Wielki haracz

Il Grande Racket (1976 / 104 minuty)
reżyseria: Enzo G. Castellari
scenariusz: Arduino Maiuri, Massimo De Rita, Enzo G. Castellari

Położona nad Tybrem stolica Włoch to największy w kraju ośrodek kulturalno-naukowy, handlowy, przemysłowy i turystyczny. Są tu muzea i starożytne zabytkowe budowle, a swoje siedziby mają międzynarodowe organizacje. Ale w tym filmie poznajemy Rzym z zupełnie innej strony. Włoskie filmy sensacyjne z reguły nie pokazują przestępczości w innych krajach, zajmując się własnym podwórkiem - włoskimi ulicami i dzielnicami, przez które przepływa rzeka krwi. Film Castellariego nie jest wyjątkiem - wielkie miasto, do którego lgną turyści, okazuje się siedliskiem zła, ludzi ogarnia niekontrolowany strach, policja jest bezradna, prawo likwiduje działalność drobnych przestępców, a miasto zostaje wystawione na pastwę gwałcicieli, morderców i psychopatów. Czy i tym razem znajdzie się jakiś desperat, który zahamuje działania przestępców? Czy może strach zeżarł doszczętnie wszystkich uczciwych obywateli?

Jedną z podstawowych cech włoskiego kina gatunków (peplum, giallo, spaghetti western, poliziottesco) jest zaprezentowanie w odpowiedniej tonacji i stylu walki pomiędzy dobrem i złem. Il Grande Racket w stylu dynamicznego kina akcji skrzyżowanego z agresywnym dramatem przedstawia brutalną rozgrywkę między nieustępliwym i nieskorumpowanym inspektorem policji a okrutnymi zwyrodnialcami dokonującymi zuchwałych i bestialskich zbrodni - od wymuszania pieniędzy i handlu narkotykami do gwałtów i morderstw. Inspektor Nico Palmieri nie może liczyć na swoich przełożonych - widząc jego zaangażowanie i skuteczność szefowie odsuwają go od śledztwa. Gliniarze dzielą się na niezłomnych bohaterów, skorumpowanych urzędasów i bezużytecznych szaraków, a Nico Palmieri należy zdecydowanie do tej pierwszej grupy - to samozwańczy szeryf, który pozostanie na straży prawa nawet wtedy, gdy zostanie zwolniony ze służby.

Film pokazuje bolesną prawdę, że przestępczość bywa czasem lepiej zorganizowana niż policja. Reprezentanci prawa nie są w stanie zapobiec licznym rozbojom i zabójstwom - w gnieździe zła rodzą sie nowi kryminaliści, osłabiając tym samym autorytet policji. Castellari bez ogródek pokazuje bestialstwo ludzi, którzy nie znają litości ani strachu, nie mają nic do stracenia, a życie chcą przeżyć w taki sposób, by wykorzystać wszystkie jego uroki i skosztować wszelkie owoce, szczególnie te zakazane. Odkąd Mario Adorf pociął brzytwą twarz człowieka w prologu Milano Calibro 9 (1972) włoskie kino sensacyjne znane jest z dosadnej przemocy i nieludzkiego okrucieństwa. Dla wielbicieli poliziotteschi nie jest więc zaskoczeniem wysoki poziom okrucieństwa w Il Grande Racket. Film powstał w szczytowym okresie popularności gatunku, więc aby uzyskać efekt zaskoczenia reżyser nie mógł się bawić w półśrodki. Przywalił więc z grubej rury i stworzył dzieło gwałtowne i ostre jak brzytwa.


Twórca Keomy (1976) zadbał w swoim filmie nie tylko o wysokie natężenie przemocy, ale również o dobrą akcję - kapitalne są strzelaniny (np. rozróba na stacji kolejowej), a finałowa masakra bije na głowę wszelkie kanonady jakie od czasu Dzikiej bandy (1969) można było oglądać na wielkim ekranie. Zdarza się, że podczas dochodzenia trzeba użyć pięści, lecz najbardziej skuteczna okazuje się broń palna, dzięki której raz na zawsze można pozbyć się chwastów, które niszczą piękną ziemię. Kto jednak walczy taką bronią, również od niej ginie, więc istnieje ryzyko, że zginą nie tylko ci, którzy na to zasłużyli. Takie filmy jak ten cieszą się złą sławą i są potępiane przez krytyków, doceni je zaś nieliczne grono odbiorców. Film Castellariego to pełen emocji dramat sensacyjny, w którym bohaterowie z Dzikiego Zachodu zostali przeniesieni w realia współczesnego Rzymu. Zarówno na Zachodzie jak i po drugiej stronie oceanu, zarówno w XIX jak i XX stuleciu rządzi prawo silniejszego i aby pokonać wszelkie zło i ogarniający strach należy znaleźć w sobie siłę i determinację, by podjąć walkę. Nagrodą za podjęcie walki jest spokój, porządek i bezpieczeństwo, a więc jest o co się bić.

