Podwójny seans grozy

Kiedy ludzie wierzyli, że Ziemia jest płaska, przerażała ich idea okrągłego świata. Potem odkryto, jak funkcjonuje taki okrągły świat. Tak samo jest ze światem nadprzyrodzonym. Dopóki nie będziemy wiedzieć jak funkcjonuje, nadal będziemy nosić ze sobą ten niepotrzebny ciężar strachu.
 Dr John Markway, The Haunting

Jacques Tourneur i Robert Wise rzadko odrzucali scenariusze, więc pracowali przy wielu filmach różniących się gatunkiem, tematyką, stylem, także poziomem realizacji. Obaj zyskali jednak największe uznanie (dopiero po latach) dzięki filmom grozy - do tego gatunku mieli talent i wyczucie, potrafili stworzyć złowieszczą, sugerującą zagrożenie atmosferę. Mistrzami horrorów uczynił z nich przedwcześnie zmarły producent Val Lewton (1904–51), który powierzył im realizację nastrojowych dreszczowców dla wytwórni RKO. Najwięcej filmów dla Lewtona zrealizował Mark Robson, ale Tourneur i Wise też wykreowali bardzo udane kino grozy za niewielki budżet. Po śmierci Lewtona obaj filmowcy powrócili do kina grozy, by złożyć hołd swojemu mentorowi.  

Noc demona i Nawiedzony dom mają wspólną tematykę - okultyzm czyli wiara w zjawiska parapsychiczne. W obu filmach twórcy zdają się sugerować, że wierząc w przesądy tak naprawdę zdajemy sobie sprawę z istnienia tajemniczych sił, które w jakiś sposób wpływają na ludzkie poczynania.

Noc demona
Night of the Demon / Curse of the Demon (1957 / 95 minut)
reżyseria: Jacques Tourneur
scenariusz: Charles Bennett, Hal E. Chester na podst. opowiadania Montague R. Jamesa pt. Casting the Runes

Z popularnego thrillera Szczęki wiemy iż w gatunku monster movie największy efekt osiąga się wówczas gdy przez długi czas nie pokazuje się potwora. Gdyby już w pierwszej scenie ataku rekina Spielberg pokazał nam potwora to napięcie i klimat mogłyby utonąć wraz z ofiarą ludojada. No i największą słabością Nocy demona jest pokazanie na początku tytułowej bestii. Mimo tego reżyserowi udało się utrzymać tajemniczą atmosferę aż do końca, co jest zasługą przede wszystkim pracy operatora. To w jaki sposób oświetlone i sfilmowane zostały nocne scenerie i wnętrza budynków zasługuje na szczególną uwagę. Po obejrzeniu filmu raczej mało kto odważy się iść nocą przez las. Bo nawet jeśli demony nie istnieją, to takie spacery i tak są niebezpieczne z wielu różnych powodów.

Dr John Holden jest amerykańskim uczonym, który wierzy tylko w to co widzi i co można udowodnić naukowo. Dlatego sceptycznie podchodzi do wszystkiego co związane jest z magią. Jego przybycie do Anglii jest więc tak jakby wkroczeniem na zupełnie nieznany teren, gdzie obecne są irracjonalne zjawiska. Zdroworozsądkowy racjonalizm zostaje skonfrontowany ze średniowiecznymi wierzeniami w moc zaklęć, czarnej magii, satanistycznych praktyk i spirytystycznych seansów. Samo pojawienie się potwora nie musi jeszcze oznaczać, że on istnieje, bo równie dobrze może on nawiedzać jedynie ludzką wyobraźnię. Jednak śmierć profesora Harringtona trudna jest do wyjaśnienia w sposób logiczny i wiarygodny. Bratanica zmarłego naukowca wierzy, że porażenie prądem nie spowodowało śmierci, gdyż liczne rany na ciele wskazują na atak zwierzęcia niewiadomego pochodzenia.

Jacques Tourneur pamiętając nauki Lewtona nie miał zamiaru pokazywać potwora, ale producent i współscenarzysta Hal E. Chester uznał, że widzowie mogą być zawiedzeni jeśli go nie zobaczą. I ostatecznie demon straszy nie tylko na ekranie ale i w tytule utworu. Na ekranie wygląda to tak, że najpierw powstaje chmurka dymu i z niej wyłania się bestia atakująca człowieka w nocnych ciemnościach. Pokazywany w zbliżeniach potwór budzi zastrzeżenia, ale tych scen nie ma wiele, więc można to przeboleć i delektować się interesującą fabułą i wyśmienitym klimatem. Inspirując się opowiadaniem Jamesa scenarzyści zaprezentowali ciekawe postawy dwóch oponentów. Holden i Karswell potrafią być cyniczni, aroganccy i pewni swoich racji, a jednak reprezentują odmienne obozy. Pierwszy z nich próbuje zrozumieć toczące się wokół niego zdarzenia, a wkrótce zda sobie sprawę, że nauka i wiedza którą był karmiony na studiach tutaj do niczego mu się nie przyda. Natomiast jego przeciwnik pod powłoką starszego miłego dżentelmena ukrywa złość, nienawiść i wyjątkowo mściwy charakter.

Pojedynek tych dwóch postaw trzyma w napięciu. Holden otrzymuje wiadomość, że za kilka dni umrze i trudno przewidzieć w jaki sposób można by tę klątwę odwrócić. Zjawiska nadnaturalne w tym filmie istnieją, więc aby zachować spójność przepowiednia musi się spełnić. Wszystko wskazuje więc na to, że los głównego bohatera jest przesądzony. W Nocy demona nie ma koncertowo zagranych ról, a efekty specjalne są proste i archaiczne, jednak obecna tu złowroga ciemność w połączeniu z postacią lekceważącego zagrożenie mężczyzny wpływają na wyobraźnię odbiorcy i powodują, że odczuwa się grozę i beznadziejność sytuacji. Na magiczną i intrygującą aurę mają też wpływ autentyczne miejsca akcji znajdujące się w Anglii, takie jak np. słynna budowla kamienna Stonehenge, od której zaczyna się film pochodzącego z Francji reżysera.

Film naturalnie nie może się równać z gustownie nakręconym klasykiem pt. Ludzie koty, którym Tourneur zabłysnął w latach 40. Bo chociaż producent tamtego dzieła Val Lewton dorzucił do niego swoje pomysły, wiedział jak pomóc reżyserowi, by z B-klasowej ramoty uczynić pełną artyzmu wartościową perłę. Hal Chester, producent Nocy demona, nie miał takich zdolności - uważał że film o potworze bez potwora nie może odnieść sukcesu. Tourneur musiał się więc wykazać nieprzeciętnymi umiejętnościami, by z tradycyjnej opowieści o demonie zrobić ponadprzeciętne i nastrojowe kino grozy. Udało mu się to zadanie dzięki współpracy z doborową ekipą techniczną. Mało który film o potworach jest tak stylowy, a dzieło francuskiego filmowca jest jak ekskluzywna rzecz w małym, niewyszukanym opakowaniu. Film polecany jest nade wszystko miłośnikom starego kina, dla których nie straszne są czarno-białe kadry i staroświeckie efekty specjalne. Pozostali mogą tylko narzekać, że ten klasyczny monster movie pozbawiony jest prawdziwych emocji i autentycznej grozy.

Nawiedzony dom
The Haunting (1963 / 112 minut)
reżyseria: Robert Wise
scenariusz: Nelson Gidding na podst. powieści Shirley Jackson pt. The Haunting of Hill House

Obsypany Oscarami musical West Side Story uczynił z Roberta Wise'a fachowca od plenerowych, z rozmachem nakręconych barwnych produkcji, zaś zrealizowane pięć lat później znakomite Ziarnka piasku potwierdziły biegłość reżysera w tworzeniu spektakularnych widowisk. Jednak pomiędzy tymi filmami Wise nakręcił dzieło skromniejsze, pozbawione jaskrawych kolorów, skupiające się wokół jednego miejsca akcji. Wiele było filmów o nawiedzonych domach, lecz dokonana w latach 60. adaptacja fascynującej i niebanalnej powieści Shirley Jackson to horror wyjątkowy, gdyż zagrożenie jest w nim sugerowane i nie ma pewności czy faktycznie dom jest nawiedzony. Drewniane posadzki i kamienne ściany wydają się żyć własnym życiem, ale czy są dowodem na istnienie duchów? Jedno jest pewne - w nienaturalnych okolicznościach ginęli tu ludzie, przez co dom zyskał złą sławę i nikt nie chciał w nim mieszkać.

Atutem filmu są postacie - zróżnicowane, obdarzone wyrazistą osobowością, ulegające w odmienny sposób sile tajemniczego domostwa. Dr John Markway jest antropologiem, który próbuje nie tylko dowieść istnienia zjawisk nadprzyrodzonych, ale ma też nadzieję zbadać jak funkcjonują takie zjawiska. W tym celu dobiera odpowiednią grupę ludzi, która ma pomóc mu w dokonaniu eksperymentu. I na scenę wkraczają kolejne postacie. Luke Sanderson jest niefrasobliwym spadkobiercą, a także niedowiarkiem, który sam siebie chce przekonać że duchów nie ma. Theodora jest ładną i trochę bezczelną damulką, która chyba woli towarzystwo kobiet niż mężczyzn. No i najważniejsza postać, niezbyt atrakcyjna Eleanor Lance zwana Nell, to dręczona wyrzutami sumienia samotna i nieszczęśliwa kobieta, na której dom wywiera silne wrażenie. Zostaje ona doprowadzona niemal do szaleństwa. Wszelkie odgłosy, znaki, wydarzenia z przeszłości powodują, że Nell chce połączyć się z tajemniczymi mieszkańcami, którzy wędrują samotnie po budynku nie mogąc odnaleźć spokoju.

Ta wyróżniona czwórka bohaterów pełni w filmie istotną rolę, równie ważną co sekret tytułowego domostwa i zamieszkujących go duchów. Wzorując się na literackim pierwowzorze scenarzysta zadbał o wiarygodną psychologię pierwszoplanowych bohaterów. Są to charaktery wieloznaczne i ciekawe, które nie ujawniają od razu swoich słabości. Próbują zachować zimną krew, lecz okazuje się że mogą ich przestraszyć nawet zwykłe hałasy, których źródła nie znają. Nawet osoba nie wierząca w przesądy i zjawiska paranormalne może uwierzyć w duchy, gdy słyszy tajemnicze dźwięki i nie może zlokalizować skąd one pochodzą. Wise wykreował wyjątkowo mroczną opowieść i stworzył kilka wybornych scen, które trzymają w niepewności. Niepokojące są szczególnie kręte schody w bibliotece, które chwieją się jakby nie chciały by ktoś po nich chodził. Natomiast jedną z najbardziej rozpoznawalnych scen jest fragment, w którym Nell z przerażeniem stwierdza, że Theo nie trzymała jej za rękę.

Nawiedzony dom to nie tylko jeden z najciekawszych starych horrorów, ale i jedna z najlepszych ekranizacji - pomysły amerykańskiej autorki znakomicie wpisały się w nurt subtelnej i sugestywnej psychologicznej grozy preferowanej przez Vala Lewtona. Dowodem na istnienie duchów jest właśnie fakt, że duch owego producenta z RKO wyraźnie unosi się nad filmem Wise'a. Nieżyjący Lewton z pewnością przyczynił się do tego, że film został pozbawiony zbędnych efektów, które odarłyby go z tajemniczości i niepokojącej atmosfery. Remake Jana de Bonta z 1999 roku jest idealnym potwierdzeniem, że zbytnia dosłowność i przywiązywanie większej wagi do efektów zamiast budowania klimatu są największym grzechem twórców horrorów. Najbardziej boimy się tego czego nie widzimy lub czego nie rozumiemy, a brytyjski film Wise'a w niezwykle wymowny sposób obrazuje tę teorię. Przepełniony złowieszczą ciszą, osobliwymi dźwiękami i zimnym klimatem psychologiczny dreszczowiec ma również bardzo udane role kobiece (szczególnie Claire Bloom w roli Theo).

