Two
Three (1974 / 104 minuty)
reżyseria: Joseph Sargent
scenariusz: Peter Stone na podst. powieści Johna Godeya
Współcześni widzowie mogą znać historię opowiedzianą w tym filmie dzięki wersji Tony'ego Scotta pod polskim tytułem Metro strachu (2009). Chociaż lubię większość filmów Scotta to ten film mnie ogromnie rozczarował. Znacznie bardziej podobał mi się pierwowzór, zrealizowany przez Josepha Sargenta w latach 70-tych. I dlatego kolejną notkę poświęcę temu właśnie filmowi. Powieść sensacyjna Johna Godeya z 1973 roku była ekranizowana trzykrotnie (w 1974, 1998 i 2009) i na jej podstawie udało się ekipie Sargenta stworzyć udany, trzymający w napięciu thriller, w ciekawy sposób podejmujący absurdalny temat uprowadzenia pociągu dla okupu. Czterech uzbrojonych przestępców o enigmatycznych pseudonimach Blue, Green, Grey i Brown porywa pociąg metra, bierze 18 zakładników i żąda miliona dolarów od władz Nowego Jorku.
Rozpoczyna się wyścig z czasem, ponieważ na zapłacenie okupu władze mają tylko jedną godzinę. Sytuację stara się opanować pewien porucznik z policji. Nie obejdzie się bez komplikacji. Pojawiają się trzy podstawowe pytania. Po pierwsze: czy uda się dotrzeć z pieniędzmi na czas? Po drugie: czy obejdzie się bez ofiar? No i po trzecie i chyba najważniejsze: w jaki sposób bandyci zamierzają uciec z podziemnej kolejki? Grany przez Waltera Matthau porucznik z nowojorskiego metra nie wygląda na superbohatera, który byłby w stanie przechytrzyć przestępców. Wygląda raczej na zmęczonego życiem i pracą emeryta, który wolałby siedzieć w domu lub w barze, a nie uganiać się za bandytami. Jednak okazuje się człowiekiem opanowanym, rozważnym i przezornym, stara się zachować zimną krew i znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji. Napięcie wynika stąd, że trudno przewidzieć, w jaki sposób ten niepozorny gliniarz pokona czterech terrorystów. No i zakończenie nie powinno rozczarować widzów (szczególnie ostatnia scena jest bardzo przewrotna i nietypowa jak na film sensacyjny).
Przestępcy są zdesperowani i szaleni, już sam pomysł porwania pociągu świadczy nie najlepiej o ich sposobie myślenia. Nie są oni jednak bez szans - mają solidnie przygotowany plan działania, który krok po kroku realizują. Ich przywódca, w którego wcielił się Robert Shaw to człowiek przekonany o tym, że stanowczość i konsekwentne trzymanie się planu może pomóc im zdobyć dużą sumę pieniędzy i uniknąć złapania przez policję. Dlatego nie daje się wciągnąć w grę z negocjującym z nim policjantem - nie chce dać więcej czasu na dostarczenie pieniędzy, tylko z zegarkiem w ręku pilnuje dokładnego czasu, by po tym czasie móc albo odebrać pieniądze albo zabić zakładnika. A oprócz tego musi jeszcze pilnować swoich współpracowników, by przez ich nieostrożność nie wpaść w ręce policji. Jeden ze wspólników, grany przez Hectora Elizondo to były gangster, narwaniec, człowiek porywczy, czekający tylko na moment, by komuś przyłożyć, albo kogoś zastrzelić. Drugi z pomocników, którego zagrał Martin Balsam, to zaś maszynista, który z powodu zwolnienia z pracy i braku pieniędzy zdecydował się na tę akcję.
Reżyser filmu, Joseph Sargent i autor scenariusza, Peter Stone nie próbowali na siłę zaskakiwać widzów, ale udało im się stworzyć kilka scen, które trzymają w niepewności. Są w filmie co najmniej dwie takie sceny. Pierwsza to ta, w której policjanci wiozą pieniądze na okup, druga to ta, w której pociąg pędzi z zawrotną prędkością na zielonych światłach i tylko czerwone światło może uruchomić hamulec bezpieczeństwa. Oprócz momentów pełnych napięcia jest w filmie odpowiednia dawka humoru, a także aluzje społeczne i polityczne. Przykładem takich aluzji jest scena, w której przywódca bandy mówi: „Jeśli będziecie słuchać moich rozkazów to nic wam się nie stanie”, na co jeden z zakładników, Murzyn, odpowiada: „To samo mówili w Wietnamie, a ja wciąż mam tyłek pełen ołowiu”. Po tej kwestii jeden z przestępców oburzony mówi: „Zamknij się czarnuchu”. I w ten sposób w trzech zdaniach zmieściły się trzy problemy Ameryki lat 70-tych: wojna w Wietnamie, rasizm i niechęć do rozmawiania o przegranej wojnie w Indochinach. Da się też zauważyć w filmie elementy satyry politycznej, na przykład kiedy burmistrz z ponurą miną stwierdza, że jedyne co zyska przez zapłacenie okupu to 18 głosów w nadchodzących wyborach.
