Nienawiść jest podniecająca!

Gilda (1946 / 110 minut)
reżyseria: Charles Vidor
scenariusz: Marion Parsonnet na podst. opowiadania E.A. Ellingtona i adaptacji Jo Eisingera

Dla Rity Hayworth rola Gildy Mundson była jak dar i klątwa zarazem. Dzięki tej roli mogła udowodnić, że jest nie tylko rudowłosą pięknością i symbolem seksapilu, ale całkiem dobrą aktorką. Jednak w żadnym kolejnym filmie nie była już w stanie uwolnić się od tej postaci. Wizerunek tajemniczej i atrakcyjnej Gildy przylgnął do niej na stałe. Wprawdzie znany jest także jej występ u Orsona Wellesa w Damie z Szanghaju (1947), ale to nie jest w pełni udane dzieło filmowe. Rita skróciła swoje rude włosy i przemalowała na blond, ale i tak w pamięci zostaje słynna scena w gabinecie luster będąca często źródłem inspiracji. Sam film nie sprawdza się niestety ani jako ciekawy eksperyment ani koncert gry aktorskiej ani nawet jako intrygujący czarny kryminał. Gilda też nie jest wybitnym osiągnięciem, ale opowiedziana jest na tyle zajmująco, że wzbudza ogromne zainteresowanie.

Już w 1940 roku Charles Vidor nakręcił film z Ritą Hayworth i Glennem Fordem (Kobieta jest zagadką) i kiedy po ukończeniu służby w piechocie morskiej Ford wrócił na ekran został obsadzony u boku Rity w jeszcze trzech filmach. Coś jednak sprawiło, że tylko o jednym z nich się dziś pamięta. Glenn Ford nie był wcale lepszym aktorem od swojej ekranowej partnerki, lecz miał więcej szczęścia i częściej trafiał na świetnych reżyserów, dzięki którym znalazł swoje miejsce w kinematografii. Został rozpoznawalnym aktorem kojarzonym głównie z westernami, natomiast Rita pozostała aktorką jednej roli. Córka hiszpańskiego tancerza, urodzona jako Margarita Carmen Cansino, nie miała tak wielkiej cierpliwości i siły, aby walczyć jak lwica o najlepsze role, ale za odegranie tajemniczej femme fatale w filmie Vidora należy się jej uznanie.

Johnny Farrell jest hazardzistą i szulerem, człowiekiem o wprawnych dłoniach i bystrym umyśle. Regularnie odwiedza jaskinie hazardu, obstawia zakłady i wygrywa, a także wie kiedy się wycofać, aby nie drażnić przegranych i kierowników szulerni. Wkrótce pójdzie o jedno kasyno za daleko i wpadnie w misternie zastawione sidła. Dom gry należy do bogatego inwestora, który prowadzi tu nielegalne interesy pod przykrywką. Farrell z uciążliwego gracza zmienia się w zaufanego pomagiera. Gdy odwiedza swojego szefa mówi przed wejściem do jego domu (jako pozakadrowy narrator), że nie usłyszał dzwonka ostrzegawczego, więc po prostu wszedł. To jasna wskazówka dla widzów, że od tej pory zaczną się kłopoty. I wtedy pojawia się ona - żona szefa imieniem Gilda, która parafrazując Ricka z Casablanki mogłaby powiedzieć z wyrzutem „Ze wszystkich kasyn na całym świecie musiał wejść akurat do tego”.


