Hrabia Monte Christo - wersja telewizyjna

Le comte de Monte Cristo (1998)
czas trwania: 400 minut (4 części po 100 minut lub 8 części po 50 minut)
reżyseria: Josée Dayan
scenariusz: Didier Decoin na podst. powieści Alexandra Dumasa ojca

Utwory francuskiego pisarza Aleksandra Dumasa to doskonałe scenariusze filmowe, nic więc dziwnego, że filmowcy przenosili je na ekran wielokrotnie. Najczęściej Trzech muszkieterów, ale i Hrabia Monte Christo też doczekał się wielu, co najmniej dwudziestu, adaptacji filmowych. W postać Edmonda Dantesa, uciekiniera z zamku If i hrabiego z wyspy Monte Cristo wcielali się m.in. Robert Donat, Jean Marais, Louis Jourdan, Richard Chamberlain i Jim Caviezel. Dla aktorów zagranie tej postaci jest ciekawym wyzwaniem ze względu na jej wieloznaczność. Dantes to ofiara politycznych rozgrywek, niewinnie skazana i osadzona w mrocznej twierdzy, ale to również człowiek, który podnosi się po bolesnym upadku, a jego umysł ogarnia pragnienie zemsty. Z jednej strony to nie znający litości diabeł wcielony, z drugiej - zgorzkniały marynarz, dla którego niezawodnymi przyjaciółmi są okręty, bo na ludziach mocno się zawiódł.

Formuła miniserialu idealnie nadaje się do adaptacji wielotomowych powieści i serial Dayana nie jest pierwszą francuską wersją telewizyjną tej opowieści, ale zyskał on największe uznanie wśród miłośników literackiego pierwowzoru. Dokonana przez Francuzów adaptacja jest wierna swojemu powieściowemu oryginałowi, świetnie rozłożono w niej akcenty dramatyczne i przygodowe sprawnie łącząc je z historią człowieka, którego długi pobyt w więzieniu wcale nie osłabił, lecz zapalił do działania. Rozczarowany swoim życiem naiwny marynarz pod wpływem dramatycznych losów stał się inteligentnym i zdeterminowanym arystokratą - bogatym, cynicznym, nieustępliwym. Nie jest jednak całkowicie zepsuty - pod wpływem ludzi, którzy go otaczają (takich jak Korsykanin Bertuccio) uczy się wybaczać, okazywać litość i żyć tym, co przyniesie przyszłość, zaś tragiczną przeszłość zostawiając za sobą. Trudno zapomnieć o tych 18 latach zmarnowanych w więzieniu, ale jeśli naprawdę chce się żyć to nawet po takiej traumie można się pozbierać i pozytywnie myśleć o przyszłości.

Znakomicie przedstawiono obyczajowość i mentalność ówczesnego społeczeństwa francuskiego po zakończeniu rządów Napoleona. Wśród możnowładców trwa walka o wpływy, bogactwa i pozycję. Baron Danglars gotów jest sprzedać nawet swoich przyjaciół by się wzbogacić i zdobyć wysoką, niezachwianą pozycję. Pozbawienie go pieniędzy to najdoskonalsza zemsta dla tego chciwego bankiera. Inny delikwent, prokurator De Villefort szczyci się tym, że ma prawo skazywania ludzi na śmierć, ale ma również tajemnicę, której wyjawienie może go zaprowadzić pod katowski topór lub gilotynę. I tym właśnie Dantes trzyma go w szachu. Ważną rolę w planie hrabiego odegra córka prokuratora, Valentine. Trzecim przeciwnikiem tytułowego bohatera jest Fernand De Morcerf, perfidny i podstępny złoczyńca, na którego Dantes też znajdzie sposób. Pionkiem, który zaatakuje tego dostojnika okaże się córka sułtana Alego Paszy, którego De Morcerf zamordował. Hrabia Monte Christo w sposób bardzo przemyślany i genialny przesuwa pionki na szachownicy atakując ważne figury. A satysfakcję uzyska dopiero gdy zada ostateczny cios, tzw. szach mat.


W filmie wystąpili znakomici europejscy aktorzy: Pierre Arditi (Villefort), Michel Aumont (Danglars), Jean Rochefort (De Morcerf), Sergio Rubini (Bertuccio), Ornella Muti (Mercedes). W rolę tytułową wcielił się Gérard Depardieu - niestety, z nie najlepszym skutkiem. To nie jego wina - po prostu nijak do tej roli nie pasuje. Po pierwsze, Dantes z jego posturą wygląda jakby przez 18 lat pobytu w więzieniu dostawał wyśmienite żarcie. Po drugie, charakterystyczny wygląd aktora nie pozwala wierzyć, że nikt go nie rozpozna pod różnymi wcieleniami: księdza Busoniego, lorda Wilmore'a, hrabiego Monte Cristo i Edmonda Dantesa. Aktorowi udało się do tego filmu przeforsować swoją córkę, Julie Depardieu, która zagrała postać Valentine, córki Villeforta. Ta postać służy przedstawieniu kilku wątków. Po pierwsze - zamknięcie młodej dziewczyny w klatce, ograniczenie jej swobody i odebranie własnej woli. Po drugie - wątek romansowy jak z Romea i Julii, lecz z innym finałem. A po trzecie - Valentine staje się dla hrabiego królikiem doświadczalnym, mającym sprawdzić działanie pewnego specyfiku. A tym samym staje się mimowolnie częścią planu mającego zrujnowanie nikczemnego prokuratora Villeforta.

To zaskakujące, że w finale wrogowie Dantesa wzbudzają litość, wyglądają mizernie i żałośnie jakby ktoś odebrał im nie tylko wysoką pozycję, ale też rozum i godność. Zabicie tych żałosnych starców z pewnością nie jest konieczne - dotkliwy upadek ze szczytu na samo dno jest doskonałą nauczką dla tych ludzi, którym wydawało się że pozostaną bezkarni. Inaczej jest w wersji z 2002 - Kevin Reynolds postawił na młodych aktorów, co czyniło zemstę bardziej efektowną, daleką jednak od kina akcji, co też stawia tę produkcję wśród udanych ekranizacji powieści. Miniserial Dayana pozbawiony jest scen pojedynków - hrabia nie jest mistrzem szpady, umie podobno świetnie strzelać, ale nawet w tej dziedzinie scenarzyści nie dali mu się wykazać. A szkoda, bo sceny pojedynków z pewnością nie umniejszyłyby jakości tej produkcji, lecz znacznie by ją uszlachetniły. Brak scen dynamicznych trudno jednak uznać za jakąś wielką wadę. Najbardziej zgrzytały niezamierzenie komiczne sceny związane z metamorfozą hrabiego w księdza Busoniego i lorda Wilmore'a, szczególnie fragment gdy zdejmował sztuczny nos i perukę wprawiając w zdumienie przedmówców.

Do wad można zaliczyć również ograniczenie wątku córki sułtana, który mógłby dodać filmowi więcej egzotyki. Początek historii też wydaje się zbyt powierzchownie potraktowany - gdyby go rozwinięto i rozbudowano sekwencję więzienną (jak to uczyniono w wersji z 2002) to bardziej przekonująca stałaby się determinacja, która uczyniła Dantesa pełnym nienawiści, wyrachowanym mścicielem. Serial ogląda się naprawdę bardzo dobrze, ale zdarzają się mankamenty, na które należy przymknąć oko. Nadal wyżej oceniam kinową wersję w reżyserii Kevina Reynoldsa, bo mimo okrojenia i spłycenia historii zemsty udało się stworzyć znakomity spektakl przygodowy w starym stylu, bez nadmiaru atrakcji. Josée Dayan w swojej telewizyjnej wersji doskonale wykorzystał prawie siedem godzin materiału - stworzył film głęboki i poruszający, w którym wyczuwalne jest akademickie podejście do tematu. Zamiast klasycznej opowieści przygodowej otrzymaliśmy więc refleksyjny, moralizatorski dramat kostiumowy o jałowości zemsty i zmienności ludzkiej natury.

3 komentarze:

  1. Świetny tekst, uwielbiam ekranizacje klasyki natomiast "Hrabiego Monte Christo" widziałam tylko z 2002, ale ta wersja bardzo mi się podobała. Na pewno skuszę się i na tę wersję, bo jakich głupot Depardieu by teraz nie wygłaszał, to aktorem jest rewelacyjnym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałem ekranizację z Depardieu, ale bardziej podobała mi się ta z Chamberlainem, bo kreowany przez niego bohater był bardziej krwisty - bardziej Dumasowski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fakt, do Arsena Lupina, to mu trochę zabrakło :P
    Nie mniej, pal sześc, dobrze, ze w końcu pokusili się na wierną ekranizację, nie tylko bez nadmiernego okrajania fabuły, ale i z zachowaniem rytmu i nastroju powieści, która wcale nie jest typowym awanturniczym romansem, jak te wersje z Caviezelem i Chamberlainem.
    Jasne, można i tak, co jest zrozumiałe w wypadku filmu kinowego .
    Ale to przede wszystkim historia niespiesznego, piętrowego ,,budowania'' własnej zemsty ; żeby wyszła idealnie wg przepisu- na zimno.
    A cała pierwsza partia powieści, to jest autentyczny przebłysk narracyjnego geniuszu Dumas'a : gośc w najszczęśliwszym dniu swojego życia w jednej chwili ląduje w piekle i potem ten niekończący się, mozolny więzienny survival, bardzo powoli, ale do przodu - żadnych skrótów, rytm nieomal, jak w czasie realnym.


    OdpowiedzUsuń