Długi postój na Park Avenue to przykład solidnego filmu sensacyjnego, w którym udało się na ograniczonej przestrzeni poprowadzić interesującą rozgrywkę. Zabawne dialogi i utrzymana w dobrym tempie akcja sprawiają, że ogląda się lekko i bez znudzenia, a zakończenie jest zupełnym przeciwieństwem spektakularnych i głośnych finałów z filmów sensacyjnych. Film zaskakuje spokojem i kameralnością oraz przewrotnością i ironią. To także ciekawie rozegrana gra pomiędzy dwoma głównymi bohaterami, obaj potrafią się nawzajem przechytrzyć, obaj mają słabe strony, ale stanowczo i konsekwentnie dążą do osiągnięcia celu. Z łatwością można przewidzieć, który z nich wygra, ale to nie zmienia faktu, że to nadal pozostaje bardzo dobry thriller, który zasługuje na uwagę bardziej niż remake z Denzelem Washingtonem i Johnem Travoltą.
Przestępcy są zdesperowani i szaleni, już sam pomysł porwania pociągu świadczy nie najlepiej o ich sposobie myślenia. Nie są oni jednak bez szans - mają solidnie przygotowany plan działania, który krok po kroku realizują. Ich przywódca, w którego wcielił się Robert Shaw to człowiek przekonany o tym, że stanowczość i konsekwentne trzymanie się planu może pomóc im zdobyć dużą sumę pieniędzy i uniknąć złapania przez policję. Dlatego nie daje się wciągnąć w grę z negocjującym z nim policjantem - nie chce dać więcej czasu na dostarczenie pieniędzy, tylko z zegarkiem w ręku pilnuje dokładnego czasu, by po tym czasie móc albo odebrać pieniądze albo zabić zakładnika. A oprócz tego musi jeszcze pilnować swoich współpracowników, by przez ich nieostrożność nie wpaść w ręce policji. Jeden ze wspólników, grany przez Hectora Elizondo to były gangster, narwaniec, człowiek porywczy, czekający tylko na moment, by komuś przyłożyć, albo kogoś zastrzelić. Drugi z pomocników, którego zagrał Martin Balsam, to zaś maszynista, który z powodu zwolnienia z pracy i braku pieniędzy zdecydował się na tę akcję.
Reżyser filmu, Joseph Sargent i autor scenariusza, Peter Stone nie próbowali na siłę zaskakiwać widzów, ale udało im się stworzyć kilka scen, które trzymają w niepewności. Są w filmie co najmniej dwie takie sceny. Pierwsza to ta, w której policjanci wiozą pieniądze na okup, druga to ta, w której pociąg pędzi z zawrotną prędkością na zielonych światłach i tylko czerwone światło może uruchomić hamulec bezpieczeństwa. Oprócz momentów pełnych napięcia jest w filmie odpowiednia dawka humoru, a także aluzje społeczne i polityczne. Przykładem takich aluzji jest scena, w której przywódca bandy mówi: „Jeśli będziecie słuchać moich rozkazów to nic wam się nie stanie”, na co jeden z zakładników, Murzyn, odpowiada: „To samo mówili w Wietnamie, a ja wciąż mam tyłek pełen ołowiu”. Po tej kwestii jeden z przestępców oburzony mówi: „Zamknij się czarnuchu”. I w ten sposób w trzech zdaniach zmieściły się trzy problemy Ameryki lat 70-tych: wojna w Wietnamie, rasizm i niechęć do rozmawiania o przegranej wojnie w Indochinach. Da się też zauważyć w filmie elementy satyry politycznej, na przykład kiedy burmistrz z ponurą miną stwierdza, że jedyne co zyska przez zapłacenie okupu to 18 głosów w nadchodzących wyborach.
Długi postój na Park Avenue to przykład solidnego filmu sensacyjnego, w którym udało się na ograniczonej przestrzeni poprowadzić interesującą rozgrywkę. Zabawne dialogi i utrzymana w dobrym tempie akcja sprawiają, że ogląda się lekko i bez znudzenia, a zakończenie jest zupełnym przeciwieństwem spektakularnych i głośnych finałów z filmów sensacyjnych. Film zaskakuje spokojem i kameralnością oraz przewrotnością i ironią. To także ciekawie rozegrana gra pomiędzy dwoma głównymi bohaterami, obaj potrafią się nawzajem przechytrzyć, obaj mają słabe strony, ale stanowczo i konsekwentnie dążą do osiągnięcia celu. Z łatwością można przewidzieć, który z nich wygra, ale to nie zmienia faktu, że to nadal pozostaje bardzo dobry thriller, który zasługuje na uwagę bardziej niż remake z Denzelem Washingtonem i Johnem Travoltą.
czytając streszczenie uświadomiłam sobie że chyba widziałam kiedyś ten film, choć kompletnie nic z niego nie pamiętam...
OdpowiedzUsuńWidziałem film z 2009 roku i jakoś specjalnie mnie zraził, rozrywka na kilkadziesiąt minut i nic więcej. Twoja recenzja zachęca do oglądania tegoż filmu. Obcować z Walterem Matthau w roli nie komediowej - bardzo chętnie.
OdpowiedzUsuńDzięki za przypomnienie, z resztą nie tylko o tej perełce kina.
pozdrawiam
Pozdrawiam i zachęcam do wypatrywania tego tytułu w telewizji (ja go oglądałem w TCM, od niedawna znowu mam ten program za darmo, nie wiem na jak długo). Myślę, że ten film zyskuje jeszcze bardziej po obejrzeniu remake'u. Chociaż wiem, że są osoby, którym wersja Scotta bardzo się podoba (np. quentinho z bloga Wszystko o filmach).
OdpowiedzUsuń