Charles Vidor tak jak i Michael Curtiz urodził się w Budapeszcie, tam też studiował. W stolicy Węgier kształcił się również urodzony w Krakowie operator Rudolph Maté. Gdy Curtiz odniósł sukces Casablancą (1942) również Vidor postanowił dotrzeć do publiczności podobną trasą. W obu obrazach można znaleźć cechy wspólne, np. przypadkowe spotkanie dawnych kochanków w egzotycznym mieście (tym razem Buenos Aires). I oglądając oba filmy widz zastanawia się jak zakończy się wątek uczuciowy. Gilda otwarcie mówi swojemu mężowi, właścicielowi kasyna, że nienawidzi Johnny'ego Farrella, na co ten odpowiada: „Nienawiść jest podniecająca”. I pomiędzy nimi faktycznie wyczuwa się niewidzialny, rozgrzewający ogień, który wznieca i nasila wzajemną wrogość, a jednocześnie pojawia się płomień namiętności i pożądania. Mężczyzna zaczyna mieć obsesję, ciągle obserwuje i śledzi kobietę, niby na polecenie szefa, ale tak naprawdę jest zazdrosny o każdego faceta, który z nią rozmawia, tańczy lub zabiera na spacer. Dla Gildy życie w argentyńskiej stolicy przypomina więzienie, nie ma w ogóle swobody ruchów, a seksapil okazuje się bezużyteczną bronią, może przydatną na scenie przed publicznością, ale w prywatnym życiu zbędną.

Rita miała hiszpańskie korzenie i jej iberyjski temperament dał o sobie znać w dwóch tanecznych solówkach. Najpierw gdy wykonuje elektryzujący taniec do piosenki Amado Mio, później gdy tańczy w długich rękawiczkach do utworu Put the Blame on Mame. Piosenki autorstwa Allana Robertsa i Doris Fisher wykonała Anita Ellis, natomiast zadaniem Rity było je ożywić i dodać im erotyzmu poprzez prowokujące ruchy. Efekt został osiągnięty, moment zdejmowania przez Gildę rękawiczki zaliczono do najbardziej seksownych scen w historii kina. Tytułowa bohaterka filmu Vidora długo sprawia wrażenie kobiety niedostępnej, nawet mąż nie zna jej sekretów i nie potrafi jej upilnować. Pod wpływem namiętności człowiek staje się otwartą księgą, z której można wiele wyczytać. I tak dzieje się z Gildą. Z upływem czasu przestaje fascynować, staje się zwykłą kobietą zależną od męża.


Napis na plakacie głosi, że nigdy nie było jeszcze takiej kobiety jak Gilda. I w pewnym sensie jest to prawda, gdyż jawnie prowokuje ona mężczyzn, świadomie używa swojej erotycznej siły, by usidlić faceta, a potem doprowadzić go do szału. Postacie kobiece z wcześniejszych filmów były bardziej subtelne. Pod względem intrygi film Vidora nawet w latach 40. nie mógł się niczym szczególnym wyróżniać, ale reżyser potrafił tę banalną historię mądrze opowiedzieć. Kasyno wypełnione jest ludźmi, a rezydencja pana Mundsona jest niemalże pusta - znakomicie ukazano w ten sposób chciwe społeczeństwo kontrastujące z pustką i samotnością, których nie zabije nawet związek małżeński. Węgierski emigrant nakręcił dla Columbii bardzo udany melodramat w stylu kina noir z olśniewającą postacią femme fatale i typowym dla tamtych lat komentarzem pozakadrowym. Na pewno są lepsze filmy noir i lepsze melodramaty, ale trudno znaleźć w historii kina ciekawszą i bardziej seksowną od Gildy postać kobiety fatalnej.

19 komentarze:

  1. Ktoś widzę ostatnio Polsat oglądał... ;)
    Też zobaczyłem, w sumie zawstydzony samym sobą, że słynnej sceny z rękawiczką nie widziałem...
    I faktycznie nie jest to najlepsze noir jakie oglądałem, ale przez cały właściwie seans myślałem o tym, że "stare" filmy mają w sobie niesamowitą magię. Całkiem niedawno powtórzyłem też sobie Bulwar Zachodzącego Słońca i można powiedzieć że przy obydwu obrazach podobnie odpłynąłem. Do obydwu dzieł świadomie nawiązywał Lynch w Mulholland Drive, dając swej bohaterce imię Rity Hayworth, zaś z Bulwaru czerpiąc niejako inspirację do swej fabuły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Polsacie film był po północy, wtedy spałem. Ale mam dekoder z nagrywarką, więc mi się film nagrał na pendrive'a ;)

