muszą być poza podejrzeniem. Ogół na tym nie ucierpi, ale przypadkowe jednostki już tak. Porucznik Kojack zdaje sobie sprawę, że jest częścią skorumpowanego systemu i choć na początku przejawiał idealistyczne poglądy, że oczyszcza świat z szumowin, tak teraz patrzy na to z dystansem i cynizmem, ukrywając uczucia pod maską twardego policjanta.

Sprawa morderstwa Marcus-Nelson to procedural policyjny i sądowy w jednym. Zarówno sceny na posterunku, jak i na sali sądowej trzymają wysoki poziom. Więcej w nich reporterskiego stylu opartego o prawdziwe wydarzenia niż rasowego kryminału mającego dostarczyć rozrywki. Ale to właśnie jest mocną stroną omawianej produkcji. Scenariusz jest też w dużej mierze edukacyjny – głos lektora zza kadru to celny komentarz do wydarzeń, mający uzmysłowić widzom wagę i przełomowość tej sprawy kryminalnej. Atutem filmu jest solidne aktorstwo przewyższające telewizyjne standardy – świetne role Telly’ego Savalasa, José Ferrera, Neda Beatty’ego i Allena Garfielda. Podobno film nie miał szansy zaistnieć w kinach ze względu na negatywny obraz policji, ale tak naprawdę mamy tutaj dwie strony policyjnej odznaki. Po jednej są rasistowskie dupki z komisariatu na Brooklynie, a po drugiej efektywny Theo Kojack z Manhattanu, który reputację policji ratuje bez uciekania się do nieetycznych zagrywek.

korekta: Alicja Szalska-Radomska

0 komentarze:

Prześlij komentarz