10 najlepszych adaptacji filmowych

Najwierniejsza adaptacja nie zawsze jest adaptacją najlepszą, bo film i literatura rządzą się różnymi prawami. Za udaną adaptację filmową uważam film, w którym zręcznie i z pomysłem przeniesiono z pierwowzoru fabułę i bohaterów, by za pomocą języka filmowego (montażu, zdjęć, aktorstwa) przedstawić na ekranie interesującą historię, która dostarcza emocji i rozrywki oraz mówi wiele o ludzkiej naturze i współczesności, nawet jeśli akcja rozgrywa się w dawnej epoce. Przygotowując takie zestawienie uwzględniłem tylko te tytuły, które znam zarówno w wersji filmowej jak i książkowej. 

1. Ojciec chrzestny 
The Godfather (1972 / 175 minut)
reżyseria: Francis Ford Coppola
scenariusz: Mario Puzo, Francis Ford Coppola na podst. powieści Mario Puzo z 1969

Wzorowa ekranizacja książki wierna literze i duchowi oryginału. Mroczny, pełen przemocy świat włoskiej mafii w USA został doskonale pokazany na ekranie. Coppola wraz ze swoją zgraną ekipą stworzył klimatyczne ujęcia, ilustrowane nastrojową muzyką i dzięki temu powstało znakomite kino gangsterskie. A wymyślone przez Mario Puzo postacie, dzięki doskonałym aktorom, otrzymały odpowiedni charakter i charyzmę.  Opowieść o cennych wartościach rodzinnych oraz ludzkiej naturze, którą kierują chciwość, gniew i ukryte gdzieś głęboko mordercze instynkty. Handel narkotykami, morderstwa i szantaże są oficjalnie potępiane przez ludzi, nawet należących do mafii, ale i tak są przez nich stosowane jako zło konieczne, pozwalające uzyskać wpływy, pieniądze i władzę. Mario Puzo świetnie to opisał w swojej książce, Coppola świetnie pokazał to na ekranie. Druga część, zrealizowana w 1974 roku, także jest udaną adaptacją tej samej książki, z której wyciągnięto fragment dotyczący młodości dona Corleone i wprowadzono wiele nowych motywów (Mario Puzo pracował także przy scenariuszu drugiej części).

2. Ostatni Mohikanin
The Last of the Mohicans (1992 / 112 minut)
reżyseria: Michael Mann
scenariusz: Michael Mann, Christopher Crowe na podst. powieści Jamesa Fenimore'a Coopera z 1826, scenariusza Philipa Dunne'a z 1936 oraz adaptacji Johna L. Balderstone'a, Paula Pereza i Daniela Moore'a z 1936

Nie widziałem wersji George'a B. Seitza z 1936, więc mogę się jedynie domyślać, co zostało zaczerpnięte z tamtego filmu. A zmian w stosunku do książki jest w filmie Manna sporo. Scenarzyści usunęli w cień tytułowego Mohikanina Unkasa (tytułu jednak nie zmieniając), zrezygnowali z nazywania głównego bohatera Skórzaną Pończochą (Leatherstocking), wybierając dla niego imię Sokole Oko (Hawkeye), pasujące do niego z powodu niezwykłych umiejętności strzeleckich. Film zaskakuje liryzmem, który służy do zbudowania wątku miłosnego. A oprócz melodramatycznych wątków są tu interesujące przygody oraz fragment z historii - brytyjska wojna z Indianami i Francuzami w XVIII wieku. Film znacznie odbiega od literackiego pierwowzoru, a mimo to uważany jest za całkiem udaną adaptację, w której wątki z powieści zostały sprawnie przełożone na język filmu. Z powieści Coopera bardziej mi się podobał Tropiciel śladów (The Pathfinder), który doczekał się sześciu adaptacji, zaś Ostatni Mohikanin ekranizowany był aż 16 razy.

3. Okno na podwórze
Rear Window (1954 / 112 minut)
reżyseria: Alfred Hitchcock
scenariusz: John Michael Hayes na podst. opowiadania Cornella Woolricha It Had to Be Murder z 1942

Kiedy ktoś ma złamaną nogę, nie ma telewizora ani komputera i w dodatku nie ma ochoty czytać książek to zostaje mu tylko podglądanie sąsiadów. Całkiem ciekawe opowiadanie Woolricha stało się dla Hitchcocka pretekstem do stworzenia trzymającego w napięciu thrillera o tym, co może wyniknąć z wtykania nosa w nie swoje sprawy oraz o tym, że nawet nie wychodząc z własnego domu można wpaść w ogromne niebezpieczeństwo. Hitchcock i Hayes wprowadzili kilka zmian, mających uatrakcyjnić fabułę (tj. postaci kobiece oraz efektowny finał), ale dobrze, że zachowali klimat książki poprzez kameralną formę, jedność miejsca i przedstawienie historii z punktu widzenia jednego bohatera. Dzięki temu film okazał się nie tylko sprawdzianem umiejętności reżysera, ale także popisem aktora Jamesa Stewarta, który występuje tu niemal w każdej scenie. Bez wątpienia jest to najlepszy film Hitchcocka a jednocześnie jedna z najlepszych adaptacji filmowych.

