Hitch-Hike. Krwawy Autostop

Autostop Rosso Sangue (1977 / 104 minuty)
reżyseria: Pasquale Festa Campanile
scenariusz: Ottavio Jemma, Aldo Crudo, Pasquale Festa Campanile na podst. powieści Petera Kane'a The Violence and the Fury

Pewnie każdemu kierowcy zdarzyła się taka sytuacja, kiedy prowadząc samochód zauważył na poboczu wędrowca próbującego złapać okazję za pomocą kciuka. Kierowcy najczęściej przejeżdżają obojętnie, ale zastanawiają się, co by było gdyby... Może gość okazałby się sympatycznym towarzyszem, rozmownym i dowcipnym. Niewykluczone, że mógłby jednak być typem nieprzyjemnym i groźnym. Pomagając nieznajomemu sporo się ryzykuje, chociaż takie historie jak z filmów sensacyjnych zdarzają się rzadko. The Hitch Hiker (1953) Idy Lupino i The Hitcher (1986) Roberta Harmona zalecają ostrożność przed wpuszczaniem obcych do swojego auta, ale najbardziej skutecznym ostrzeżeniem jest włoska produkcja z lat 70. - Autostop Rosso Sangue, znana też jako Hitch-Hike lub Death Drive.

Ewa i Walter Mancini to młode małżeństwo w początkowym stadium kryzysu. Ona jest cierpliwą i wyrozumiałą żoną, on jest aroganckim reporterem, który bardziej od małżonki szanuje butelkę whisky. Wspólnie spędzony czas na kempingu miał im pomóc w odnalezieniu na nowo tego uczucia, które ich połączyło. Niestety, nieodpowiedzialny małżonek nie umiał tego wykorzystać. Ostatnią deską ratunku wydaje się długa droga powrotna przez kalifornijskie bezdroża. Mąż jest oczywiście zbyt pijany, aby zasiąść za kierownicą, więc rozumna żona podejmuje się doprowadzić tę podróż do końca. Popełnia jednak poważny błąd, który będzie miał drastyczne konsekwencje. Zabiera autostopowicza, który okazuje się psychopatą, arcyłotrem i świrem.

Pasquale Festa Campanile znany jest z frywolnych komedii, więc Autostop... to nie jest kino w jego stylu. Ale humor jest tu jednak obecny. I to już od samego początku aż do okrutnie ironicznego i przewrotnego finału. Przykładem zjadliwego humoru są początkowe sceny, w których Walter Mancini trzyma karabin z lunetą i zastanawia się, czy zastrzelić jelenia czy własną żonę. Wybiera tę pierwszą opcję, co świadczy o tym że jakoś udaje mu się zachować trzeźwość umysłu. Alkohol nie przeżarł mu rozumu, jest więc jakaś szansa, że ten związek będzie miał przyszłość. Poza tym, wszystkie złośliwości Waltera mają charakter żartobliwy, on nie bije żony, ale testuje jej cierpliwość. Mimo że ten człowiek ma wiele wad to zaczyna budzić sympatię w momencie, gdy ma do czynienia z osobnikiem znacznie gorszym i doszczętnie zdeprawowanym.


Film inspirowany powieścią Petera Kana'a Przemoc i fur(i)a oraz thrillerem Mario Bavy Rabid Dogs z 1974 roku. Od swojego poprzednika jest jednak bardziej dynamiczny i bardziej ekscytujący. Następujące po sobie wydarzenia są piekielnie emocjonujące, trudno przewidzieć ostateczne rozwiązanie - gdy wydaje się że to już koniec zostajemy raz jeszcze zaskoczeni, a potem znowu. I znowu. Fabuła została genialnie skonstruowana, a relacje pomiędzy trójką głównych bohaterów są napięte i niespokojne. Duża w tym zasługa świetnie dopasowanych wykonawców. Franco Nero zagrał swoją rolę w sposób intensywny, ale z wyczuciem, David Hess kolejny raz (po występie w Ostatnim domu po lewej) udowodnił, że w rolach zwyrodnialców jest bardzo przekonujący. Boska Corinne Cléry kilkakrotnie pojawia się „w stroju Ewy” (w końcu gra postać o takim imieniu), co wielu osobom może przysłaniać jej inne atuty. Ale ja widzę w niej ogromny, niewykorzystany w pełni potencjał i talent.

Autostop... to świetny thriller sensacyjny pełen wybornych zakrętów fabularnych. Widać tu inspiracje kinem Sama Peckinpaha, jak chociażby motyw bandytów pragnących uciec do Meksyku ze zrabowanymi pieniędzmi. Spory wpływ na tę produkcję wywarło także amerykańskie kino drogi, w którym podróż pełniła funkcję symboliczną. Oznaczała dążenie do wolności i szczęścia. Ennio Morricone tym razem nie postawił na melodię, lecz rytm. Sprawił, że udało się uzyskać psychodeliczną, złowieszczą atmosferę podkreślającą stan umysłu udręczonych bohaterów zmuszonych zmierzyć się ze złem w czystej postaci. Ważnym, lecz milczącym bohaterem filmu jest Ford Galaxie 500 - niezawodna maszyna dobrze prezentująca się w kadrze. Trafnie wybrano także scenerię - włoska Abruzja zastąpiła amerykańską Kalifornię.


Dosadna przemoc i frywolny erotyzm serwowane są w odpowiednich ilościach, rozplanowane tak by miały uzasadnienie. Niektórzy mogą narzekać na mizoginiczny, seksistowski wydźwięk, ale nie jest on wcale taki oczywisty. Postać grana przez Corinne Cléry jest słabą i nieco naiwną dzierlatką, ale przy facetach to prawdziwy anioł: jest zrównoważona, dobroduszna i pełna wdzięku. Otoczona przez mężczyzn, którym nie może ufać, bo jeden jest chamem, egoistą i alkoholikiem, drugi - zboczeńcem, wariatem i kryminalistą. Dzięki odpowiednio dobranym aktorom, a także wciągającej akcji i rozszalałej ironii, film absorbuje, pochłania dogłębnie i zostaje w głowie na długo. Kciuk uniesiony w górę to nie tylko gest służący do zatrzymywania samochodów. Tym gestem można też powiedzieć, że film jest bardzo dobry i warto mu poświęcić swój czas. Szczególnie ci, którym podobał się Autostopowicz (1986) z Rutgerem Hauerem powinni koniecznie zobaczyć jego włoski „pierwowzór”.

6 komentarze:

  1. W pierwszym odruchu skojarzyło mi się z "Kalifornią", w której grali Duchovny, Pitt i Lewis. A Franco Nero oglądałem ostatnio w "Salamander" jednym filmie, który po raz pierwszy i ostatni w karierze reżyserował Peter Zinner, montażysta między innymi "Ojca Chrzestnego" i "Łowcy Jeleni". Ale nic nadzwyczajnego, coś w stylu podobne do "Illustrious Corpses" Francesco Rosiego, który omawiałem u siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, "Kalifornia" z Pittem też ma wiele wspólnego z tym filmem.
      Sprawdziłem info o tym "Salamandrze" i widzę, że ma świetną obsadę, więc jest jakiś powód by go obejrzeć, nawet jeśli to nic nadzwyczajnego.

      Usuń
  2. Film rzeczywiście nie skąpi czarnego humoru . Podobał mi się wątek, jak Hess dowiedziawszy się , że Nero jest dziennikarzem, zaczął go molestować, żeby napisał jego biografię. Franek podjął wątek, zaczął przeprowadzać z Hessem coś w rodzaju riserczerskiej rozmowy tyko po to,żeby podrzeć z niego łacha i wykazać mu, że jest zbyt nijakim klockiem na książkę i że to się nie sprzeda :D
    Finał dokładnie taki, jakie lubię najbardziej ( ale Bavy nie przeskoczył ) .
    Ogólnie, bez owijania w bawełnę - rewelka ! Z resztą polecałem Ci to kiedyś tam.
    Morricone w wersji akustyczno-strunowej zalicza jeden z najlepszych soundtracków w karierze, inwencja tego człowieka nie zna granic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma drugiego takiego kompozytora, który przy tak wielkiej ilości prac ciągle zachowywałby wysoką jakość.
      Pamiętam, że mi polecałeś ten film (pod tekstem o "Pogromcy czarownic"), wykorzystałem także Twoje tłumaczenie tytułu, ale chyba jest ono dosłowne, bo rosso sangue oznacza krew.

      Usuń
  3. O, kiedyś obejrzę! Podoba mi się, że opowieść nie zaczyna się dopiero na drodze, tylko jest coś wcześniej, dodatkowo uzasadniono wzięcie takiego autostopowicza.

    A że jestem fanem filmu z 1986 roku... Intrygujesz mnie tym pisaniem o zwrotach akcji. Po takim kinie bym się ich nie spodziewał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością warto obejrzeć, polecam także inne włoskie filmy sensacyjne zrecenzowane na blogu, bo Włosi, szczególnie w latach 70, tworzyli świetne kino akcji w niczym nie ustępujące amerykańskim filmom.

      Usuń