Realizatorom udało się uchwycić tajemniczość i chłód bijące od tytułowej budowli. Dom jednocześnie napawa lękiem i niepokojem, ale też fascynuje i przyciąga swoistym urokiem. Rozsądek podpowiada aby stąd uciekać jak najszybciej, lecz ciekawość bierze górę i ostatecznie chce się tu zostać by zgłębić tajemnicę. To horror inteligentnie napisany, stylowo fotografowany, rozważnie prowadzony i nie ukazujący więcej niż trzeba by zaintrygować odbiorców. Efekty dźwiękowe są tu ważniejsze od wizualnych trików, a sugerowane i niewidzialne zagrożenie bardziej istotne niż ukazywanie prawdziwego źródła strachu. Wśród współczesnych fanów horrorów film ma etykietkę „niestrasznego i nudnego starocia”, jednak jest niewyczerpanym źródłem inspiracji i wartościowym klasykiem. Wśród wielbicieli filmu znajdują się mistrz literackiej grozy Stephen King oraz nie kojarzony z horrorami reżyser Martin Scorsese. Jeśli kogoś nie przekonuje moja opinia to przynajmniej rekomendacja tych dwóch mistrzów (i znawców kina) powinna przyczynić się do szybkiego zapoznania się z tą mistrzowską adaptacją a przy okazji także z jej literackim pierwowzorem.

14 komentarze:

  1. Mnie się aż tak Nawiedzony dom nie podobał :P Pozycja mało znana, ale często doceniana, no ale akurat nie przeze mnie - dlatego tylko 6/10 ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja bardzo lubię i jedno i drugie, a ich literackie pierwowzory jeszcze bardziej. Montague Rhodes James, to mistrz wiktoriańskiej, eleganckiej grozy, mediewista wykładający w Cambridge i Eton - i tę erudycję czuc w jego opowiadaniach. Radzę nabyc ,,Opowieści Starego Antykwariusza'', gdzie jest też nowela 'Magiczne Runy'. Wydawnictwo C&T
    Mnie zdegustowało nie tyle samo przedwczesne wejście demona, co jego wybitnie odpustowy wygląd ( Noc Turonia ? :D ) Z drugiej strony, może to i lepiej - mamy dziada z głowy ( skoro nie dało sie uniknąc wymogu producenta, a innego stwora nie mieli ) - i spokojnie można rozwijac właściwą opowieśc. Gdyby było na odwrót i ta wybitnie nastrojowa rzecz miała zostac spuentowana nieobecnym wcześniej ,,kajiu- turoniem'', żenada byłaby, sądzę, dużo większa.
    Film ma swoje wielkie chwile, - w scenie nagłej wichury w parku , zaskakująco prostymi środkami osiągnięto mocarny efekt. I to w filmie, gdzie króluje noc z całym dobrodziejstwem inwentarza, mamy taka genialną interwencję spod znaku '' groza w świetle dnia''.
    O filmie Wise'a wypowiem się póżniej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Porównanie do Turonia bardzo trafne :D Prawdopodobnie masz rację, że żenada byłaby większa, gdyby ten stwór pojawił się w momencie kulminacyjnym, zepsułby klimat a zamiast grozy pojawiłby się gorzki śmiech oraz pewien niedosyt. A tak przynajmniej wiadomo już czego się spodziewać w sprawie tytułowego demona, więc można się skupić na historii i postaciach.
    Literatura M.R. Jamesa jest mi obca, więc w najbliższym czasie postaram się nabyć jakieś antologie tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. obituary;
    8 sierpnia umiera na raka aktorka Karen Black (74 lata), kultowa ikona kina amerykańskiego z czasów, kiedy mainstream kształtowali niezależni autorzy. Laureatka Złotego Globu za ' Pięc Łatwych Utworów', grała też w ' Easy Riderze' 'Dniu Szarańczy' 'Wielkim Gatsbym' 'Nashville'... Świetnie zagrała w dwóch horrorach Dana Curtisa o mocnej literackiej proweniencji - nowelowym'Trilogy of Terror' z 75 do scenariusza Richarda Mathesona, oraz póżniejszym o rok 'Burnt Offerings' wg. powieści Roberta Marasco.
    'Całopalne Ofiary' to też historia oryginalnie wykorzystująca motyw nawiedzonego domu, partnerem Karen jest sam Oliver Reed. Obydwoje ( +Curtis )nagrodzeni na festiwalu horrorów w Sitges - Darek przewodniczył jury.
    Odpalam wieczorem.
    RIP