4. Tajemnice Los Angeles 
L.A. Confidential (1997 / 138 minut)
reżyseria: Curtis Hanson
scenariusz: Brian Helgeland, Curtis Hanson na podst. powieści Jamesa Ellroya z 1990

Zdemoralizowane, odpychające i rasistowskie Miasto Upadłych Aniołów na ekranie wygląda mniej odpychająco niż w powieści, ale nawet w kolorze ta historia pozostaje mocno przygnębiająca i ponura. Gliniarze są zepsuci do cna, biją podejrzanych, wymuszają zeznania, ćpają i wszczynają rozróby. Czasem trudno odróżnić policjanta od gangstera. Winne takiego stanu rzeczy jest miasto sparaliżowane przez przemoc - Los Angeles, gdzie znajduje się stolica kina, Hollywood. Mieszkają tu gwiazdy kina, a obok nich zwyrodnialcy i zboczeńcy. Hanson i Helgeland wybrali z powieści to co najlepsze, sporo dodając od siebie, tworząc porywający i pełen napięcia thriller kryminalny. Świetnie wykreowani bohaterowie, niepokojące sytuacje, wciągająca intryga, zaskakujące zwroty akcji i pesymistyczny obraz wielkiego miasta - to są atuty zarówno książki jak i filmu. Intryga w powieści jest bardziej zagmatwana, bohaterowie bardziej nieprzewidywalni, a Los Angeles pokazane w jeszcze gorszym świetle, lecz i tak film Hansona pozostaje przykładem rewelacyjnej ekranizacji, w której bardzo rozsądnie wykorzystano pomysły z pierwowzoru, a zmiany wprowadzono po to, by zaskoczyć widzów, znających literacki pierwowzór.

5. Listonosz dzwoni zawsze dwa razy
The Postman Always Rings Twice (1946 / 113 minut)
reżyseria: Tay Garnett
scenariusz: Harry Ruskin, Niven Busch na podst. powieści Jamesa M. Caina z 1934

Pisarz był zadowolony z filmu i spodobała mu się odtwórczyni głównej roli - w nagrodę za udaną rolę przesłał jej elegancko oprawiony egzemplarz swojej powieści z dedykacją i gratulacjami. Lana Turner wypadła znakomicie w roli Cory Smith - wzorowo odegrała postać femme fatale, jest niesamowicie seksowna i atrakcyjna, ma w sobie coś co przyciąga mężczyzn, lecz osoby bystre i doświadczone zauważą też znak ostrzegawczy, sugerujący że to kobieta niebezpieczna i egoistyczna. Wersja Boba Rafelsona z 1981 mimo większej dawki erotyzmu i lepszego, bardziej niejednoznacznego zakończenia jest z pewnością mniej udana i nie tak wciągająca jak klasyczny film noir Taya Garnetta.

6. Nawiedzony dom
The Haunting (1963 / 112 minut)
reżyseria: Robert Wise
scenariusz: Nelson Gidding na podst. powieści Shirley Jackson pt. The Haunting of Hill House z 1959

Horror radiowy, jak określił go Stephen King w swojej książce Danse Macabre. Bardzo tajemnicza, pełna niedopowiedzeń historia czwórki ludzi, zamkniętych w ścianach starego domostwa, kryjącego w swoim wnętrzu mroczne sekrety. Są oni uczestnikami eksperymentu, którego celem jest udowodnienie iż zjawiska nadprzyrodzone (takie jak duchy) naprawdę istnieją. Jednak osoby, które liczą iż duchy się w tym filmie ujawnią, będą rozczarowane. Bo reżyser kreuje klimat za pomocą sugestii, niedomówień, efektów dźwiękowych. Nie wiadomo więc, czy dom jest naprawdę nawiedzony, gdyż wszelkie tajemnicze dźwięki i wydarzenia mogą być częścią rzeczywistego świata, a nie świata duchów. Pasjonująca i niesztampowa powieść Shirley Jackson została wykorzystana przez reżysera do wykreowania fascynującego i nadzwyczajnego horroru, choć nieco staromodnego, gdyż równie stylowe filmy Wise kręcił w latach 40-tych (Porywacz ciał). Ten film można określić jako hołd dla tamtych starych produkcji wyprodukowanych przez Vala Lewtona zgodnie z zasadą: Najbardziej boimy się tego, czego nie widać.

