reżyseria: Nikita Michałkow
scenariusz: Nikita Michałkow, Rustam Ibrahimbekow
Cyrulik to dawna nazwa fryzjera, a w filmie Michałkowa jest to maszyna do wycinania lasów syberyjskich. Jej twórcą jest amerykański wynalazca i konstruktor Douglas McCracken. Chce on wypróbować wynalazek na Syberii i liczy na pomoc rosyjskiego generała. W zdobyciu zaufania generała ma pomóc „córka” wynalazcy, Jane. W związku z tym Jane jedzie do Moskwy, gdzie poznaje młodych rosyjskich kadetów, w tym tego jednego - Andrieja Tołstoja, który na kobiecie robi największe wrażenie. Na tle wydarzeń rozgrywających się między rokiem 1885 a 1905 toczy się wewnętrzna walka amerykańsko-rosyjska.
W telewizji film został podzielony na dwie części i po tym podziale widać wyraźnie, że pierwsza część jest pełna humoru i szaleństw, a druga część jest smutna, refleksyjna, patetyczna. Jest to połączenie komedii z melodramatem, połączenie opowieści o rosyjskich żołnierzach z opowieścią o miłości, która zostaje wystawiona na ciężką próbę (tak jak i cierpliwość widza). Rosjanie są tu dzielni, odważni, ale bywają też porywczy i chętni do bijatyk. Mają mocną głowę do alkoholu, lubią Mozarta i występują w operze Wesele Figara. Amerykanie to zwykle ekscentrycy (jak wynalazca McCracken) lub niezbyt inteligentni żołnierze (amerykański kapitan mówi, że Mozart był Rosjaninem).
Nikita Michałkow obsadził siebie samego w roli cara i w jednej scenie wypowiada patetyczny tekst o tym, że należy kochać rosyjskich żołnierzy. Bajkowy obraz carskiej Rosji mnie nie przekonał, sporo tu bzdurnych pomysłów, aktorzy wydurniają się na różne sposoby, ale zamiast śmiesznie jest żenująco. Sceny dramatyczne są już lepiej przemyślane, ale i tak nie mają tej siły, by kogokolwiek wzruszyć. W paru scenach można zauważyć Daniela Olbrychskiego, który gra u boku Richarda Harrisa, ale najlepsi z całej obsady są znakomici odtwórcy głównych ról: Julia Ormond i Oleg Mieńszykow, który w 1981 debiutował właśnie u Michałkowa. Film czasami zachwyca rozmachem (w końcu to koprodukcja czterech krajów), piękne są zdjęcia, przedstawiające sceny masowe, z dużą ilością statystów, ale już realizacja scen kameralnych, we wnętrzach, pozostawia wiele do życzenia. Interesująco przedstawia się zestawienie końca wieku XIX z początkiem wieku następnego.
Lubię filmy Michałkowa z lat 70. (szczególnie te trzy opisane tutaj), ale jego nowsze filmy nie przypadły mi do gustu, zarówno Dwunastu (2007) jak i Cyrulik syberyjski (1998) to, moim zdaniem, wyraźny spadek formy niegdyś znakomitego reżysera. To tyczy się nie tylko Michałkowa, ale w ogóle kino rosyjskie we współczesnym wydaniu do mnie nie trafia. Dawniej robiono lepsze filmy w Rosji.
0 komentarze:
Prześlij komentarz