    OdpowiedzUsuń
  5. Już mam "Opowieści starego antykwariusza" i na początek przeczytałem wiadomą nowelę o napisach runicznych. Widzę, że podstawowa modyfikacja to zamiana brata Harringtona na bratanicę, w końcu każda produkcja rozrywkowa powinna mieć element dekoracyjny w postaci kobiety :D

    OdpowiedzUsuń
  6. A co, wolałbyś drugiego turonia ? :D
    Ja czytałem ten zbiorek już dosyc dawno,też sobie kupię, skoro wznowili. Z tej serii, tydzień temu nabyłem Algernona Blackwooda
    ( pierwsza antologia w Polsce )... i na wejściu zaliczyłem opad szczeny, jak stąd do Aldebarana . Opowiadanie 'Wierzby', gdzie maestro eksploruje grozę z obszarów , gdzie inni wolą się nie zapuszczac ( eko horror, żywiołaki natury ) zostanie we mnie na zawsze. Już sam początkowy opis starorzecza Dunaju, gdzie rozgrywa się akcja, to jest Nobel, jak w pysk ! I nie jest to jakaś moja egzaltacja, gośc jest mistrzem świata, sam Lovecraft pisał o nim ,, w pozycji klęczącej''.
    W ogóle fajna seria, w zapowiedziach mają dużą antologię Ambrose'a Bierce'a, z rzeczy 'absolutely must have'.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no jest okej, Peggy Cummins przypomina hitchcockowskie blondynki, więc mi pasuje, muszę koniecznie obejrzeć "Gun Crazy", gdzie ponoć zagrała świetną rolę.
    Co do antologii, to nie kupowałem jej - wypożyczyłem w bibliotece ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. A tak ogólnie, to jak wrażenia po lekturze Jamesa ?
    Ja się wychowałem na takiej oldskulowej nowelistyce grozy i mam do tego nieuleczalną słabośc.
    Anyway, ostatnio obejrzałem 'Diabła w Umyśle' ( Diavolo nel Cervello), jedyne giallo w dorobku Sergio Sollimy. Film szalenie stonowany, typowy ,,whodunit'' z jednym tylko morderstwem na początku, którego nawet nie pokazano, dopiero pózniej i to fragmentarycznie, w retrospekcjach i bez ,,upajania się''. Ogólnie żadnych giallowych szaleństw - ani gore, ani przeestetyzowanych, żyjących własnym życiem, partykularnych wobec fabuły scen. Za to mocna w ciul intryga, poziom czerwonego śledzia
    mierzony w ławicach, narracja z kilku punktów widzenia, ogólnie rzecz dla wymagających kryminałożerców. I obłędna, prześliczna Stefania Sandrelli w kapitalnej roli kobiety-dziecka , dotkniętej amnezją, wtórnym infantylizmem i głodem uczuc. Scenariusz tej kobiety, o której wspominałeś przy adaptacji 'Lamparta'. Ennio Morricone w wydaniu romantycznym... który mruga do fanów Sollimy, co jakiś czas wplatając motyw 'Dla Elizy ' Beethovena.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wrażenia po lekturze pozytywne, chociaż szczerze mówiąc nie przepadam za nowelami, bo niewiele się w nich dzieje i zwykle szybko wypadają mi z pamięci ;) Poza tym są zbyt krótkie, by stworzyć odpowiedni klimat i suspens (dlatego jednak wolę zdecydowanie powieść Sh. Jackson). Ale z drugiej strony mogą być źródłem inspiracji i tak jak w przypadku "Nocy demona" udało się całkiem nieźle przenieść tę historię na ekran. Sam pomysł z książki, by źródłem zła uczynić starożytne pismo jest dość oryginalny, a z utworu Jamesa najbardziej chyba zapadnie mi w pamięć scharakteryzowanie postaci Karswella. Jest on tu perfidnym i prostackim alchemikiem, który straszy dzieci upiornymi opowieściami, a książkę na temat czarów napisał bez zasad gramatyki, ortografii czy logiki :D
    Ta scenarzystka od "Lamparta" była pracowita - współpracowała przy około 100 filmach. "Diavolo" chętnie obejrzę. Nie jestem zagorzałym fanem gore (dlatego z filmów Fulciego najwyżej cenię jego subtelniejsze dokonania), więc Twoja opinia zachęca mnie do obejrzenia - mocna intryga to coś, co we współczesnym kinie rzadko się zdarza, więc tym bardziej jest pożądane przez miłośników kryminałów, do których ja się zaliczam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Na pewno warto. Sollima jeszcze żyje ( 92 lata) , choc od lat nie kręci, (w swoim czasie też do najpłodniejszych nie należał, za to na jakości nie oszczędzał ) i wygląda , jak dziadek Tutenchamona. Z tych subtelnych gialli, u mnie rządzi 'Co Zrobiliście Solange'Massimo Dallamano, z Fabio Testim, pięknymi zdjęciami Joe D'Amato i jednym z najdelikatniejszych soundtracków Morricone, pod dyrekcją Brunona N.
    Ja tam lubię okrucieństwo w kinie , z czym się nigdy nie kryłem, choc daleki jestem od wciągania w tej materii wszystkiego, jak leci. Ale gdy gore idzie w parze z estetycznym wariactwem, surrealizmem, delirycznym zakrzywieniem percepcji i erotyzmem, to jestem w siódmym niebie - dlatego kocham giallo. Gatunek nieśmiało się odradza, ale idzie to, jak krew z nosa, nie z aorty. Choc dwa lata temu objawił się autentyczny diament - 'Amer' ( Gorycz)pary Belgów Helene Catet i Bruno Forzaniego. To taki poetycki eksperyment formalny z bardzo impresyjnie, 'niekonturowo' zarysowaną fabułą ( co ostro podzieliło audytorium )- imponujący hołd dla śródziemnomorskiego kina lat 70-tych: film składa się z 3 części, stosownie nawiązujacych do klimatów hiszpańskich, francuskich i włoskich. Masa zapierających dech filmowych rozwiązań i patentów, prześcigujących się w oryginalności.
    Wracając do Jamesa ; w filmie właśnie najbardziej zabrakło mi takiej odrealnionej i odjechanej sceny tego teatrzyku dla dzieci
    ,,... już w pierwszym akcie wilk wyglądał tak przerażająco, że kilkoro maluchów trzeba było wyprowadzic z sali...'' Coś pięknego ! :D A dalej, to Mr. Karswell w jakiś splatter poleciał, w tym przedstawieniu,przecież to był materiał na coś skurwysyńsko genialnego! A tu dupa :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Dokładnie tak, mi też tego zabrakło i gdybym książkę przeczytał wcześniej to pewnie napisałbym o tym w recenzji. Bo taka scena z upiornym teatrzykiem jest świetnym polem do popisu dla ludzkiej wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń
  12. Moim zdaniem ekranizacja "Nawiedzonego" dorównuje geniuszowi Jackson. Wise nakręcił horror wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, pełen grozy i narastającego napięcia. A odtwórczyni roli Theo to strzał w dziesiątkę - niebywała aktorka.
    "Nawiedzony dom" to jeden z moich ulubionych filmów grozy, do którego często wracam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Z tych wszystkich filmów najwyżej sobie cenię "Zapach kobiety". Motyw niewidomego to jedna sprawa - ale jego teksty, o kobietach zwłaszcza, są absolutnie wspaniałe. "Nic nie widziałem, nic nie słyszałem" to film dzisiaj chyba nieco zapomniany, a szkoda, bo oprócz tego, że jest kapitalną komedią sensacyjną, w subtelny sposób pokazuje też problemy codzienne osób niepełnosprawnych (świetna jest scena przypadkowej rozmowy bohaterów, kiedy żaden z nich nie wie, że drugi zwrócił na niego uwagę).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój powyższy komentarz przenoszę do tematu dotyczącego filmów o niewidomych ;)

      Usuń