ANALIZA ZJAWISKA
30 LAT HEROICZNEGO KINA AKCJI
Druga część Niezniszczalnych może uchodzić za film jubileuszowy, bo dokładnie 30 lat temu powstał film Rambo - Pierwsza krew, który zdefiniował współczesne kino akcji. A tytuł nowego cyklu Expendables został zaczerpnięty z drugiej części Rambo, w której bohater grany przez Stallone'a mówi „I'm expendable” („Jestem zbędny”). To właśnie 3 dekady temu pojawił się bohater o niezwykłej sile fizycznej i zręczności, który zostawił za sobą brutalną wojenną przeszłość. Próbuje o niej zapomnieć, lecz traumatyczne wydarzenia zostawiły na jego psychice trwały ślad, który nie pozwoli mu nigdy zerwać z zabijaniem. Jest doskonale wyszkolony w posługiwaniu się bronią, potrafi zabijać bez mrugnięcia okiem, nie myśli o śmierci, próbuje walczyć o swoje prawa i o godne życie. Zna wojskowy rygor i dyscyplinę, umie słuchać rozkazów i je wykonywać, lecz potrafi też sam ocenić, kiedy należy wkroczyć do akcji, a kiedy należy odpuścić, by niepotrzebnie nie ryzykować. Wysłanie go na samobójczą akcję nie wiąże się z żadnym ryzykiem, bo gdyby misja się nie powiodła, nikt nie przyzna się do udziału w niej, a gdyby zginął podczas akcji, szybko by o nim zapomniano, gdyż jest expendable czyli przeznaczony na straty.
Filmy akcji operują stereotypami, by opowiedzieć prostą i efektowną historię o walce dobra ze złem. Atrybutem postaci w takich filmach są najczęściej porządne giwery, dzięki którym można rozwalić liczne zastępy wrogów, bezmyślnie rzucających się pod ostrzał i umierających w efektowny sposób. Utrata broni nie powinna być problemem dla prawdziwego twardziela, bo prawdziwi mężczyźni poradzą sobie również w walce wręcz. Kino akcji istniało już wcześniej od czasu powstania pierwszego filmu o Bondzie, ale dopiero pierwszy film o Rambo wyznaczył standardy dla tego typu kina. Fabuła miała być najprostszym możliwym pretekstem dla wyczynów głównego bohatera, bo prawdziwy wojownik nie potrzebuje wielu powodów do tego, by wkroczyć na ścieżkę wojenną. Aby widz uwierzył w jego odwagę i umiejętności bohater musiał być w miarę solidnie umięśniony lub wyćwiczony w sztuce walki (z bronią lub bez), natomiast czarny charakter powinien być zły do szpiku kości, by znaleźć w ten sposób usprawiedliwienie dla przemocy, jaką stosuje pozytywny bohater w celu unieszkodliwienia złoczyńcy. Najważniejsza jest oczywiście akcja - z reguły spektakularna, obfitująca w widowiskowe eksplozje, głośne strzelaniny, brawurowe pościgi i ucieczki oraz brutalne pojedynki na pięści lub ostre narzędzia. Nie powinno też zabraknąć one-linerów, krótkich kwestii, które widzowie mogą cytować po seansie, np. „To oni przelali pierwszą krew, nie ja” wypowiedziane przez Johna Rambo, ale równie dobrze może być zacytowane w każdym filmie o zemście.
Po roku 1982 nastąpił wysyp dynamicznych filmów akcji z udziałem charyzmatycznych bohaterów, dobrze prezentujących się w kadrze, potrafiących przekonująco się bić, zadawać mocne ciosy i kopnięcia oraz udawać twardego szeryfa lub komandosa i z odpowiednim wyrazem twarzy oddawać strzały z pistoletu lub serie z karabinu maszynowego. Wzorowe produkcje tego nurtu to: Samotny wilk McQuade z Chuckiem Norrisem, Komando z Arnoldem Schwarzeneggerem, Cobra z Sylvestrem Stallone'em i Szklana pułapka z Bruce'em Willisem. No ale czy ktoś wówczas przypuszczał, że gwiazdorzy tych filmów mogą wystąpić razem na ekranie. A jednak okazało się, że to nie problem zgromadzić na planie filmowym tak mocne osobistości. Trzeba było tylko czasu, zgrania terminów i dobrej fabuły, która by ich połączyła. W filmie Simona Westa bohaterowie są równie ważni co akcja, więc zanim przystąpię do recenzji przedstawię występujących w filmie zawodników.
PARSZYWA DWUNASTKA
STADO ROZGNIEWANYCH WILKÓW
STADO ROZGNIEWANYCH WILKÓW
Kino akcji ma swój własny system gwiazd, a wyznacznikiem w doborze wykonawców nie są wcale umiejętności aktorskie. Sylvester Stallone zdobył wprawdzie nominację do Oscara za rolę Rocky'ego, natomiast Arnolda Schwarzeneggera w tym samym czasie wyróżniono Złotym Globem jako najbardziej obiecującego młodego aktora za rolę w filmie Niedosyt, ale z czasem okazało się, że najlepiej czują się w jednym typie ról - jako bohaterowie kina akcji. Sly jako Rambo i Cobra, Arnie jako Komando wykreowali kultowe postacie twardych facetów, specjalizujących się w zabijaniu i łamaniu prawa, mimo iż stoją po stronie porządku i sprawiedliwości. Nie należy z nimi zadzierać, bo z wypisaną na twarzy wściekłością potrafią bezlitośnie zniszczyć każdego przeciwnika. W filmie Niezniszczalni 2 można ich zobaczyć razem podczas jednej akcji. Fani kina sensacyjnego z pewnością czekali na ten moment i jest to bez wątpienia chwila przełomowa w historii kina. Tym bardziej, że towarzyszą im jeszcze inni zasłużeni dla action movies wojownicy, tacy jak Bruce Willis. Aktor ten podejmował ambitniejsze wyzwania, ale ciągle przylepiano mu etykietkę bohatera kina akcji, więc i on musiał dołączyć w końcu do tej ekipy. Popularność zyskał dzięki rolom policjantów w serii Szklana pułapka oraz w filmie nieżyjącego już Tony'ego Scotta Ostatni skaut. Ze względu na komediowy talent potrafił ożywić konwencjonalne postacie stróżów prawa. Ci trzej mięśniacy, Sly, Arnie i Bruce, być może trenowali boks i pakowali na siłowni, lecz nie mają przeszkolenia w sztukach walki. Całe szczęście jednak otrzymali wsparcie ze strony tego typu fighterów. Najbardziej z nich doświadczonym jest Chuck Norris, który na przełomie lat 60-tych i 70-tych kilkakrotnie obronił tytuł mistrza świata w karate w wadze średniej. Najsłynniejsze jego role to postać strażnika Teksasu w filmie Samotny wilk McQuade oraz postacie komandosów w filmach Zaginiony w akcji i Oddział Delta, w których częściej się rozprawiał z przeciwnikami za pomocą broni palnej niż mocnych kopnięć z półobrotu, z jakich słynął.
W filmie Simona Westa zwraca uwagę także obecność dwóch „uniwersalnych żołnierzy”. Dolph Lundgren to pochodzący ze Szwecji, mający prawie 2 metry wzrostu, karateka, dwukrotny mistrz Europy w wadze ciężkiej. Jest człowiekiem wykształconym, studiował matematykę, chemię i fizykę, dobrze mówi po angielsku, francusku, niemiecku i japońsku. W Niezniszczalnych 2 nie jest aż tak inteligentny, ale wspomniano o jego chemicznym wykształceniu, co stanowi tu źródło żartów. Do jego ciekawszych filmów należą: Punisher, Ostry poker w Małym Tokio i Drzewo Jozuego. Jego partner z Uniwersalnego żołnierza, Jean-Claude Van Damme, to belgijski karateka, mający tytuł mistrza Europy w wadze średniej. Jego specjalnością są efektowne kopnięcia z wyskoku, a dzięki nauce tańca potrafi walczyć z gracją, wykonując niemal baletowe ruchy, czasem nawet szpagaty. Dlatego w filmach częściej uczestniczył w walkach na pięści i nogi niż w strzelaninach. I być może dlatego zdecydowano, że to on zagra czarny charakter, który w przeciwieństwie do tytułowej ekipy unika broni palnej. Najbardziej pamiętne jego role pochodzą z filmów sztuk walki Krwawy sport i Kickboxer. Obok europejskich i amerykańskich karateków swoje umiejętności ma okazję zaprezentować Jet Li, mistrz chińskich sztuk walki, który doskonale posługuje się kung fu, wu shu, jak i każdym rodzajem broni. W Niezniszczalnych 2 niestety jego rola ograniczyła się do minimum, ale za to wziął udział w znakomitej, dynamicznej scenie walki. Aby lepiej poznać jego umiejętności warto zapoznać się z chińską produkcją Klasztor Shaolin, z nakręconą w Hongkongu serią Dawno temu w Chinach oraz z filmami z ostatniej dekady: Człowiek pies i Nieustraszony.
