reżyseria: Richard Thorpe
scenariusz: John L. Balderston, Noel Langley na podst. powieści Anthony'ego Hope'a
Monarchia oraz intrygi związane z walką o władzę to ciekawe i często wykorzystywane tematy nawet w hollywoodzkich filmach, mimo że w Stanach Zjednoczonych nie było nigdy monarchii. Może właśnie dlatego dla Amerykanów taki temat wydawał się egzotyczny i atrakcyjny. Monarchia to ustrój, w którym władza jest często dziedziczona, więc walka o królewską koronę rozgrywa się pomiędzy braćmi, co też jest motywem chętnie wykorzystywanym przez filmowców. W dodatku taki temat jest też idealną okazją do wykorzystania pięknych, choć dla współczesnych widzów nieco dziwacznych, kostiumów oraz widowiskowej scenografii. Film Richarda Thorpe'a jest kolejną z wielu adaptacji Więźnia Zendy Anthony'ego Hope'a, ale jest to pierwsza wersja kolorowa. Scenarzysta John L. Balderston nie tylko zaadaptował książkę, ale również swój własny scenariusz do wersji z 1937 roku. Podobnie postąpił kompozytor Alfred Newman. Pod względem wizualnym ten film jednak wyróżnia się w porównaniu do poprzednich adaptacji.
Na początku filmu możemy zobaczyć kilka prawie niezauważalnych efektów specjalnych, takich jak uścisk dłoni „bliźniaków”, granych przez Stewarta Grangera. Potem dowiadujemy się, że następca tronu nie powinien pić wina dzień przed koronacją, bo może to doprowadzić do wielu dramatycznych wydarzeń. Pewien Anglik, który przybywa do kraju o podobnym (co Anglia) ustroju politycznym, nieoczekiwanie wplątuje się w intrygę, której celem jest zdobycie władzy w państwie. Ze względu na podobieństwo do tutejszego władcy, Rudolfa, bierze udział w maskaradzie, by tylko nie dopuścić do tego, aby na tronie zasiadł stosujący podstępne i zdradzieckie metody książę Michał, przyrodni brat Rudolfa. W drugiej połowie filmu akcja nieco przyśpiesza, a kulminacją wydarzeń jest pojedynek Stewarta Grangera i Jamesa Masona. Aby pokazać, że obaj są mistrzami fechtunku pojedynek jest dość długi i kończy się w sposób nieoczekiwany.
Trudno cokolwiek zarzucić ekipie odpowiedzialnej za ten film. Reżyser, aktorzy i twórcy oprawy wizualnej wykonali po prostu typową robotę w hollywoodzkim stylu. Richard Thorpe robił filmy szybko i sprawnie, nie przekraczając czasu ustalonego w harmonogramie. Dlatego kręcił po kilka filmów rocznie, a w 1952 oprócz Więźnia królewskiego ukończył ekranizację powieści sir Waltera Scotta pt. Ivanhoe, który zdobył nominację do Oscara za najlepszy film. Więzień królewski to poniekąd kontynuacja tematu, jaki Richard Thorpe podjął w zrealizowanym rok wcześniej westernie Dolina zemsty (Vengeance Valley, 1951) - w obu filmach obecny jest motyw konfliktu dwóch przyrodnich braci.
Warto obejrzeć Więźnia Zendy z kilku powodów. Bo jest to interesująca opowieść o zawirowaniach politycznych, konflikcie braterskim i podejmowaniu ryzyka w słusznej sprawie. Bo jest to atrakcyjna wizualnie produkcja, w której widać zaangażowanie twórców, zamiłowanie do egzotycznych przygód i chęć dostarczenia widzom rozrywki. Warto też obejrzeć chociażby ze względu na trzymającą w napięciu rozgrywkę pomiędzy Jamesem Masonem i Stewartem Grangerem w rolach bohaterów o podobnych imionach (Rupert i Rudolf), podobnych cechach charakteru (spryt i inteligencja) i podobnych umiejętnościach (sprawne posługiwanie się białą bronią), a mimo to stojących po przeciwnych stronach barykady.
Na początku filmu możemy zobaczyć kilka prawie niezauważalnych efektów specjalnych, takich jak uścisk dłoni „bliźniaków”, granych przez Stewarta Grangera. Potem dowiadujemy się, że następca tronu nie powinien pić wina dzień przed koronacją, bo może to doprowadzić do wielu dramatycznych wydarzeń. Pewien Anglik, który przybywa do kraju o podobnym (co Anglia) ustroju politycznym, nieoczekiwanie wplątuje się w intrygę, której celem jest zdobycie władzy w państwie. Ze względu na podobieństwo do tutejszego władcy, Rudolfa, bierze udział w maskaradzie, by tylko nie dopuścić do tego, aby na tronie zasiadł stosujący podstępne i zdradzieckie metody książę Michał, przyrodni brat Rudolfa. W drugiej połowie filmu akcja nieco przyśpiesza, a kulminacją wydarzeń jest pojedynek Stewarta Grangera i Jamesa Masona. Aby pokazać, że obaj są mistrzami fechtunku pojedynek jest dość długi i kończy się w sposób nieoczekiwany.
Trudno cokolwiek zarzucić ekipie odpowiedzialnej za ten film. Reżyser, aktorzy i twórcy oprawy wizualnej wykonali po prostu typową robotę w hollywoodzkim stylu. Richard Thorpe robił filmy szybko i sprawnie, nie przekraczając czasu ustalonego w harmonogramie. Dlatego kręcił po kilka filmów rocznie, a w 1952 oprócz Więźnia królewskiego ukończył ekranizację powieści sir Waltera Scotta pt. Ivanhoe, który zdobył nominację do Oscara za najlepszy film. Więzień królewski to poniekąd kontynuacja tematu, jaki Richard Thorpe podjął w zrealizowanym rok wcześniej westernie Dolina zemsty (Vengeance Valley, 1951) - w obu filmach obecny jest motyw konfliktu dwóch przyrodnich braci.
Warto obejrzeć Więźnia Zendy z kilku powodów. Bo jest to interesująca opowieść o zawirowaniach politycznych, konflikcie braterskim i podejmowaniu ryzyka w słusznej sprawie. Bo jest to atrakcyjna wizualnie produkcja, w której widać zaangażowanie twórców, zamiłowanie do egzotycznych przygód i chęć dostarczenia widzom rozrywki. Warto też obejrzeć chociażby ze względu na trzymającą w napięciu rozgrywkę pomiędzy Jamesem Masonem i Stewartem Grangerem w rolach bohaterów o podobnych imionach (Rupert i Rudolf), podobnych cechach charakteru (spryt i inteligencja) i podobnych umiejętnościach (sprawne posługiwanie się białą bronią), a mimo to stojących po przeciwnych stronach barykady.
0 komentarze:
Prześlij komentarz