7. Maratończyk
Marathon Man (1976 / 125 minut)
reżyseria: John Schlesinger
scenariusz: William Goldman na podst. własnej powieści z 1974

Możliwe, że pisarz nie był do końca zadowolony z zakończenia książki i dlatego przygotowując scenariusz wprowadził motyw zjadania diamentów. Chociaż z początku miałem wątpliwości, czy to jest dobry pomysł, to z czasem zmieniłem zdanie, bo zakończenie z filmu jednak bardziej zapada w pamięć niż to z powieści. Na pewno film Schlesingera jest świetną ekranizacją, intryguje, trzyma w napięciu i wykorzystuje sceny z pierwowzoru do stworzenia ciekawego pojedynku aktorskiego, świetną zaś kulminacją tego pojedynku jest scena, w której nazistowski zbrodniarz zadaje pytanie „Czy jest bezpiecznie?”, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi.

8. Śniadanie u Tiffany'ego
Breakfast at Tiffany's (1961 / 115 minut)
reżyseria: Blake Edwards
scenariusz: George Axelrod na podst. powieści Trumana Capote'a z 1958

Kiedy krytycy i aktorki narzekają, że nie ma w Hollywood ciekawych ról dla kobiet, wtedy reżyserzy sięgają po literaturę. A jedną z ciekawszych kobiecych postaci literackich jest (obok Scarlett O'Hary) Holly Golightly ze Śniadania u Tiffany'ego. Podobno pisarz chciał, aby tę rolę zagrała Marilyn Monroe, ale czytając książkę widziałem w tej roli tylko i wyłącznie Audrey Hepburn. Holly w jej interpretacji to kobieta lekkomyślna i nieco zagubiona, marzy o rzeczach nieosiągalnych i nie chce przyjąć do wiadomości, że tuż obok czai się prawdziwa miłość. I chociaż styl scenarzysty pozbawiony jest tej drapieżności typowej dla Trumana Capote'a, to widzom rekompensują to: błyskotliwe i inteligentne dialogi, lekkość typowa dla reżysera Blake'a Edwardsa i wspaniała kreacja Audrey Hepburn.

9. Forrest Gump
(1994 / 142 minuty)
reżyseria: Robert Zemeckis
scenariusz: Eric Roth na podst. powieści Winstona Grooma z 1986

Podobno Tom Hanks nie zgodził się, aby w filmie znalazły się sceny z książki, takie jak: lot w kosmos czy np. spotkanie z ludożercami i Pigmejami. Z jednej strony świadczy to o braku profesjonalizmu, bo dobry aktor nie powinien wybrzydzać, ale z drugiej strony świadczy o asertywności, która może przyczynić się do sukcesu, bo trzeba przyznać, że zmiany wprowadzone przez scenarzystę, częściowo wymuszone przez Toma Hanksa, wyszły filmowi na dobre. Reżyser i scenarzysta zręcznie ominęli pułapki jakie na filmowców zastawił pisarz, wykorzystali historię Forresta Gumpa do przedstawienia kilkunastu lat z historii Ameryki z punktu widzenia człowieka niezbyt inteligentnego, który nie rozumie otaczającego go świata, ale udaje mu się wiele osiągnąć dzięki szczęściu i zbiegom okoliczności oraz wytrwałości i ciężkiej pracy. Twórcy adaptacji nie ograniczyli się tylko do usunięcia kilku wątków z książki, ale dodali też sporo zapadających w pamięć tekstów i sytuacji. Zmieniło się motto historii, jak pisze w Słowniku adaptacji filmowych w oryginale motto brzmi: „Życie idioty to NIE pudełko czekoladek”, które jednak w polskim przekładzie brzmi: „Życie idioty to nie bułka z masłem”. W filmie zaś jest „Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz co ci się trafi”. Powieść jest zabawną i nieco naiwną groteską, zaś jej adaptacja jest jeszcze bardziej zabawna, mniej naiwna i ambitnie korzystająca z nowatorskich efektów specjalnych. Sporo efektów jest niemal niezauważalnych, gdyż wydają się naturalne, proste, mało spektakularne, jak np. piórko unoszące się na wietrze albo główny bohater spotykający kolejnych prezydentów USA.

10. Frankenstein
(1994 / 123 minuty)
reżyseria: Kenneth Branagh
scenariusz: Steph Lady, Frank Darabont na podst. powieści Mary Shelley z 1818

Trudno ten film zaliczyć do najlepszych horrorów, ale jako adaptacja jest to film przemyślany i ambitny. Zarówno powieść jak i film nie są nastawione na grozę i szokowanie. Potwór Frankensteina nie jest tu bezmyślną i odrażającą istotą tylko inteligentnym stworzeniem, które potrafi mówić, czytać i myśleć, ale nie potrafi korzystać ze swoich uczuć. Pragnie być lubiany, ale odrzucenie przez społeczeństwo powoduje jego niechęć do swojego stwórcy, a co za tym idzie zemstę i szereg morderstw. Nie brakuje tu makabry (powieszenie Justyny, wyrwanie serca), ale najbardziej przerażające są chyba słowa, wypowiedziane przez potwora: „Przyjdę do ciebie w twoją noc poślubną”. Emocje są gwarantowane, ale nie takie emocje, jakich się oczekuje od horrorów. Chociaż w powieści Mary Shelley nie brak grozy, tajemnicy, napięcia i morderstw to sporo jest także psychologii, głębokich treści, romantyzmu i niedopowiedzeń, dających pole dla wyobraźni. Reżyserowi oraz adaptatorom tekstu udało się przenieść do filmu najważniejsze treści i wymowę klasycznego dzieła literackiego z XIX wieku.

Postscriptum

Oprócz wspomnianego wyżej filmu Listonosz dzwoni zawsze dwa razy (1946) w tej samej dekadzie powstały też inne udane filmy noir na podstawie znakomitych powieści: Podwójne ubezpieczenie (1944) Billy'ego Wildera i Wielki sen (1946) Howarda Hawksa. Bardzo udaną adaptacją niezbyt interesującej książki jest film Mieć i nie mieć (1944) w reżyserii Hawksa. Powstał wg powieści Ernesta Hemingwaya, ale scenarzyści tak pozmieniali fabułę, że film bardziej przypomina Casablancę (1942) Michaela Curtiza niż pierwowzór literacki. Wśród adaptacji twórczości Stephena Kinga najbardziej cenione jest Lśnienie (1980) Stanleya Kubricka, ale ja wyżej oceniam Carrie (1976) Briana De Palmy i Misery (1990) Roba Reinera. Warto też zwrócić uwagę, jak sprawnie John Carpenter przełożył obszerną powieść Christine na niskobudżetową, ale bardzo klimatyczną, produkcję.

Alfred Hitchcock nie jest znany jako mistrz adaptacji, ponieważ ekranizował zwykle mało znaną i niezbyt popularną literaturę - oprócz Okna na podwórze Cornella Woolricha zekranizował trzy adaptacje książek Daphne Du Maurier, przyczyniając się do zwiększenia popularności tej niedocenianej pisarki. Z trzech adaptacji jej książek dwie stały się klasykami: Rebeka (1940) i Ptaki (1963), ale mniej ceniona Oberża na pustkowiu (1939) to też niezłe widowisko. Niestety niewiele jest dobrych kinowych ekranizacji książek mistrzyni kryminału Agaty Christie - na szczególne wyróżnienie, dzięki gwiazdorskiej obsadzie, zasługują: Morderstwo w Orient Expresie (1974) Sidneya Lumeta i Śmierć na Nilu (1978) Johna Guillermina.

Jeśli chodzi o literaturę XIX-wieczną, to jedną z ciekawszych i najchętniej adaptowanych powieści jest utwór Trzej muszkieterowie Alexandra Dumasa, zaś najlepszą, moim zdaniem, adaptacją tej książki jest wersja z 1948 w reżyserii George'a Sidneya. Wątek historyczny został w niej uproszczony i ograniczony do minimum, ale jako film przygodowy jest to solidne barwne widowisko, dostarczające rozrywki. W XXI wieku powstała świetna ekranizacja bardzo dobrej książki Cormaca McCarthy'ego To nie jest kraj dla starych ludzi, wyróżniona 4 Oscarami, wyreżyserowana przez braci Coen (w 2007 roku). Warto także zwrócić uwagę na dokonaną w Szwecji w 2009 roku ekranizację bestsellerowej trylogii Millennium autorstwa Stiega Larssona. Z adaptacji serialowych wyróżniłbym: Shoguna (1980) wg znakomitej powieści Jamesa Clavella oraz adaptację Dextera (od 2006) wg ciekawej książki Jeffa Lindsaya Demony dobrego Dextera.