      Usuń
  2. A pod koniec kariery Rita zagrała w kilku stylowych obskurach, u Tessariego, Lautnera i Ralpha Nelsona. A nawet u takiego thrashmana , jak William Grefe. Kto wie, może by nawet u Ala Adamsona wylądowała ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z późnych filmów z Ritą widziałem tylko "Poppies Are Also Flowers" - pokazywany był kilka razy na Polonii 1 w fatalnej jakości obrazu. Film przeciętny, ale ilość gwiazd w obsadzie jest powalająca. I jak podaje imdb (a za nią filmweb) wszyscy znani aktorzy pracowali za jednego dolara, zaś reżyser Terence Young pracował za darmo.

      Usuń
  3. Ostatnio chodziła mi po głowie "Put the Blame on Mame", a Ty nagle o tym właśnie filmie. I ten splot skojarzeń: Gilda - rękawiczka - Put the Blame on Mame. Już tak zostanie, choćby nic innego z tego filmu nie pamiętano.
    I to, że gdy Rita umierała na Alzheimera mało kto jeszcze wiedział co to za choroba, straszne rzeczy opowiadano o jej odlotach i alkoholizmie......
    Dzięki za przypomnienie
    Przy okazji - wszystkiego dobrego w Nowym Roku i wielu fajnych inspiracji
    scoutek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia i wzajemnie. A recenzję napisałem m.in. dlatego, aby zapamiętać z tego filmu coś więcej niż tę rękawiczkę ;)

      Usuń
  4. No, no, może się nawet skuszę, chociaż rzadko sięgam po filmy z tego okresu :) Dla Glenna Forda jednak chętnie postawię temu dziełu wyższy prioretet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Glenn Ford ciekawsze role grał w latach 50. (polecam szczególnie "The Big Heat" Fritza Langa i "Jubal" Delmera Davesa), "Gildę" ogląda się tylko dla Rity Hayworth :D :D

      Usuń
    2. Ja faceta za "Yumę" uwielbiam, ale te dwa które podałeś sprawdzę na pewno (szczególnie "Jubal", już dawno wisi na mojej liście).

      Usuń
  5. Brzmi zachęcająco, widziałam w programie ale godzina mnie odstraszyła. Tak sobie myślę, że chyba warto zagrać jedną taką role, która przechodzi do historii niż nie zaistnieć w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno tak. Zresztą Rita Hayworth to także symbol pewnej epoki, Stephen King swoje opowiadanie zatytułował "Rita Hayworth and Shawshank Redemption" i w ekranizacji tej książki plakat z Ritą miał zapewne wskazywać że akcja toczy się w latach 40. Jeśli dobrze pamiętam to później został on zastąpiony plakatem z Marilyn Monroe, potem zaś z Raquel Welch - każda z tych kobiet symbolizuje konkretną dekadę.

      Usuń
  6. a tych nowych 47 roninów to niech wypierdala w piżdziec, kurwa chuj !
    Smoków jakichś dojebali, już bez tego, to nie pojedzie.
    Nowy Godzilla ich wszystkich powinien przecwelic do dziesiątego pokolenia :D

    OdpowiedzUsuń
  7. A właśnie ; może byś taki osobny , hejtowy temat założyl, żeby było w razie czego, jak przyjdzie coś ( albo kogoś ) zgnoic ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem hejterem, peany wychodzą mi lepiej niż krytyka ;)

      Usuń
  8. Bez porównania lepiej, niż krytyka wybitnych filmów :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty za to umiesz hejtować lepiej niż ktokolwiek inny :P

      Usuń
  9. Wreszcie mnie ktoś docenił :D

    OdpowiedzUsuń
  10. podobne mamy zdanie o Damie z Szanghaju (przy czym moje jest jednak jeszcze gorsze, hehe). Gildę oceniłeś bardzo trafnie: film niezły, zapadający w pamięć, nie idealny jednak. Są lepsze noir, są też lepsze role kobiece, ale Gilda jest ok. Da się ją obejrzeć raz na rok, względnie raz na półtora i nadal mieć na to ochotę w przyszłości...

    OdpowiedzUsuń