Muzyka i obrazy idealnie ze sobą współgrają, tak jakby kompozytorzy, bracia Guido i Maurizio De Angelis oraz operator Marcello Masciocchi ściśle ze sobą współpracowali, nawzajem się konsultując. Muzyka uspokaja, ale i napawa niepokojem, natomiast praca kamer nie daje zbyt wiele dla wyobraźni widza - czasem jednak zaskakuje pomysłowością i polotem. Na przykład rozegrana bez słów sekwencja więzienna to fragment idealnie łączący pomysły kompozytorów ze stylową oprawą wizualną. Genialnie wyszła filmowcom scena ataku na samochód funkcjonariusza policji - scena została sfilmowana subiektywną kamerą, od wewnątrz, jak atak na widza. Potem samochód zostaje przewrócony i zepchnięty w dół wzgórza, z kierowcą w środku - kamera filmuje wydarzenie zarówno z dystansu jak i od wewnątrz. To właśnie takie pojedyncze fragmenty tworzą z tego filmu wspaniałe widowisko, do którego można wielokrotnie wracać. Szybko tocząca się akcja bardzo precyzyjnie zmierza w jednym kierunku - na pole bitwy, gdzie rozegra się dramatyczna walka na śmierć i życie. Przestępcy przekonają się czy opłaca się być złym do szpiku kości, a komisarz Palmieri przekona się czy warto nieustępliwie walczyć o sprawiedliwość.

Rzymskie lokalizacje nie służą tu zaprezentowaniu najpiękniejszych atrakcji turystycznych - zamiast pocztówkowych fotografii mamy tu wymowne obrazy miasta, które znajduje się na granicy życia i śmierci. Obsadę skompletowano z wyczuciem: odtwórcy ról bandytów są odrażający, źli, niesympatyczni, a gliniarz którego zagrał Fabio Testi pod maską spokoju i opanowania ukrywa złość i pragnienie odwetu. Podsumowując, w roku 1976 Enzo Castellari obok mistycznego spaghetti westernu Keoma z Frankiem Nero przygotował bardzo udany, pełen dramaturgii i napięcia, mocny film akcji oferujący znacznie więcej wrażeń niż ówczesne kino amerykańskie w stylu Brudnego Harry'ego. Rok 1976 obfitował w wiele dzieł, które podsumowały pewien etap w historii kina gatunkowego. Rewolwerowiec, Wyjęty spod prawa Josey Wales i Keoma zakończyły pochód trzech rodzajów westernów, natomiast Il Grande Racket (obok m.in. Żyj jak glina, zgiń jak mężczyzna) udowadniał, że kino sensacyjne rozwija się we Włoszech ciekawszym rytmem niż w Ameryce. W latach 80. to jednak Amerykanie przejęli inicjatywę, a gatunek poliziottesco podzielił los spaghetti westernów.

6 komentarze:

  1. Słowem, przypasiło .Castellariego trzeba oglądac, bo to reżyser nie tylko z talentem i rozmachem, ale przede wszystkim z wyobrażnia: piękny moment, jak po pierwszym rejpie z kadru znika twarz ostatniego gwałciciela i w tym samym ujęciu po chwili wyłania się twarz ojca (Renzo Palmer - bardzo mocny punkt aktorski filmu ). Co do aktorów, czytelnym ukłonem w stronę kina amerykańskiego jest Vincent Gardenia, który miał przecież dużą rolę w ,,Death Wish''. Ale najlepszy jest Orso Maria Guerrini ( snajper, grał też w ,,Keomie'' jednego z przyrodnich braci, tego kudłatego ).
    Po osobistej tragedii przechodzi niesamowitą metamorfozę - widac, że ześwirował doszczętnie : robi jakieś demoniczne miny sam do siebie, tak delikatnie z celebrą dotyka swego sztucera, a wygląda jak połączenie Leonarda Nimoya z Joelem Greyem z ,,Kabaretu''. To są chwyty aktorskie rodem z thrashowej eksploatacji - my jednak wiemy, co go wcześniej spotkało - współczujemy mu za to , co go spotkało gdy był jeszcze innynym człowiekiem, oglądajac psychola, koło ktorego balibyśmy sie usiąśc w kinie. Uwielbiam taką ambiwalencję.
    A moment, jak nakarmił w końcu swą nienawisc i te psychopatyczne dżwięki w tle - Enzo magnifico ! :D
    Ten tytuł, to chyba na klatce schodowej znalazłeś :D Poczytaj sobie recenzje na imdb, a zobaczysz, w jakim kontekście pojawia się słowo ,,racket''.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cytat: "A moment, jak nakarmił w końcu swą nienawiść i te psychopatyczne dźwięki w tle - Enzo magnifico ! :D"

      Racja, to było genialne :D

      Co do tytułu, to oczywiście wierzę Ci, że racket w tym filmie oznacza haracz, wcale nie zamierzam z tym polemizować. Film nie ma polskiego tytułu i dlatego w tekście używam wyłącznie tytułu oryginalnego, a ten tytuł z klatki schodowej został użyty jako tytuł notki, bo myślę, że do filmu pasuje.

      Usuń
  2. ,,..Rzymskie lokalizacje nie służą tu zaprezentowaniu najpiękniejszych atrakcji turystycznych...'' - tak, jest tu jedna scena pod Colosseum, które wygląda mega biednie,jest częściowo obłożone folią, sprawia wrażenie dekoracji do jakiegoś peplum w trakcie rozbiórki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzymskie ruiny są dobre na wszystko :D I można je przedstawić na różne sposoby, np. jako arena walki między Bruce'em Lee i Chuckiem Norrisem (w "Drodze Smoka"). Ale przyznam szczerze, że nie pamiętam aby w "Il grande racket" była jakaś scena pod Koloseum - jeśli była, to pewnie kamera nie skupiała się na tym, by pokazać tę scenerię w pełnej krasie.

      Usuń
  3. Zmieniłem jednak tytuł notki, aby nie było wątpliwości ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie lepiej.

    OdpowiedzUsuń