27 komentarze:

  1. Lindsay już mocno zaczyna Dextera naciągać. Przeczytałem wszystkie książki i zdecydowanie stają się coraz gorsze. "Delicje z Dextera" to już niesamowity średniak, zakrawający o słabość.

    Co do "Trzech Muszkieterów". Ja najbardziej lubię wersję z 1973 z Michaelem Yorkiem :)


    quentinho

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja słyszałem, że już druga powieść o Dexterze jest przeciętna, więc przeczytałem tylko pierwszą :) Co do Muszkieterów to pod względem walorów rozrywkowych obie są równie dobre, ta z 1973 jest nawet zabawniejsza, bardziej szalona i przez jakiś czas oba filmy były u mnie ex aequo na pierwszym miejscu. Jeśli jednak miałbym wybrać jeden film to wolę starą wersję ze względu na lepszą obsadę (Vincent Price jako kardynał, Angela Lansbury jako królowa, Lana Turner jako Milady i Gene Kelly jako d'Artagnan). Jedynie Atos jest lepszy w wersji z 1973 (genialny Oliver Reed).

    OdpowiedzUsuń
  3. Brakuje mi troszeczkę Draculi... Świetna, stara książka, i kilka doskonałych adaptacji ;). Pierwsza, moja ulubiona, genialna z 1931 roku z Belą Lugosim, który nie tylko stworzył tą postać, ale był nią na co dzień. Druga, która niedawno miałem okazje obejrzeć z Christopherem Lee w roli głównej oraz trzecia Pana Coppoli z doskonałą kreacją Garego Oldmana.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Dracula" Coppoli jest faktycznie świetny z doskonałą muzyką Wojciecha Kilara i znakomitym odtwórcą roli tytułowej. Jednak nie czytałem pierwowzoru literackiego Brama Stokera i dlatego nie umiem tego filmu ocenić jako adaptacji. Wiem tylko, że jest to podobno najwierniejsza adaptacja, zaś wersja z 1931 jest ekranizacją jakiejś sztuki. Tak samo "Frankenstein" z 1931 powstał wg sztuki Peggy Webling, dlatego w zestawieniu jest wersja Kennetha Branagha, bardziej wierna powieści Mary Shelley.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bym dorzuciła, jako przysłowiową wisienkę na tort, "Wojnę polsko-ruską" X. Żuławskiego. Poza tym, dobre wybory, wierzę ci na słowo, nie wszystkie pierwowzory literackie czytałam, ale filmy zestawiłeś rzeczywiście dobre.
    Co do adaptacji Kinga, podzielam zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio kupiłem "Słownik adaptacji filmowych" (A. Kołodyński, K. Zarębski), bardziej jest to leksykon niż słownik, i właśnie ten leksykon zainspirował mnie do stworzenia takiego zestawienia najlepszych adaptacji. "Wojna polsko-ruska" znajduje się w tym leksykonie, jak i sporo innych polskich filmów. Ale ja nie oglądałem tego filmu (książki też nie czytałem). Z adaptacji polskiej literatury to najwyżej oceniam "Potop" Hoffmana.

    OdpowiedzUsuń
  7. O, to prawda, sporo świetnych adaptacji jest w polskim kinie. "Potop" oglądam co jakiś czas bez znużenia, a książki nie zmęczyłam do końca. Poza tym, "Popiół i diament", albo "Austeria", "Brzezina"... I wiele, wiele innych.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja właśnie oglądam Wojne i Pokój. Druga część w niedziele w tvp2.

    Zbytnio na adaptacjach filmowych się nie znam. Można jeszcze przytoczyć przykład niedawny Władca Pierścieni, chociaż sam książki nie przeczytałem ;P. Z tego natomiast co czytałem... Bardzo skupiasz się na kinie amerykańskim, a co powiesz na adaptacje Solaris w reżyserii Tarkowskiego?

    OdpowiedzUsuń
  9. Nudziłem się na tym filmie Tarkowskiego :) Ale faktycznie wszystkie filmy w zestawieniu to produkcje amerykańskie. Wynika to raczej z tego, że w ostatnich latach czytam głównie amerykańską literaturę (ostatnio zainteresowała mnie twórczość Cornella Woolricha), czasami brytyjską, ale do polskiej literatury mam podobny stosunek co do polskich filmów :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda, jeśli chodzi, o polski film, i literaturę, że masz taki stosunek, to znaczy żaden. Bo jaki on może być, skoro z góry skreślasz wszytsko co polskie. Ja oglądam wspólczesne filmy, to znaczy staram się, wiadomo, że wszystkiego i tak nie zdołam zobaczyć. Jestem po prostu ciekawa jak naszym idzie, i czasem trafia się rzeczywiście coś wspaniałego, ot choćby niedawny "Rewers", "Rysa".

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :) Nie chcę generalizować, więc nie powiem, co mi się nie podoba w polskich filmach. Wiem, że na pewno są jakieś perełki, które mogą mi przypaść do gustu. Cenię stare polskie filmy (np. komedie z lat 60-tych), z nowszych produkcji nie widziałem takiej, która zrobiłaby na mnie wrażenie, ale nadal szukam. Jeśli chodzi o literaturę to nie znam się na niej zbyt dobrze i dlatego sięgam tylko po znanych autorów, z polskimi filmami jest podobnie - jak widzę nieznane nazwiska to zwykle omijam film. Dlatego dzięki, że polecasz dwa tytuły, na pewno zwrócę na nie uwagę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Twoje zestawienia sprawiają, że natychmiast chcę robić własne i zapętlam się okrutnie, bo do tworzenia zestawień najwyraźniej jestem średnio zdolna :) niezmiennie pod wrażeniem, że z ogromu filmów potrafisz wyłuskać dziesięć i te Twoje dziesiątki nawet mają sens :)

    Ja bym jeszcze dodała pierwszą część "Władcy pierścieni", ale tylko pierwszą. Jackson zrobił fantastyczną robotę tym filmem, szkoda, że potem było już trochę gorzej.

    Z Twojej listy szczególnie zgadzam się z "Ostatnim Mohikaninem", tę książkę czyta się paskudnie, a film jest może nie w moim stylu do końca, ale na pewno świetnie zrobiony. I "Okno na podwórze", nie miałam pojęcia, że to jest adaptacja :)

    Co do "Śniadania u Tiffany'ego" zawsze jestem rozdarta, z jednej strony film, który kocham, oglądam często i nie lubię krytykować. A z drugiej opowiadanie, w którym jednak postać Holly bardziej mi się podobała. I główny bohater również.
    I "Frankenstein", książki nie dałam rady przeczytać, ale film z 1994r. nawet mnie przestraszył :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Fantastyka to nie jest mój gatunek, dlatego "Władcę pierścieni" pominąłem. Wyjątkiem jest "Frankenstein" Mary Shelley, który mimo motywów fantastycznych przypadł mi do gustu i uważam tę powieść za jedną z bardziej oryginalnych i wciągających.

    Takie zestawienia są zwykle subiektywne i dlatego są one często pretekstem do tworzenia własnych. Dlatego chętnie przeczytałbym Twoje zestawienie, na pewno bardzo by się różniło od mojego. Bardzo możliwe, że nie czytałem wielu książek, które Ty uważasz za najlepsze, gdyż moja wiedza na temat literatury jest znacznie mniejsza niż na temat filmów :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Pomyślę nad takim zestawieniem, to ciekawy temat... Tylko na pewno jestem nieświadoma tak dużej ilości świetnych ekranizacji, po prostu nie wiedząc, że to są ekranizacje, albo nigdy nawet nie widząc książek które adaptują (jak np. właśnie "Rear Window")

    OdpowiedzUsuń
  15. "Rear Window" też nie traktowałem jako adaptacji dopóki nie przeczytałem pierwowzoru.

    OdpowiedzUsuń
  16. Osobiście nie porwałbym się chyba na taką dziesiątkę, bo zbyt wiele tytułów musiałbym odrzucić :) Ale jak już, to "Listonosza" wybrałbym w wersji Rafelsona, bo jest ciekawsza psychologicznie. Znalazłyby się też na 100% "Ojciec Chrzestny", "Czas Apokalipsy" i "Dracula" Coppoli, "Tajemnice Los Angeles" (scenariusz tego filmu to arcydzieło precyzyjnej kondensacji intrygi) i "Chłopcy z ferajny (na podstawie tekstu pozbawionego dialogów!), pewnie też "Tańczący z wilkami" by się załapał. Z polskiego podwórka "Ziemia obiecana" i "Potop" (i chyba tyle:), a w kategorii seriale - na pewno "Północ-Południe" (na podstawie bardzo średniej powieści), "Wichry wojny", no i oczywiście wybitne "Lonesome Dove" z jeszcze wybitniejszej powieści wzięte. A Antynagrodę przyznałbym "Czarnej Dahlii" :) Pozdrawiam serdecznie krajana.

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam i również pozdrawiam! Całkiem ciekawe jest Twoje zestawienie adaptacji, zupełnie inne niż u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie zgodzę się, Peckinpah. "Ostatni Mohikanin" oprócz ładnych motywów muzycznych i dynamicznych najazdów kamery w lesie nic za sobą moim zdaniem nie niesie. Natomiast na szczycie mojego zestawienia znalazlby sie "Władca Pierscieni" Jacksona. Brakuje mi "Prestiżu" Nolana, "Pięknego Umysłu" Rona Howarda, wspomnianego już "Lśnienia" Kubricka, "Skazanych na Shawshank", "The Social Network", "Frost/Nixon", "Złap mnie, jeśli potrafisz" i "Monachium".
    Ale jak wiadomo rankingi są subiektywne.
    Pozdrawiam
    Alek

    OdpowiedzUsuń
  19. Oczywiście, każdy ranking tego typu będzie wyglądał inaczej. Kiedy pierwszy raz oglądałem "Ostatniego Mohikanina" też nie zrobił na mnie wrażenia, ale po przeczytaniu książki zacząłem coraz bardziej doceniać wersję Michaela Manna i nie wyobrażam sobie lepszej adaptacji tej książki. Być może przesadziłem wpisując ten film na pierwszym miejscu, ale moim zdaniem zasługuje na pierwszą dziesiątkę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Po przeczytaniu powieści Mario Puzo "Ojciec chrzestny" dopisałem do zestawienia ekranizację tej książki. Trafiła ona na pierwsze miejsce, spychając na drugie miejsce "Ostatniego Mohikanina", zaś film Coenów "To nie jest kraj dla starych ludzi" wypadł z dziesiątki.

    OdpowiedzUsuń
  21. Problem z adaptacjami zawsze jest taki czy dobra adaptacja to ta wierna, ta która jest po prostu dobrym filmem czy ta która jest lepsza od książki.Moim zdaniem najlepszą istniejącą adaptacja książki jest Ziemia Obiecana bo po prostu jest lepsza od powieści Reymonta. Natomiast z wymienionych tutaj musze stwierdzić ze zdecydowanie nie mogę się zgodzić ze Śniadaniem u Tiffanego - to uroczy film ale opowiadanie Capote na podstawie którego powstał jest o tyle lepsze że wpływa to na odbiór ekranizacji. Z kolei zastanawiam się do jakiego stopnia można Forresta Gumpa uznać za ekranizację bo z książką na podstawie której powstał niewiele ma wspólnego ( choć raczej to plus niż minus). Cieszę się że na liście jest Frankenstein Branagha - uwielbiam ten film i strasznie żałuję że jest tak niedoceniany.

    OdpowiedzUsuń
  22. "Śniadanie u Tiffany'ego" bardzo mi się podobało, przede wszystkim ze względu na Audrey Hepburn. A oprócz tego ten film sprawił, że sięgnąłem po książkę. Pewnie jest wiele lepszych adaptacji, ale w moim subiektywnym rankingu ten film zajmuje wysoką pozycję.

    Co do "Forresta Gumpa" to książka nie przypadła mi do gustu, a film jest moim zdaniem znakomity - niewiele ma wspólnego z pierwowzorem, co w tym przypadku jest dla mnie zaletą.

    OdpowiedzUsuń
  23. Temat rzeka.Co do ,,Mohikanina'', uważam, że film jest doskonały - czysty żywioł kina - prostota opowieści wcale nie jest w tym wypadku wadą. Natomiast książki Coopera nie byłem w stanie strawic, facet przynudzał, jakby mu płacili od znaku. Natomiast jak chodzi o Hitchcocka, zdecydowanie wyżej cenię ,,Psychozę'', adaptację opowiadania Roberta Blocha i ,,Ptaki'' wg Daphne du Maurier. A jak już o niej mowa, to inne jej opowiadanie było podstawą takiego arcydzieła horroru, jak ,,Nie Oglądaj się Teraz'' Nicholasa Roega - jakbym robił własny ranking, pewnie dałbym to cudo na pierwszym miejscu. Znakomitą ekranizacją jest ,,Harry Angel'' Alana Parkera.Siłą książki Williama Hjorstberga jast w zasadzie tylko główny pomysł poszukiwania samego siebie, poza tym sprawiła na mnie wrażenie bezstylowej. Natomiast film hipnotyzuje od pierwszego do ostatniego kadru, jak mało który.
    Stephen King? ,,Lśnienie'' rządzi, Kubrick się tu dosyc bezceremonialnie obszedł z materiałem literackim, ale miał bardzo sprecyzowaną wizję i dobrze wiedział, co robi. King był strasznie niezadowolony i wespół z Mickiem Garrisem upichcił własną, ,,jedynie słuszną'' wersję ,,Shinning''. Wyszła mu taka popierdółka, jakich tysiące, przy Kubricku toto wygląda, jak jakieś infantylne gówno. No i Kubrick zrobił też arcydzielną ,,Mechaniczną Pomarańczę'' wg Anthony Burgessa, dosyc wierną, ale to co dołożył od siebie -singin' in the rain, inne zakończenie, cała strona wizualna i wybór TEGO właśnie aktora do roli Alexa - podniosło tę historię na znacznie wyższy poziom. Szanuję też bardzo tych reżyserów, którym nieżle udało się przenieśc na ekran literaturę z gruntu niefilmową : ,,Nagi Lunch'' Burroghsa ( Cronnenberg) i ,,Ptaśka'' Whartona ( znowu Parker).

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja nie należę jednak do wielbicieli Kubricka. Jego wersja "Lśnienia" była zaskakująca i klimatyczna, ale jednak wolę książkę, która moim zdaniem lepiej trzyma w napięciu. Też słyszałem, że King podobno nie był zadowolony z tej adaptacji, ale czytając jego książkę "Danse Macabre" byłem zaskoczony, że pisarz zaliczył jednak film Kubricka do swoich ulubionych horrorów. Chociaż przeczytałem ostatnio sporo książek Daphne Du Maurier to akurat "Nie oglądaj się teraz" jest jeszcze przede mną, a film Roega widziałem dawno i słabo go pamiętam. "Psychozę" i "Ptaki" również bardzo cenię, ale jednak w rankingu filmów Hitchcocka wygrywa u mnie "Okno na podwórze". Przynajmniej co do "Mohikanina" to się zgadzamy :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Kinga, to ja generalnie wolę czytac, niż oglądac. Z tym, że ,,Lśnienie'' Kubricka, to nie jest typowa ekranizacja, to taki destylat wyciągnięty z fabuły powieści, przemnożony przez subiektywizm spojrzenia reżysera, bardzo sensualny i bardzo nieliteracki:ten film buduje i określa w pierwszej koleności przestrzeń, dżwięk i kolor ( kształtujące projekcję wnętrza Jacka), dopiero potem narracja. King napisał realistyczną, psychologiczną powieśc grozy , bardzo gęstą - Kubrick zrobił coś wręcz przeciwnego, zimną, przestrzenną wizję, a hołubione przez autora rozbudowane wątki po prostu wyjebał precz. W ,,Dance Macabre'', King umieścił ,,Lśnienie'' pośród 100 najlepszych powieści grozy 30-lecia, jako jedyną swoją powieśc ( za wiele tego jeszcze wtedy nie napisał). Film też się znalazł w setce ( filmowej), ale King nie krył rozczarowania, że jeden z jego ulubionych reżyserów tak bezczelnie poprzerabiał dzieło, które uznał , za skończenie udane.
    A z innych adaptacji przypomniały mi się dwie iście kongenialne: ,,Deliverance'' Johna Boormana wg Jamesa Dickeya ( w moim rankingu filmów wszech czasów, w pierwszej piątce) i ,,Manhunter'' Michaela Manna wg ,,Czerwonego Smoka'' Thomasa Harrisa. Uważam, że film bije na głowę ,,Milczenie Owiec'', a ta druga ekranizacja z Nortonem, to jakiś idiotyczny żart przy ,,Manhunter''. Mało komu udało się tak idealnie oddac na ekranie klimat i sens powieści w całej historii kina.

    OdpowiedzUsuń
  26. "Deliverance" to znakomity film, ale nie wiem jaka adaptacja, bo książki nie czytałem. Nie oglądałem "Manhuntera" Manna, ale z filmów o Lecterze bardziej mi się podobał "Czerwony smok" z Nortonem niż "Milczenie owiec".

    OdpowiedzUsuń
  27. Film Boormana to fabularnie bardzo wierna ekranizacja książki. Jednak według mnie przebija powieśc , dzięki ,,Dueling Banjos'', ta nieprawdopodobna scena to pomysł reżysera. ,,Manhuntera'' emitowała kilkakrotnie tv ( pt. ,,Łowca''). Na VHS-ach też się kiedyś ukazał.
    Obejrzysz i sam ocenisz, która adaptacja ma pałer, atmosferę , jaja i Toma Noonana, a która nie :).
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń