Ridley Scott namawiał swojego młodszego brata Tony'ego do zostania reżyserem, obiecując mu, że dzięki pracy w przemyśle reklamowym i filmowym będzie go stać na wymarzone ferrari. Tony Scott z czasem dorobił się fortuny, ale droga na szczyt była trudna i wyboista, ciągle napotykał przeszkody ze strony złośliwych krytyków i w ostateczności nigdy nie trafił na szczyty popularności. Przez dłuższy czas (z wyjątkiem lat 90-tych) pozostawał w cieniu starszego brata, który robił filmy z większym budżetem i bardziej ambitnym przekazem. Obaj jednak mieli możliwość współpracy z najlepszymi aktorami.
Tony Scott udowodnił, że potrafi doskonale połączyć komercyjne widowisko z artystycznymi ambicjami. Okazał się świetnym dramaturgiem, potrafiącym wydobyć maksimum z możliwości kamery i aktorów. Forma była dla niego zawsze ważniejsza niż fabuła, dlatego nie miał nic przeciwko, gdy zaproponowano mu realizację sequela Gliniarza z Beverly Hills lub też remake'ów Człowieka w ogniu i Metra strachu. Uznał, że to idealne materiały, by raz jeszcze poeksperymentować z kamerą i montażem, by wzbogacić swój reżyserski warsztat. Nie robił więc filmów skrojonych idealnie pod gusta masowej publiczności. Mimo że nie pisał scenariuszy to z pewnością można go nazwać autorem własnych filmów, ponieważ siła tych produkcji tkwi w innowacyjnym podejściu reżysera do techniki i sztuki filmowej.
Tony Scott wprowadził do kina sensacyjnego więcej ruchu, a historie wolał opowiadać za pomocą kamery, a nie pióra i kartki papieru. Ciągle szukał nowych metod i środków, by uatrakcyjnić swoje filmy, a jedyną wadą jego twórczości było to, że nie zależało mu na dobrych scenariuszach. Wprawdzie zdarzało mu się tworzyć filmy na podstawie świetnych tekstów (np. Tarantino i Helgelanda), ale nawet według banalnego skryptu potrafił nakręcić dynamiczne i wciągające kino. Był twórcą cechującym się indywidualnym stylem, w przeciwieństwie do swojego brata Ridleya, który, choć był (i nadal jest) świetnym reżyserem, nie ma jednak wyraźnego stylu, który wyróżniałby jego filmy.
Debiutem reżyserskim Tony'ego jest nietypowy brytyjski horror wampiryczny Zagadka nieśmiertelności. Film, który poniósł kasową i artystyczną porażkę, bo najwidoczniej okazał się zbyt trudny i niezrozumiały dla widzów i krytyków. Ale po latach zyskiwał coraz większe uznanie. Z czasem coraz bardziej doceniono jego niezwykłą dekadencką aurę i oryginalność w podejściu do tematyki wampirycznej. Kolejne filmy jeszcze nie potwierdzały, że jest to twórca zdolny i ambitny, bo do 1991 roku kręcił standardowe, niczym nie wyróżniające się produkcje sensacyjne. Lata 80-te to czas efektownego, czasem również brutalnego kina akcji, więc nie powinno dziwić, że mało dynamiczna Zagadka nieśmiertelności nie cieszyła się powodzeniem.
Tony Scott swoje następne filmy zrealizował (z paroma wyjątkami) dla duetu Don Simpson / Jerry Bruckheimer, który specjalizował się w filmach akcji. Hitem okazał się Top Gun, o którym pisano w recenzjach, że wygląda jak film reklamowy marynarki wojennej. Tony, który podobnie jak brat kręcił reklamy, zrobił film skutecznie zachęcający młodych ludzi do wstąpienia w szeregi pilotów marynarki. Pod względem artystycznym nie jest to dzieło wybitne, ale dowodzi talentu reżysera do prowadzenia fabuły i aktorów. Warto też wspomnieć, że oddzielnym hitem była ścieżka dźwiękowa filmu: towarzyszące epizodom militarno-lotniczym kompozycje Harolda Faltermeyera oraz towarzysząca wątkowi romantycznemu piosenka Giorgio Morodera Take My Breath Away, którą nawet wyróżniono Oscarem. Kolejne filmy Scotta - Gliniarz z Beverly Hills 2, Odwet i Szybki jak błyskawica - nie wyniosły reżysera na wyżyny, rozczarowały przedstawieniem płytkiej i trywialnej historii, lecz zarobiły na tyle dużo, że producenci nie zerwali współpracy z reżyserem.
Najlepszym filmem Scotta z początkowego okresu (do roku 1991) jest znakomity film akcji Ostatni skaut, w którym Bruce Willis stworzył mocną i wyrazistą kreację policjanta, porównywalną do jego słynnej roli ze Szklanej pułapki. Tym filmem Scott wytyczył sobie szlak, którym już konsekwentnie podążał do końca swojej kariery przez następne 20 lat. A gdy w jego ręce trafił scenariusz Quentina Tarantino pt. Prawdziwy romans, Tony Scott świetnie go wykorzystał do stworzenia wielowątkowej, romantycznej i drapieżnej zarazem opowieści. Często podkreśla się wkład Hansa Zimmera w budowę atmosfery filmu, ale warto nadmienić, że tematem głównym (pojawiającym się w czołówce) jest kompozycja Carla Orffa, którą wykorzystał 20 lat wcześniej Terrence Malick w podobnym tematycznie Badlands. Dzięki scenariuszowi pełnemu znakomitych scen i dialogów udało się reżyserowi skompletować imponującą obsadę. I chociaż poszedł na kompromis dodając szczęśliwe zakończenie to nie można mu zarzucić, aby zepsuł ciekawą historię i galerię barwnych postaci. Dla porównania Oliver Stone jest tym, który zepsuł scenariusz Tarantino, mowa o Urodzonych mordercach. To dzieło ma swoich zwolenników, którzy powiedzieliby zapewne, że nie zepsuł, a poprawił tarantinowski tekst.
Pierwszym arcydziełem Scotta, o którym można powiedzieć, że jest dziełem reżysera a nie scenarzysty jest film Karmazynowy przypływ z mistrzowskim duetem Gene Hackman / Denzel Washington, genialną muzyką Hansa Zimmera i zdjęciami Dariusza Wolskiego. Akcja rozgrywa się na pokładzie okrętu podwodnego, a widzów udało się zaintrygować dzięki klaustrofobicznej atmosferze ciasnych, otoczonych przez wodę pomieszczeń oraz dzięki trzymającym w napięciu rozgrywkom między dwoma bohaterami, których decyzje mogą wpłynąć na losy wielu ludzi. Akcja następnego filmu Scotta (pod tytułem Fan) została osadzona w środowisku sportowców, a konkretnie bejsbolistów, w które brutalnie wtargnął psychopatyczny fan. Role dwóch oponentów odegrali Robert De Niro i Wesley Snipes, aktorzy bardzo zróżnicowani nie tylko z powodu wieku i koloru skóry, ale i odmiennej techniki aktorskiej. Prowadzeni sprawną ręką Scotta obaj wypadli równie przekonująco. Ja nie przepadam za filmami o bejsbolu, ale takie połączenie filmu sportowego z thrillerem sensacyjnym, jakie zaprezentował Tony Scott przypadło mi do gustu.
Kolejnym mistrzowskim dziełem omawianego reżysera jest Wróg publiczny z Willem Smithem i Gene'em Hackmanem - duetem, który próbuje wyjaśnić tajemniczą nagonkę na głównego bohatera, granego przez Willa Smitha. Film zachwyca tym, że jest niezwykle dynamiczny przy minimalnym wykorzystaniu scen akcji typu strzelaniny i wybuchy. Reżyser buduje napięcie poprzez ciągły pościg za bohaterem, sugerując że organy ścigania dysponują najnowocześniejszą technologią. Oglądając film trudno uwierzyć, że postęp technologiczny zaszedł aż tak daleko. Metody działania agencji bezpieczeństwa są tajne i dlatego nie wiadomo ile w tym filmie prawdy, a ile fikcji. Nie pozostaje więc nic innego jak wczuć się w opowiadaną historię, uwierzyć w nią i śledzić akcję do ostatniej minuty. Film przez cały czas trzyma w napięciu, porażając przy tym pesymizmem, gdyż reżyser zdaje się mówić, że wszelkie agencje odpowiedzialne za bezpieczeństwo chronią przede wszystkim siebie a nie uczciwych obywateli. Poza tym przedstawiona przez Scotta wizja społeczeństwa, które na każdym kroku, w każdym miejscu może być podglądane jest przerażająca i pesymistyczna, czego nie zmieni nawet szczęśliwe zakończenie filmu.
Nadejście nowego wieku nie spowodowało jednak zmiany repertuaru tegoż twórcy. Nadal pozostawał w kręgu pełnych dramaturgii i napięcia sensacji i thrillerów. Jego brat Ridley z nadejściem nowego millennium stał się twórcą bardziej dojrzałym, a Tony utracił dawną formę i siłę oddziaływania oraz zaczął popadać w pułapkę własnego stylu, ciągnąc za sobą swojego ulubionego aktora Denzela Washingtona, także stopniowo tracącego dawną popularność i gwiazdorską pozycję. Najlepszym ich wspólnym dziełem jest dramat sensacyjny Człowiek w ogniu, gdzie Denzel świetnie wypadł w duecie u boku 9-letniej Dakoty Fanning. Choć jest to remake, nie można mu odmówić świeżości i nowatorskiego podejścia do oklepanego motywu zemsty. Scenariusz Briana Helgelanda wzbogacony jest o aspekty psychologiczne, nie skupia się tylko na wątku sensacyjnym, zaś obok wiarygodnych relacji ochroniarza i jego podopiecznej podejmuje też problem odpowiedzialności za wykonywaną pracę. Brutalna zemsta okazuje się jedyną słuszną drogą do osiągnięcia satysfakcji, choć cena jaką się za nią płaci może być bardzo wysoka.
Pozostałe filmy Scotta wydają się z pozoru odmienne, bo jest wśród nich thriller szpiegowski Zawód szpieg, dramat biograficzno-sensacyjny Domino i futurystyczny film akcji Deja Vu, ale to nadal kino w stylu Tony'ego Scotta, gdzie fabuła ustępuje miejsca warstwie formalnej. Te filmy niczym szczególnym nie zachwycają, lecz i tak nie schodzą poniżej pewnego wysokiego poziomu. W niektórych filmach Scotta z ostatniej dekady można znaleźć czasem genialne sceny jak np. pościg za samochodem poruszającym się w przeszłości w filmie Deja Vu albo próby zatrzymania pociągu w Niepowstrzymanym. Ten ostatni film to oparte na faktach rewelacyjne kino akcji z maksymalną dawką emocji, opowiadające o bohaterstwie pracowników kolei. Tony Scott świetnie sfilmował pędzące z ogromną prędkością pociągi i po raz kolejny pokazał Washingtona jako człowieka podejmującego wyłącznie słuszne decyzje. Znacznie mniej mu się udał poprzedni film o pociągu pt. Metro strachu, remake Długiego postoju na Park Avenue, nie dorównujący pierwowzorowi z lat 70-tych.
Tony Scott nie odnosił tak spektakularnych sukcesów jak jego brat Ridley, ale zostawił w historii kinematografii ślady, po których poszli inni twórcy współczesnego kina akcji (tacy jak np. Paul Greengrass). Dzięki temu jego filmy nie zestarzeją się zbyt szybko i dzięki telewizji będą chętnie oglądane przez kolejne pokolenia widzów. Znakomicie potrafił sfilmować ruch na ekranie: błyskawicznie przelatujące samoloty
(Top Gun), wyścigi samochodowe (Szybki jak błyskawica), wolno płynący okręt podwodny (Karmazynowy przypływ), uciekającego człowieka (Wróg publiczny), pędzące pociągi (Niepowstrzymany)... I nawet podczas scen dialogowych widz miał wrażenie ciągłego ruchu dookoła bohaterów. Nie skomentuję jego desperackiej decyzji o samobójstwie, mam jednak nadzieję, że planowane przez Tony'ego sequel Top Gun i remake Dzikiej bandy nie doczekają się realizacji. Mam również nadzieję, że po śmierci tego zdolnego filmowca nie skończy się zbyt szybko kariera Denzela Washingtona i ten charyzmatyczny aktor powróci jeszcze na szczyt.
5 najlepszych filmów Tony'ego Scotta:
1. Wróg publiczny (1998)
2. Człowiek w ogniu (2004)
3. Prawdziwy romans (1993)
4. Karmazynowy przypływ (1995)
5. Ostatni skaut (1991)
Człowiek w ogniu |
Domino |
Niepowstrzymany |
5 najlepszych filmów Tony'ego Scotta:
1. Wróg publiczny (1998)
2. Człowiek w ogniu (2004)
3. Prawdziwy romans (1993)
4. Karmazynowy przypływ (1995)
5. Ostatni skaut (1991)
Wielka strata dla całego światowego kina. Szkoda, że nie zobaczymy już więcej filmów wyreżyserowanych przez tego genialnego człowieka. Teraz pozostaje tylko wrócić do jego poprzednich wielkich produkcji. Filmy takie jak Prawdziwy romans, Człowiek w ogniu, Wróg publiczny czy nawet Top Gun zawsze będzie się oglądało z niebywałą przyjemnością. Tony Scott był dla mnie wybitnym reżyserem i cieszę się, że dzięki filmom jakie stworzył, będzie on w pewnym sensie nieśmiertelny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hudson
Ja też dałbym w pierwszej czwórce cztery wymienione przez Ciebie filmy. Może w innej kolejności. Filmy Scotta miały coś w sobie, nie można było przejść obok nich obojętnie. W "Człowieku w ogniu" strasznie mi się podobały relacje między Denzelem a ochranianą dziewczyną. Więź między nimi była na tyle silna, że kwestię jej zniknięcia i uwolnienia potraktował osobiście - nie zawodowo. W "Karmazynowym..." z kolei wytworzył wspaniałe napięcie między kapitanem a pierwszym. Zgrzyt był od samego początku, a późniejsze wydarzenia tylko pogłębiały kryzys dowódczy na statku. Kapitan, mimo całej swojej zawziętości i lekceważącego podejścia do oficera, miał do przeciwnika respekt i czuł, że jego argumenty mogą być słuszne. Z kolei pierwszy, mimo łagodnej natury i braku doświadczenia, nie ugiął się naciskowi ze strony kapitana i większości poległych mu oficerów. Bardzo dramatyczne role Hackmana i Washingtona. Jeśli chodzi o "Prawdziwy Romans" to ten film to prawdziwa kopalnia diamentów. Tyle interesujących postaci i świetnych scen, że można oglądać w nieskończoność i ciągle wyłapywać coś nowego. Nawet epizodyczne role jak Brat Pitt, Samuel Jackson czy Christopher Walken są świetnie wykreowane i zapadają mocno w pamięć. "Wróg publiczny", mimo iż to film najbardziej widowiskowy z wymienionych, podobał mi się najmniej. Co nie zmienia faktu, że też jest świetny i się go dobrze ogląda. Nie ma tam jednak tak świetnie skonstruowanych wewnętrznie postaci i zaskakujących scen. Ale to kawał mocnego i dynamicznego kina. RIP...
OdpowiedzUsuń... to ja skomentuję. Tony oszczędził swoim bliskim i sobie masę problemów. Podjął szybką decyzję i wyegzekwował ją natychmiast, nie jak większośc samobójców in spe, oczekujących litości. Totalny szacun. We wszystkich religiach samobójstwo jest czynem szczególnie napiętnowanym, zagrożonym przerażającymi cierpieniami duszy w zaświatach. Myślę, że Tony nie trafi do Pinheada na łańcuch, był już w zasadzie martwy.
OdpowiedzUsuń,, Zagadkę Nieśmiertelności'' widziałem w kinie, gdzieś w drugiej połowie 80-tych. Otwierająca scena mnie zmiażdżyła - byłem w kinie 3 razy pod rząd, dzień po dniu. To było na tamten moment szalenie ożywcze i nowoczesne formalnie. Do tej pory wymiękam słuchając studyjną wersję ,, Bela Lugosi is Dead'' Bauhausu ( wydaną tylko na singlu). Z filmów Scotta opartych na porządnym scenariuszu, wyróżniam ,, Ostatniego Skauta'', gdzie było co niemiara ciętych, sarkastycznych tekstów ( Shane Black, a ile pamiętam). No i ,, Prawdziwy Romans'', gdzie praktycznie każda scena budzi euforię ( oczywiście, jak na mainstream :P ). Solidnym blockbusterem jest na pewno ,, Karmazynowy Przypływ'' ( Tarantino też przy tym trochę dłubał, jako script doctor). A ,, Top Gun'' to idealny materiał pod piwo + joint + ostre darcie łacha. Dobry humor gwarantowany, a czyż nie oto chodzi w kinie rozrywkowym? :D
RIP & RESPECT
Nic dodać, nic ująć :D
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetne podsumowanie (jesteś w tym moim idolem, Mariuszu, poważnie:)), szkoda, że temat tak smutny.
