Trzech wyjętych spod prawa samurajów

Sanbiki no Samurai / Three Outlaw Samurai (1964 / 90 minut)
reżyseria: Hideo Gosha
scenariusz: Keiichi Abe, Hideo Gosha, Gin'ichi Kishimoto, Eizaburo Shiba

Trudno uwierzyć, że ten film to reżyserski debiut - wielu filmowców może pozazdrościć Hideo Goshy tak udanego startu. Gdy Akira Kurosawa sądził się z Sergiem Leone plagiatującym Straż przyboczną, japoński debiutant stworzył film, który też mógłby posłużyć za pierwowzór spaghetti westernu. Trzech wyjętych spod prawa samurajów to film będący pomostem między klasyką a nowoczesnością, kinem akcji a dramatem społecznym. Film zadziwia wigorem, z jakim został przyrządzony. Półtorej godziny mija tak szybko, że podstawową wadą filmu wydaje się zbyt krótki czas trwania. Ale zamiast narzekać można ponownie włączyć odtwarzanie i raz jeszcze przeżyć tę wspaniałą przygodę z trzema charyzmatycznymi roninami. Debiutanckie dzieło Goshy to wciągające kino przygodowe z ambicjami wyjścia poza schemat klasycznej opowieści o wojownikach.

Wszystko zaczyna się od pewnego młyna, gdzie trzech chłopów przetrzymuje zakładniczkę, córkę Zarządcy. Ma być ona kartą przetargową służącą do negocjacji. Ubodzy chłopi chcą wynegocjować godne życie dla swoich rodzin. Nie zdają sobie sprawy, że porywając kobietę ze szlachetnego rodu skazują siebie na karę śmierci. W ich obronie staje rozważny i waleczny samuraj o imieniu Shiba. Rozumie on doskonale sytuację, w jakiej znaleźli się chłopi, którzy z powodu bezwzględnej polityki pozbawiani są środków do życia. Jak sugeruje polski tytuł, do Shiby przyłączy się jeszcze dwóch wyrzutków. Jeden to Sakura, były więzień, na pozór niezdarny, który w rzeczywistości okazuje się świetnym szermierzem i godnym zaufania kompanem. Trzecim wyklętym jest Kikyô, płatny zabójca na usługach Zarządcy, który po ukończeniu służby przyłącza się do buntowników, by walczyć o sprawiedliwość.

Postacie są skonstruowane w sposób prosty, aczkolwiek nie są pozbawione głębi psychologicznej. Szczególnie Aya, porwana córka włodarza, przechodzi tu zauważalną przemianę. Przywykła do luksusów dziewczyna gardzi niższą klasą społeczną, ale postawa Shiby przekonuje ją, że działają w słusznej sprawie. Jak w kalejdoskopie zmienia się tu sytuacja i trudno przewidzieć rozwój wypadków. Sentymenty trzymane są w ryzach, a na pierwszy plan wysuwa się pełna energii i brawury walka o sprawiedliwość. Łącząc zachodnie wzorce z japońską historią i kulturą Hideo Gosha stworzył wyśmienite widowisko przygodowe o heroizmie, honorze i ludziach bezskutecznie walczących z systemem o prawo do godnego życia.


Nieistotny jest wiek, w którym rozgrywa się akcja, gdyż to nie jest kino historyczne o wielkich bitwach i dostojnych możnowładcach. Scenarzyści wprowadzili do fabuły problemy współczesnego świata: głodujących nieszczęśników, polityków nie dotrzymujących obietnic, protesty i petycje, które nic nie zmienią, pogłębią tylko gniew rządu. Ludzi traktuje się jak bezpańskie psy albo jeszcze gorzej. Pomoc uznawana jest za działanie niezgodne z prawem, czyniące z odważnych altruistów osoby wyklęte. Mimo wartko toczącej się akcji problemy społeczne nie uciekają przed wzrokiem widzów. Debiutującemu reżyserowi udało się sprytnie wpleść w intrygę ambitne treści ukazujące feudalizm i współczesność jako połówki jednego jabłka. Japonia to kraina egzotyczna, którą rządzą zupełnie inne prawa niż w Europie, lecz film Goshy to dzieło wielofunkcyjne, będące zarówno fantastyczną rozrywką jak i filmem z ambicjami. 

Ktoś kiedyś powiedział, że filmy dzielą się na trzy rodzaje: filmy dobre, złe i japońskie. Debiut Hideo Goshy należy do tej trzeciej kategorii. I nie wypada wcale gorzej niż dzieła japońskich mistrzów reżyserii. Ludzie odpowiedzialni za inscenizację walk wykonali świetną robotę. Potyczki są niesamowicie energiczne, obserwujemy efektowny balet śmierci. Nie brakuje scen boleśnie okrutnych - kara okazuje się synonimem tortur, a zamiast seppuku nieposłuszny samuraj otrzymuje sto batów. Docenić należy taką bezkompromisowość, pochwalić trzeba również aktorów: Tetsurô Tanbę (Shiba), Isamu Nagatę (Sakura), Mikijirô Hirę (Kikyô), Miyuki Kuwano (Aya) i innych. Trzech wyjętych spod prawa samurajów to znakomity, przepełniony akcją dramat, na którym nie sposób się nudzić. Dobra fabuła, wspaniałe postacie, szalone tempo, efektowne walki na miecze - to wszystko tu występuje, lecz oprócz aspektów kina popularnego mamy tu również ciekawe obserwacje socjologiczne i analizę ludzkich postaw.

6 komentarze:

  1. Jedna z moich poważniejszych filmowych zaległości . Gosha to świetny reżyser - widzialem jego dwa samurajskie klasyki ( ,, Goyokin'' i ,, Hitokiri'' ) - czapy z głów.
    Tetsuro Tanba jako główny pozytywny , to coś nowego, jak dla mnie. To jest taki japoński Henry Silva ; jak nie łotr, to anty hero ( z małymi wyjątkami ) .

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jedna z moich poważniejszych filmowych zaległości"

    Same here. Ja z kolei widziałem tylko "Samurai Wolfa", a podobno tyle dobrego Gosha napłodził.

    OdpowiedzUsuń
  3. To pierwszy film Goshy, jaki obejrzałem. Na pewno wkrótce obejrzę kolejny, prawdopodobnie będzie to "Honor samuraja"("Goyokin", 1969).

    OdpowiedzUsuń
  4. słyszałem o tym filmie, od dawna mam go na wishliście... z braku czasu nawet jakoś go bardzo nie szukałem, ale skuszony Twoją recenzją już sobie nie odpuszczę. Z drugiej strony... ile jeszcze Kurosawy do obejrzenia pozostało ;-(

    OdpowiedzUsuń
  5. Z Kurosawy to widziałem większość z tzw. żelaznej klasyki. Ale jeszcze kilka, np. z tych mniej znanych, chętnie bym obejrzał, np. "Ci którzy nadepnęli tygrysowi na ogon" (1945).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie jeszcze trochę brakuje z tej "żelaznej"...

      Usuń