scenariusz i reżyseria: Jean-Pierre Melville
Po tym filmie stare przysłowie „Milczenie jest złotem” nabiera nowych znaczeń. Nikt tu nie rzuca słów na wiatr, każde słowo, gest, spojrzenie jest przemyślane jakby za każdy niewłaściwy ruch groziło więzienie. Melville tak zaplanował poszczególne sceny, by uzyskać niesamowity minimalizm. Eskortowanie więźnia oraz kulminacyjna scena rabunku to najlepsze przykłady minimalizmu Melville'a - żadnej muzyki i dialogów, tylko wykreowane przez dźwiękowców odgłosy przerywające ciszę. W fabule widoczne są inspiracje amerykańskim kinem noir, szczególnie Asfaltową dżunglą (1950) Johna Hustona, ale styl zaprezentowany przez Melville'a to jego indywidualny styl, dzięki czemu ten mistrzowski kryminał nie jest typową opowieścią o kryminalistach, ale dziełem w pełni autorskim.
Gangster Corey przed wyjściem z więzienia otrzymuje od klawisza cynk dotyczący nowych zabezpieczeń w renomowanym sklepie jubilerskim. Na wolności ma wielu wrogów, którzy tylko czekają by go dopaść, ale nieoczekiwanie Corey zyskuje też przyjaciół, którzy gotowi są dla niego zaryzykować. Są nimi zbiegły z transportu aresztant Vogel oraz były policyjny snajper Jansen. To oni pomogą mu dokonać kradzieży cennej biżuterii. Ci ludzie tworzący gang złodziei rozpoczynają partię białymi pionkami, a więc muszą zrobić pierwszy krok, by do akcji wkroczyli funkcjonariusze. Szef policji uważa, że chociaż ludzie rodzą się niewinni to nigdy tacy nie pozostaną. Nie jest bez winy także stary i zmęczony komisarz Mattei, który nie był w stanie zapobiec ucieczce więźnia. Aby się zrehabilitować za tamtą wpadkę próbuje schwytać nie tylko Vogla, ale i jego kompanów. Być może jest doświadczonym i inteligentnym gliniarzem, ale upływ czasu nadwyrężył jego zdrowie, nie ma już sił by biegać za przestępcami. Mając takiego przeciwnika szanse gangsterów idą w górę.
Przedstawiony tu świat został stworzony dla mężczyzn - kobiety nie znajdą tu dla siebie miejsca, mogą jedynie przeszkadzać i narażać na szwank powodzenie misji. Poza tym kobiety znane są z bezsensownego paplania i nie nadają się do akcji „milczenie jest złotem”. Faceci z reguły umieją trzymać język za zębami oraz potrafią, jak koty, działać po cichu, by dojść do celu przez nikogo nie zatrzymani. Najważniejszą cechą, która łączy gangsterów Melville'a jest lojalność. To czyni z nich ludzi z zasadami, pełnymi pogardy dla zdrajców i kapusiów. I pod tym względem bohaterowie W kręgu zła przypominają tytułową Dziką bandę (1969) z filmu Sama Peckinpaha. W kręgu złodziei niełatwo jest być lojalnym, bo skoki na dużą kasę wyzwalają w człowieku niewyobrażalną chciwość i pazerność. U Melville'a gangsterzy nie są całkowicie zepsuci, bo ważniejsze od złota i pieniędzy jest dla nich współdziałanie, udowadnianie własnej wartości, sprawdzanie w praktyce własnych umiejętności i skłonności do ryzyka.
Wszyscy aktorzy dostosowali się do surowego stylu reżysera, ograniczając do niezbędnego minimum mimikę twarzy i gestykulację. Dobrą, choć raczej typową dla siebie rolę zagrał Alain Delon. Wcielił się w postać Coreya, byłego gangstera, który nie jest bezwzględnym mordercą ani kobieciarzem - interesuje go tylko robota, na której można się wzbogacić. W interpretacji Delona to człowiek opanowany, potrafiący zachować twarz pokerzysty nawet w wyjątkowo stresujących sytuacjach. Gdy policjant każe mu otworzyć bagażnik samochodu widz nie wie czy Corey zdaje sobie sprawę iż w bagażniku ukrył się poszukiwany przestępca. Vogel, w którego wcielił się znany włoski aktor Gian Maria Volonté to spryciarz, któremu nie udowodniono winy i eskortowano go jako podejrzanego. Jednak z pewnością ma on na sumieniu niejedno przestępstwo i raczej nie myśli o spokojnej emeryturze. Volonté nieraz grał złoczyńców, bo w takich rolach spisuje się wybornie.
Obsadzenie znanego komika Bourvila w roli inspektora Mattei wygląda jak nieśmieszny żart (to tak jakby Lesliego Nielsena obsadzić w roli „brudnego” Harry'ego), a jednak André Bourvil sprawdził się w tej niekomediowej roli. Mattei to dobry detektyw, który szybko podejmuje decyzje, nie traci czasu na zbędną gadaninę i umie przewidzieć ruchy przeciwnika. To sprawia, że nie musi biegać za przestępcami - oni sami do niego przyjdą jeśli rozegra partię w rozsądny sposób, z wykorzystaniem umysłu a nie mięśni. Czwartym istotnym bohaterem tej historii jest Jansen, którego zagrał Yves Montand. Ten były gliniarz i snajper o sokolim wzroku otrzymuje szansę, by wyjść z wyniszczającej go choroby alkoholowej. W swoim domu z butelką wódki jest zupełnie bezużyteczny - bierze udział w akcji, by komuś się przysłużyć. Komu? To bez różnicy, bo pracując w policji przekonał się, że gliniarze niczym nie różnią się od kryminalistów. Ważną postacią jest właściciel nocnego lokalu, Santi (François Périer), który nie chce być kapusiem, ale zostaje postawiony pod ścianą, pozbawiony możliwości wyboru.
Paryski świat przestępczy został tu przedstawiony w sposób oszczędny i ascetyczny. Nie ma tu spektakularnych akcji, a historia opowiedziana jest skromnie, by nie powiedzieć monotonnie i nużąco. Taki sposób okazał się jednak idealny do zaprezentowania działań prawdziwych profesjonalistów, którzy nie zadają pytań i z ogromnym spokojem wykonują to co do nich należy. Chłodny profesjonalizm, wyalienowanie, dążenie do perfekcji, solidarność i pogarda dla władzy czynią z nich interesujących, niejednoznacznych bohaterów - samotnych strzelców mających tyle samo atutów co ułomności. Mimo iż świat stworzony przez Melville'a wydaje się nie do końca prawdziwy postacie gangsterów nie są bezmyślnymi maszynami do zabijania, ale prawdziwymi ludźmi. Francuski autor kryminałów bywa porównywany do innego francuskiego minimalisty Roberta Bressona. Obaj filmowcy odrzucają teatralną formę, której podstawowe cechy to dominacja dialogu i aktorskiej ekspresji. Zarówno Melville jak i Bresson skupiają się na drobiazgowej inscenizacji i prozaicznych czynnościach, a postaci pokazują jako istoty zimne, odarte z wszelkich emocji i uczuć. Obaj większą wagę przywiązują do pracy z dźwiękowcami niż kompozytorem. Jednego i drugiego autora cechuje asceza i profesjonalizm typowe dla artystów a nie rzemieślników.
W kręgu zła to wzorowy reprezentant francuskiej odmiany kryminału. Film jest prosty, ale użyty w nim minimalizm działa na widza pozytywnie. Połączenie wymownej ciszy i licznych niedomówień ze schematyczną historią gangsterską w doborowej obsadzie to naprawdę kawał porządnego kina. Wyczuwalna jest tu poetyka czarnego kina amerykańskiego (film noir), a napięcie budowane jest jak w hitchcockowskim thrillerze. Działania bohaterów zmierzają do brawurowego finału, lecz po scenie finałowej widz nie odczuwa pełnej satysfakcji. Nie dlatego że reżyser odstawił fuszerkę, ale dlatego że trudno zdefiniować tu pojęcie dobra i zła. Komu powinniśmy kibicować? Czy policjantowi, bo łapie przestępców? Czy może recydywistom, bo strzelają tylko w ostateczności i stanowią zgraną paczkę, która wspólnie może dokonać wielkich czynów? Le Cercle Rouge (co w dosłownym tłumaczeniu oznacza Czerwony krąg) to znakomity eurocrime, na którym można łatwo zasnąć, ale można też znaleźć kilka ciekawych patentów, które czynią z niego interesujące, stylowe i mimo wszechobecnej monotonii - wciągające i niezapomniane kino.
Wszyscy aktorzy dostosowali się do surowego stylu reżysera, ograniczając do niezbędnego minimum mimikę twarzy i gestykulację. Dobrą, choć raczej typową dla siebie rolę zagrał Alain Delon. Wcielił się w postać Coreya, byłego gangstera, który nie jest bezwzględnym mordercą ani kobieciarzem - interesuje go tylko robota, na której można się wzbogacić. W interpretacji Delona to człowiek opanowany, potrafiący zachować twarz pokerzysty nawet w wyjątkowo stresujących sytuacjach. Gdy policjant każe mu otworzyć bagażnik samochodu widz nie wie czy Corey zdaje sobie sprawę iż w bagażniku ukrył się poszukiwany przestępca. Vogel, w którego wcielił się znany włoski aktor Gian Maria Volonté to spryciarz, któremu nie udowodniono winy i eskortowano go jako podejrzanego. Jednak z pewnością ma on na sumieniu niejedno przestępstwo i raczej nie myśli o spokojnej emeryturze. Volonté nieraz grał złoczyńców, bo w takich rolach spisuje się wybornie.
Obsadzenie znanego komika Bourvila w roli inspektora Mattei wygląda jak nieśmieszny żart (to tak jakby Lesliego Nielsena obsadzić w roli „brudnego” Harry'ego), a jednak André Bourvil sprawdził się w tej niekomediowej roli. Mattei to dobry detektyw, który szybko podejmuje decyzje, nie traci czasu na zbędną gadaninę i umie przewidzieć ruchy przeciwnika. To sprawia, że nie musi biegać za przestępcami - oni sami do niego przyjdą jeśli rozegra partię w rozsądny sposób, z wykorzystaniem umysłu a nie mięśni. Czwartym istotnym bohaterem tej historii jest Jansen, którego zagrał Yves Montand. Ten były gliniarz i snajper o sokolim wzroku otrzymuje szansę, by wyjść z wyniszczającej go choroby alkoholowej. W swoim domu z butelką wódki jest zupełnie bezużyteczny - bierze udział w akcji, by komuś się przysłużyć. Komu? To bez różnicy, bo pracując w policji przekonał się, że gliniarze niczym nie różnią się od kryminalistów. Ważną postacią jest właściciel nocnego lokalu, Santi (François Périer), który nie chce być kapusiem, ale zostaje postawiony pod ścianą, pozbawiony możliwości wyboru.
Paryski świat przestępczy został tu przedstawiony w sposób oszczędny i ascetyczny. Nie ma tu spektakularnych akcji, a historia opowiedziana jest skromnie, by nie powiedzieć monotonnie i nużąco. Taki sposób okazał się jednak idealny do zaprezentowania działań prawdziwych profesjonalistów, którzy nie zadają pytań i z ogromnym spokojem wykonują to co do nich należy. Chłodny profesjonalizm, wyalienowanie, dążenie do perfekcji, solidarność i pogarda dla władzy czynią z nich interesujących, niejednoznacznych bohaterów - samotnych strzelców mających tyle samo atutów co ułomności. Mimo iż świat stworzony przez Melville'a wydaje się nie do końca prawdziwy postacie gangsterów nie są bezmyślnymi maszynami do zabijania, ale prawdziwymi ludźmi. Francuski autor kryminałów bywa porównywany do innego francuskiego minimalisty Roberta Bressona. Obaj filmowcy odrzucają teatralną formę, której podstawowe cechy to dominacja dialogu i aktorskiej ekspresji. Zarówno Melville jak i Bresson skupiają się na drobiazgowej inscenizacji i prozaicznych czynnościach, a postaci pokazują jako istoty zimne, odarte z wszelkich emocji i uczuć. Obaj większą wagę przywiązują do pracy z dźwiękowcami niż kompozytorem. Jednego i drugiego autora cechuje asceza i profesjonalizm typowe dla artystów a nie rzemieślników.
W kręgu zła to wzorowy reprezentant francuskiej odmiany kryminału. Film jest prosty, ale użyty w nim minimalizm działa na widza pozytywnie. Połączenie wymownej ciszy i licznych niedomówień ze schematyczną historią gangsterską w doborowej obsadzie to naprawdę kawał porządnego kina. Wyczuwalna jest tu poetyka czarnego kina amerykańskiego (film noir), a napięcie budowane jest jak w hitchcockowskim thrillerze. Działania bohaterów zmierzają do brawurowego finału, lecz po scenie finałowej widz nie odczuwa pełnej satysfakcji. Nie dlatego że reżyser odstawił fuszerkę, ale dlatego że trudno zdefiniować tu pojęcie dobra i zła. Komu powinniśmy kibicować? Czy policjantowi, bo łapie przestępców? Czy może recydywistom, bo strzelają tylko w ostateczności i stanowią zgraną paczkę, która wspólnie może dokonać wielkich czynów? Le Cercle Rouge (co w dosłownym tłumaczeniu oznacza Czerwony krąg) to znakomity eurocrime, na którym można łatwo zasnąć, ale można też znaleźć kilka ciekawych patentów, które czynią z niego interesujące, stylowe i mimo wszechobecnej monotonii - wciągające i niezapomniane kino.
,,... łatwo zasnąc ..''?! - komuś takiemu, to ja kurwa szczerze współczuję, już lepiej niech sobie od razu w łeb strzeli, zamiast filmy oglądac.
OdpowiedzUsuńStosunkowo niedawno sobie to cudo po latach odświeżyłem ; arcydzieło kompletne i wszycho na ten temat.
Montand znakomity, wygląda jak skrzyżowanie Bogarta z Leopoldem Tyrmandem, a scena, kiedy łapie delirę, mrozi do spodu. I ten piękny tekst, jak już się ogarnął :
- Pomogliście mi pozbyc się moich sąsiadów :D
Bourvil też fantastyczny, ten jego komisarz, to z pozoru taki miły i kulturalny staruszek, ale potrafi na zimno pocisnąc, zastraszyc i zaszantażowac jednego z drugim.
Z Montandem, to pamiętam jeszcze widziany za gówniarza w kinie ,, Rewolwer Python 357'' Alaina Corneau - bardzo dobry, policyjny neo noir, gdzie YM gra wrobionego w morderstwo inspektora policji który przefasonowuje sobie twarz oblewając ją twarz kwasem, żeby zmylic świadków .
Obejrzałem też czarno-biały ,, Drugi Oddech'' Melville'a z 1966, z Lino Venturą - doskonały, fatalistyczny z nieszablonowo skręcona sceną napadu na furgonetkę i straceńczym finałem. Zaraz potem zapodałem remake ( 2007) Alaina Corneau z Danielem Auteuill'em i Monią Bellucci - do oryginału nie ma startu.
A Tobie nie pozostaje nic innego (:D ), jak ,,Samuraja'' z 67 z Delonem obejrzec.
Ja muszę w końcu oglądnac ,, armie cieni'' z Venturą,okupacyjny film o resistance, powstały miedzy ,, Samurajem'' a ,, W Kręgu Zła''.
No cóż, znam takiego, który zasnął :D
UsuńJa ostatnio zakupiłem kolekcję filmów Melville'a w promocyjnej cenie 99 złotych (tydzień wcześniej kosztowała 175, cierpliwość to jednak pożyteczna cecha :D). W kolekcji jest 6 filmów, ale niestety nie ma tych o których wspomniałeś, czyli "Drugiego oddechu" i "Samuraja". Ale jest m.in. "Armia cieni". Na razie oprócz "W kręgu zła" obejrzałem jeszcze "Glinę" z 1972 roku. Niestety jest według mnie filmem znacznie słabszym od wyżej zrecenzowanego.
A propos stylistycznych analogii, mnie w pierwszej chwili na myśl przyszedł Antonioni, ale Bresson to też bardzo dobry trop. W ,,Ucieczce skazańca'' też mamy taką , przeprowadzoną niemal w czasie realnym celebrację poczynań bohatera, podobnie , jak w scenach napadów w ,, Glinie'' i ,, W Kręgu Zła''.
OdpowiedzUsuńA co do czynnika kobiecego w ,, Le Cercle Rouge''... genialnie i bardzo alegorycznie Melville rozwiązał tę kwestię poprzez wątek, jak Delon usiłuje sie pozbyc zdjęcia swojej byłej, które non stop wraca do niego, jak jakiś list Diabła Morskiego . A dzieje się to odruchowo, na marginesie własciwej akcji, realistycznie, taka kompletna antyteza kieślowskiej symbolsploitation :D
No właśnie, choć niewiele filmów Bressona widziałem to oglądałem jednak "Ucieczkę skazańca" i to właśnie ten film przyszedł mi do głowy, gdy oglądałem oba filmy Melville'a.
Usuń,,Glina'' faktycznie słabszy, ale pierwsza i druga częsc trylogi, poprzeczkę ustawiły wysoko w ciul. ,,Samuraj'' to lektura obowiązkowa, nie przyswoiłeś - kiblujesz w tej samej klasie :D
OdpowiedzUsuńZaczalem lubic Melville'a ostatnio, a po to chetni bym tez siegnal. "Samuraj" jest ok, choc mi bardzo nie przypadl do gustu, ale jesli lubisz "Kierowce" Hilla to warto, bo tam lezy pierwowzor bohatera, ktory potem zostal zredefiniowany w "Drive" :)
OdpowiedzUsuń,,Kierowcę'' widziałem dosyc dawno, podobał mi się , ale powtórka byłaby wskazana. Przede wszystkim grają tu aktorzy, których szczególnie lubię ( Dern, Adjani <3). Ale z Waltera Hilla, to rządzą ,, Southern Comfort'' i ,, Extremal Prejudice ''.
OdpowiedzUsuńAnyway, przede mną w najblizszym czasie seans wielce zagadkowy :
,,Caribbean Basterds'' 2010. Najnowszy Enzo Castellari.
Wiem, że to nie do końca ta sama stylistyka, ale "Flic Story" z Delonem, jeśli ktoś nie widział, warto sobie przypomnieć.
OdpowiedzUsuńW "Extremal Prejudice" ktoś nie umiejętnie podłożył w końcówce głos postaci granej przez Forsythe'a.
Nie widziałem tych dwóch filmów Hilla, chociaż "Southern Comfort" miałem zamiar obejrzeć w ramach akcji "5 filmów w moim wieku" (bo jest to film z mojego rocznika). "Kierowca" to fajny film, ale też muszę go sobie odświeżyć.
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą skończyłem oglądać film "Szpicel" (1962) z tytułową rolą Jean-Paula Belmondo. To był zdaje się pierwszy sukces Melville'a i jest to naprawdę rewelacyjny, misternie skonstruowany czarny kryminał. Polecam!
Na pewno o Melville'u napiszę jeszcze na blogu, ale jeszcze nie wiem, czy to będzie kilka obszernych recenzji czy jeden wpis, w którym znajdą się wszystkie obejrzane przeze mnie filmy tego twórcy.
O Melville'u nigdy dosyc...
OdpowiedzUsuńTrzeba było zapodac ,, Southern Comfort'' zamiast bezpiecznej i grzecznej do wyrzygania ,, Igły'' :D
Vindom:
Jasne, że widziałem ,,Flic Story'' Jacuesa Deray, ale to taki na faktach, bardziej śledczy, policyjniak, z Trintignantem w roli złego.
OK, ale to nie poziom, JPM, a i Deray miał lepsze rzeczy na koncie (,, Un Homme est Mort'' <3)
A nie powiem, "Un Homme est Mort" z chęcią bym obejrzał, podobnie jak "Trois hommes à abattre"
Usuń,,Trois Hommes ...''sto lat temu w TV leciało, jako ,,Akcja przeciw Trzem'' - tez bardzo fajna rzecz z Delonem i Dalilą Di Lazzaro. Ale ,, ,,Un Homme...'' to jest pierwszorzędna sprawa - Roy Scheider jako killer w klimatach Antona z ,,No Country...''. Też było w TV, ale z milion lat temu, widziałem to, jako dziecko, pt. ,,Porachunki Rodzinne''.
UsuńJa z ,,francuzów'' to poluję na ,,Motyla na Ramieniu''( Un Papillon sur l'epoaule ) Jacuesa Deray - kafkowski thriller absurdu wg scenariusza Jeana Claude'a Carriere, z Lino Venturą.
Ten "Motyl" przysiadł w pewnej Zatoce, gdzie urzędują ludzie pokroju Jacka Sparrowa, tylko w tytule w słowie "epoaule" nie występuje literka "o" ni i bez napisów, ale i te jeśli się dobrze rozejrzeć się znajdą ;)
UsuńArigato Vindom San
UsuńA widzieliście "Le Doulos" (1962) z Belmondo? Ja obejrzałem ten film dwukrotnie, tak dla pewności, i po drugim seansie doszedłem do wniosku, że to ARCYDZIEŁO.
UsuńTego właśnie nie widziałem. Obadamy.
UsuńJuż go mamy.Wieczorkiem się odpali, to się pochwalę wrażeniami.
UsuńTak przy okazji roli Bourvila ; może byś zrobił zestaw nietypowych kreacji różnych aktorów, takich na przekór ich ustalonemu wizerunkowi , jak Fonda w ,, Once Upon a Time....'' , Holoubek w ,,Prawie i Pięści'', itp?
OdpowiedzUsuńPomyślę nad takim zestawieniem.
Usuńi John Wayne jako Czyngis Chan ;)
UsuńO Waynie pomyślałem od razu, gdy Simply rzucił ten pomysł ;) Holoubka jednak w moim zestawieniu nie będzie, bo zbyt mało filmów z nim widziałem i trudno mi określić jego emploi.
Usuń