scenariusz i reżyseria: Quentin Tarantino
Okupowana przez Niemców Francja podczas II wojny światowej. Nazistowscy zbrodniarze pod dowództwem pułkownika Hansa Landy, zwanego „Łowcą Żydów”, znajdują kryjówkę pewnej żydowskiej rodziny i dokonują masakry. Udaje się przeżyć tylko dziewczynie imieniem Shosanna, która kilka lat później, pod zmienionym nazwiskiem jako właścicielka kina, będzie miała okazję do zemsty na oprawcach jej rodziny. Historia zemsty Shosanny przeplata się z historią oddziału żydowskich komandosów, którzy zabijają nazistów na różne sposoby (broń palna, nóż, kij bejsbolowy), niektórych Niemców puszczają wolno, naznaczając swastyką na czole. Komandosi zwani „Bękartami” zostają wyznaczeni do misji „Operacja Kino”, która w razie powodzenia może doprowadzić do końca wojny.
Reżyser świetnie nawiązał do kiczowatych włoskich filmów wojennych i sensacyjnych, które realizowali m.in. Enzo Castellari, Umberto Lenzi i Antonio Margheriti. Film Quentina, co trudno uwierzyć, daleki jest od kiczu. Scenariusz jest nieźle przemyślany, poszczególne sceny doskonale zagrane, wyreżyserowane i zmontowane, intryga trzyma w napięciu, akcja jest wartka, przemoc jest brutalna, a wiele rozwiązań fabularnych zaskakuje. Reżyser bawi się historią, faktami i autentycznymi postaciami (Hitler, Goebbels), tworząc swoją własną, oryginalną wizję wojny. Dobrze, że Quentin nie trzymał się sztywno faktów, dzięki temu w końcówce zaskakuje.
Są w filmie ukryte dowcipy, jak w świetnej scenie, w której Hans Landa mówi do Shosanny, aby ona sama obsługiwała projektor, gdyż Goebbels nie życzy sobie, aby premiera jego filmu zależała od umiejętności jakiegoś Murzyna - dowcip w tej scenie polega na tym, że Landa nie wiedział, iż kobieta jest Żydówką. Pamięta się również scenę z prologu, w której ten sam Landa porównuje Żydów do szczurów.
W przypadku Tarantina oddzielnie należy wspomnieć o dialogach, gdyż to był zawsze charakterystyczny element jego stylu. Zanim następuje scena akcji musimy przebrnąć przez długie dialogi bohaterów. Nie irytują one jednak tak bardzo jak w poprzednich jego filmach, przede wszystkim dlatego, że w Bękartach wojny dialogi są na temat, bez zbędnych rozmów o rzeczach nie wnoszących nic do fabuły i charakterystyki postaci. Warto też wspomnieć, że bohaterowie posługują się w filmie czterema językami, co dodało filmowi realizmu.
Jak zwykle u tego reżysera aktorstwo prima sort. Wykonawcy pierwszo- i drugoplanowych ról dali z siebie wszystko, kreując swoje postacie na granicy powagi i pastiszu. Na szczególne wyróżnienie zasługuje austriacki aktor Christoph Waltz w roli inteligentnego i bezwzględnego pułkownika SS, Hansa Landy. Ta postać już w prologu pokazuje swoje najlepsze i najgorsze cechy charakteru, a mimo to zaskakuje do samego końca. Do zalet zaliczyć można jeszcze warstwę wizualną, w tym zdjęcia, scenografię i kostiumy - za te ostatnie odpowiedzialna jest Polka Anna Biedrzycka Sheppard.
Jeśli zaś chodzi o muzykę wygląda to podobnie jak w poprzednich filmach Quentina - reżyser nie angażuje żadnego kompozytora, wybierając muzykę znaną ze starych filmów, skomponowaną m.in. przez włoskiego mistrza Ennia Morricone. W czołówce można jednak usłyszeć utwór Dimitri Tiomkina The Green Leaves of Summer z filmu Johna Wayne'a Alamo (1960), co sugeruje, że film podobnie jak Alamo jest połączeniem filmu wojennego z westernem. Występująca zaś później muzyka Ennia Morricone wskazuje na inspirację włoskimi produkcjami.
Quentin Tarantino jest upartym i bezkompromisowym reżyserem, który nie pozwala wtrącać się producentom do własnych pomysłów. Ci producenci (bracia Weinstein) wiedzą już, że Tarantino tworzy kino autorskie łączące ambicje z rozrywką, cenione i szanowane przez widzów i krytyków, dlatego nie zamierzają ingerować w efekt końcowy. To sprawia, że możemy oglądać oryginalne produkcje, takie jak Bękarty wojny, na których widz świetnie się bawi.
Reżyser świetnie nawiązał do kiczowatych włoskich filmów wojennych i sensacyjnych, które realizowali m.in. Enzo Castellari, Umberto Lenzi i Antonio Margheriti. Film Quentina, co trudno uwierzyć, daleki jest od kiczu. Scenariusz jest nieźle przemyślany, poszczególne sceny doskonale zagrane, wyreżyserowane i zmontowane, intryga trzyma w napięciu, akcja jest wartka, przemoc jest brutalna, a wiele rozwiązań fabularnych zaskakuje. Reżyser bawi się historią, faktami i autentycznymi postaciami (Hitler, Goebbels), tworząc swoją własną, oryginalną wizję wojny. Dobrze, że Quentin nie trzymał się sztywno faktów, dzięki temu w końcówce zaskakuje.
Są w filmie ukryte dowcipy, jak w świetnej scenie, w której Hans Landa mówi do Shosanny, aby ona sama obsługiwała projektor, gdyż Goebbels nie życzy sobie, aby premiera jego filmu zależała od umiejętności jakiegoś Murzyna - dowcip w tej scenie polega na tym, że Landa nie wiedział, iż kobieta jest Żydówką. Pamięta się również scenę z prologu, w której ten sam Landa porównuje Żydów do szczurów.
W przypadku Tarantina oddzielnie należy wspomnieć o dialogach, gdyż to był zawsze charakterystyczny element jego stylu. Zanim następuje scena akcji musimy przebrnąć przez długie dialogi bohaterów. Nie irytują one jednak tak bardzo jak w poprzednich jego filmach, przede wszystkim dlatego, że w Bękartach wojny dialogi są na temat, bez zbędnych rozmów o rzeczach nie wnoszących nic do fabuły i charakterystyki postaci. Warto też wspomnieć, że bohaterowie posługują się w filmie czterema językami, co dodało filmowi realizmu.
Jak zwykle u tego reżysera aktorstwo prima sort. Wykonawcy pierwszo- i drugoplanowych ról dali z siebie wszystko, kreując swoje postacie na granicy powagi i pastiszu. Na szczególne wyróżnienie zasługuje austriacki aktor Christoph Waltz w roli inteligentnego i bezwzględnego pułkownika SS, Hansa Landy. Ta postać już w prologu pokazuje swoje najlepsze i najgorsze cechy charakteru, a mimo to zaskakuje do samego końca. Do zalet zaliczyć można jeszcze warstwę wizualną, w tym zdjęcia, scenografię i kostiumy - za te ostatnie odpowiedzialna jest Polka Anna Biedrzycka Sheppard.
Jeśli zaś chodzi o muzykę wygląda to podobnie jak w poprzednich filmach Quentina - reżyser nie angażuje żadnego kompozytora, wybierając muzykę znaną ze starych filmów, skomponowaną m.in. przez włoskiego mistrza Ennia Morricone. W czołówce można jednak usłyszeć utwór Dimitri Tiomkina The Green Leaves of Summer z filmu Johna Wayne'a Alamo (1960), co sugeruje, że film podobnie jak Alamo jest połączeniem filmu wojennego z westernem. Występująca zaś później muzyka Ennia Morricone wskazuje na inspirację włoskimi produkcjami.
Quentin Tarantino jest upartym i bezkompromisowym reżyserem, który nie pozwala wtrącać się producentom do własnych pomysłów. Ci producenci (bracia Weinstein) wiedzą już, że Tarantino tworzy kino autorskie łączące ambicje z rozrywką, cenione i szanowane przez widzów i krytyków, dlatego nie zamierzają ingerować w efekt końcowy. To sprawia, że możemy oglądać oryginalne produkcje, takie jak Bękarty wojny, na których widz świetnie się bawi.
Fantastyczny! Tarantino w pełni sił :)
OdpowiedzUsuńDla szalonego Quentina to pozycja obowiązkowa. Osobiście do "Bękartów wojny" wracam co jakiś czas. Naprawdę porządny kawał dobrego kina :)