OdpowiedzUsuńT. Scott nie należał do moich ulubionych reżyserów, nie śledziłam jego kariery i nie wyczekiwałam nowych filmów, ale jego kino jest dla mnie - dziewczynki, na której nie robią większego wrażenia filmy sensacyjne, bo cóż w nich ciekawego - fenomenem: że da się zaciekawić, wciągnąć, zaskoczyć, zrobić wrażenie. W duecie z Denzelem odwalili dla kina kawał dobrej roboty. Szkoda, że nie będzie więcej. Mam nadzieję, że - jak piszesz - Denzel zbierze siły, nawiąże współpracę z kimś godnym uwagi i jeszcze trochę godnie popracuje.
Dzięki, Klapserko. Szkoda tylko, że dopiero śmierć znakomitego reżysera przyczyniła się do tego, że zrobiłem to podsumowanie.
OdpowiedzUsuńJa lubię filmy sensacyjne, wychowałem się na filmach akcji z lat 80-tych i 90-tych i filmy Tony'ego lubiłem oglądać, bo tworzył kino dynamiczne i wciągające, nie nadużywając scen akcji, eksplozji i strzelanin, umiał też wykorzystać potencjał znakomitych aktorów.
Ale lubię również filmy akcji bardziej efektowne i brutalne, w związku z tym właśnie przed chwilą wróciłem z kina, gdzie obejrzałem "Niezniszczalnych 2". Ten film to niezły ubaw, genialnie połączono w nim akcję i przemoc z humorem nie najwyższych lotów, ale powodującym jednak szczery uśmiech. Mnie się podobało, innym chyba też, bo przy niektórych scenach widzowie w kinie bili brawo :D
Klapserko nie tylko twoim ;)
OdpowiedzUsuńco do Scotta, nie widziałam za dużo z jego filmów, ale cenię dość mocno Top Gun, mimo obecności TC, Gliniarza z Beverly Hill czy wspomniany Karmazynowy Przypływ, bez wątpienia ciekawe kino, choć fanką sensacji nie jestem ;)
Pojawiają się informacje, że Tony Scott nie był jednak chory na raka. W dwóch pożegnalnych listach, które pozostawił nie zamieścił żadnych informacji, co do powodów swojej decyzji. Bardzo zagadkowo to wszystko wygląda...
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się, że Stone zepsuł scenariusz do "Urodzonych morderców". To świetny film, w którym zostało przekazane wszystko, co powinno. Postacie, zarówno pierwszo, jak i dalszoplanowe, są dobrze skonstruowane i przedstawiają komplet najgorszych cech pośród swoich środowisk. Nie wiem jaki był pierwotny scenariusz Quentina, ale pewnie zawierał w scenach więcej cwaniackich gagów i przewrotnych akcji, które mogły upodobnić ostatecznie film do filmów typowych dla niego. A Stone wolał pewnie mroczniejszy, bardziej pejotlowy klimat i zrobił to po swojemu. W moim mniemaniu świetnie.
OdpowiedzUsuńDawno oglądałem ten film, lecz pamiętam, że go nie polubiłem i nie miałem już ochoty do niego wracać. Rozumiem, że film może się podobać, lecz z pewnością niewiele zostało ze scenariusza, napisanego przez Quentina, który w czołówce został wpisany tylko jako autor fabuły (story). Ponieważ filmy Quentina bardziej mi się podobają od filmów Olivera Stone'a z góry założyłem, że Stone zepsuł scenariusz i można było tę historię przedstawić znacznie lepiej. Na przykład, gdyby Tony Scott nakręcił ten film, to pewnie bardziej by mi przypadł do gustu :D
OdpowiedzUsuńStone przykroił skrypt Tarantino do własnej wizji, do czego miał pełne prawo ( o co z kolei Tarantino miał straszne pretensje, choc w tym momencie nie posiadał już praw do scenariusza ). Obaj prezentują zupełnie inny styl narracyjno wizualny. Nie można oceniac tego w kategoriach lepszy - gorszy, tj. że ktoś niby komuś coś zepsuł. Mnie się akurat ,, Urodzeni Mordercy'' bardzo podobali. Z tego, co słyszałem, to w oryginalnym scenariuszu bardziej rozbudowany był wątek mediów.
OdpowiedzUsuń