Arrivederci amore, ciao [Strefa VOD]

W wyniku nawiązanej ostatnio współpracy ze Strefą VOD na blogu będą się pojawiać od czasu do czasu recenzje filmów, które można obejrzeć w tym serwisie. W Strefie VOD można znaleźć sporo filmów zrealizowanych w ciągu ostatniej dekady. Wśród nich są zarówno produkcje pokazywane już wcześniej w kinach jak i takie, które nie miały polskiej premiery kinowej. Do tej drugiej grupy należy m.in. dobrze oceniany przez krytyków włoski dramat kryminalny Arrivederci amore, ciao i ja również przyłączam się do pochlebnych opinii. Jest to mało znane, lecz zaskakująco dobre kino.

Arrivederci amore, ciao (2006 / 107 minut)
reżyseria: Michele Soavi
scenariusz: Marco Colli, Franco Ferrini, Michele Soavi, Luigi Ventriglia na podst. fabuły Lorenzo Favelli i Michela Soaviego oraz powieści Massimo Carlotto

Uczeń Daria Argenta, Michele Soavi, po zrealizowaniu czterech horrorów w latach 1987-94 poświęcił się pracy dla telewizji, ale w 2006 roku triumfalnie powrócił do kina wyjątkowo cynicznym i brutalnym dziełem z pogranicza neo-noir i poliziottesco. Głównym bohaterem jest 40-letni mężczyzna Giorgio Pellegrini, który w południowoamerykańskiej dżungli szuka ucieczki od niechlubnej przeszłości, lecz nadal jego życie związane jest z przemocą i zabijaniem. Nawet w deszczowej dżungli pełni rolę kata, działając w partyzantce i zabijając zdrajców. Wkrótce, przez Paryż, powraca do Włoch, gdzie rozpocznie się proces rehabilitacyjny, mający uczynić go człowiekiem wolnym, oczyszczonym z wszelkich zarzutów. Ale jak pokazuje Michele Soavi nawet droga do wolności bywa amoralna, agresywna i odrażająca.

Alessio Boni, którego widzowie mogą kojarzyć z rolą księcia Bołkońskiego z miniserialu Wojna i pokój (2007) oraz Michele Placido, najbardziej znany z serialu kryminalnego Ośmiornica (1984-89) wcielili się w postacie, które wyglądają szykownie i szlachetnie, lecz okazują się wewnątrz całkowicie wybrakowani, pozbawieni skrupułów i zasad przyzwoitości. Pierwszy z nich, Giorgio Pellegrini, przyciąga swoją osobowością kobiety, ale ma skłonności do dręczenia ludzi. Dłuższe przebywanie z nim odkrywa jego prawdziwą naturę - naturę przestępcy, który nie umie żyć uczciwie. Drugi z bohaterów to skorumpowany policjant Ferruccio Anedda, bezwzględny szantażysta i despota, szukający ofiar, na których może łatwo zarobić. Obaj mężczyźni pragną się wzbogacić, pragną zdobyć nie tylko pieniądze, ale też nieograniczoną władzę, niezależność i prestiż. Pomagają im w tym gwałtowny charakter, odwaga w podejmowaniu ryzyka i niezawodna broń palna, za pomocą której w jednej chwili można pozbyć się kłopotliwych delikwentów.

Handlarze narkotyków, egzekutorzy długów, pozbawieni oporów twardzi i bezduszni kryminaliści to ludzie zamieszkujący deszczową i mroczną betonową dżunglę, z której można albo wyjść w trumnie albo ze zwichrowaną psychiką. W oparach narkotyków, krwi, śmierci, a także pogardy dla miłości i lojalności Soavi opowiada historię nie pozostawiającą złudzeń, że świat staje się coraz bardziej beznadziejny, a ludzie to drapieżne stworzenia napiętnowane złem. Nie wiadomo komu można zaufać, bo każdy dba tylko o własną skórę. Scenariusz filmu w interesujący sposób przedstawia reintegrację społeczną byłego terrorysty i okazuje się, że człowiek, który tak wiele lat spędził w piekle raczej nigdy z tego piekła nie wyjdzie. Dotkliwy upadek moralny sprawia, że ludzka istota nie jest w stanie podnieść się po traumie tylko brnie dalej w spiralę zbrodni, stając się osobą niebezpieczną dla otoczenia. Retrospekcje pokazują protagonistę jako dręczonego wspomnieniami człowieka, który żałuje tego co robił dawniej. Lecz wyrzuty sumienia nie czynią go wcale bohaterem pozytywnym - ten człowiek jest po prostu zły i niczym nie różni się od skorumpowanego gliny, który wykorzystuje swoje wpływy do zadawania bólu.


