Człowiek w żelaznej masce

inny tytuł: Żelazna maska
Le masque de fer (1962 / 127 minut)
reżyseria: Henri Decoin
scenariusz: Laurent Devriès, Gerald Devriès, Cécil Saint-Laurent na podst. powieści Alexandra Dumasa ojca pt. Vicomte de Bragelonne

Francusko-włoski film płaszcza i szpady, wykorzystujący wątek braci bliźniaków z powieści Wicehrabia de Bragelonne Aleksandra Dumasa. Z powodu choroby króla, kardynał Mazarin chce zastąpić władcę jego bratem bliźniakiem, Henrykiem, przebywającym w więzieniu jako „człowiek w żelaznej masce”, którego twarzy nikt nie może zobaczyć pod groźbą kary śmierci. Kapitan muszkieterów, d'Artagnan, ma za zadanie sprowadzić więźnia do pałacu, ale okazuje się, że uciekł on z więzienia. Kiedy król dochodzi do zdrowia, Mazarin nie potrzebuje już Henryka, więc każe go schwytać i znowu osadzić w więzieniu.

Ten film to przede wszystkim lekka rozrywka, bez trupów, za to z humorem, przygodą i pięknymi kobietami. D'Artagnan lubi się pojedynkować, ale nikogo nie zabija w pojedynku. Grupa spiskowców knuje intrygę, ale nie dokonuje żadnych podstępnych zbrodni. Motyw braci bliźniaków jest tu pretekstem do zabawy i kpin oraz do przedstawienia dwóch światów - dworu królewskiego, gdzie dochodzi do intryg, które mają na celu dobro Francji oraz uliczek miasteczka, gdzie grasują bandyci. Przy czym bandyci są w tym filmie bardziej sympatyczni niż arystokraci. 

Aby taką komedię przygodową oglądało się przyjemnie należało wybrać charyzmatycznych aktorów i pod tym względem twórcy filmu spisali się świetnie. Jean Marais jest znakomity w roli d'Artagnana. Idealnie pasuje do filmów płaszcza i szpady, a w roli zuchwałego awanturnika, kapitana muszkieterów, wypadł doskonale. Jego zawadiacki uśmiech nie znika ani w scenach pojedynków ani kiedy ugania się za kobietami (a raczej za jedną kobietą). Ciekawie wypadli także Sylva Koscina i Jean Rochefort w rolach pary przestępców, których motywy postępowania są nieznane, ale prawdopodobnie głównym motywem jest ubóstwo.

Film ma niewiele wspólnego z historią, poza wykorzystaniem niektórych autentycznych postaci oraz stwierdzeniem, że poślubienie hiszpańskiej infantki przez króla Ludwika pomoże w uzyskaniu pokoju z Hiszpanią. Motyw z żelazną maską mógł być potraktowany w sposób poważny i dramatyczny - mogła z tego powstać opowieść o niesprawiedliwości, cierpieniu i zemście, ale wersja z 1962 roku idzie w zupełnie innym kierunku. Żelazna maska jest tylko rekwizytem i podobnie jak szpada jest tylko dodatkiem do fabuły. Film Decoina to przede wszystkim opowieść awanturniczo-przygodowa, w której ucieczkom, pojedynkom i perypetiom miłosnym towarzyszy humor i dobra zabawa. Od takich filmów nie oczekuję zbyt wiele, ale mam jednak wrażenie, że reżyser Henri Decoin nie wykorzystał w pełni znakomitej obsady, jaką miał do dyspozycji. No bo tak naprawdę wymieniona na drugim miejscu w czołówce Sylva Koscina ma niedużą rolę. Jean Marais jest w tym filmie jedyną gwiazdą i zadbano o to, aby nie przyćmił go nikt z reszty obsady.

Znacznie lepszym popisem gry aktorskiej są dwie pozostałe wersje Człowieka w żelaznej masce - wersja telewizyjna z 1977 (reż. Mike Newell) i kinowa z 1998 (reż. Randall Wallace). Szczególnie ten pierwszy jest godny uwagi ze znakomitą kreacją Richarda Chamberlaina. Jednak ze wszystkich trzech wersji tej historii, jakie widziałem, najbardziej podobała mi się wersja z 1962 roku, będąca doskonałą rozrywką pełną humoru, niezłej zabawy i ciekawych przygód. Nie ma tu mowy o wiernej adaptacji książki, gdyż Wicehrabia de Bragelonne jest opowieścią wielowątkową, opisaną w trzech tomach i aby stworzyć wierną adaptację to chyba należałoby zrobić serial. Film Decoina przedstawia dwa wątki romansowe (Henryka i d'Artagnana) i jeden wątek sensacyjny (zamiana braci bliźniaków). Są tu zarówno wady jak i zalety typowe dla tego rodzaju kina. Jest to jednak film pełen lekkości i uroku, dzięki czemu wady nie rzucają się w oczy i film pamięta się przede wszystkim jako dobrą rozrywkę.










7 komentarze:

  1. MIłó widzieć, że klasyka płaszcza i szpady nie umiera, że powieści panów Dumas (ojca i syna) są ciągle czytane, a ich adaptacje cieszą się powodzeniem. Miałam ich cały zestaw domu (mama była ich miłośnikiem) i pożerałam je dziecięciem będąc. Nie zwracając pewnie wielce uwagi na historyczne tło, ale właśnie ze względu na przygody i perypetie (także miłosne) bohaterów. Teraz już nie za bardzo mi się chce sięgać powtórnie po te filmy, ale chcę wyrazić pełne poparcie i zrozumienie dla twoich facynacji, czego często dajesz tu dowód. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W poniedziałek 15 sierpnia było święto i w związku z tym od rana były filmy w telewizji. Jednak mnie zainteresował tylko jeden film - prezentowany w dwójkowym cyklu 'Gwiazdy w południe' film "Człowiek w żelaznej masce" z 1962 roku. Kto lubi klasyczne kino przygodowe nie musiał daleko szukać, wystarczyło, że w poniedziałek włączył 'dwójkę' przed południem.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja polecam świetny film Ridleya Scotta z 1977 roku pt. "Pojedynek", który mistrzowsko i inteligentnie ogrywa motyw "płaszcza i szpady".

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, tak, "Pojedynek" jest świetny, też widziałam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ze wspomnianych trzech widziałem tylko ostatnią wersję spod ręki Randalla Wallace'a, która mnie nie za bardzo zachwyciła. Nie widziałem również wspomnianego "Pojedynku". Ale przypomnienie muszkieterów się przyda przed premierą jesienną nowych "Trzech muszkieterów".
    Pozdrawiam
    Alek

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobał mi się też remake z Ironsem i DiCaprio ;).
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń