DJANGO. To tylko imię. Recenzja najnowszego serialu stacji CANAL+

Django
polska premiera: 1 grudnia 2023 (Canal+)
czas trwania: 10 odcinków po ok. 50 minut
reżyseria: Francesca Comencini (odc. 1-4), David Evans (odc. 5-7), Enrico Maria Artale (odc. 8-10)
scenariusz: Leonardo Fasoli, Maddalena Ravagli i in.

Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl

Gdy Django (1966) Sergia Corbucciego wszedł do kin, wywołał prawdziwe szaleństwo. Nie tylko odtwórca głównej roli Franco Nero stał się z dnia na dzień gwiazdą, a nawet ikoną gatunku, lecz także sama postać i jej imię mocno zapisały się w świadomości odbiorców. Powstało mnóstwo nieformalnych sequeli wykorzystujących tę popularność, ale nie miały one wiele wspólnego z oryginałem poza miejscem akcji – ksenofobiczną i rasistowską Ameryką XIX wieku. 1 grudnia 2023 roku polską premierę (Canal+) ma 10-odcinkowy serial, który nawiązuje do tej tendencji. Django powrócił, ale w zupełnie nowej historii i z nową motywacją do działania. Nie zmieniła się tylko Ameryka – pełna brudu i błota, wciąż nieufna wobec obcych.

Każdy mężczyzna ma dwa serca i dwie twarze!

Centralnym punktem wydarzeń jest „utopijne” miasteczko Nowy Babilon, założone przez byłego niewolnika Johna Ellisa (Nicholas Pinnock), kreowanego tu na Mesjasza. W teorii ma to być miejsce dla wszelkiej maści wyrzutków bez względu na pochodzenie. Jednak gdy pojawia się Django (Matthias Schoenaerts), ta fasada zostaje szybko zburzona, odkrywając zakłamaną społeczność rządzoną przez pieniądz. Django jest byłym żołnierzem Konfederacji, którego rodzina została zamordowana. Poszukuje więc zabójców, ale także jedynej ocalałej z masakry osoby – swojej córki Sary (Lisa Vicari), która okazuje się ważną personą w Nowym Babilonie i wkrótce ma poślubić założyciela miasta. Choć nie brakuje konfliktów wewnątrz tej społeczności, nad mieściną wisi jeszcze zagrożenie w postaci Elizabeth Thurman (Noomi Rapace) zwanej The Lady, głęboko religijnej fanatyczki, która jest niczym Bóg w przypowieści o Sodomie i Gomorze.

Jest to serial w koprodukcji francusko-włoskiej z obsadą międzynarodową. W tytułowego bohatera wcielił się belgijski aktor, a partnerują mu Anglik, Niemka i Szwedka, wszyscy mówią więc po angielsku z różnymi akcentami. Zdjęcia realizowano w Rumunii, głównie w kraterze wygasłego wulkanu Racoș, co spowodowało na wiele miesięcy zamknięcie obiektu dla turystów. Wulkaniczny krater posłużył w całości do odwzorowania prymitywnego westernowego miasteczka Nowy Babilon. W związku z tym podstawową zaletą produkcji jest duży rozmach, polegający m.in. na kręceniu zdjęć w żywych europejskich plenerach i zbudowaniu scenografii od podstaw na wzór materiałów z epoki. Mimo że serial nie powstawał na amerykańskiej ziemi, jest wiarygodny w ukazaniu realiów amerykańskiego Zachodu z czasów, gdy dopiero kształtowała się cywilizacja.

Niestety pod względem scenariuszowym i realizacyjnym ten Django budzi mieszane odczucia. Ciekawe pomysły są zabijane przeciętnym wykonaniem, a western zanika w schematach melodramatu rodzinnego. Zarówno Ellis, jak i Django, a nawet główna antagonistka – The Lady motywowani są dobrem rodziny. Niewiele tu pozostaje miejsca na rasowy western, większe tu pole dla rozwoju opery mydlanej. Ikoniczne imię Django okazało się tym razem zwodnicze – przyciągnęło przed ekrany miłośników Corbucciego i Tarantino, nie oferując choćby połowy tego, co dostarczyli tamci w krótszym czasie ekranowym. Nawet gdy serial próbuje być westernem, ukazując np. sceny strzelanin, to zawodzi słabą realizacją – niedoświetlone sceny w połączeniu z choreograficzną mizerią sprawiają, że ogląda się to bez emocji.