Michele Soavi jako zdolny uczeń Daria Argenta wiedział doskonale, że nie tylko scenariusz i bohaterowie świadczą o dobrej jakości filmu - czasem ważne jest również kadrowanie poszczególnych scen. Recenzowana produkcja ma ciekawie sfilmowane sceny nocne jak napad na furgonetkę z pieniędzmi oraz strzelanina podczas podziału łupu. Zaskakujące są niektóre przejścia np. z chłodnych, nie zapowiadających tragedii scen w dramatyczne sekwencje odkrywające w człowieku instynkt zabójcy. Film łączy żałobne obrazy i smętną muzykę (w tym tytułową piosenkę) z ostrym, pozbawionym subtelności dramatem kryminalnym. Melanż polityki i sensacji, miłości i przemocy, rozpaczy i nadziei stanowi tu wybuchową mieszankę, która może widzów albo znudzić albo zaangażować.

Reżyser wymierza ostrze krytyki we władzę, której bezsilność prowadzi do zepsucia miasta - z  jednej dżungli do drugiej przenosi się wirus, niszcząc osiedla tętniące życiem. Umierające miasto zostało sugestywnie przedstawione za pomocą nocnych i deszczowych sekwencji, a zakończenie jeszcze bardziej dobija mocnym przekazem, pozostawiając widzów z kłębowiskiem myśli i pytań dotyczących stanu współczesnego społeczeństwa i efektywności wymiaru sprawiedliwości. Arrivederci... to eurocrime dużego kalibru, oferujący dobre aktorstwo, nieprzewidywalnych antybohaterów, frapującą intrygę, hybrydę gatunkową i stylistyczną, a także brutalne rozgrywki z użyciem ołowiu i wydarzenia utrzymane w nastroju jaki panuje w kostnicy lub na pogrzebie.

21 komentarze:

  1. Mam to, jeszcze czeka w kolejce. Takie dobre?
    Soavi to maestro di tutti maestri, po lodowatym przyjęciu ,,Dellamorte Dellamore'' w latach 90-tych wypiął się na X muzę.
    Ja nie tak dawno obejrzałem ,,Sektę'', jedyny jego horror,którego nie znałem. Efekt?
    Pozamiatało mną dokumentnie, tak genialnego horroru lata nie oglądałem. Talent, wyobrażnia i warsztat tego człowieka są niedoścignione.
    Nie wiem, może się w końcu przełamię i jakis większy tekst o tym napiszę.
    Forza Italia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie teraz nie pozostaje nic innego jak zabrać się za jego horrory. Ja słyszałem, że "Dellamorte" jest właśnie najlepszy, na imdb ma wyższą ocenę od poprzedników, w "Leksykonie filmowego horroru" (aut. B. Paszylk) również jest bardzo chwalony. Ale to może po latach dopiero został doceniony.
    Ciekaw jestem jak oceniłbyś jego wyskok w stronę eurocrime'u. Mnie z początku nie zaangażował i rozłożyłem sobie seans na dwa dni, ale im bliżej końca tym bardziej intrygowała mnie ta historia. Nie wszystkim przypadnie do gustu, ale skoro tak bardzo cenisz twórczość Soaviego to myślę, że ten film również nie powinien Cię rozczarować ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Postaram się może nawet dziś obejrzec. ,,Dellamorte...'' to nie jest typowy horror, a taki mix zombie movie, kometii romantycznej, baroku, surrealizmu, satyry społecznej i ciul wie, czego jeszcze. Tylko, że większości, to by z takich ingrediencji wyszła jakaś kupa bez sensu, a Soavi wszystko tak genialnie i ekscentrycznie zorkiestrował, że lepiej nie można. Lata 90-te, to była całkowita flauta na horror we Włoszech. Ten film został olany przez krytyków i publicznośc, odkryli go w zasadzie po latach fani, przywracając należny status.
    Innym takim wyjątkiem, też absolutly must see, jest ,,Dark Waters'' Mariano Baino'' z 94, jeden z pierwszych ( jak nie pierwszy) zachodni film kręcony w byłym ZSRR. Konkretnie na Ukrainie, w dzikich, baśniowo upiornych miejscówkach. Wolna adaptacja ,,Shadow Over Innsmouth'' Lovecrafta. Mistrzostwo świata.
    Soavi pracował też z Fulcim, Lamberto Bavą i Joe D'Amato, ktory mu debiut wyprodukował. Przejął po nich pałeczkę, tylko pech chciał, że igrzyska się nagle skończyły.
    Oglądac i jeszcze raz oglądac :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym chciała zgłosić wniosek [lubię wnioski]. Pousuwałeś wszystkie wtyczki społecznościowe i nie ma jak polubić posta, a komentarz jednak nie zawsze się nasuwa na myśl :)
    Może by tak wrzucić jakieś "lubię to" chociażby?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się, że nie wiem jak zainstalować przycisk "lubię to", próbowałem coś zmienić w kodzie szablonu, ale nie działa. Wstawiłem jednak coś takiego jak "reakcje" ;)

      Usuń
    2. Ja dodałam dzięki nim: http://pomocnicy.blogspot.com/2012/10/jak-dodac-lubie-to-w-kazdym-poscie.html
      :)

      Usuń
  5. Widzę, że zamiłowanie do włoskiego kina rozwija się u Ciebie :). To dobrze. Ja póki co zapraszam do oceny nowej szaty graficznej bloga westerny.blog.pl i ewentualnych wskazówek co poprawić lub usprawnić.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. No obejrzałem ,,Arrivederci...'' i jeśli mam byc szczery, to dupy nie urwało. Widac momentami rękę fachowca, ale w stosunku do wcześniejszych dokonań, to to jest spory regres. film się dzieli jakby na trzy części , z których własnie pierwsza najbardziej mnie zaintrygowała : gośc z pokręconą przeszłościa, aura nocnego lokalu,ogolna deprawacja, ,,aniołek'' wyłapuje z bani, zdechły krokodyl przynoszący pecha, którego emblemat sobie potem walnął na drzwiach, cały wątek z dojrzałą blondyną z obuwniczego ,uwodzenie przez dominację i stawianie pod ścianą, ,Aqualung'' Jethro Tull,ogólnie klimat, jak z Jima Thompsona: wciągnęło mnie.
    Tylko to sie urywa, potem mamy regularną, standardową gangsterkę, może trochę przez ten nihilizm bliską yakuzom Takashi Miikego - jest przyzwoicie,ale niewiele ponad.
    A potem, jak sobie tą laskę znalazł, to już jest bieda z nędzą, łzawą tandetą wali na kilometr. Tak sobie pomyślałem, że Soavi za długo siedział w tej telewizji, to niestety widac. Nie skreślam go, oby sie w końcu odrodził, bo potencjał facet dalej ma.
    Ps. Bez porównania lepszym filmem z podobnym bohaterem, którego podłośc go przerasta i nie daje mu szans na zmianę, jest ,, Młody Adam'' Davida McKenzie.
    Ps.2 Podobał mi się montaż w pierwszej scenie, jak koleś podnosi szklankę do ust i mamy przejście do subiektywnej kamery sunącej przez wodę ( jakby chciał całą rzekę wypic :D ), spowici w folię snajperzy i ostatni kadr z parasolami ujętymi z góry.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja z kolei jestem rozczarowany debiutem Soaviego czyli "Delirią". Nie uważam więc, aby "Arrivederci..." był najsłabszym filmem tego twórcy, ponieważ "Deliria" prezentuje gorszy poziom. Jako slasher to może i dobry, ale do poziomu filmów Argento to jednak daleko.

    OdpowiedzUsuń
  8. ,,Deliria'' to bardzo błyskotliwy debiut, ironiczny i pomysłowy ; to slasher dyplomowany z ,,giallowym wykształceniem'' :D
    Ale rządzą ,,La Setta'' i ,,Dellamorte...''.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe, bo jego drugi film "La chiesa" również mnie nie zachwycił. Oba filmy wydały mi się niedopracowane, w "Delirii" intryga jest pretekstowa i łatwa do przewidzenia, aktorstwo jest kiepskie, a postacie irytujące (w tym policjanci tradycyjnie w rolach idiotów), morderca w stroju sowy też wydał mi się dziwnym pomysłem, raczej śmiesznym niż budzącym niepokój. "La chiesa" od strony fabularnej prezentuje się lepiej, początek jest intrygujący, ale im dalej w las tym większa konsternacja mnie ogarniała. Wyszedł z tego zlepek lepszych i gorszych pomysłów, z przewagą tych gorszych, niestety. No ale Asia Argento całkiem okej.
      Oczywiście "La Setta" i "Dellamorte" na pewno obejrzę, ale coś czuję, że fanem Soaviego nie zostanę ;)

      Usuń
  9. Slasher jest z natury powierzchowny, Twoje zarzuty co do ,,Delirii'' to są w zasadzie dystynktywne cechy tego podgatunku, to się albo lubi ( i kupuje ) albo nie. Cały film jest w zamyśle groteskowy, Pan Sowa jest idealnym wytworem świata przedstawionego.
    ,,Kościół'' to nadmiar i przeładowanie, bardziej - jak wspomniałeś - sekwencja scen, z maksymalnym poluzowaniem rygoru fabuły. Nie każdemu coś takiego odpowiada. Mnie chyba tak, moim ulubionym filmem w podobnej estetyce jest ,,Gotyk'' Kena Russella, bardzo ,,grzybowe'' kino :)
    Nie mniej, ,,Kościół'' jest trochę ,,puszczony'', gdzieś to tam jakby gubi melodię i podjada własny ogon :D
    ,,Sekta'' też jest taka tripowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem że "Deliria" jest zgodna z definicją slashera, dlatego napisałem wyżej, że jako slasher to może i jest dobry. Ale jednak oczekiwałem czegoś więcej.

      Usuń
    2. Dodam jeszcze, że wcześniej wspomniałeś, że w "Dellamorte" Soavi połączył wiele niepasujących do siebie elementów, więc miałem nadzieję, że może i w debiucie pokusił się o jakąś zabójczą mieszankę zamiast kręcić klasycznego reprezentanta gatunku. Prawdopodobnie stąd rozczarowanie.
      A "Kościół" pozornie wygląda na zupełnie inne kino, lecz w pewnym momencie staje się filmem podobnym ze względu na motyw zamknięcia bohaterów w jednym budynku i sprawdzenie, który z nich ma pecha, a który - farta ;)

      Usuń
  10. Z ostatnio obejrzanych:
    ,,Il Trucido e lo Sbirro'' aka ,,Free Hand for a Tough Cop''
    reż. Umberto Lenzi 1976

    Sergio Marazzi siedzi w pierdlu, jest zarośnięty, jak dziki agrest, nosi na głowie afro , ma ksywę ,,Śmietnik'' ( Monnezza ) i gra go Tomas Milian - jednym słowem, jest nieżle :D Komisarz Sarti (Claudio Cassinelli ) literalnie wykrada Monnezzę z więżnia, licząc , ze ten doprowadzi go do gangstera Brescianelliego ( Henry Silva ).
    Obaj docierają do trzech ukrywających się po nieudanym napadzie zakapiorów i zapinają im kit, że to Brescianelli ich wystawił. Tamci ochoczo godzą się na współpracę - w ten sposob Sarti ma żądny krwi bandycki szwadron specjalny, z którym rusza w miasto na łowy.
    Czego, jak czego, ale akcji to tu nie brakuje.Nasi bohaterowie znaczą szlak licznymi trupami pomniejszych obwiesiów, rozwalając po drodze kilka zorganizowanych grup. Sarti ma często problem z upilnowaniem swoich bardzo niesfornych podkomendnych i wcale nie zawsze mu się to udaje, sam zresztą nie przebiera w środkach. Ale nie ma się czemu dziwic. Rzym połowy lat 70-tych jawi się, jako autentyczne miasto bezprawia. Mamy np. scenę, gdzie dwóch nastolatków wchodzi do kina, jeden wali kasjerkę w twarz papierowym pudełkiem z serwetkami ( w srodku jest cegła ) i szyje kasę.. na ścianie wiszą plakaty ,, Salonu Kitty'' Brassa i ,,W Kręgu Zła'' Melville'a. Jest napad na pociąg, na bank, na supermarket, dwie sceny hardkorowego odbijania zakładników, z całkowitą olewką ich bezpieczeństwa, podczas ulicznego starcia bandzior wyrywa jakiejś kobiecie wózek z dzieckiem, pcha go z całej siły na Sartiego i Monezzę, po czym otwiera ogień, a nasi bohaterowie odruchowo chowają się za ten wózek :D
    To ostre jak kosa poliziottesco przyrządził Lenzi według przepisu Dardano Sacchettiego , a uwiecznił zmarły w tym roku, znakomity operator Luigi Kuiveller ( ,,Proffondo Rosso'' ,, New York Ripper'' ). Milian zagrał przebojowo, jak najlepszy murzyn wśród białych aktorów :D W finale dociera do wiejskiej rudery, gdzie Brescianelli trzyma porwaną, chorą dziewczynkę. Dla niepoznaki przebiera się za pastucha ( kapelusz szeroki, jak rzeszoto, kamizelka z miśka ) , ciągnie ze sobą stado baranów i udaje niemowę. To po prostu trzeba zobaczyc.
    Grający komisarza Cassinelli zagrał przekonująco i obronił się, choc z powierzchowności jest jednak za miękki do takich ról.
    Henry Silva ma tu mało ekranowego czasu i gra oszczędnie - nieważne, niektórzy mają tak, że wystarczy, że się tylko pojawią i napięcie samo rośnie. W jeszcze mniejszej roli cieszy oko jedna z piękności tamtych lat - Nicoletta Machiavelli : z TYCH Machiavellich, jest potomkinią autora ,, Księcia''.
    Przewodni motyw muzyczny Bruno Canfory przypomina ,, Blue Train'' Johna Coltrane.
    ,, Trucido...'' był wielkim hitem kasowym, postac Monnezzy Milian zagrał jeszcze w czterech, z filmu na film, bardziej komediowych sequelach.
    Rewelacja.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chętnie bym to obejrzał. Nicolettę Machiavelli widziałem chyba jedynie w "Navajo Joe". Filmografia Lenziego jest imponująca pod względem ilości - 65 filmów w ciągu 34 lat. W samym 1976 roku nakręcił trzy filmy sensacyjne.

      Usuń
  11. Jeden z najlepszych polizio, poziom Di Leo. To taki contemporary spaghetti western, w ogóle zaczyna się ... sceną z westernu, na tle której lecą napisy. Aż zgłupiałem, czy to ten film ! Ale za moment kamera odjeżdża i okazuje się, ze to kolesie oglądają western na salce projekcyjnej w pierdlu :D
    Monnezza , to taki współczesny Cuchillo, nawet w jednej scenie znienacka rzuca w bandziora nożem.
    Ja mam z kolei w planie ,,Napoli Violenta'' Lenziego i , Roma Violenta'' Girolamiego, obydwa z Maurizio Merlim.

    OdpowiedzUsuń
  12. ... a tak z innej beczki, w trakcie oglądania pomyślałem sobie, że gdyby Coppola kręcąc ,,Ojca Chrzestnego'' zdecydował się na umieszczenie tam historii Alberta Neri, to Henry Silva byłby do tej roli idealny.

    OdpowiedzUsuń
  13. No właśnie, szkoda, bo Silva to niestety niewykorzystany aktor, którego pewnie mało kto kojarzy ze współczesnych widzów, a jeśli ktoś kojarzy to raczej z mało ambitnym kinem akcji - z Chuckiem Norrisem ("Zmowa milczenia") lub Stevenem Seagalem ("Nico - ponad prawem").

    A propos cyklu "ostatnio oglądane" to ubiegłego wieczora naszła mnie ochota na kino noir sprzed 70 lat. Szukałem "Laury" Premingera, ale niestety nie znalazłem, trafiłem jednak na inny film z udziałem Gene Tierney pt. "Zostaw ją niebiosom" z 1945. Częściowo jest to melodramat, w dodatku w technicolorze, ale ze względu na postać intrygującej femme fatale można go zaliczyć do kina noir. Podobał mi się ten film, niby niewiele tu się dzieje, a jednak wciąga, trzyma w napięciu. A Vincent Price pod koniec daje niezły popis.

    OdpowiedzUsuń
  14. Henry Silva, to jest temat na dłuższą rozmowę. W każdym bądż razie odpal sobie z YT - Henry Silva L' antagonista cattivo - wywiad z gościem z zeszłego roku. To nie istotne, że po włosku. Taki przegląd od początku ( debiut w ,, Viva Zapata) do połowy 70-tych. To się w pale nie miesci, jaka witalnośc jest dalej w tym człowieku, takiej nieprzewidywalnej ekspresji ( asymetria emocjonalna między oczami a resztą mimiki :D ) to ja jeszcze nie widziałem. Widac, że chłop z mega jajem, on ma przecież 85 lat, już nie gra w filmach, a skasowałby z palcem w bucie większośc ,,młodych obiecujących'' na chwilę obecną. Najlepsze, jak naśladuje ekspresję werbalną Di Leo i Lenziego, albo jak nie może skojarzyc , że grał w ,, Il Trucido e lo Sbirro''. polecam, tylko 11 minut.
    Ja mam sakramenckie braki w klasycznych noirach.Sam nie wiem dla czego, lubię bardzo, chyba zawsze coś bywało atrakcyjniejsze. Nastawiłem tę ,,Laurę'' ( której też nie widziałem ). Ze swej strony, polecam ,, In a Lonely Place'' Nicholasa Raya z Bogartem . Słodka deprecha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - fajny wywiad. Aż dziwne, że dopiero od niedawna kojarzę tego aktora, parę lat temu nie zdawałem sobie nawet sprawy z jego istnienia.

      Usuń