To tyle jeśli chodzi o starą gwardię, która w latach 80-tych i na początku 90-tych zawładnęła masową wyobraźnią. Tę wyróżnioną wyżej „siódemkę wspaniałych”, zbliżającą się już do emerytury, wspiera pięciu młodszych i mniej doświadczonych zawodników, tworząc dwunastkę fighterów, z których jednak nie wszyscy dotrwają do napisów końcowych. Na czele młodej gwardii jest Jason Statham, znany z ról w standardowych współczesnych akcyjniakach, zrealizowanych w ostatnim dziesięcioleciu. Najpierw zabłysnął w Transporterze, a ostatnio w filmach Mechanik: Prawo zemsty i Elita zabójców - widać, że świetnie się czuje w takich klimatach. Poza tym przez wiele lat trenował karate, jujitsu, kung fu, tajski boks, kickboxing, capoeirę. W jego 'niezniszczalnej' drużynie są: australijski aktor Liam Hemsworth, mający predyspozycje do grania ról amantów, a nie bohaterów, poza tym zapaśnik Randy Couture i futbolista Terry Crews. Nie mają oni na koncie zbyt wielkich sukcesów, ale mają spory potencjał do tego, by w przyszłości grać główne role i dołączyć do elitarnego grona dobrze zarabiających gwiazdorów. To samo tyczy się Scotta Adkinsa, który w filmie Westa pełni rolę drugiego po Van Dammie czarnego charakteru. Przygotowanie do takiej roli odbył rok wcześniej, występując u boku Van Damme'a w Krzyżowym ogniu. Jego najsłynniejszą rolą jest Jurij Bojka w Championie 2 i Championie 3: Odkupieniu. Choć nie odniósł jeszcze spektakularnych sukcesów filmowych mógłby z łatwością pokonać w realnej walce swoich ekranowych partnerów, którzy wygrywają filmowe pojedynki tylko dlatego, że są większymi gwiazdami i dostają wyższe gaże. Scott Adkins od dziecka trenuje sztuki walki i posiada czarne pasy w judo, jujitsu i wushu, jest także przeszkolony w karate, ninjutsu, kickboxingu, taekwondo i tajskim boksie. Jest godnym następcą Jeta Li i z pewnością jeszcze o nim usłyszymy. Warto też zwrócić uwagę na trzynastą postać tego spektaklu, a mianowicie Yu Nan - Chinkę, która w tym męskim gronie nie ma zbyt wielu okazji, by się popisać, więc próbuje zabić wszystkich swoim wzrokiem.
RECENZJA FILMU
CHAOTYCZNY ZBIÓR MYŚLI
The Expendables 2 (2012 / 103 minuty)
reżyseria: Simon West
scenariusz: Richard Wenk, Sylvester Stallone na podst. fabuły Kena Kaufmana, Davida Agosto i Richarda Wenka
Ten film nie mógł się nie udać, bo każdy robi tu to, co umie najlepiej. Scenariusz był pisany pod konkretne nazwiska, nie ma tu więc źle obsadzonych ról. Film w stu procentach spełnia oczekiwania widzów - spektakularne sceny akcji, krwawe starcia i słowne utarczki między niemłodymi już bohaterami należą do największych atrakcji tego widowiska. Sporo tu dowcipów, które na papierze nie wyglądają zbyt dobrze, ale wypowiadane przez odpowiednich ludzi są w stanie rozbawić. Wiadomo, że „I'm back!” tylko w wykonaniu Schwarzeneggera może wywołać odpowiedni efekt i spowodować uśmiech. Ciekawie prezentuje się również scena, w której Arnie rzuca do Bruce'a tekstem „Yippee-ki-yay”, kojarzącym się ze Szklaną pułapką i dość dziwnie przetłumaczonym na polski jako „Hip hip hurra”.
Film akcji, w którym na pierwszy plan wysuwają się 60-letni wojownicy mógłby się nie udać, gdyby zrezygnowano w nim z humoru, szczególnie dotyczącego wieku występujących w nim aktorów. Dzięki ironicznemu podejściu i zdystansowanej grze aktorskiej ten film jest jak najbardziej strawny i ogląda się go z dużą przyjemnością. Widać, że aktorzy bawili się świetnie wcielając się w swoje role i ta zabawa udziela się widzom. Trudno się nie uśmiechnąć podczas seansu, a i po seansie uśmiech przez długi czas nie schodzi z twarzy. Wnioskując po reakcji widzów w kinie największą atrakcją i najbardziej udaną sceną filmu jest wejście Chucka Norrisa
i opowiadany przez niego dowcip o kobrze królewskiej - dowcip
dwuznaczny, bo nawiązujący nie tylko do popularnych żartów o Chucku
Norrisie, ale przypominający również rolę Stallone'a w filmie policyjnym
Cobra. Ale są tu też nawiązania do najsłynniejszej roli filmowej Chucka
- roli samotnego wilka McQuade'a. Zabrakło niestety pamiętnego motywu
muzycznego z tego filmu, a zamiast niego z niezrozumiałych dla mnie
powodów wykorzystano fragment melodii Ennia Morricone z westernu Dobry, zły i brzydki.
Reżyser Simon West, który 15 lat temu nakręcił znakomity film sensacyjny Con Air: Lot skazańców, niedawno zaś film z Jasonem Stathamem Mechanik: Prawo zemsty, po raz kolejny wykazał się solidnym rzemiosłem i wyczuciem w realizacji scen akcji i prowadzeniu aktorów. Zrobił film w szybkim tempie, pełen znakomitych efektów i dosadnej przemocy. Widzowie śmieją się w tych momentach, w których powinni, zaś kiedy następują dramatyczne sekwencje akcji można liczyć na sporą dawkę mocnych wrażeń i pojawia się obawa o to, że niektórych aktorów możemy nie zobaczyć w kolejnej części. Wydaje mi się, że film Westa jest lepszy od reżyserowanej przez Stallone'a jedynki. Ale to niekoniecznie oznacza, że jest lepiej wyreżyserowany. Podobał mi się bardziej z powodu większej dawki humoru, większych ról Willisa i Schwarzeneggera oraz niewystępujących w jedynce ról Norrisa i Van Damme'a. Oferuje po prostu więcej atrakcji, co w dużej mierze jest zasługą scenarzystów niż reżysera. W scenariuszu doskonale połączono w jedną całość: pretekstową fabułę z motywem zemsty, spektakularne akcje, by każdy mógł sobie postrzelać, humor i karykaturę, by każdy mógł zażartować z własnego wizerunku macho, a nawet gry słowne (np. „man and knife”).
Największą wadą filmu jest to, że jest za krótki, przydałoby się np. więcej walk z udziałem Jeta Li, Van Damme'a, Norrisa i Adkinsa. A role Willisa i Schwarzeneggera, choć wyraziste i zapadające w pamięć, to i tak ma się wrażenie, że nadal są to zaledwie epizody. Nie każdy otrzymuje więc tu czas ekranowy, na jaki zasługuje. Z pewnością jest to jednak udane widowisko, na którym można się świetnie bawić i do którego można kilkakrotnie wracać. I na pewno warto czekać na kolejną część, bo Stallone i jego ekipa doskonale znają gusta publiczności i wiedzą, co należy zrobić, by wzbudzić emocje u widzów. Oglądanie filmów sensacyjnych u niektórych odbiorców może wywołać uczucie straconego czasu, bo pozbawione są ambicji, a oprócz tego gloryfikują przemoc i zemstę. Ale takie kino też jest potrzebne, bo jest idealną odtrutką na intelektualne i umoralniające produkcje o życiowych problemach i chrześcijańskich wartościach. Pozwalają zapomnieć o nudnej, szarej rzeczywistości, pokazują niesamowite wyczyny wyjątkowych bohaterów, nie zmuszają do myślenia i nie wciskają na siłę dydaktycznych frazesów, tylko pozwalają na zrelaksowanie się i rozrywkę.
Filmu tego nie wypada polecać, bo wielbiciele kina sensacyjnego lat 80-tych wiedzą doskonale, że na tym filmie nudzić się nie będą, zaś ci którzy lekceważą tego typu kino będą omijać szerokim łukiem tę produkcję. Nikogo więc nie namawiam, bo jest to film dla konkretnych odbiorców, przyciągnie do kin wybrane osoby, a ci którzy zostaną doprowadzeni do kina siłą będą się czuć nieswojo, obserwując w akcji 60-letnich bohaterów. Ze względu na wysoką kategorię wiekową film z pewnością nie powstawał wyłącznie w celach komercyjnych - producenci nie zamierzali przyciągnąć jak największej ilości widzów, lecz zrobili film dla wielbicieli jednego gatunku, a także złożyli hołd aktorom, którzy zaznaczyli swoją obecność w action movies. I za taką inicjatywę należy pochwalić filmowców. I za taką koncepcję, po mistrzowsku zrealizowaną, film zyskuje wiele pozytywnych opinii widzów i krytyków. Bo w swoim gatunku jest to arcydzieło.
Na koniec jeszcze wspomnę o udanej ścieżce dźwiękowej, za którą odpowiedzialny był Brian Tyler.
Reżyser Simon West, który 15 lat temu nakręcił znakomity film sensacyjny Con Air: Lot skazańców, niedawno zaś film z Jasonem Stathamem Mechanik: Prawo zemsty, po raz kolejny wykazał się solidnym rzemiosłem i wyczuciem w realizacji scen akcji i prowadzeniu aktorów. Zrobił film w szybkim tempie, pełen znakomitych efektów i dosadnej przemocy. Widzowie śmieją się w tych momentach, w których powinni, zaś kiedy następują dramatyczne sekwencje akcji można liczyć na sporą dawkę mocnych wrażeń i pojawia się obawa o to, że niektórych aktorów możemy nie zobaczyć w kolejnej części. Wydaje mi się, że film Westa jest lepszy od reżyserowanej przez Stallone'a jedynki. Ale to niekoniecznie oznacza, że jest lepiej wyreżyserowany. Podobał mi się bardziej z powodu większej dawki humoru, większych ról Willisa i Schwarzeneggera oraz niewystępujących w jedynce ról Norrisa i Van Damme'a. Oferuje po prostu więcej atrakcji, co w dużej mierze jest zasługą scenarzystów niż reżysera. W scenariuszu doskonale połączono w jedną całość: pretekstową fabułę z motywem zemsty, spektakularne akcje, by każdy mógł sobie postrzelać, humor i karykaturę, by każdy mógł zażartować z własnego wizerunku macho, a nawet gry słowne (np. „man and knife”).
Największą wadą filmu jest to, że jest za krótki, przydałoby się np. więcej walk z udziałem Jeta Li, Van Damme'a, Norrisa i Adkinsa. A role Willisa i Schwarzeneggera, choć wyraziste i zapadające w pamięć, to i tak ma się wrażenie, że nadal są to zaledwie epizody. Nie każdy otrzymuje więc tu czas ekranowy, na jaki zasługuje. Z pewnością jest to jednak udane widowisko, na którym można się świetnie bawić i do którego można kilkakrotnie wracać. I na pewno warto czekać na kolejną część, bo Stallone i jego ekipa doskonale znają gusta publiczności i wiedzą, co należy zrobić, by wzbudzić emocje u widzów. Oglądanie filmów sensacyjnych u niektórych odbiorców może wywołać uczucie straconego czasu, bo pozbawione są ambicji, a oprócz tego gloryfikują przemoc i zemstę. Ale takie kino też jest potrzebne, bo jest idealną odtrutką na intelektualne i umoralniające produkcje o życiowych problemach i chrześcijańskich wartościach. Pozwalają zapomnieć o nudnej, szarej rzeczywistości, pokazują niesamowite wyczyny wyjątkowych bohaterów, nie zmuszają do myślenia i nie wciskają na siłę dydaktycznych frazesów, tylko pozwalają na zrelaksowanie się i rozrywkę.
Filmu tego nie wypada polecać, bo wielbiciele kina sensacyjnego lat 80-tych wiedzą doskonale, że na tym filmie nudzić się nie będą, zaś ci którzy lekceważą tego typu kino będą omijać szerokim łukiem tę produkcję. Nikogo więc nie namawiam, bo jest to film dla konkretnych odbiorców, przyciągnie do kin wybrane osoby, a ci którzy zostaną doprowadzeni do kina siłą będą się czuć nieswojo, obserwując w akcji 60-letnich bohaterów. Ze względu na wysoką kategorię wiekową film z pewnością nie powstawał wyłącznie w celach komercyjnych - producenci nie zamierzali przyciągnąć jak największej ilości widzów, lecz zrobili film dla wielbicieli jednego gatunku, a także złożyli hołd aktorom, którzy zaznaczyli swoją obecność w action movies. I za taką inicjatywę należy pochwalić filmowców. I za taką koncepcję, po mistrzowsku zrealizowaną, film zyskuje wiele pozytywnych opinii widzów i krytyków. Bo w swoim gatunku jest to arcydzieło.
Na koniec jeszcze wspomnę o udanej ścieżce dźwiękowej, za którą odpowiedzialny był Brian Tyler.
zabrakło Seagala, ale pewnie żaden film nie przetrwałby takich dwóch geniuszy aktorskich jak Steven i Jean Claude. Trzeba będzie poczekać aż zaczną dodawać do jakiś gazet, chętnie wtedy obejrzę, bo zapowiada się zabawne dzieło ;-)
OdpowiedzUsuń"(...)a mianowicie Yu Nan - Chinkę, która w tym męskim gronie nie ma zbyt wielu okazji, by się popisać, więc próbuje zabić wszystkich swoim wzrokiem." Haha, no tak, wrzuć kobietę w stado mięśni i wiele więcej jej nie pozostanie :)
OdpowiedzUsuńW części pierwszej bawiła mnie koncepcja zgromadzenia tylu ikon kina sensacyjnego w jednym filmie, ale odrobinę rozczarowało wykonanie. "Niezniszczalni" kuleli scenariuszowo i niektóre sceny były zdecydowanie nudne. A teraz druga część, jeszcze bardziej spektakularna obada, aż głupio tego nie zobaczyć. Ale czy w kinie to nie wiem, może zamiast ""Dziedzictwa Bourne'a"?
Rozbrajają mnie Twoje artykuły, które składnie i zwięźle podsumowują spore kawałki historii filmu, jak Ty to robisz? :)
Ja po obejrzeniu pierwszej części nie byłem rozczarowany, film mi się podobał, ale jakiś czas później doszedłem do wniosku, że jednak mógł być lepszy, że jednak nie był do końca dopracowany. No i zabrakło tu jakiś kultowych sekwencji, które mocno zapadłyby w pamięć. Po obejrzeniu części drugiej na razie trudno mi stwierdzić, czy zapadnie w pamięć, ale myślę, że tak, bo sporo było scen, które ciężko będzie zapomnieć :D
OdpowiedzUsuńA "Dziedzictwa Bourne'a" nie widziałem, liczne negatywne recenzje mnie odstraszają od kinowego seansu, poczekam więc na dvd lub na premierę telewizyjną.