Odkrywana w retrospekcjach intryga zawiera interesujące pomysły – najlepiej wypada motyw zaciągania się żołnierzy do armii Konfederacji. Tytułowy bohater zgłosił się do wojska, by jego rodzina otrzymała wsparcie finansowe. Nie interesowały go idee, o które toczy się wojna, on chciał jedynie wydostać rodzinę z nędzy. Nie wiadomo, czy popierał niewolnictwo – wiadomo, że nie było go stać na posiadanie niewolnika. Moralne dylematy związane z przynależnością do obozu politycznego uwiarygadniają produkcję pod względem psychologicznym – wszakże wielu konfederatów było nimi tylko za sprawą munduru, a nie poglądów. W Nowym Babilonie Django musi ukrywać konfederacką przeszłość, gdyż zarządzający miastem były niewolnik, mógłby go powiesić za to, że zabijał ich współplemieńców podczas wojny. Ten wątek początkowo wprowadza element suspensu, ale na dłuższą metę to nie działa, bo do tej konfrontacji i tak musi w końcu dojść. Przeciąganie jej aż do 10. odcinka powoduje znudzenie. Napięcia brakuje również w śledztwie prowadzonym przez Django w sprawie masakry jego rodziny – dość szybko bowiem rozwiązanie tego wątku staje się oczywiste i nikogo nie zaskoczy.

W zapowiedziach jest często podkreślany wydźwięk feministyczny, ale czy on jakoś znacząco wybija się ponad typową dla westernów hegemonię męskości? Feminizm stał się już chyba takim pustym określeniem, które ma wskazać kobiecy punkt widzenia, ale tak naprawdę nic nie mówi o samym filmie. Kobiecy paradygmat jest tu obecny za sprawą reżyserki Franceski Comencini i scenarzystki Maddaleny Ravagli, ale ogranicza się on do jednej postaci kobiecej równej mężczyznom – mowa o The Lady, która zarządza społecznością mieściny o nazwie Elmdale. Taki wizerunek władczej kobiety jest już znany miłośnikom westernów od dawna – utrwalił się dzięki takim tytułom jak Johnny Guitar (1954, reż. Nicholas Ray) i Czterdzieści rewolwerów (1957, reż. Samuel Fuller).

Z kolei postać Sary Wright w omawianej produkcji, choć z wyglądu daleka od kanonu piękna (tzn. jest ucharakteryzowana na brzydszą, niż jest w rzeczywistości), nie posiada wystarczającej mocy, by wygrać „wojnę płci”. Jest to dziewczyna straumatyzowana i wymagająca uratowania przez mężczyzn. Jeden z odcinków jest w dużej mierze poświęcony porwaniu Sary i jej oczekiwaniu na ratunek. Wspomnę jeszcze, że serial jest całkowicie pozbawiony romantyzmu – związek bohaterki z Ellisem jest moralnie wątpliwy i antyromantyczny, gdyż mężczyzna zamierza poślubić kobietę, którą poznał, gdy była jeszcze dzieckiem i w związku z tym wychowywał ją jak córkę (w roli nastoletniej Sary wystąpiła Maya Kelly).

Django miał światową premierę na Festiwalu Filmowym w Rzymie w październiku 2022 roku. Od lutego bieżącego roku można go oglądać w Canal+ i Sky Atlantic, natomiast w Polsce dopiero od 1 grudnia. W czasach, gdy western jest gatunkiem wymierającym, nie mam wygórowanych oczekiwań względem niego. Dlatego nie mogę mówić o wielkim rozczarowaniu. Niemniej jednak jest to produkcja dość przyciężkawa w formie i treści, niemająca zbyt wiele walorów rozrywkowych. Zagrana jest bez wyrazu albo – jak w przypadku Noomi Rapace – w stylu ocierającym się o karykaturę. Jest kilka interesujących motywów i dylematów moralnych, głównie tych związanych z poborem do służby i przesłaniem głoszącym, że kolor munduru nie odzwierciedla charakteru, lecz to wszystko ginie pod ciężarem melodramatu rodzinnego. Jest to spaghetti mocno niedoprawione, niemające wiele wspólnego z włoską kuchnią ze „złotego okresu makaronu”. Ale kilka smaków z dawnych czasów można odnaleźć, np. w dwóch odcinkach pojawia się Franco Nero w roli księdza i lekarza w jednej osobie.

korekta: Alicja Szalska-Radomska

0 komentarze:

Prześlij komentarz