Co do pytania w ostatnim zdaniu, nie wiem co odpowiedzieć :) Czasem po obejrzeniu filmu mam zupełną pustkę i nie wiem co napisać, a czasem to przychodzi tyle myśli, że należy je tylko spisać :) Ten artykuł oczywiście nie wyczerpuje tematu, to tylko skrótowe wprowadzenie do gatunku 'heroicznego kina akcji', z jakim mamy do czynienia w "Niezniszczalnych 2" :)
Pierwsza część bardzo mi się podobała. Wreszcie ktoś zrobił coś dla "pokolenia kaset VHS" do którego się zaliczam. Drugiej jeszcze nie wiedziałem, ale na pewno obejrzę. (Szkoda że brakuje w niej Rourke'a).
OdpowiedzUsuńPolemizowałbym tylko, że to "Rambo" rozpoczął tzw. heroiczne kino akcji. Owszem jest Stalonne nic nie mówiący, ale w pierwszej części jest człowiekiem przybitym przez wojne, jeszcze niebezmyślnie strzelającycm do każdego. Rzekłbym nawet, że pierwsza część to przykład filmu psychologicznego o przejściach żołnierza z Wietnamu. Trzeba przypomnieć, że w pierwszej części John zabija tylko pułkownika. Dopiero później zaczynają się krwawe jatki i w kolejnych częściach zabija od 40 do stu osób w tym ok. dwudziestu bez koszuli.
Bardzo mi się podoba Twoje podejście do tematu. Najpierw wprawka o kinie akcji, potem przedstawienie bohaterów i w końcu wyczerpująca recenzja. Pełen profesjonalizm, brawo! Hehe :) Co do samego tekstu to bardzo dobrze się czyta i w pełni oddaje moje odczucia, o czym wiesz ponieważ czytałeś moją recenzją na którą pozwolę sobie zaprosić innych użytkowników :) Jedynym momentem z którym się chyba nie zgadzamy to muzyka Morricone z wejścia Norrisa. Odnoszę wrażenie, że CI się to nie podobało. Dla mnie fajny zabieg, świetnie kontynuujący komediowy charakter roli Chucka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Dwayne.
To nie jest dobry film. Ale tak jak nie była nim pierwsza część. I tak jak dobrymi filmami nie były produkcje z tymi twardzielami z lat 80. Ale też nie takie było ich zadanie. Dużo by o tym gadać, ale kto lubi takie kino i jeszcze dobrze pamięta jak Arnie biegał z kałachem po dżungli, czy jak Van Damme kopał tyłki przeciwników na turniejowej macie, ten nie mógłby się na tym filmie zawieźć. I ja się nie zawiodłem. Umówmy się: nie ma w tym filmie logiki (bo pojawienie się Chucka służyło tylko i wyłącznie puszczeniu widzom oka i nie miało żadnego fabularnego uzasadnienia), scenariusz pisany był na kolanie, a dialogi - jak sam piszesz - na papierze raczej by się nie sprawdziły. Ale gdy wszystko się połączyło, i na ekranie pojawiają się już te mocno przestarzałe gwiazdy i widać u nich mnóstwo dystansu do samych siebie, wtedy człowiek po prostu cieszy się jak małe dziecko. I tyle.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
muszę przyznać że masz mega spostrzegawcze podejście do tematu, oglądałam film i widziałam niektóre fragmenty z podsumowania ;)
OdpowiedzUsuńa co do filmu, to prawda Niezniszczalni są genialnym hołdem dla old action movies i ich bohaterów
i kto by pomyślał że odgrzane kotlety mogą smakować tak dobrze...
Genialny film i tyle! Uzasadnienie niepotrzebne :D
OdpowiedzUsuńquentinho
chciałabym umieć tak składnie ubierać myśli w słowa... zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie miałem przyjemności obejrzeć nowej części Niezniszczalnych. Po pierwszej części nie miałem chęci oglądać tej produkcji, ponieważ początek serii był według mnie słaby. Nie jestem fanem tego typu kina i tak jak napisałeś, z tego powodu sobie odpuszczę, chyba, że nagle coś mnie najdzie to wtedy po niego sięgnę :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuń